Tekst ewangelii: Łk 4,24-30
Zaprawdę, powiadam wam: żaden prorok nie jest mile widziany w swojej ojczyźnie. Naprawdę, mówię wam: Wiele wdów było w Izraelu za czasów Eliasza, kiedy niebo pozostawało zamknięte przez trzy lata i sześć miesięcy, tak że wielki głód panował w całym kraju; a Eliasz do żadnej z nich nie został posłany, tylko do owej wdowy w Sarepcie Sydońskiej. I wielu trędowatych było w Izraelu za proroka Elizeusza, a żaden z nich nie został oczyszczony, tylko Syryjczyk Naaman. Na te słowa wszyscy w synagodze unieśli się gniewem. Porwali Go z miejsca, wyrzucili Go z miasta i wyprowadzili aż na stok góry, na której ich miasto było zbudowane, aby Go strącić. On jednak przeszedłszy pośród nich oddalił się.
Pragnienie łani
Jak łania pragnie wody ze strumieni, tak dusza moja pragnie Ciebie, Boże (Ps 42,2). Na początku trzeba nam uświadomić sobie to pragnienie, a jeśli go nie ma (może się zdarzyć, że jest niewyczuwalne) prosić Pana o pragnienie pragnienia. Jestem dzieckiem Bożym i pragnę Źródła, pragnę podobieństwa. Tak, pragnienia składają się na życie człowieka. Powracam do myśli św. Augustyna o niepokoju serca człowieczego. Uspokoić, ukoić je może tylko jego Stworzyciel.
Pragnienie pragnienia i samo już pragnienie popychają do czynu, który nie jest aktywizmem. Pierwszym działaniem wierzącego jest adoracja – wpatrywanie się! Opisuje to św. Paweł: wszystko uznaję za śmieci ze względu na najwyższą wartość poznania Pana mojego Jezusa Chrystusa. Jakiż ze mnie wyznawca Chrystusa jak nie poznaję każdego dnia coraz bardziej mego Boga? Przecież Bóg jest niepoznawalny do końca. Odsłania każdego dnia rąbek tajemnicy.
Nie dokonuje się to w pośpiechu! Potrzeba czasu i zatrzymania. Potrzeba wsłuchania się. Św. Ignacy mówi, że na spotkanie z Panem trzeba określonego czasu i przestrzeni. Mam mieć mój czas i moje miejsce na modlitwę. Jest to świątynia! Świątynia w wielu sensach: świątynia mego serca, mojego domu, mojego kościoła. Ja jestem świątynią! Dlatego razem z psalmistą wołam: I przystąpię do ołtarza Bożego, do Boga, który jest moim weselem i radością (Ps 42).
W prostocie pod górę
Wędrówka do źródła wcale nie należy do łatwych. Trzeba iść pod górę. Trzeba się przedzierać. Można zgubić drogę, utracić azymut. Zanim wyruszam w drogę i w czasie jej trwania najważniejszym „kompasem” jest modlitwa. Ześlij światłość i wierność swoją, niech one mnie wiodą, niech mnie zaprowadzą na Twą górę świętą i do Twoich przybytków.
Słyszeliśmy o zawiłych drogach ludzkich w historii Naamana (2 Krl 5,1-15a). Człowiek, któremu się powodziło i którego dotknęła straszna choroba. W takich sytuacjach człek jest gotowy na wszystko. Odbywa długą podróż. Porusza wszelkie znajomości. A kiedy słyszy polecenie, że ma się obmyć siedem razy w Jordanie i otrzymuje obietnicę, że ciało twoje będzie takie jak poprzednio i staniesz się czysty to rozgniewał się. Wyobraził sobie, że ma być tak i tak, a było całkiem inaczej. W adoracji potrzeba pokory. Dlaczego? Bo drogi Pańskie nie są naszymi drogami, a myśli Boże naszymi myślami.
W drodze adoracyjnej nie idziemy sami! Jak dobrze, że Naaman miał wiernych poddanych. Nie naśmiewają się ukradkiem z jego niewiary. Pokazują prostotę, której się nikt nie spodziewał. Gdyby prorok kazał ci spełnić coś trudnego, czy byś nie wykonał? Za mało używania serca i rozumu. Za często zapominamy, że Bóg jest prosty i zachęca nas do prostoty. O ileż więc bardziej, jeśli ci powiedział: Obmyj się, a będziesz czysty? Kto adoruje ten „zaraża”. Jego oblicze promieniuje jak oblicze Mojżesza, kiedy wychodził z Namiotu Spotkania.
Oczyszczenie w miłości
Już o tym wspominałem. Adoracja oczyszcza! Czyni na powrót nasze ciało, nasze serce, nasz umysł, naszą duszę i naszego ducha nowym, a dokładnie odkrywamy prawdę o nas samych. Zauważmy, że to jest miłość. Bo w przykazaniu miłości mamy kochać tak, jak Bóg nas umiłował: całym sercem, całą duszą, całym sobą, ze wszystkich sił... Miłość nie pozostawia ni skrawka historii bez przygarnięcia.
Zaprośmy Jezusa do naszych Nazaretów, do ojczyzny (ojcowizny). Nie jest mile widziany, bo porządkuje. Nie wytyka błędów, choć szatan to podszeptuje. Pan wskazuje drogę! Dając przykład wdowy z Sarepty Sydońskiej i trędowatego Syryjczyka Naamana nie chciał nikogo urazić. Bez Boga ani do proga. Odrzucając Jego miłość zapraszamy do naszych domów gniew, złość i nienawiść. Porwali Go z miejsca, wyrzucili Go z miasta i wyprowadzili aż na stok góry, na której ich miasto było zbudowane, aby Go strącić.
A On tak bardzo pragnie miłości – tak bardzo pragnie adoracji. Nie śpieszmy się do działania, do akcyjności, do aktywizmu. Pamiętajmy, że działanie chrześcijanina ma zawsze wypływać z kontemplacji, z adoracji. Jezus Chrystus przychodzi do nas. Chce z nami przebywać. Zróbmy wszystko, by pozostał z nami, by nie był odrzucany, by nie oddalił się od nas, od naszych serc i domów.
o. Robert Więcek SJ