Alan Carver Ames, współczesny mistyk i były gangster, opowiada o tym, jak otrzymuje od Jezusa przesłania o Eucharystii.
Joanna Bątkiewicz-Brożek: Mam wrażenie, że rozmawiam ze współczesną s. Faustyną, tyle że w spodniach.
Alan Ames: (śmiech) O nie, jestem zwykłym grzesznikiem, prostym człowiekiem. Faustyna była osobą świętą!
Od 15 lat spotyka się Pan i rozmawia z Jezusem. I na całym świecie przekonuje, że jeśli "miałby wybierać między wizjami a Eucharystią, wybrałby Pan to drugie".
Bo w Eucharystii jest żywy Jezus!
Kiedy Go Pan widzi, też jest żywy. Może Go Pan dotknąć, rozmawiać z Nim...
Pełnia spotkania z Jezusem jest tylko w Eucharystii! Kiedy przyjmuję Jezusa, czuję, jakbym Go chłonął. On mnie przenika. Trudno to opisać, to najpiękniejsze chwile w życiu. Często ze szczęścia płaczę. Czuję radość, miłość, kiedy Jezus mnie dotyka. On przenika do mojego wnętrza. Nie da się porównać tego ani do wizji, ani do doświadczenia rozmów z Nim. Jedność z Jezusem w Eucharystii jest ponad wszystko. Chciałbym, aby każdy mógł tego doświadczyć. A tak nie jest, bo gdyby tak było, kościoły byłyby pełne od rana do wieczora.
A czemu tak nie jest? Jaki popełniamy błąd?
Nie chodzi o błąd. Wielu ludzi jest pochłoniętych codziennością, pogonią za pieniędzmi, pracą. Martwią się o dzieci, relacje z mężem, żoną, koncentrują się na sprawach tego świata, a nie na Bogu. I przez to nie są w stanie całkowicie otworzyć się na Niego i w pełni doświadczyć obecności Jezusa. Koncentracja na świecie stawia barierę między człowiekiem a Jezusem.
Jak ją pokonać?
Modlić się do Ducha Świętego. Jeśli przed każdą Mszą św., przed przyjęciem Komunii poprosisz, by Duch Święty pomógł zanurzyć ci się w miłości Boga i całkowicie się Mu oddać, tak jak On oddał się cały tobie, i jeśli wytrwasz w takiej modlitwie, pewnego dnia porwie cię całkowicie na Eucharystii miłość. Może to potrwać nawet i 10 lat. My zwykle chcemy odpowiedzi i rozwiązań natychmiast, za dwa dni, za tydzień. Modlimy się, ale poddajemy się, jeśli coś się szybko nie zmienia. A tu trzeba wytrwać.
Jak były przywódca gangu odkrył miłość do Eucharystii?
Pochodzę z ubogiej rodziny, do kościoła się u mnie nie chodziło. Dopiero żona zaczęła mnie tam zaciągać na Boże Narodzenie, dla dzieci. Była wtedy protestantką. Ale nie wierzyłem w Boga. Dopiero kiedy przyszła do mnie Matka Przenajświętsza i powiedziała, że jedyną drogą do pełni jest Eucharystia, zacząłem chodzić na Msze codziennie. To Maryja poleciła mi, bym modlił się, aby Duch Święty pomógł mi się otworzyć na Jezusa w czasie Eucharystii. To było w 1994 r. Bóg od tej pory za każdym razem inaczej pokazuje mi swoją miłość w Eucharystii.
Jak?
W jaki sposób mam opisać eksplozję radości i pełny pokój? Nawet gdy jestem całkowicie wyczerpany, jak zeszłej nocy, po 30 godzinach lotu z Australii do polski, czuję w sobie tę radość, rodzaj ekstazy. Ale jestem zwykłym człowiekiem. Bóg każdego może tak dotykać jak mnie. Kiedy Jezus przyszedł do mnie po raz pierwszy, błagałem Go, żeby odebrał mi życie. Pokazał mi moje życie, grzechy, widziałem zaniedbania i ich konsekwencje dla innych ludzi. Ile krzywd wyrządziłem... Nie mogłem tego znieść. Jezus powiedział: chcę ci wybaczyć, bo cię kocham. Zapytałem, czemu akurat mnie. Odpowiedział: bo jeśli tobie chcę wybaczyć, to znaczy, że Moja miłość jest dla każdego.
Pana historia ma schemat podobny do wielu biblijnych wydarzeń: Bóg posyła najpierw swojego anioła...
Tak, zanim przyszli Jezus i Maryja, pojawił się anioł. I demon.
Nie mówi Pan o tym w kościołach...
Lepiej mówić o Jezusie i Eucharystii.
Ale to, co Pan przeżył, wbija w fotel. Miał Pan na swoim koncie kradzieże, narkotyki...
Wszystkie możliwe grzechy. Byłem brutalny, także w domu, oszukiwałem. Ale miałem dobrą pracę w firmie farmaceutycznej w Australii - tam wyjechaliśmy z Londynu. Jeździłem często w delegacje. I pewnego wieczora w hotelu włączyłem telewizję. Nagle zobaczyłem przed sobą czarną postać. Mężczyzna rzucił mną o podłogę, zaczął mnie dusić. Myślałem, że zwariowałem, że to przez alkohol. Choć ćwiczyłem sztuki walki, temu typowi nie dawałem rady. I wtedy usłyszałem głos: odmów "Ojcze nasz". Od lat się nie modliłem. Ale posłusznie wykonałem zadanie. Wtedy czarny typ zniknął. Ale znowu wrócił, a ja znowu "Ojcze nasz". I tak do rana. Byłem bliski śmierci.
Bał się Pan?
Byłem przerażony! Potwornie. Zmieniłem hotel następnej nocy, ze strachu.
Ale i tam Pana znaleźli... Przyszła św. Teresa z Avila.
I powiedziała, że jeśli nie zacznę się modlić na różańcu, to nie otworzę się na Boga i pójdę do piekła.
Ostro.
Była stanowcza. Kazała mi kupić różaniec. Tak zrobiłem, bo się wystraszyłem. Święta powiedziała: Różaniec to najpotężniejsza modlitwa. Kiedy się nią modlisz, jakbyś wiązał sznur na szyi szatana.
Byli też św. Tomasz z Akwinu i św. Szczepan.
Oraz wielu innych. Ale nadal uważałem,że zwariowałem. Dopiero kiedy przyszła do mnie Matka Boża, zacząłem rozumieć, że to się dzieje naprawdę. Maryja poprosiła, żebym odmawiał 45 dziesiątek Różańca codziennie. Odmawiałem. Ale Ona znowu przyszła: módl się więcej. Nie dawałem rady. Rozpraszałem się. Mówię: to ponad moje siły. Na co Matka Boża: bo chcesz wszystko sam, poproś Boga o pomoc, z miłości dasz radę. I tak modlitwa stała się dla mnie jak oddech. Nawet teraz, kiedy rozmawiam z panię, w myślach się modlę.
Całkowite zanurzenie w Bogu.
Duch Święty pozwolił mi zobaczyć Jezusa. Jezus konał na krzyżu za każdy mój grzech. To był najgorszy dzień w moim życiu, bo uświadomiłem sobie, jak marny jestem, ile kolców powbijałem w głowę Chrystusa. On mówił: kocham Cię, choć źle żyłeś, chcę ci wybaczyć. I czekał. Dopiero kiedy poprosiłem Go o wybaczenie, spłynęła na mnie fala miłości, stałem się nowym człowiekiem.
Opowiedział Pan o tym od razu żonie i dzieciom?
Tak. Kathryn pobiegła przerażona do biskupa.
Co jej powiedział?
Żeby się modlić i czekać.
Uznali Pana za wariata?
Nie musiałem ich przekonywać, bo widzieli, że z niedobrego człowieka nagle stałem się łagodnym tatą i czułym mężem.
Ale żona nie nawróciła się od razu.
Po dwóch latach. Jeździła ze mną po świecie. I kiedyś, gdy mówiłem świadectwo i modliłem się, stanęła na końcu kościoła. Zobaczyła Jezusa konającego na krzyżu. Powiedział: kocham cię. I wydał ostatni dech. Kathryn poczuła go na swojej twarzy.
Pana historia jest jak z pogranicza science fiction...
Gdyby to wydarzyło się komuś innemu, też bym tak mówił. (śmiech) Ojciec Richard, mój kierownik duchowy, żartuje, że wierzy w to, bo ufa mojej żonie. (śmiech) Uważam, że ci, którzy chodzą na Msze św., modlą się, są w Kościele - to błogosławieni ludzie. Wierzą, choć nie widzieli. Ja zaś uwierzyłem, bo zobaczyłem.
Jak Tomasz...
Ale to i tak wcale nie jest proste. Są i ciężkie krzyże. Wiele trudnych sytuacji. Choćby ta z moim synem. Rzadko o tym mówię. Kiedy miał 18 lat, był na granicy życia. Przyszedł do mnie szatan i mówi: dziecko ocaleje, ale musisz mi oddać swoją duszę. To było dramatyczne dla mnie jako ojca. Ale powiedziałem mu: możesz zabrać mi życie, ale duszy nigdy nie oddam. Syn przeżył.
Zły często Pana atakuje?
Tak, próbuje się mnie pozbyć. Ale nie chcę o tym mówić, to polecenie kierownika duchownego.
Jest mu Pan posłuszny?
Wszystko, co robię i mówię, dzieje się za zgodą Kościoła katolickiego. Moje książki, przesłania, które dyktuje mi Jezus, wychodzą tylko z imprimatur. Posłuszeństwo jest najważniejsze.
O tym mówi Panu Jezus?
On o to prosi. Kościół to jest Moje mistycznej ciało - mówi. Na początku mojej historii nawrócenia Jezus poprosił, żebym opowiedział o niej mojemu arcybiskupowi. "A kim ja jestem, żeby iść do arcybiskupa?" - pytam. Wszyscy znali mnie jako złego człowieka, agresywnego alkoholika. "Jak ja dostanę się do takiego kapłana?" - zwróciłem się do Jezusa. A On: ty się tym nie martw, ja Cię do niego doprowadzę. I dodał: opowiesz mu wszystko i zrobisz, co ci powie. Nawet jeśli każe ci milczeć o wszystkim, bądź posłuszny!
Nie wytrzymam jako kobieta... Jak wygląda Jezus? Jak Go Pan widzi?
Na różne sposoby: czasem to są wizje, obrazy, słyszę Go tak jak panią teraz. Ale może z 50 razy widziałem również tak jak panią teraz.
Jest tak piękny, mówiła św. Faustyna, że nie potrafię Go opisać...
To prawda. Jego oczy są przejmujące, cudownie błękitne. Jezus jest wysoki, ma ok. 180 cm, brązowe włosy do ramion, oliwkową cerę.
Moja córka prosiła, żebym zapytała: czy jest dzisiaj w dżinsach?
(śmiech) Nie, Jezus nie nosi dźinsów. Jest niemal identyczny jak na obrazie, który prosiła namalować Faustyna. Z tej pierwszej wersji.
Wielu chciałoby Go zobaczyć, mimo wszystko. Ja też. Tak jak chce się widzieć osobę ukochaną.
Rozumiem to. Widzi pani, spotkania z Jezusem, twarzą w twarz, dają mi wiele szczęścia. Ale opowiem pani historię.
Było to w 1996 roku w południowej Australii, gdzie mieszkam. Zaczynałem wtedy głosić Jezusa. Przyszedł do mnie mężczyzna. Był po ciężkim wypadku, prosił o modlitwę o uzdrowienie. W czasie uwielbienia Jezus powiedział mi: poproś, by ten człowiek w Moje imię poprosił o uzdrowienie. Tak zrobił i wyzdrowiał. W ciągu dwóch tygodni dwukrotnie zobaczył Jezusa. Myśli pani, że zaczął chodzić na Msze, do kościoła? Otóż nie.
