W grudniu 2013
r., około tygodnia przed odejściem do Pana naszego współbrata Fabrizio, otrzymałem z Włoch sms – „Fabrizio
zostało kilka dnia życia” . Wiadomość tak jakby mnie sparaliżowała i powaliła
na kolana. Ze łzami w oczach prosiłem Pana o cud zdrowia. Błagałem Sł. B. G.
Lazzatiego – wstaw się u Boga za naszym bratem! Mijały dni…
Przed oczyma
pojawiały mi się obrazy jak z filmu. Przypominała mi się twarz Fabrizia. Razem
rozpoczynaliśmy aspiranturę. Jego twarz była pełna ciepła, miłości i
łagodności. Miał spojrzenie pełne troski o człowieka, był zainteresowany
bliźnim. Miałem zawsze wrażenie, że chciał
słuchać. Był otwarty. Afirmował słuchacza.
Choć spotkaliśmy się tylko pięć razy i
nie znaliśmy swoich języków ojczystych, czuliśmy razem, że trzeba patrzeć w
jednym kierunku. Rozmawialiśmy ze sobą
gestami, spojrzeniem, uśmiechem,
ciszą… Tak, Fabrizio mówił ciszą.
Pamiętam, gdy jeszcze byłem aspirantem,
pewnej wakacyjnej nocy w Eremie s. Salvatore staliśmy przy barierce i
patrzyliśmy się w dół na miasto. Na dole wszystko było takie małe. Ulicami
przejeżdżały samochody. Po torach jechał pociąg. Słychać było odgłosy klaksonów
i stukot kół pociągu. Fabrizio spojrzał
na mnie, uśmiechnął … czułem, że chce powiedzieć jak tu jest pięknie, a tam
na dole w mieście wre życie, wszystko w ruchu, ale po chwili, razem jakby
odruchowo spojrzeliśmy w rozgwieżdżone niebo. Blask księżyca odbijał się w jeziorze.
Ta głębia nieba, Nieskończoność jakby nas chłonęła. Fabrizio głęboko zaczerpnął
świeżego powietrza i bez słów zrozumieliśmy, że
tam w górze jest prawdziwe Życie! I tak staliśmy blisko siebie w bez
ruchu, zanurzeniu w oceanie Bożego piękna…
Po okresie formacji na dzień naszej pierwszej
profesji otrzymałem z Włoch
pamiątkową kartkę ze ślubów z
wizerunkiem naszego Eremu, w tle było widać ciemną noc z rozgwieżdżonym
niebem. Obrazek chyba opracował Fabrizio. Na odwrocie kartki był napis –
„ A kiedy, zgasiwszy ognie zmierzchu
Powróci noc ze swymi gwiazdami
Nietknięci przez ziemskie iluzje
Znów wyśpiewamy Twoją chwałę”
/ Z liturgii ambrozjańskiej/ .
A także wybrany fragment z Listu do Hebrajczyków – „ I my
zatem mając dokoła siebie takie mnóstwo świadków, odłożywszy wszelki ciężar, a
przede wszystkim grzech, który nas łatwo zwodzi, winniśmy wytrwale biec w
wyznaczonych nam zawodach” /Hbr 12,1/. I
nasze nazwiska: Carlo Borghetii,
Triuggio, 6.11; Anthony Fernandes, Mumbai, 13.11; Fabrizio Panozzo, Roma, 20.11; Fernando Pizzolato, Roma, 20.11.;
Krzysztof Łaszuk, Warszawa, 20.11. CHRISTUS REX 1999. Tę pamiątkę ze ślubów zawsze mam przy sobie.
Przez łzy
pytałem się Boga: DLACZEGO? Dlaczego on, taki młody, dlaczego tyle
cierpienia? Nasz współbrat Maciej,
dowiedziawszy się o śmierci Fabrizia poszedł na Mszę w jego intencji. Wieczorem otrzymałem
e-mail od Macieja – „I ja dołączam się do wspólnych modlitw za naszego brata
śp. Fabrizio. W sumie cały dzień jakoś przewijał mi się w myślach, choć twarzy
jego nie pamiętam. Na Mszy św. o godz. 18:00 pamiętałem o nim i radość
mnie ogarniała, sam nie wiem dlaczego. Myślę, że pomiędzy nami a braćmi zmarłymi jest naprawdę cienka
granica. Oni wspierają nas i liczą bardzo na naszą pomoc…„ /02.01.2014 r.,
godz. 21:05/.
Tak i ja
zrozumiałem, że Fabrizio żyje już po tamtej stronie. Śmierć nie jest celem.
Śmierć jest momentem, w którym wszystko ma się zatrzymać. Cierpienie samo w
sobie nie jest wartością. Istotą męki Jezusa nie było to, że On cierpiał, ale
to, że wypełnił wolę Ojca. Fabrizio wypełnił wolę Ojca. Choć patrząc po ludzku można zadać w rozpaczy pytanie: "Gdzie
byłeś Boże, jak umierał nasz Brat?". Fabrizio by odpowiedział: „Właśnie wtedy
był Pan Bóg. We mnie umierał Pan Jezus, aby zmartwychwstać ku pełni radości”.
Jak mówi św. Paweł, dopełnił on braki udręk Chrystusa dla dobra Jego Ciała,
którym jest Kościół /por. Kol 1,24/. Nie trzeba już płakać.
Po jakimś
czasie przypomniało mi się inne spotkanie z Eremie. Było to już po ślubach.
Robiliśmy wspólne zdjęcia, staliśmy bardzo blisko siebie – Fabrizio, Anthony i
ja. Byliśmy razem. Głęboka radość wypełniała nasze serca.
Powiedziałem żartem, że jesteśmy zjednoczeni w Jezusie.
A Fabrizio rzekł: Tak, jesteśmy
niezwykle zjednoczeni w Jezusie… Żyć dla Jezusa, czy to nie jest coś pięknego!
W naszej
polskiej wspólnocie, w dniu pogrzebu Fabrizia, odbywaliśmy dni skupienia. W
czasie Mszy za śp. Fabrizia, w kazaniu ksiądz powiedział, że nasze życie ma być
kontemplacją Boga w naszym codziennym życiu. Myślę, że nasz Brat Fabrizio
przez całe życie kontemplował Boga. Miał
dokoła mnóstwo świadków, z którymi biegł w wyznaczonych nam zawodach /por. Hbr
12, 1/. Wierzę, że Fabrizio widzi już Jezusa, wygrał już zawody!
I
rzeczywiście „zgasiwszy ognie zmierzchu, powróciła noc ze swymi gwiazdami,
nietknięty przez ziemskie iluzje, znów
Fabrizio wyśpiewa Twoją chwałę, Panie".
Krzysztof
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz