„Rok 996 stał się czasem miłosierdzia dla Mieszka I, a w konsekwencji czasem miłosierdzia dla jego narodu i państwa” – uważa abp Marek Jędraszewski. Przypominamy tekst obecnego metropolity krakowskiego, przygotowany w związku z jubileuszem 1050. rocznicy Chrztu Polski, świętowanym w 2016 r.
Poniżej pełny tekst abp Jędraszewskiego:
Wstęp
Dokładnie pięćdziesiąt lat temu, w kwietniowym numerze „Znaku" z roku 1966 abp krakowski Karol Wojtyła pod kryptonimem A. J. opublikował poemat Wigilia wielkanocna 1966[1]. Data publikacji bynajmniej nie była przypadkowa: od 14 do 16 kwietnia 1966 roku Kościół w Polsce obchodził centralne uroczystości milenijne w Gnieźnie i w Poznaniu, nawiązując w ten sposób do najbardziej prawdopodobnego dnia, w którym książę Polan Mieszko I przyjął chrzest - do Wielkiej Soboty 14 kwietnia 966 roku. Obszerny ten poemat jest wielkim teologicznym rozważaniem dotyczącym zarówno samej decyzji Mieszkowej o przyjęciu chrztu, jak i jej następstw dla dziejów naszego narodu.
Zdając sobie sprawę z niezwykłej przenikliwości historycznej i historiozoficznej Karola Wojtyły/Jana Pawła II i jego szczególnej umiejętności patrzenia na dzieje świata w świetle działania w nich Bożej Opatrzności[2], Wigilia wielkanocna 1966 stała się główną inspirację dla naszej refleksji na temat religijnego znaczenia Chrztu Polski.
Rok 966 - konieczność odniesienia się do transcendencji
Poemat Wigilia wielkanocna 1966 zaczyna się następującym pytaniem Autora, skierowanym do samego siebie („1. Rozpoczyna się rozmowa z sobą"): „Czy to znaczy, że trafiam w treść, co do której umówili się ludzie,/ by ją nazwać ważną i wielką - i głosić sobie nawzajem?/ Czy to znaczy, że jestem zgodny w rachubie lat z kronikarzem/ Thietmarem z Merseburga - że widzę przeszłość podobnie jak mistrz Wincenty,/ że chcę być w harmonii z tym, co minęło?"[3].
Odpowiadając sobie na to pytanie, Karol Wojtyła odwołał się najpierw do metafory drzewa: „To znaczy, że trafiam na korzenie własnego drzewa,/ że zagłębiam się w jego tajemny wzrost,/ który i mnie się udzielił i ze mnie ma swe ciało./ Czuję, że jestem w nim i ono we mnie"[4]. Równocześnie zdawał on sobie sprawę z ograniczeń, jakie niesie ze sobą ta metafora: „Drzewo jest [przecież tylko] ciałem fizycznym". Wymiar materialny, w tym także materialistycznie pojmowana historia, nie wystarczają, aby człowiek mógł siebie zrozumieć do końca. Stąd dalsze stwierdzenie Autora: „Historia ludzi takich jak ja szuka swojego Ciała", a wraz z nim wołanie skierowane do Boga: „Historia ludzi takich jak ja szuka Ciała, które Ty im dasz", ponieważ „Każdy w historii traci swe ciało i każdy odchodzi ku Tobie./ W chwili odejścia każdy jest większy niż dzieje, których/ cząstkę stanowi"[5]. Nie można bowiem zrozumieć człowieka bez wymiaru transcendencji i bez osadzenia sensu jego istnienia w Bogu, którego głosi religia chrześcijańska. O takie właśnie ponad materialistyczne spojrzenie na człowieka i jego historię upominał się Karol Wojtyła, stając się w pewnym fragmencie Wigilii pełnym autorytetu Profesorem, a jeszcze bardziej Pasterzem: „Mówię: ogromnie wiele z człowieka umiera w rzeczach,/ więcej niż pozostaje. Czy próbowałeś ogarnąć to,/ co nie umiera? Czy próbowałeś znaleźć dla tego/ przestrzeń i profil? -/ Nie mów o niewiadomych! Niewiadomą nie jest człowiek!/ - Człowiek napełniony jest zawsze tym, co człowiecze./ - Nie odłączaj człowieka od rzeczy, które ciałem są jego historii!/ - Nie odłączaj ludzi od Człowieka, który stał się Ciałem ich historii:/ tego, co na wskroś człowiecze, nie ocalą rzeczy - tylko Człowiek!"[6].
Decyzja Mieszka I
Według opinii wielu historyków, decyzja księcia Polan Mieszka o przyjęciu chrztu wynikała przede wszystkim z jego rachub czysto politycznej natury. Z ich opracowań Mieszko I wyłania się jako niezwykle przenikliwy polityk, prawdziwy mąż stanu, niemalże wizjoner dziejowy. Zapewne kimś takim w jakiejś mierze on był. Bez jego w pełni wolnej i suwerennej decyzji o otwarciu się na chrześcijaństwo nie byłoby Polski. Nie wiadomo nawet, czy lud zamieszkujący Mieszkowe państwo w ogóle by przetrwał. Z ogromnym prawdopodobieństwem trzeba by nawet stwierdzić: nie przetrwałby. Wystarczy spojrzeć na smutny los połabskich Słowian. Jednakże zdając sobie sprawę z wagi rozważań o charakterze geopolitycznym, nie możemy nie brać pod uwagę również rozważań o charakterze teologicznym odnoszących się do chrztu Mieszka I.
Decyzja Mieszka musiała wynikać najpierw z tego, że uświadomił sobie zupełnie inne niż w powszechnych dotąd mu znanych i zapewne przez niego podzielanych pogańskich wierzeniach znaczenie pojęcia „Bóg", a następnie że istnieje całkowicie nowe, właściwe jedynie dla chrześcijaństwa pojęcie „odwieczne Słowo", które sobą - jako Wcielone - objawiło pełną prawdę o Bogu. „Długo trwała fala narodzin/ skupionych w łonach matek, skupionych w słów tożsamości,/ przekazywanych wraz z życiem" - stwierdzał Karol Wojtyła, by zaraz potem zapytać: „Jak zaczęło w tej fali brzmieć słowo <<Bóg>> i jak zaczęło znaczyć,/ nim doszło do znaczenia, jakie ma w odwiecznym Słowie?/ Człowiek doszedł -/ może nie wiedział, że dochodzi -/ czy znaczenie nadaje się umysłem, czy także sercem?"[7]. Uświadomiwszy sobie istotę chrześcijańskiego przesłania na temat Boga, Mieszko musiał też pojąć - i to jest drugi etap jego duchowej drogi - próżność wiary w pogańskie bóstwa. One nie dawały przecież żadnej gwarancji na życie po śmierci. Nadzieję wieczności dawała jedynie chrześcijańska wiara, głosząca wszczepienie w śmierć i zmartwychwstanie Chrystusa poprzez chrzest. W Wigilii wielkanocnej 1966 czytamy: „Mieszko stąpał po spojeniach, często odczuwał lęk:/ nie tylko z lęku składał ofiary, nie tylko - żeby przeważyć los./ Gdy szukał bóstw w spojeniach świata i niewiadomych losu,/ gdy do wielu docierając bóstw, wypowiadał z lękiem imiona (najstarsze w języku praojców),/ stało się jawne, że Bóg nie mieszka w spojeniach świata, w zawiłościach ludzkiego losu,/ lecz przemawia własnym językiem, mową najprostszej szczerości./ Przeniknęła szczerość Boga poprzez spojenia świata: (oto mowa nie złożona z dociekań, nie mowa poszukiwań, lecz odnalezień)./ Ktoś stanął i mówił. Słowa były ludzkie, słowiańskie./ Świat był w nich ważny i nieważny. Śmierć surowa i obiecująca"[8].
Podobne co do treści refleksje znajdujemy w 1. tomie Dziejów Polski, noszącym tytuł Skąd nasz ród, w którym profesor Andrzej Nowak poruszył „najtrudniejszy do wyrażenia, do opisania [problem]: to kwestia duchowego, zbawczego sensu chrześcijaństwa dla tych, którzy przyjmują naukę Chrystusa. Mieszko z pewnością brał pod uwagę kwestie polityczne, kiedy decydował się na chrzest. Ale czy nie zastanawiał się też nad tym, co przyjęcie nowej wiary znaczyć może dla niego osobiście, jaki sens nadaje jego życiu, jaką mu daje nadzieję? To dotyczy nie tylko samego władcy w roku 966, ale po Mieszku kolejnych pokoleń mieszkańców państwa, którym rządzić będą jego spadkobiercy, a wyposażać duchowo będą następcy pierwszych księży przyjętych na gnieźnieńskim i poznańskim dworze. To nie tylko wybór politycznej drogi, nie tylko wybór kultury, nie tylko nawet historycznej tożsamości, ale wybór wiary - na oczekiwaną wieczność"[9].
Mieszko I opowiedział się za chrześcijańską wiarą. Była to chwila łaski, oznaczająca osobiste spotkanie z Bogiem w sakramencie chrztu. „Chrztem nazwijmy ten moment/ - pisał Karol Wojtyła w Wigilii wielkanocnej 1966 - (gdy Bóg wyszedł ze spojeń świata, z zawiłości ludzkiego losu)/ gdy przemówił do Mieszka tak, że Mieszko mógł odpowiedzieć./ Ach, to spojenie osób - niewidzialne, niedotykalne - przecież musi mieć swój znak!/ Ach, to wciągnięcie w Ojcostwo, które jest bardziej wewnętrzne niż jakikolwiek widzialny świat -/ to wciągnięcie przez Słowo: przez milczenie bardziej niż przez mowę -/ to wciągnięcie przez Miłość, która porusza i zarazem unieruchamia -/ to wciągnięcie - mysterium tremendum et fascinosum - musi mieć swój znak!"[10].
Od kogo przyjąć chrzest?
Wraz z opowiedzeniem się za chrześcijańską wiarą przed Mieszkiem I musiało stanąć pytanie: jeśli chrześcijaństwo, to skąd? Z Rzymu, czy z Konstantynopola? Chrześcijaństwo nie było wtedy jeszcze podzielone na Kościół rzymski i prawosławie, nie zachodziła więc konieczność podejmowania wyborów dotyczących opowiedzenia się za pewnymi teologicznymi prawdami, na przykład za Filioque albo przeciwko niemu, ani też za albo przeciw uznaniu Piotrowego pierwszeństwa biskupa Rzymu. Prosta odpowiedź, że Rzym był bliżej Poznania czy Gniezna niż Konstantynopol nie tłumaczy wszystkiego. O tym, że, teoretycznie rzecz biorąc, Mieszko mógł szukać misji ewangelizacyjnej dla swego państwa w Konstantynopolu, stolicy chrześcijaństwa wschodniego, który znajdował się dalej niż Rzym, świadczy przykład, na zasadzie odwrotności, pochodzący z tamtych czasów: księżna kijowska Olga, ochrzczona w 955 lub 957 roku w Konstantynopolu, w celu chrystianizacji swego kraju zwróciła się z prośbą o pomoc do cesarza Ottona I, a więc do głównego obok papieża przedstawiciela chrześcijaństwa zachodniego. W roku 960 cesarz wysłał na Ruś biskupa Libucjusza z odległej Moguncji, a po jego śmierci arcybiskupa Adalberta z jeszcze bardziej na zachód położonego Trewiru. Ostatecznie jednak chrystianizacja Rusi stała się dziełem kniazia Włodzimierza Wielkiego, który zafascynowany pięknem liturgii bizantyńskiej w roku 988 przyjął chrzest z rąk Konstantynopola. Że zaś wpływy chrześcijaństwa wschodniego sięgały także po tereny wchodzące w skład Mieszkowego państwa, a zatem że nie było ono jemu całkiem obce, świadczą odkrycia archeologiczne z 1986 roku w Podebłociu, około 100 kilometrów na południe od Warszawy. Pośród licznych fragmentów naczyń znaleziono tam trzy tabliczki z końca IX lub początków X wieku. Na największej z nich odkryto pierwszy ślad pisma na ziemiach polskich. Były to greckie litery stanowiące monogram Chrystusa, z dodaną jeszcze literką N. Cały napis można odczytać jako Iesos Christos Nika - Jezu Chryste zwyciężaj[11].
Właśnie treść tego pierwszego na ziemiach polskich napisu począł urzeczywistniać Mieszko I w swoim państwie, gdy w 966 roku przyjął chrzest. Zwycięstwo Chrystusa dokonywało się w znaku krzyża, który władca Polan poprzez Czechy przyjął od Rzymu.
Chrystianizacja Kraju
„Mieszko przechadzał się w cieniu i patrzył./ (...) Myślał: nie skosztuję już tych owoców, gdy wzejdą./ Skosztuje syn, skosztują wnuki, prawnuki./ Czy sad obrodzi? jaki owoc uznają ludzie/ za dobry?" - zapytywał Karol Wojtyła w Wigilii wielkanocnej 1966[12].
Mimo możliwych tego rodzaju pytań i wątpliwości odnoszących się do przyszłości, Mieszko I z ogromną konsekwencją wprowadzał chrześcijaństwo do swojego Kraju. W przejmujący sposób ukazują to dwa słynne obrazy. Pierwszym z nich jest dzieło Januarego Suchodolskiego ze Złotej Kaplicy w Katedrze Poznańskiej, zawierające znamienny podpis Mieczysław I kruszy bałwany, drugi natomiast wyszedł spod pędzla Jana Matejki. Obraz ten otwierał cykl Dzieje cywilizacji w Polsce i pierwotnie miał nosić tytuł Chrzest króla Mieczysława. Jednakże Matejko postanowił wraz z chrztem Mieszka I ukazać fakt wprowadzenia na ziemie Polan cywilizacji zachodniej. Dlatego też namalowanemu obrazowi dał ostatecznie tytuł Zaprowadzenie chrześcijaństwa. Jego centralną postacią jest Mieszko I, wspierający się lewą ręką o potężny, górujący nad całością kraju Polan krzyż. Natomiast w prawej ręce dzierży miecz, symbolizujący jego władzę. Lewa noga księcia depcze leżący na ziemi rozbity posąg pogańskiego bożka.
Szybki wybór drogi Polski ku Rzymowi sprawił, że - jak pisze prof. Andrzej Nowak - „nie ma Polski przedchrześcijańskiej". Po prostu „zabrakło czasu nie tylko na utrwalenie, ale nawet na wykorzenienie jakiejś pogańskiej tożsamości polskiej. Wiemy, że były silne pogańskie centra kultu: na Łysej Górze, na górze Ślęzy, kilka na Pomorzu, także Gniezno pełniło taką funkcję na kilka dekad wcześniej jeszcze zanim zbudowano w nim piastowski gród. Ale tylko raczej przez analogie z relacjami na temat połabskich i ruskich tradycji pogańskiej Słowiańszczyzny możemy konstruować nasze wyobrażenia na temat kształtów i znaczeń owych kultów"[13].
Szczególnym dopełnieniem przyjęcia krzyża z Rzymu było oddanie przez Mieszka I w roku 992 swego państwa pod opiekę papiestwa, na mocy dokumentu Dagome iudex. Dokument ten, jak pisze profesor Nowak, „okazał się niezwykle trwały jako drogowskaz polityki - a może nie tylko polityki władców Polski. Wobec potęgi i ambicji bezpośredniej dominacji ze strony zachodniego sąsiada - cesarstwa, Polska oddaje się w opiekę drugiego istotnego autorytetu w łacińskiej Europie: Stolicy św. Piotra. W ten sposób próbuje chronić niezależność, ale także wskazuje trwały wektor głębszej orientacji - duchowa stolica Polski, jej kulturowy biegun jest w Rzymie, nie w Akwizgranie, Kwedlinburgu czy (wieki później) Berlinie"[14]. Doniosłość decyzji Mieszka I jednoznacznie ocenił Ojciec Święty Jan Paweł II, gdy 20 czerwca 1983 roku po raz pierwszy jako papież nawiedził Poznań: „Zdaję sobie sprawę, że miejsce, na którym stoję, odegrało podstawową rolę nie tylko w historii chrześcijaństwa, ale także w historii państwa i kultury polskiej. Katedra pod wezwaniem świętych Apostołów Piotra i Pawła świadczy o tym, że od początku Kościół na tej ziemi piastowskiej i w całej Polsce związał się z Rzymem. Z Rzymem - nie tylko jako stolicą Piotra, ale także - jako ośrodkiem kultury. Stąd też kultura polska posiada znamiona nade wszystko zachodnio-europejskie"[15].
Zdumiewać może skuteczność chrystianizacji Polski, które to dzieło - mimo oporów, zwłaszcza w postaci tak zwanej reakcji pogańskiej z 1034 roku, która wybuchła tuż po śmierci Mieszka II - zostało zasadniczo zakończone w XIII wieku, kiedy na terenie całego kraju wprowadzono rozwiniętą sieć parafii. Zdaniem profesora Krzysztofa Ożoga, skuteczność ta wynikała głównie z tego, że pierwsi polscy władcy - Mieszko I, Bolesław Chrobry, Mieszko II - byli ludźmi głębokiej wiary, którzy zgodnie z ogólnie panującymi wtedy w Europie przekonaniami uważali, że monarcha „jest odpowiedzialny za umacnianie wiary wśród swoich poddanych i za ich zbawienie"[16]. Stąd zarówno Bolesław Chrobry w Kronice i czynach książąt czyli władców polskich Galla Anonima, jak i Mieszko II w liście dedykacyjnym księżnej lotaryńskiej Matyldy zostali ukazani jako monarchowie spełniający wymagania idealnego władcy chrześcijańskiego.
Po upływie tysiąca lat od decyzji Mieszka I o przyjęciu chrztu, Autor Wigilii wielkanocnej 1966 mógł stwierdzić, dając równocześnie odpowiedź na pytania nurtujące Księcia: „W znaku chodzimy od wieków. Znak zastąpił spojenia świata i zawiłość ludzkiego losu"[17]. Tym znakiem stał się krzyż.
Chrystus kluczem do zrozumienia dziejów Polski i Polaków
W swej pierwszej encyklice, zatytułowanej Redemptor hominis, Jan Paweł II pisał: „Człowiek pozostaje dla siebie istotą niezrozumiałą, jego życie jest pozbawione sensu, jeśli nie objawi mu się Miłość, jeśli nie spotka się z Miłością, jeśli jej nie dotknie i nie uczyni w jakiś sposób swoją, jeśli nie znajdzie w niej żywego uczestnictwa. I dlatego właśnie Chrystus-Odkupiciel (...) <<objawia w pełni człowieka samemu człowiekowi>>. To jest ów - jeśli tak wolno się wyrazić - ludzki wymiar Tajemnicy Odkupienia. Człowiek odnajduje w nim swoją właściwą wielkość, godność i wartość swego człowieczeństwa. Człowiek zostaje w Tajemnicy Odkupienia na nowo potwierdzony, niejako wypowiedziany na nowo. Stworzony na nowo!"[18]. Te papieskie słowa możemy odnieść do Mieszka I. Decydując się na przyjęcie chrztu, został dotknięty przez Miłość. Chrystus objawił mu pełną prawdę o jego człowieczeństwie. Mieszko I poprzez urzeczywistnianą w sakramencie chrztu Tajemnicę Odkupienia został „na nowo potwierdzony, niejako na nowo wypowiedziany, na nowo stworzony". I jak w chwili chrztu Chrystusa w Jordanie „otworzyło się [nad Nim] niebo" (Łk 3, 21b), tak też możemy powiedzieć o księciu Polan: z chwilą, gdy przyjął on chrzest, otwarło się nad nim niebo.
Jednakże znaczenie przyjęcia chrztu przez Mieszka I nie ogranicza się tylko do jego osoby. Nie bez powodu o wydarzeniu z 966 roku mówimy jako o Chrzcie Polski. Stąd podczas słynnej homilii na Placu Zwycięstwa w Warszawie w dniu 2 czerwca 1979 roku Jan Paweł II, nawiązując do Millennium Chrztu Polski i do 900. rocznicy męczeńskiej śmierci św. Stanisława Biskupa, mówił o Chrystusie jako kluczu do zrozumienia tożsamości zarówno całej Polski, jak i poszczególnych Polaków: „Chrystusa nie można wyłączać z dziejów człowieka w jakimkolwiek miejscu ziemi. Nie można też bez Chrystusa zrozumieć dziejów Polski - przede wszystkim jako dziejów ludzi, którzy przeszli i przechodzą przez tę ziemię. Dzieje ludzi! Dzieje narodu są przede wszystkim dziejami ludzi. A dzieje każdego człowieka toczą się w Jezusie Chrystusie. W Nim stają się dziejami zbawienia. (...) Otóż tego, co Naród polski wniósł w rozwój człowieka i człowieczeństwa, co w ten rozwój również dzisiaj wnosi, nie sposób zrozumieć i ocenić bez Chrystusa. (...) Trzeba iść po śladach tego, czym - a raczej kim - na przestrzeni pokoleń był Chrystus dla synów i córek tej ziemi. I to nie tylko dla tych, którzy jawnie weń wierzyli, którzy Go wyznawali wiarą Kościoła. Ale także i dla tych, pozornie stojących opodal, poza Kościołem. Dla tych wątpiących, dla tych sprzeciwiających się. (...) Otóż nie sposób zrozumieć dziejów Narodu polskiego - tej wielkiej tysiącletniej wspólnoty, która tak głęboko stanowi o mnie, o każdym z nas - bez Chrystusa. Jeślibyśmy odrzucili ten klucz dla zrozumienia naszego Narodu, narazilibyśmy się na zasadnicze nieporozumienie. Nie rozumielibyśmy samych siebie. Nie sposób zrozumieć tego Narodu, który miał przeszłość tak wspaniałą, ale zarazem tak straszliwie trudną - bez Chrystusa"[19].
Przeżywany aktualnie z woli Ojca Świętego Franciszka Rok Miłosierdzia uwrażliwia nas na jeszcze jeden teologiczny aspekt w patrzeniu na świat i jego dzieje - na aspekt miłosierdzia. Stąd możemy powiedzieć: Pan Bóg w swojej Opatrzności i w swoim nieskończonym miłosierdziu uznał, że rok 996 powinien stać czasem miłosierdzia dla Mieszka I, a w konsekwencji czasem miłosierdzia dla jego narodu i państwa. Ujmując 2016 rok w tej właśnie perspektywie, możemy powiedzieć: jest on 1050. rocznicą dziejów miłosierdzia Bożego nad nami. Stąd konieczność naszego wielkiego narodowego Te Deum laudamus - „Ciebie, Boże, wysławiamy!".
Nadzieja
Wysławianie Boga i dziękowanie Mu za Chrzest Polski rodzi zarazem pytania o przyszłość: Jaka będzie Polska? Jaki będzie Kościół w naszej Ojczyźnie - za rok, za dziesięciolecia, za wieki? Tego nie wiemy. Pozostaje w nas jednak pewność nadziei, która jest zawarta i wyrażona w znaku Chrystusowego krzyża, w znaku miłości, w znaku ostatecznego zwycięstwa. Karol Wojtyła tak pisał o nim w poemacie Wigilia wielkanocna 1966: „Twój znak - znak naszych rozszczepień, stał się znakiem naszego bogactwa -/ w tym znaku bronisz wolności: wolność rodzi nasze bogactwo./ Wypełniłeś naszą wolnością Twój znak. Czy wolność jest przeciw Tobie?/ Przez tyle pokoleń idziemy - każdy z nas idzie - na spotkanie wolności,/ która się nie sprzeciwi miłości, ale miłością wypełni./ Przez tyle pokoleń idziemy - każdy z nas idzie - w stronę swej własnej wolności"[20].
Bo przecież dzięki krzyżowi wolność nie jest próżnią...
________________________________________
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz