Pokora jest jedną z najważniejszych cnót,
przeciwstawiającą się najgorszemu z grzechów – ludzkiej pysze. Zarazem jest ona
jednym z najbardziej paradoksalnych, przeinaczonych i nadużywanych pojęć i
dlatego wokół pokory narosło wiele nieporozumień.
Bardzo łatwo jest komuś zarzuć brak pokory. Nie można
sobie samemu pokory przypisać i nie powinno się też nikomu pokory narzucać, by
zmusić go w ten sposób do podporządkowania się swoim oczekiwaniom. Z tego
samego względu niezwykle trudno jest też o pokorze coś jednoznacznego
powiedzieć czy napisać. Pokorę powinno się praktykować, a nie analizować.
Chrystusa nauka pokory
Na szczęście jest się do kogo i do czego odwołać – Jezus Chrystus,
który jako jeden jedyny mógł powiedzieć o sobie, że jest cichy i pokorny sercem,
a dosłownie: łagodny i uniżony w sercu, wielokrotnie uczył o pokorze. Może nam
też pokazać siebie jako wzór do naśladowania i powiedzieć: róbcie to co ja i
tak jak ja. Ma prawo, bo sam przeszedł do końca drogę uniżenia, służby i
ofiary. Tylko On ma prawo pociągnąć nas za sobą, by nauczyć nas sztuki życia
pokornego i szczęśliwego – pomimo cierpienia, zmęczenia dźwiganiem ciężarów i
trudów codzienności.
I to jest pierwszy trop kierujący nas w stronę pokory:
zaakceptować życie z jego ograniczeniami, nie buntować się i nie uciekać od
tego, czego nie można zmienić, lecz podjąć trud wytrwałego zmagania się z
przeciwnościami. Człowiek pokorny musi być odważny i konsekwentny.
Charakterystyka ta może być dla nas zaskakująca. Najczęściej bowiem pokorę
mylimy z pokornością na podobieństwo przysłowia: pokorne cielę dwie matki ssie.
Według tego fałszywego wyobrażenia, człowiek pokorny to ten, kto nie ma
własnego zdania ani zasad, kto unika odpowiedzialności, boi się samodzielnie
myśleć i za wszelką cenę próbuje się dostosować do oczekiwań innych. Taka
bojaźliwa i konformistyczna postawa nie ma nic wspólnego z prawdziwą pokorą.
Pokorę mylimy także z nieśmiałością i niekompetencją.
Ten, kto nie jest pewny swoich umiejętności, wiedzy i komunikatywności często
chowa się za maską nieśmiałości i pseudopokory. Jest to bardzo wymowna wymówka
dla uzasadnienia postawy bierności, obojętności i tchórzliwości. Zamiast
podejmować trud zaangażowania i zrobienia czegoś dobrego, tłumaczymy sobie
obłudnie, że to pokora każe nam pozostać w cieniu, nie narzucać się, milczeć i
nic nie robić. Tymczasem jest dokładnie na odwrót: człowiek pokorny wie, że
musi być kompetentny, pewny i odważny w tym, co robi. Wtedy nie będzie musiał
nadrabiać miną, tupetem czy ośmieszaniem innych, bo jego zaangażowanie i
dokonane dzieła same się obronią.
Człowiek pokorny
Wbrew potocznym przekonaniom być pokornym to wcale nie
znaczy myśleć o sobie źle, tylko myśleć o sobie mniej. Człowiek pokorny nie
koncentruje się na sobie i nie stara się przyciągnąć uwagi innych. Ale też
niema kompleksów, nie przeprasza za to, że żyje, że odniósł jakiś sukces, że
coś potrafi. Woli raczej pozostać w cieniu, by bardziej wyeksponować dobro,
którego jest autorem, ale autorem bezimiennym. Wszystko, co czyni, czyni na
chwałę Boga i nie chce nic z tej chwały zachować dla siebie.
Dlatego też chętnie staje się posłuszny. Wtedy może
spokojnie robić to, co do niego należy, a kwestię ocen, krytyki czy nagrody
pozostawić z boku. Dziś taka postawa wydaje się wręcz absurdem, który trudno przyjąć
i zrozumieć. Ale jednak Jezus wyraźnie zaleca swoim uczniom: „Mówcie, słudzy
nieużyteczni jesteśmy, wykonaliśmy to, co powinniśmy wykonać”. A w kluczowym
momencie życia mówi: „Nie moja, ale Twoja wola niech się stanie”. To szczyt
pokory: gotowość do całkowitego zaparcia się siebie, rezygnacja ze swojej woli,
by przyjąć wolę Boga, a dalej, by być gotowym poddać się pod władzę
przełożonych. Nie można tych wskazań zlekceważyć, lecz szukać ich
ponadczasowego sensu.
Wreszcie zalecenie, które często puszczamy mimo uszu, nie
rozumiejąc jego głębi i prawdziwej wymowy: „Jeśli się nie staniecie jak dzieci,
nie wejdziecie do królestwa niebieskiego”. Na ogół myślimy i obawiamy się, że
chodzi o zdziecinnienie i dlatego ignorujemy ten fragment i tym bardziej
staramy się pokazać i udowodnić, ile jesteśmy warci, jak jesteśmy samodzielni,
mądrzy i niezależni. Tymczasem Jezusowi wcale nie chodzi o zdziecinnienie czy
niedojrzałość. Każąc nam upodobnić się do dziecka, Jezus zaleca nam właśnie
postawę pokory i niesamowystarczalności.
W czasach starożytnych dziecko nie miało żadnych praw.
Było całkowicie zdane na łaskę i miłość swoich rodziców. A rodzice nie
rozumieli tej łaskawości i miłości jako spełnianie wszelkich kaprysów i
zachcianek swego dziecka, lecz jako stanowcze, konsekwentne i karne wychowanie.
To rodzice wtedy rządzili i decydowali, a nie jak dziś – często dzieci. I
dlatego dzieci od początku uczyły się pokory, posłuszeństwa i dyscypliny,
wiedziały, gdzie jest ich miejsce i nadzieja – w miłości rodziców, a nie w
swojej pełnej pychy samowoli. Dojrzałość polega na tym, że człowiek jest gotów
podjąć swoje obowiązki, odpowiedzialność i zadania w sposób bezinteresowny, nie
domagając się swego wywyższenia, pochwał i specjalnych podziękowań, lecz czynić
to w imię powinności.
Jest to ewangeliczna wyższa „szkoła jazdy”, duchowość dla
zaawansowanych. Ale ten, kto ją praktykuje, nigdy nie uzna, że to właśnie
pokora; wręcz przeciwnie: będzie się oskarżał o pychę. Dopiero Bóg go oceni i
nagrodzi.
Ks. Mariusz Pohl, Pokora – cnota paradoksów, w:
Przewodnik Katolicki, nr 21, 21 lipca 2013, s. 40-41.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz