Jesienią 1940 r. gestapo wpadło na pierwszy trop działalności ks. Jana Machy. Od tego momentu zaczęło się osaczanie wikarego z Rudy, co doprowadzi później do jego aresztowania i męczeńskiej śmierci. Te wydarzenia powinny wejść nie tylko do hagiografii kościelnej, ale i narodowej legendy.
Nie zrozumiemy heroizmu wyborów sługi Bożego bez znajomości realiów historycznych, w których przyszło mu działać, niezwykle skomplikowanej sytuacji politycznej i narodowościowej okupowanego Górnego Śląska. Święcenia kapłańskie otrzymał 25 czerwca 1939 r., a więc niespełna dziesięć tygodni przed wojną, której nadejście już się spodziewano. We wrześniu był już na swej pierwszej placówce, w parafii pw. św. Józefa w robotniczej Rudzie.
Czas porachunków
Pierwsze tygodnie niemieckiej okupacji na Górnym Śląsku przebiegały wyjątkowo okrutnie. Nie przebrzmiały jeszcze echa salw masowych egzekucji, przeprowadzonych przez członków niemieckich korpusów ochotniczych oraz specjalnych grup operacyjnych, gdy rozpoczęły się masowe aresztowania polskiej inteligencji oraz osób zaangażowanych w działalność polskich organizacji przed wojną. "Członkowie SS, SA, Freikorpsów i innych organizacji bojowych niemieckich, załatwiając swe osobiste porachunki z Polakami, po nocach wyciągali ich z mieszkań, z więzienia nawet, bili i mordowali" - napisał po wojnie biskup katowicki Stanisław Adamski w memoriale o sytuacji na Górnym Śląsku w czasie okupacji. Ofiarą największych prześladowań stali się byli powstańcy śląscy. Szacuje się, że do końca 1939 r. zamordowano blisko 900 spośród nich. Młody wikary z Rudy z pewnością o tym wszystkich wiedział. Wiedział, że kapłaństwo nie uchroni go przed represjami. Jesienią i zimą 1939 r. w stworzonej przez Niemców rejencji katowickiej aresztowano 22 księży katolickich, z których kilku po pewnym czasie zwolniono. Natomiast wiosną 1940 r. w ramach Intelligenzakton aresztowano i wywieziono do KL Dachau 33 księży katolickich.
Terror i zamęt
W październiku 1939 r. dekretem Hitlera obszar dawnego województwa śląskiego został wcielony do III Rzeszy jako rejencja katowicka. Walką z polskością na tym ternie zajmowała się cała niemiecka administracja, ale szczególna rola przypadła w niej tajnej policji politycznej - gestapo. Na jej czele od marca 1941 r. stał dr Rudolf Mildner - prawnik, zagorzały nazista, niestety, skuteczny szef aparatu represji. W walce z polskim podziemiem używał nie tylko terroru, ale i prowokacji, co ułatwiała mu rozległa siatka konfidentów penetrujących najważniejsze polskie środowiska. Ksiądz Macha wiedział, że w październiku 1939 r. przestały obowiązywać przepisy prawa wojennego, a zaczęto stosować prawo niemieckie, surowo karzące każdy przejaw nieposłuszeństwa bądź organizowania się przeciwko państwu niemieckiemu. Zmiany następowały także na obszarze kościelnym. Od czerwca 1940 r. na terenie diecezji katowickiej zakazane były nabożeństwa, śpiewy i kazania w języku polskim. Odtąd ks. Jan swoje kazania przygotowywał i wygłaszał w języku niemieckim, którym władał dobrze. Także w kancelarii parafialnej musiał używał wyłącznie niemieckiego. Wiedział zapewne, że część jego parafian bez żalu przyjęła upadek państwa polskiego, a może nawet akceptowała represje wobec polskich sąsiadów, którzy zaczęli znikać bez śladu. Dodatkowy zamęt na Śląsku wywoływała polityka narodowościowa okupanta, dążącego do szybkiej i trwałej germanizacji podbitej prowincji. Na przełomie grudnia 1939 i stycznia 1940 roku władze niemieckie zarządziły tzw. spis ludności (Einwohnererfassung). Nazywano go "palcówką", gdyż trzeba było złożyć odcisk kciuka na tymczasowym dokumencie tożsamości. Warunkiem jego otrzymania było wypełnienie kwestionariusza ankiety spisowej. W niej każdy musiał zdeklarować narodowość. Spośród byłej pruskiej części województwa śląskiego blisko 95 proc. zadeklarowało narodowość niemiecką. Dla nieznających okupacyjnych realiów na Śląsku te dane mogą się wydawać szokujące. Nie oddawały one jednak faktycznej sytuacji narodowościowej na tym terenie. Rząd polski na uchodźstwie oraz bp Stanisław Adamski akceptowali podawanie w spisie niemieckiej narodowości, aby uniemożliwić okupantowi selekcję ludności oraz przeprowadzenie czystek etnicznych. Także ks. Macha zadeklarował narodowość niemiecką, co zapisano w sentencji wyroku skazującego go na karę śmierci. Nie ulega jednak wątpliwości, że prowadził działalność w środowisku różnorodnym pod względem narodowym. Nie wszyscy podający w spisie narodowość niemiecką "maskowali się", jak później nazwał tę taktykę bp Adamski. Wśród parafian ks. Jana nie brakowało ludzi indyferentnych pod względem narodowym, pragnących przede wszystkim przeżyć straszny czas, ale także zdrajców i donosicieli.
Pętla się zaciska
Już w pierwszych tygodniach okupacji na Górnym Śląsku powstają grupy oporu, które przybierają formę konspiracji wojskowej i oporu cywilnego. Najważniejszą z nich jest Służba Zwycięstwu Polsce, która w listopadzie 1939 r. została przemianowana na Związek Walki Zbrojnej (ZWZ). Założycielem organizacji był Józef Korol, powstaniec śląski, później m. in. starosta tarnogórski i znany działacz harcerski. Pomagał mu jego szwagier Ksawery Lazar. Poprzez harcerzy z Rudy Lazar jesienią 1939 r. skontaktował się z ks. Machą i został on zaprzysiężony jako członek ZWZ. Konspiracja szybko się rozwija, ale w sierpniu 1940 r. Korol ginie w przypadkowym starciu z niemieckimi żandarmami w Wiśle. W trakcie przeszukiwania wilii, w której się ukrywał, Niemcy znaleźli zaszyfrowane dokumenty. Będą im pomocne w czasie dalszych działań.
Kolejna odsłona dramatu rozgrywa się 20 listopada 1940 r. Wówczas Lazar, który w tym czasie awansował na szefa Oddziału I Komendy Okręgu Śląskiego ZWZ, zostaje aresztowany w Katowicach. Wystawia go dziewczyna, której zaufał, nie wiedząc, że jest konfidentką gestapo. Dwa dni wcześniej Niemcy aresztują szefa Oddziału II (wywiad i kontrwywiad) Komendy Okręgu Śląskiego Karola Kornasa. Obaj przechodzą straszliwe tortury, w trakcie których podają nazwiska kolejnych konspiratorów, m. in. ks. Jana Machy. Ich zeznania pozwalają także rozszyfrować dokumenty znalezione w Wiśle. W grudniu 1940 r. aresztowanych zostaje kilkuset członków konspiracji w rejencji katowickiej. Ksiądz Jan dowiaduje się o aresztowaniach, ale nie zaprzestaje działalności. Jednak prawdopodobnie już wtedy rozpoczyna się rozpracowywanie jego grupy. W czerwcu 1941 r. gestapo wprowadza do jego otoczenia zdrajcę i prowokatora Pawła Ulczoka. Wokół ks. Jana pętla zaciska się coraz mocniej, aż do 5 września 1941 r., kiedy zostaje aresztowany na dworcu w Katowicach.
"Konwalia" ks. Jana
Istotą konspiracyjnej aktywności ks. Machy nie była walka, ale praca charytatywna. W czasie pierwszej wojennej kolędy na przełomie lat 1939/1940 poznał skrajną biedę tych, którym ojców i synów aresztowano albo zabito w czasie terroru w pierwszych tygodniach okupacji. Zaczyna organizować dla nich pomoc, nie rozróżniając narodowości tych, którym pomaga. Wkrótce znajdzie pomocników i rozszerzy akcję dobroczynną daleko poza Rudę. Stworzona przez ks. Jana akcja charytatywna od momentu stania się częścią konspiracji ZWZ jest wydziałem "Opieki Społecznej", ukrywanym pod pseudonimem "Konwalia". Jak ustalili niemieccy śledczy, zadaniem "Opieki Społecznej", było: "wspieranie cierpiących biedę Polaków, w szczególności wspieranie rodzin poległych na wojnie, aresztowanych czy zbiegłych. Środki na to były pozyskiwane z datków i składek członków organizacji. Informacje o składkach potwierdzano w zaszyfrowanych pokwitowaniach". Znaczną część zebranych środków ks. Jan rozdzielał osobiście potrzebującym rodzinom. Bliskimi współpracownikami ks. Jana w tej działalności są kleryk Joachim Gürtler oraz Leon Rydrych. Razem z nim zostaną później aresztowani i straceni na gilotynie 3 grudnia 1942 r. W grupie działają głównie harcerze z Rudy. Według niemieckich śledczych w "Opiece Społecznej" działało 1750 osób. Krąg otrzymujących pomoc był jeszcze szerszy i mógł obejmować kilka tysięcy osób. Przypuszczam, że nikomu na terenach ziem polskich wcielonych do III Rzeszy nie udało się stworzyć również wielkiej struktury.
Wszyscy uczestnicy działalności ks. Jana Machy w ciemnej godzinie dziejów wiary nie stracili. Czynem i aktywnością odpowiedzieli na wyzwanie tamtej epoki. Dane przez nich świadectwo ma żywy, uniwersalny wymiar. Dlatego przełożona na przyszły rok beatyfikacja sługi Bożego ks. Jana Franciszka Machy będzie miała wymiar nie tylko religijny. Będzie także symbolicznym upamiętnieniem tych wszystkich, którzy na Górnym Śląsku w czasie okupacji pozostali wierni Polsce, płacąc za to prześladowaniami, a często własnym życiem.
Źródło: Andrzej Grajewski, Osaczanie ks. Jana, w: Gość Niedzielny nr 41/2020, s. 28-29.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz