Czcijcie mnie, moją Córkę i Wnuka

To wezwanie miał usłyszeć Wojciech Głowa, gospodarz ze Smardzewic, gdy wiózł drzewo z lasu. Ukazała mu się św. Anna z Maryją i Dzieciątkiem Jezus. Od tamtego wydarzenia mija 400 lat.



Dziś jest tutaj sanktuarium dedykowane matce Najświętszej Maryi Panny, babci Pana Jezusa, oraz klasztor Zakonu Braci Mniejszym Konwentualnych, franciszkanów, i ich nowicjat, a w miejscu objawień stoją krzyż i studnia, zbudowana nad źródłem, które miało wybić tuż po cudownym objawieniu.

Historyk opowiada
Nieco ponad 100 lat temu ks. Jan Wiśniewski, opisując dekanat opoczyński, zbierał informacje o Smardzewicach. Gdy spisywał dzieje tego miejsca, od kilkudziesięciu lat nie było tu franciszkanów. Zostali przegnani przez władze carskie za pomaganie powstańcom styczniowym. Jednak mimo ich nieobecności nadal trwała pamięć o cudownym wydarzeniu. Tak o tym pisał ks. Wiśniewski: "W 1620 roku Wojciech Głowa, gospodarz ze Smardzewic, wiózł parą wołów drzewo z lasu. Gdy przyjechał na miejsce, gdzie obecnie jest stary cmentarz pod tytułem św. Jakuba, dotykający północnym bokiem kapliczki św. Jana Nepomucena, przestraszone woły stanęły jak wryte. Nie pomogły żadne zmuszenia gospodarza. Zwierzęta ani nie ruszyły się z miejsca, czem zniecierpliwiony chłop, smagając woły, ich oślepił. Wtem ukazała się wielka jasność, w której ujrzał trzy osoby: Jezusa, Maryję i św. Annę. Osłupiały chłop usłyszał od św. Anny te słowa: "Złóż tu na to miejsce to drzewo, które wieziesz. Wystaw z niego figurę krzyża Wnuka mego. Ta jest wola Jego, aby to miejsce cudami wielkimi wsławione i ku mej czci poświęcone było". Potem woły ozdrowiały na oczy i Głowa pojechał do wsi, opowiadając sąsiadom o zdarzeniu. Powróciwszy z nimi na wskazane miejsce, krzyż z drzewa złożonego na niem wystawił".

Sanktuarium św. Anny
Kult św. Anny jest w Smardzewicach niezwykle żywy. - Mam takie wrażenie, że co trzecia kobieta nosi u nas imię Anna, jeśli nie na pierwsze, to na drugie - mówi franciszkanin o. Jarosław Jaremczuk. Zakonnik jest duszpasterzem wspomagającym parafię. - Tutaj ponad 30 lat temu odbywałem zakonny nowicjat. Pochodzę z Zamojszczyzny. Zanim wstąpiłem do franciszkanów, miałem niewielki kult do św. Anny. Po nowicjacie babcia Pana Jezusa zaczęła mi towarzyszyć. Studiowałem w Rzymie, duszpasterzowałem w Santa Severa pod Wiecznym Miastem. Od 8 lat jestem znów w Smardzewicach. W mojej osobistej religijności coraz ważniejsze miejsce zajmuje św. Anna - mówi o. Jarosław.

Zakonnik z pietyzmem dba o historię sanktuarium. - Na miejscu objawień wzniesiono krzyż, a potem małą kapliczkę. Wybiło tu też cudowne źródełko. A kiedy miejsce objawień zaczęło słynąć cudami i łaskami, sprawę postanowiły zbadać władze kościelne. Paweł Wołudzki, biskup kujawski, przekonał się o prawdziwości objawień i zlecił budowę drewnianego kościoła, który stanął "300 kroków od miejsca objawień". W 1639 roku bp Mateusz Łubieński sprowadził franciszkanów, którzy zostali kustoszami tego miejsca - opowiada o. Jaremczuk.

Po potopie szwedzkim Stanisław Zbąszyński, biskup warmiński, zlecił budowę murowanego kościoła w miejscu drewnianej świątyni. - Budowę poprowadził gwardian o. Hadrian Kozłowicz. Ukończono ją w 1699 roku. Dwa lata później świątynię konsekrował bp Andrzej Albinowski. Parafię utworzono w 1775 roku. Jednocześnie w tych latach budowano klasztor. Jego fundatorem był biskup kujawski Krzysztof Antoni Szembek, późniejszy prymas Polski - mówi o. Jarosław.

Był to czas, gdy sanktuarium św. Anny w Smardzewicach przeżywało okres rozkwitu. W czasie zaborów kustosze tego miejsca stawali po stronie polskości. Po powstaniu styczniowym zapłacili za to wysoką cenę. Klasztor został przez władze carskie skasowany. Niemal wiek posługę duszpasterską sprawowali tu księża diecezjalni. Franciszkanie wrócili do Smardzewic dopiero w 1970 roku.

Dziś sanktuarium każdego roku odwiedzają rzesze pielgrzymów. W Smardzewicach zatrzymują się też pątnicy wędrujący z Warszawy na Jasną Górę. Zostawiają świadectwa, w których piszą o łaskach, jakie otrzymali za wstawiennictwem św. Anny.

Nowicjat męczenników
Krótko przed 1970 rokiem parafia Smardzewice stała się jednym z pierwszych miejsc w ówczesnej diecezji sandomierskiej, gdzie organizowano rekolekcje oazowe dla młodzieży. Gdy wrócili tu franciszkanie, były klasztor stał się miejsce zakonnego nowicjatu. - Franciszkanie mają dziś w Polsce trzy prowincje: warszawską, gdańską i krakowską. Był taki czas, gdy my, z prowincji warszawskiej i krakowskiej, mieliśmy w Smardzewicach wspólny nowicjat. I to tu, na przełomie lat 70. i 80. ubiegłego wieku, pierwsze kroki w życiu zakonnym stawiali Michał Tomaszek i Zbigniew Strzałkowski. Obaj są dziś błogosławionymi męczennikami z Pariacoto w Peru. Zostali zamordowani z nienawiści do wiary i Kościoła 9 sierpnia 1991 roku, a wyniesieni na ołtarze 5 grudnia 2015 roku - mówi o. Jaremczuk.

- Pamiętam o. Michała, bo z nim odbywałem nowicjat. Był kandydatem do zakonu realizującym program nowicjatu w całości. Nigdy nie pozwalał sobie na jakiekolwiek ulgi w surowym regulaminie - mówi o. Marek Zienkiewicz, gwardian klasztoru i proboszcz parafii w Smardzewicach.

Wspólnota franciszkańska łączy kult św. Anny, obecnej w świadomości tutejszej wspólnoty od 400 lat, cze czcią męczenników z Pariacoto. - Planowaliśmy duże obchody 400. rocznicy objawień, sympozja i wystawy. Koronawirus wszystko pokrzyżował. Ale nadrobimy to. I cieszymy się, że udało się nam na jubileusz odremontować główny ołtarz w naszym kościele - podkreśla o. Jarosław.

Źródło: Ks. Zbigniew Niemirski, Czcijcie mnie, moją Córkę i Wnuka, w: Gość Niedzielny nr 30/2020, s. 26-27.

Komentarze