Jak to?
Bo raz jeszcze podkreślę: samo widzenie Jezusa nie równa się przyjmowaniu Go w czasie Eucharystii. To jak z apostołami. Chodzili za Jezusem, dotykali Go, rozmawiali z Nim, widzieli, jak uzdrawia. Ale Judasz Go zdradził. Pozostali uciekli spod krzyża, zostawili Jezusa samego w czasie męki.
Fakt, że otrzymałem łaskę widzenia Go, dotykania i rozmów z Nim, jest absolutnie cudownym doświadczeniem. Dużo podróżuję. I mimo że Jezus odwiedza mnie codziennie, nawet w samolocie, a nie mogę uczestniczyć wtedy w Eucharystii - bo lot trwa z przesiadką 24 godziny - to wtedy cierpię fizycznie. Zaczynam płakać, ludzie patrzą: co to za wiariat? Bo zjednoczenie z Chrystusem w Eucharystii dopiero daje mi pełnię życia. Moje serce i dusza jakby wznoszą się do nieba w czasie Mszy.
Bo "jeśli nie będziecie jedli Ciała Syna Człowieczego ani pili Krwi Jego, nie będziecie mieli życia w sobie" (J 6, 53).
Alan Carver Ames
Jest współczesnym mistykiem. Należał do gangu w Londynie. W 1994 r. przeżył nawrócenie, kiedy przyszedł do niego Jezus. Od 15 lat Alan otrzymuje przesłania, m. in. o Eucharystii. Głosił Jezusa już w 50 krajach świata, w tym w Polsce. Zawsze za zgodą biskupa miejsca i w obecności kapłanów, w kościołach. Nie bierze za to pieniędzy. Od początku metropolita diecezji Perth w Australii Zachodniej, abp Barry J. Hickey, a po nim abp Timothy Costelloe udzielali mu wsparcia i przydzielili kierownika duchownego. Pierwszym był ks. Gerard Dickinson (już nie żyje), a teraz jest nim o. Richard Rustauskas, który towarzyszy Alanowi w podróżach. Ważnym wydarzeniem w życiu Amesa było wystąpienie w czasie Światowych Dni Młodzieży w Toronto w 2002 r. w obecności Jana Pawła II oraz w bazylice Narodzenia Pańskiego w Betlejem. W Polsce ukazały się m. in. książki Alana Amesa "Oczami Jezusa", "Manna z nieba", "Chodzić w Ducha Świętym" i "Różaniec Eucharystyczny". Alan ma 63 lata. Jest żonaty, ma córkę, syna i wnuków.
za: Jezus mnie dotyka, w: Gość Niedzielny nr 19, 8 maja 2016 r., s. 27-29.
O tym mówi Panu Jezus?
On o to prosi. Kościół to jest Moje mistycznej ciało - mówi. Na początku mojej historii nawrócenia Jezus poprosił, żebym opowiedział o niej mojemu arcybiskupowi. "A kim ja jestem, żeby iść do arcybiskupa?" - pytam. Wszyscy znali mnie jako złego człowieka, agresywnego alkoholika. "Jak ja dostanę się do takiego kapłana?" - zwróciłem się do Jezusa. A On: ty się tym nie martw, ja Cię do niego doprowadzę. I dodał: opowiesz mu wszystko i zrobisz, co ci powie. Nawet jeśli każe ci milczeć o wszystkim, bądź posłuszny!
Nie wytrzymam jako kobieta... Jak wygląda Jezus? Jak Go Pan widzi?
Na różne sposoby: czasem to są wizje, obrazy, słyszę Go tak jak panią teraz. Ale może z 50 razy widziałem również tak jak panią teraz.
Jest tak piękny, mówiła św. Faustyna, że nie potrafię Go opisać...
To prawda. Jego oczy są przejmujące, cudownie błękitne. Jezus jest wysoki, ma ok. 180 cm, brązowe włosy do ramion, oliwkową cerę.
Moja córka prosiła, żebym zapytała: czy jest dzisiaj w dżinsach?
(śmiech) Nie, Jezus nie nosi dźinsów. Jest niemal identyczny jak na obrazie, który prosiła namalować Faustyna. Z tej pierwszej wersji.
Wielu chciałoby Go zobaczyć, mimo wszystko. Ja też. Tak jak chce się widzieć osobę ukochaną.
Rozumiem to. Widzi pani, spotkania z Jezusem, twarzą w twarz, dają mi wiele szczęścia. Ale opowiem pani historię.
Było to w 1996 roku w południowej Australii, gdzie mieszkam. Zaczynałem wtedy głosić Jezusa. Przyszedł do mnie mężczyzna. Był po ciężkim wypadku, prosił o modlitwę o uzdrowienie. W czasie uwielbienia Jezus powiedział mi: poproś, by ten człowiek w Moje imię poprosił o uzdrowienie. Tak zrobił i wyzdrowiał. W ciągu dwóch tygodni dwukrotnie zobaczył Jezusa. Myśli pani, że zaczął chodzić na Msze, do kościoła? Otóż nie.
Jak to?
Bo raz jeszcze podkreślę: samo widzenie Jezusa nie równa się przyjmowaniu Go w czasie Eucharystii. To jak z apostołami. Chodzili za Jezusem, dotykali Go, rozmawiali z Nim, widzieli, jak uzdrawia. Ale Judasz Go zdradził. Pozostali uciekli spod krzyża, zostawili Jezusa samego w czasie męki.
Fakt, że otrzymałem łaskę widzenia Go, dotykania i rozmów z Nim, jest absolutnie cudownym doświadczeniem. Dużo podróżuję. I mimo że Jezus odwiedza mnie codziennie, nawet w samolocie, a nie mogę uczestniczyć wtedy w Eucharystii - bo lot trwa z przesiadką 24 godziny - to wtedy cierpię fizycznie. Zaczynam płakać, ludzie patrzą: co to za wiariat? Bo zjednoczenie z Chrystusem w Eucharystii dopiero daje mi pełnię życia. Moje serce i dusza jakby wznoszą się do nieba w czasie Mszy.
Bo "jeśli nie będziecie jedli Ciała Syna Człowieczego ani pili Krwi Jego, nie będziecie mieli życia w sobie" (J 6, 53).
Alan Carver Ames
Jest współczesnym mistykiem. Należał do gangu w Londynie. W 1994 r. przeżył nawrócenie, kiedy przyszedł do niego Jezus. Od 15 lat Alan otrzymuje przesłania, m. in. o Eucharystii. Głosił Jezusa już w 50 krajach świata, w tym w Polsce. Zawsze za zgodą biskupa miejsca i w obecności kapłanów, w kościołach. Nie bierze za to pieniędzy. Od początku metropolita diecezji Perth w Australii Zachodniej, abp Barry J. Hickey, a po nim abp Timothy Costelloe udzielali mu wsparcia i przydzielili kierownika duchownego. Pierwszym był ks. Gerard Dickinson (już nie żyje), a teraz jest nim o. Richard Rustauskas, który towarzyszy Alanowi w podróżach. Ważnym wydarzeniem w życiu Amesa było wystąpienie w czasie Światowych Dni Młodzieży w Toronto w 2002 r. w obecności Jana Pawła II oraz w bazylice Narodzenia Pańskiego w Betlejem. W Polsce ukazały się m. in. książki Alana Amesa "Oczami Jezusa", "Manna z nieba", "Chodzić w Ducha Świętym" i "Różaniec Eucharystyczny". Alan ma 63 lata. Jest żonaty, ma córkę, syna i wnuków.
za: Jezus mnie dotyka, w: Gość Niedzielny nr 19, 8 maja 2016 r., s. 27-29.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz