Niezłomny Rotmistrz. 73 lata temu zamordowany został rtm. Witold Pilecki

Rotmistrz Witold Pilecki został uznany przez brytyjskiego historyka prof. Michaela Foota za jednego z sześciu najodważniejszych ludzi na świecie, walczących w konspiracji podczas II wojny światowej

Jeden z najodważniejszych żołnierzy drugiej wojny światowej, ochotnik do Auschwitz, rtm. Witold Pilecki pod koniec kwietnia 1945 roku został wyzwolony przez żołnierzy amerykańskich z oflagu w Murnau, gdzie trafił po kapitulacji Powstania Warszawskiego. Pozostając jeszcze w obozowych barakach, 26 maja 1945 roku Pilecki sporządził wykaz ponad siedmiuset nazwisk więźniów i więźniarek, którzy stracili życie w obozie w Oświęcimiu. Z Murnau, wraz z innymi oficerami, wyjechał 9 lipca 1945 roku do Włoch, do Porto San Giorgio, i zameldował się do służby w 2 Korpusie Polskim gen. Władysława Andersa. Tam też napisał najobszerniejszy raport z Oświęcimia.

"Ktoś musi trwać..."

Do Warszawy Pilecki przyjechał 8 grudnia 1945 roku, jako Roman Jezierski, z zadaniem zorganizowania siatki wywiadowczej w rządzonej przez komunistów niesuwerennej Polsce. Tworzona przez niego siatka nigdy nie stała się formalną organizacją, nie miała nazwy, nie składano przysięgi, nie przeprowadzano żadnych akcji sabotażowych czy terrorystycznych, nawet nie korzystano z łączników i skrzynek kontaktowych. Jej celem było zbieranie wszelkich informacji o przebiegu komunizacji społeczeństwa i rozeznanie ewentualnych sposobów przeciwstawienia się zniewoleniu.

Już w czerwcu 1946 roku gen. Anders wydał Pileckiemu, z powodu zagrożenia aresztowaniem, rozkaz wyjazdu na Zachód. Ale Rotmistrz nie zamierzał tego zrobić: "Ja zostanę, wszyscy nie mogą stąd wyjechać, ktoś musi tu trwać bez względu na konsekwencje".

Kiedy w kwietniu 1947 roku NKWD ujęło w Berlinie łącznika 2 Korpusu i przekazało go do Polski, śledczy Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego trafili na ślad grupy Pileckiego i rozpoczęli aresztowania. Od 6 do 22 maja 1947 roku UB zatrzymało 23 osoby. Witold Pilecki został aresztowany 8 maja w Warszawie przy ul. Pańskiej 85/6, w mieszkaniu zatrzymanych dzień wcześniej współpracowników, państwa Sieradzkich. Przewieziono go do aresztu MBP przy Koszykowej, gdzie od razu został przesłuchany przez jednego z najbardziej krwawych śledczych, 26-letniego ppor. Eugeniusza Chimczaka.

Pilecki przesiedział w ministerstwie pięć dni, zanim 13 maja wydano formalnie nakaz aresztowania i przeniesiono go do X Pawilonu więzienia przy Rakowieckiej na Mokotowie, gdzie został poddany trwającemu pół roku okrutnemu śledztwu. Według ks. Antoniego Czajkowskiego Pilecki "nie był w stanie podnosić głowy, miał połamane obojczyki, ręce zwisały mu bezwładnie wzdłuż ciała". Żona Rotmistrza widziała przy pożegnaniu po procesie, że miała zerwane paznokcie. Poza Chimczakiem przesłuchiwali go słynący także z okrucieństwa inni śledczy: ppor. Jerzy Kroszel, por. Stefan Alaborski czy por. Stanisław Łyszkowski i Marian Krawczyński. W czasie wielogodzinnych przesłuchań, połączonych z maltretowaniem aresztowanego, spisali 27 protokółów zeznań. Materiały zebrane również od pozostałych zatrzymanych przygotowywano do pokazowego procesu. W sporządzonym przez Krawczyńskiego 11 grudnia 1947 roku akcie oskarżenia zaakceptowanym przez naczelnika Wydziału II Departamentu Śledczego mjr. Adama Humera napisano: "W okresie maja i czerwca 1947 roku przez władze bezpieczeństwa na terenie Polski została zlikwidowana grupa szpiegowska kierowana przez rezydentów wywiadu II Korpusu Andersa - Pileckiego Witolda i Płużańskiego Tadeusza. Grupa ta miała za zadanie zbieranie i przekazywanie do sztabu II Korpusu Andersa wiadomości i dokumentów, stanowiących tajemnicę państwową i wojskową...". Zarzucono jej także chęć zamordowania funkcjonariuszy MBP i gromadzenie w tym celu broni.

