Listy t. II - Zaduma nad misterium betlejemskim

Zaduma nad misterium betlejemskim

24 grudnia 1962

Moi Drodzy,

Dzisiaj wigilia Bożego Narodzenia, a w gazecie czytamy: „wczoraj na dworcu centralnym w Mediolanie, młoda kobieta udająca się w podróż do swej rodzinnej miejscowości nagle dostała bólów porodowych. Przyjęta w dworcowej przychodni wydała na świat pełne wigoru dziecko...".
Przeczytana przeze mnie wiadomość pojawiła się w samym środku przygotowań do Bożego Narodzenia. Skłoniło mnie to do zastanowienia się nad istotnym aspektem wielkiego chrześcijańskiego święta. Chyba rzadko się nad nim zastanawiamy, niedoceniamy jego wagi, pochłonięci rytuałem, za pośrednictwem którego Kościół celebruje boskie misterium.

Zastanówmy się: fakt macierzyństwa przechowany w pamięci i uroczyście obchodzony jest sam w sobie podobny do tego zarejestrowanego przez gazety, po odjęciu, oczywiście, tego wszystkiego, co jest związane ze współczesnym kontekstem; zaś kontekst ascetyczny nosi cechy niepowtarzalne ze względu na nadprzyrodzony charakter wydarzenia. Oderwijmy się jednak na chwilę od tych nadzwyczajnych elementów i potraktujmy wydarzenia antyczne tak, jak byśmy mieli je opisać w rubryce 'wydarzenia tygodnia'. Ubiegł nas w tym Łukasz ewangelista, u którego mamy przeczytać wersety od l do 7 z rozdziału drugiego.

Pewna kobieta w zaawansowanej ciąży, zmuszona jest do udania się w podróż, w drodze powrotnej czuje, że nadszedł czas porodu i w stajni, w warunkach niecodziennych, wydaje na świat swego syna. Tak przedstawiony 'suchy' fakt jest, z ludzkiego punktu widzenia, niecodzienny, a to z powodu niezwyczajnych okoliczności jemu towarzyszących; podobnie jak z tą kobietą, którą chwyciły bóle porodowe na dworcu. Ale w rzeczywistości rzeczą zwyczajną jest narodzenie dziecka, kiedy nadszedł jego czas, a w warunkach ubogich nie może być mowy o szczególnych środkach bezpieczeństwa i nadzwyczajnych wydatkach.
Naprawdę nadzwyczajne rzeczy mógłby opowiedzieć Józef, nieskazitelny małżonek kobiety o imieniu Maryja. Świadek tego, że dziecię, które się z niej narodziło, pochodzi nie od niego, lecz od Ducha Świętego, jak mu zapowiedział anioł. Podobnie Maryja: mogłaby powiedzieć, że nie potrzebowała lekarza, jak ta kobieta na dworcu, gdyż jej cudowny poród nie przebiegał tak, jak u większości kobiet. Mogliby też o tym opowiedzieć pasterze, wspomnieni przez Łukasza, którzy dowiedzieli się od aniołów o narodzeniu dziecka nazwanego Zbawicielem. Nie brakuje więc nadzwyczajności, ale piękne i dla nas pouczające wydaje mi się uwypuklenie faktu zwyczajnego. Czyż nie takie jest działanie Boga wśród ludzi? Czy nie wynika z tego głęboki sens powołania chrześcijańskiego, a zatem także „Milites Christi", aby być świadkami aktywnej Bożej obecności, obecności Chrystusa i Jego Ducha w zwyczajnych czynnościach naszego życia?

Sądzę, że zbyt jest rozpowszechniony typ chrześcijaństwa, nazwijmy go magicznym, gdyż akcentuje tylko to, co w religii nadzwyczajnego, jakby to była siła ujarzmiająca.
Jest to sposób bardzo ludzki, wręcz pogański postrzegania religii. Chrystus jest też oczywiście wielkim cudotwórcą, ale używającym swej mocy nie dla kaprysu, a jedynie zgodnie z zamysłem ukazania Jego miłosiernej Boskości. Chrześcijaństwo w swej głębi jest powiewem Ducha, który przenika codzienne czynności i sprawia, że stają się dziełem Syna Bożego, rozpoznawalnym, choć potrzebującym też, aby człowiek czy anioł zwrócił na nie uwagę innych.
Jak to było możliwe? Pytamy Józefa i Maryi w obecności dzieciątka leżącego w żłóbku; zapytają nas też inni, patrząc na dzieło rąk naszych, na naszą pracę, na nasze aktywności różne tylko w pewnych aspektach, ale zasadniczo podobne do tych wykonywanych przez innych ludzi: Jak to było możliwe? Stanowcza i pokorna odpowiedź brzmi: „Za sprawą Ducha świętego". Ujawnia tym samym obecność pierwiastka boskiego w człowieku i, dzięki łasce Bożej, sprawia, że pytający, podobnie jak pasterze wracając z groty betlejemskiej „będzie wychwalał i uwielbiał Boga za wszystko, co widział i słyszał". Mieści się w tym całokształt misterium chrześcijańskiego powołania, a w szczególności powołania 'Milites': „aby widzieli wasze dobre czyny i wielbili Ojca, który jest w niebie".
Można powiedzieć, że jest to tajemnica naszej świeckości wraz z tym wszystkim, co w niej jest zwyczajne na płaszczyźnie naturalnej i wraz z tym wszystkim, co w niej jest nadzwyczajne na płaszczyźnie nadprzyrodzonej. Takie jest chrześcijaństwo ukazywane przez Papieża: na służbę ludziom, a nie w celu ich podporządkowania i na chwałę Boga, a nie człowieka!
W tym duchu składam wszystkim życzenia wesołych i owocnych świąt Bożego Narodzenia 1963 roku!