Ł. Sianożęcki, Konsekrowani wśród nas

Każdy z nich odnalazł Jezusa gdzie indziej - w więzieniu, w klasztornej celi, na uniwersytecie czy w piekarni, gdzie bułki kupowała św. Faustyna. Łączy ich Instytut Świecki Chrystusa Króla.

W dniu, w którym obchodzimy liturgiczną pamiątkę ofiarowania Pana Jezusa w świątyni przypada Światowy Dzień Osób Konsekrowanych. Wśród wielu form życia konsekrowanego znajdują się Instytuty Świeckie. 2 lutego 1947 roku papież Pius XII ogłosił Konstytucję apostolską Provida Mater, mocą tego dokumentu zatwierdził i zaaprobował Instytuty Świeckie.

Wierni świeccy, podobnie jak kapłani i osoby zakonne, pragną iść za Chrystusem wyznaczoną przez Niego drogą. Składają śluby - czystości, ubóstwa i posłuszeństwa. Jednak bez „opuszczania świata”, lecz pośród tej rzeczywistości mogą służyć Bogu i światu.

W świecie jest 38 tys. osób skupionych w około 180 Instytutach, zaś w Polsce około 1500 członków Instytutów świeckich w 38 wspólnotach pochodzenia krajowego i zagranicznego. Jednym z nich jest Instytut Świecki Chrystusa Króla Istituto Secolare Cristo Re, założony w 1938 roku przez Czcigodnego Sługę Bożego Giuseppe Lazzatiego. Profesor Giuseppe Lazzati był Rektorem Uniwersytetu Katolickiego Mediolanie. Od samego początku gromadził wokół siebie tych, którzy chcieli służyć Bogu w czystości, ubóstwie i posłuszeństwie. W roku 1963 wspólnota Instytutu otrzymała prawa papieskie. Obecnie Instytut ma swoich członków na 5 kontynentach. W Polsce jest obecny od 1994 roku.

W diecezji elbląskiej też żyją członkowie Instytutu Chrystusa Króla. Jednym z nich jest Krzysztof Łaszuk. Jak trafił do instytutu? - Powołanie do służby Bogu odczułem około 16. roku życia. Szukałem głębszej relacji z Panem Bogiem. Pamiętam jak pod koniec Szkoły Podstawowej pojechałem na rekolekcje organizowane przez ojców Werbistów z Pieniężna - wspomina. Wówczas fascynowała go praca misjonarza. Po szkole zawodowej pracował jako elektryk w zakładzie przemysłowym. Były to czasy PRL-u. - Gdy nastała „Solidarność”, zaangażowałem się w ruchu niepodległościowym. W okresie stanu wojennego, za kolportaż ulotek zostałem aresztowany i uwięziony w Zakładzie Karnym w Elblągu, później przewieźli mnie do ZK w Gdańsku, tam gdzie została skazana na śmierć „Inka”. W tym czasie w celi więziennej spotkałem Jezusa, który nauczył mnie wybaczać i „zło dobrem zwyciężać”. To właśnie to przeżycie sprawiło, że był pewny, że chce służyć tylko Jemu. - Tylko Jezus, reszta się nie liczy - mówiłem w sercu. Już nie było ważne dla mnie gdzie, czy jako kapłan, czy zakonnik, oby tylko On był w centrum mego życia - tak wybrał życie konsekrowane.

Współbratem Krzysztofa jest Grzegorz Zabłotny z Gdańska. - Z zawodu jestem piekarzem. Obecnie pracuję jako konserwator. Od małego pragnąłem służyć Bogu - tak w skrócie opowiada swoją drogę do życia konsekrowanego. Grzegorz wspomina również czas nowicjatu u franciszkanów. - Wówczas dużo czasu poświęcałem na adorację, cieszyłem się, że jestem tak blisko Pana Jezusa.

Mówi, że życie zakonne u franciszkanów było bardzo piękne i wartościowe. - Każdego dnia czułem miłość Boga, ale w głębi serca coś mnie męczyło, jakbym miał u szyi uwiązany worek z kamieniami. Godziny spędzałem na adoracji i prosiłem Jezusa o dobre odczytanie mojego powołania. Byłem pewny tylko jednego, że zawsze chcę żyć tylko dla Niego. Ale jak ? Gdzie? Z pomocą przyszła mu bł. Aniela Salawa, tercjarka franciszkańska, mistyczka. Ta święta dziewczyna też chciała służyć Bogu, ale w świecie poza klasztorem. - Po rozmowie ze spowiednikiem zdecydowałem się na wybór życia w Instytucie Świeckim Chrystusa Króla. Ten ogień Bożej miłości jakby wypalał mnie. Po podjętej decyzji o zmianie formy życia konsekrowanego poczułem, że ten przysłowiowy worek z kamieniami zawieszony u mojej szyi jakby rozerwał się. W sercu poczułem wewnętrzny pokój i radość. Rozpocząłem czas formacji w Instytucie. 1 rok kandydatury i 4 lata w aspiranturze. Po 5 latach formacji złożyłem pierwsze śluby - czystości, ubóstwa i posłuszeństwa. Po 10 latach śluby wieczyste - opowiada.

Zupełnie odmienną drogą do życia konsekrowanego wybrał Mirosław Bogacki, emerytowany profesor Uniwersytetu Warszawskiego. - Prawie całe moje życie poświęciłem się pracy naukowej. W Szkole Podstawowej i Średniej moim ulubionym przedmiotem była geografia. Fascynowałem się podróżami i budową Ziemi. Ukończyłem studia na Uniwersytecie Warszawskim i zostałem w uczelni. Jako geomorfolog zająłem się nowymi badaniami naukowymi i wykładami dla studentów - opowiada M. Bogacki.

Jak wspomina czasy pracy naukowej i pracy ze studentami to nie tylko wykłady i egzaminy. - Często moi studenci przychodzili do mnie radzić się jak żyć. Zwierzali mi się ze swoich problemów rodzinnych np. że nastąpił rozwód rodziców, że ojciec jest alkoholikiem, że dziewczyna kogoś opuściła… Widać wzbudzałem zaufanie - uśmiecha się.

Często wystarczyło po prostu wysłuchać. - Miałem różnych studentów, wyznających różne światopoglądy. Starałem się każdemu pomóc. Nie zawsze trzeba mówić o Ewangelii, o Bogu. Często wystarczy ukazać wartości ogólnoludzkie, humanistyczne, aby dostrzec dobro, które jest w każdym człowieku. Sam tych wartości uczyłem się w Kościele - opowiada profesor. Zauważa że ta droga jednak zaczęła się wcześniej. - Urodziłem się w Płocku. Już jako młody chłopiec byłem ministrantem. Miałem to szczęście, że w moim rodzinnym mieście kupowałem chleb z piekarni w której przebywała i pracowała św. Faustyna Kowalska. Ocierałem się o świętość - wspomina z rozrzewnieniem. - Często myślałem, że skoro Ona dała radę to dla czego nie i ja? Zawsze chciałem być blisko Boga. Nie myślałem o życiu małżeńskim, ani o życiu kapłańskim czy zakonnym. Realizowałem swoje odkrycia naukowe. Intuicyjnie wyczuwałem, że można żyć w świecie i jednocześnie żyć tylko dla Boga.

W ten sposób trafił na Instytut Świecki Chrystusa Króla. - Tu złożyłem śluby wieczyste; czystości, ubóstwa i posłuszeństwa. Choć żyjemy w rozproszeniu w różnych miejscowościach, takich jak: Warszawa, Mielec, Starachowice, Rzeszów, Kraków, Malbork, Elbląg, Gdańsk, Gdynia… to tworzymy autentyczną wspólnotę, zespoloną wzajemną więzią wynikającą ze ślubów i z charyzmatu Instytutu - zauważa.

Jak podkreślają zgodnie członkowie instytutu ich powołanie to dar. - Życie konsekrowane jest piękne i jest do dar darmo dany, niezasłużony. Każdego dnia Bogu dziękuję za ten dar cudnego życia. Sam nie wiem dlaczego Jezus tak bardzo mnie kocha - podkreśla Krzysztof.

Zdaniem prof. Bogackiego życie konsekrowanego świeckiego jest dokładnie takie samo, jak życie mnicha trapisty. - Samotne, niezależne, poświęcone modlitwie i miłości do tych, co nas otaczają, oddane jednocześnie zwykłym czynnością dnia codziennego. Tego właśnie doświadczam każdego dnia - opowiada.

- Dziś jestem jeszcze bardziej przekonany o słuszności mego wyboru, bo to tylko Bóg jest twórcą mojego życia. Jemu zaufałem - dodaje Grzegorz. Po chwili spogląda na obrączkę z wyryta na niej datą ślubów wieczystych i z uśmiechem mówi: - Dziś mogę z wiarą powtórzyć za prorokiem Jeremiaszem; „Uwiodłeś mnie, Panie, a ja pozwoliłem się uwieść”.

za: Gość Elbląski nr 5/2017.