"Ja już nie mogę żyć"

Proces przeciwko tzw. grupie szpiegowskiej wywiadu Andersa na Polskę przez Wojskowym Sądem Rejonowym w Warszawie przy ul. Nowowiejskiej rozpoczął się 3 marca 1948 roku. Na ławie oskarżonych zasiadali: rtm. Witold Pilecki - przedstawiony jako szef "wywiadu Andersa na Polskę", Maria Szelągowska, Tadeusz Płużański, Witold Różycki, Makary Sieradzki, Ryszard Jamonnt-Krzywicki, Maksymilian Kaucki, Jerzy Nowakowski. Sądowi przewodniczył szef WSR nr 1, ppłk Jan Hryckowian - urodzony w Pensylwanii, absolwent Wydziału Prawa Uniwersytetu Jagiellońskiego, zawodowy kapitan WP, były akowiec, w komunistycznej Polsce sprawca co najmniej 16 zbrodni sądowych, do 1975 roku ceniony warszawski adwokat. W składzie sędziowskim znalazł się także inny przedwojenny prawnik (po Uniwersystecie Jana Kazimierza we Lwowie) - kpt. Józef Badecki, który w swojej karierze orzekł co najmniej 29 kar śmierci. Oskarżał były akowiec i powstaniec warszawski, wiceprokurator Naczelnej Prokuratury WP, mjr Czesław Łapiński, który służył komunistom, jak twierdził, dla pieniędzy. Przedstawił on oskarżonych jako "przestępców, którzy zasłużyli na największe potępienie oraz pogardę i najsurowsze wyroki".

Przewód sądowy zakończył się 11 marca 1948 roku; w ostatnim słowie Rotmistrz powiedział: "Nie byłem rezydentem, a tylko polskim oficerem. Wykonywałem tylko rozkazy, aż do chwili aresztowania mnie. Nie miałem przeświadczenia, że dopuszczam się szpiegostwa i przy ferowaniu wyroku proszę o wzięcie tego pod uwagę". W samo południe 15 marca 1948 roku przewodniczący ppłk Jan Hryckowian ogłosił wyrok: Witold Pilecki, Maria Szelągowska i Tadeusz Płużański skazani zostali na karę śmierci z utratą praw publicznych i obywatelskich praw honorowych na zawsze oraz przepadek mienia na rzecz Skarbu Państwa.

Po wyroku Pilecki miała powiedzieć do swojej szwagierki Eleonory Ostrowskiej: "Ja już żyć nie mogę. [...] mnie wykończono. Bo Oświęcim - to była igraszka". A na jednym z ostatnich widzeń, jak wspomina jego córka Zofia, dał żonie mały metalowy grzebyk i powiedział, żeby koniecznie kupiła książkę Tomasza a Kempis "O naśladowaniu Chrystusa". "Chciał, żeby mama codziennie czytała nam fragmenty tej cudownej książeczki. "To ci da siłę" - powiedział". On sam wiedział, że "tylko ofiarowanie siebie innym nadaje naszemu życiu sens". Jeszcze zanim został aresztowany, zostawił swoim dzieciom przesłanie: "Kochajcie ojczystą ziemię. Kochajcie swoją świętą wiarę i tradycję własnego Narodu. Wyrośnijcie na ludzi honoru, zawsze wierni uznanym przez siebie najwyższym wartościom, którym trzeba służyć całym swoim życiem".

Karę śmierci wykonać niezwłocznie

Przyjaciele Witolda próbowali go jeszcze uratować. Przebywający na emigracji Jan M. Mierzanowski z ppor. Leonardem Zawackim, więźniem Auschwitz, starali się w Londynie w porozumieniu z gen. Andersem o wydanie "Raportów" Pileckiego z obozu, żeby świat dowiedział się o jego bohaterstwie. Chcieli nagłośnić sprawę w zachodniej prasie. Zajmował się tym były ambasador w Berlinie Józef Lipski, ale "trafił na mur! Nikt nie chciał się narażać Sowietom i ich satelitom".

W Polsce natomiast liczono na interwencję premiera Józefa Cyrankiewicza, byłego więźnia KL Auschwitz, do którego trafił we wrześniu 1942 roku jako działacz PPS-WRN. W Oświęcimiu był związany z Obozową Organizacją Bojową PPS i współpracował z grupą niemieckich i austriackich komunistów podejrzewaną o denuncjacje. Po ogłoszeniu wyroku na Pileckiego jego adwokat był w Krakowie u Ludmiły Serafińskiej: "Powiadomił mnie, że Pilecki prosi, aby w jego sprawie interweniować u Józefa Cyrankiewicza, który był już wówczas premierem. Udałam się więc do Rady Ministrów w Warszawie. Józef Cyrankiewicz, który znał mnie z wcześniejszych pobytów u swojej matki w Krakowie, przyjął mnie bardzo grzecznie, lecz oświadczył, że wszystko zależy od prezydenta Bolesława Bieruta, natomiast on sam nic nie może pomóc".

Wyrok w sprawie Rotmistrza został utrzymany w mocy 3 maja 1948 roku przez Najwyższy Sąd Wojskowy składający się z płk. Kazimierza Drohomireckiego (przedwojennego nauczyciela gry na skrzypcach i kierownika orkiestry kinowej w Kołomyi, ale zarazem absolwenta prawa Uniwersytetu Lwowskiego), ppłk. Romana Kryżego (jednego z najbardziej krwawych sędziów: "Sędzia Kryże - będą krzyże", który w tzw. aferze mięsnej, w 1965 roku, skazał na śmierć Stanisława Wawrzeckiego, dyrektora w Miejskim Handlu Mięsem) i mjr. Leo Hochberga (skłonnego karać śmiercią za opowiadanie dowcipów politycznych, a w "Biuletynie Żydowskiego Instytutu Historycznego" po śmierci w 1978 roku przedstawionego jako "wybitny erudyta, mądry doradca [...] człowiek wielkiego serca i dobroci).

Sowiecki agent, Bierut, nie skorzystał jednak z prawa łaski w stosunku do Pileckiego, a Płużańskiemu i Szelągowskiej zamienił karę śmierci na dożywocie. Wobec tego zastępca prezesa Najwyższego Sądu Wojskowego, płk Stanisław Majewski, skierował pismo do szefa Wojskowego Sądu Rejonowego w Warszawie: "Przesyłam w załączeniu akta sprawy Pileckiego Witolda i tow. z poleceniem zarządzenie niezwłocznego wykonania kary śmierci i kard dodatkowych w stosunku do skazanego Pileckiego Witolda".

Około godz. 21.00 25 maja 1948 roku na polecenie wiceprokuratora NPW Stanisława Cypryszywskiego zastępca naczelnika mokotowskiego więzienia, por. Ryszard Mońko rozkazał doprowadzenie rtm. Pileckiego na miejsce straceń. "To był mały, oddzielnie stojący budynek za X Pawilonem, którym rządziło MBP. Widziałem, jak prowadzili Pileckiego pod ręce, a on poprosił ich, żeby go puścili, bo chce iść sam" - mówił Mońko na procesie Czesława Łapińskiego. Świadkiem ostatniej drogi Rotmistrza był kapelan AK, więzień Mokotowa i Wronek, skazany na karę śmierci zamienioną na 15 lat więzienia, ks. prof. Jan Stępień: "Otrzymaliśmy poufną wiadomość [...], że wieczorem odbędzie się egzekucja Witolda Pileckiego [...]. Czekaliśmy w napięciu na ten moment. Gdy usłyszałem szept: "już idą", zbliżyłem się do okna razem z dwoma współwięźniami, którzy znali Witolda Pileckiego. Nie zapomnę tego widoku. Prowadzono dwóch skazanych. Pierwszy pojawił się Witold Pilecki. Miał usta zawiązane białą opaską. Prowadziło go pod ręce dwóch strażników. Ledwo dotykał stopami ziemi. I nie wiem, czy był wtedy przytomny. Sprawiał wrażenie zupełnie omdlałego. A potem salwa". O 21.30 mokotowski kard, st. sierż. Piotr Śmietański zamordował Witolda Pileckiego strzałem w tył głowy. Jak ustalono Śmietański zmarł w 1950 roku na gruźlicę.

Rodzina Witolda Pileckiego dowiedziała się o wykonaniu wyroku dopiero czterdzieści lat później. Rotmistrz pochowany został w bezimiennym grobie w niewiadomym miejscu.

Witold Pilecki został uniewinniony przez Izbę Wojskową Sądu Najwyższego dopiero w 1990 roku. Dwanaście lat później rozpoczął się proces jego oskarżyciela, ppłk. Czesława Łapińskiego, sądzonego m. in. za mord sądowy na Rotmistrzu. Łapiński nie doczekał wyroku, zmarł w dzień św. Mikołaja w 2004 roku, w szpitalu onkologicznym w Warszawie, na Ursynowie, obok którego przebiega ulica... Witolda Pileckiego, dawniej Pawła Findera.

Zmarły w 2012 roku brytyjski historyk prof. Michael Foot uznał Rotmistrza za jednego z sześciu najodważniejszych ludzi na świecie, walczących w konspiracji podczas drugiej wojny światowej. Profesor pisał o nim: "Cechowała go niedostępna przeciętnym ludziom twardość, tak brawurowa, że na pierwszy rzut oka wręcz absurdalna". A wspomniany ks. prof. Jan Stępień, świadek ostatnich chwil życia Rotmistrza, twierdził: "Wszyscy więźniowie uważali go za bohatera. Ci zaś, którzy go znali dłużej, wyrażali się o nim po prostu jak o świętym".

Źródło: Dr Joanna Wieliczka-Szarkowa, Niezłomny Rotmistrz, w: Nasz Dziennik nr 118/25.05.2021, s. 11-12.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz