Góry Papieża

Canale d'Agordo przyciąga turystów i pielgrzymów. Gdy rodził się tu przyszły Jan Paweł I, była to mała wieś na końca świata.

Dwadzieścia lat temu nic tu nie było - mówi Loris Serafini, szef Fundacji Papieża Lucianiego, pielęgnującej pamięć o papieżu z Canale d'Agordo. Dziś imię Albino Lucianiego nosi główny plac miasteczka, w kiosku można kupić pocztówki z jego wizerunkiem. Z kościołem, gdzie został ochrzczony mały Albino, sąsiaduje jego muzeum, a 150 m dalej stoi otwarty dla zwiedzających rodzinny dom Lucianich. Od czasów dzieciństwa przyszłego papieża w jego rodzinnej miejscowości zmieniło się niemal wszystko, łącznie z jej nazwą.

Krowa zjadła zeszyt
Zamieszkane przez 1100 osób Canale d'Agordo leży w dolinie Dolomitów, pasma górskiego należącego do Alp Wschodnich. Jan Paweł II, który nieraz odwiedzał te strony, powiedział, że przypominają mu one Tatry. Podobieństwo do zachodniego pasma polskich gór rzeczywiście jest widoczne, ale różnice także rzucają się w oczy. Dolomity są bardziej strome i wyższe od Tatr. Wznosząca się nad rodzinną miejscowością papieża Monte Civetta ma 3220 m n.p.m., a najwyższy szczyt Dolomitów, Punta Penia w masywie Marmolady, sięga o 123 m wyżej. To, co dziś przyciąga turystów, 100 lat temu była dla mieszkańców źródłem trudności. Urodzony w 1912 r. Albino już jako pięciolatek chodził w góry, by kosić trawę. Gdy był nieco starszy, rąbał też drewno. Po wstąpieniu do niższego seminarium, co zrobił w wieku 11 lat, pracował tak samo podczas wakacji. W górach pracował również Giovanni, ojciec Albina, kiedy przebywał w rodzinnych stronach. Często jednak był nieobecny, bo bieda zmuszała go do emigracji. Mieszkał w Szwajcarii, Francji, Niemczech i Argentynie. Dopiero w 1925 rr. znalazł stała pracę blisko rodzinnej miejscowości.


W czasach dzieciństwa przyszłego papieża wieś nazywała się Forno di Canale. Wielu mieszkańców zajmowało się hodowlą bydła, czego pozostałością są charakterystyczne kamienno-drewniane budynki obór. Rodzina Luciani także miała krowy. Jedna z nich zjadła małemu Albino zeszyt, który ten dostał w prezencie od proboszcza, gdy postanowił wstąpić do seminarium. Chłopak był przekonany, że w tej sytuacji go nie przyjmą, ale proboszcz dał mu jeszcze jeden.

Dziś chyba jedyny żywy inwentarz, jaki można tu zobaczyć, to dwie kozy z gospodarstwa agroturystycznego. Znacznie częstszym widokiem od rolników prowadzących bydło są turyści w butach do trekkingu albo narciarze zimą. Jednak niektóre spośród stojących w Canale domów powstały jeszcze przed narodzeniem Albino Lucianiego. Jedna z restauracji szczyci się tym, że już w 1849 r. została wciągnięta na prowadzoną przez urzędników cesarza Austrii listę podmiotów gospodarczych. Z dawnych czasów pozostał też zwyczaj zdobienia domów freskami.

Filateliści pamiętają
Na pamiątki po Albino Lucinim natrafiamy w Canale na każdym kroku. W kościele pw. św. Jana Chrzciciela znajduje się baptysterium, gdzie Albino też po urodzeniu otrzymał pierwszy sakrament. Ołtarz zdobi płaskorzeźba przedstawiająca św. Piotra przekazującego Janowi Pawłowi I klucze królestwa niebieskiego. Przy wejściu ustawiono figurę papieża. Miała się ona znaleźć przed kościołem, ale nie zgodzili się na to bliscy Ojca Świętego. Rodzina Luciani nie była zachwycona wizytami dziennikarzy czy choćby pielgrzymów chcących zobaczyć ich rodzinnym dom. Dlatego przez wiele lat trudno było zorganizować muzeum z prawdziwego zdarzenia. Jak jednak podkreśla Loris Serafini, Canale d'Agordo i tak przyciągało ludzi zainteresowanych postacią Jana Pawła I. Po konklawe z 1978 r. całe miasteczko wyszło na plac. W okolicy dzwony były przez dwie godziny. W katedrze w Belluno w jednym z nich złamało się wtedy serce.

Później w malutkim miasteczku zaczęli zjawiać się dziennikarze z całego świata. Trwało to, wspomina Serafini, mniej więcej 10 dni. Później Canale d'Agordo ucichło. Kiedy po 33 dniach pontyfikatu Jana Pawła I znaleziono martwego, wielką radość zastąpił wielki smutek. Po pewnym czasie pojawili się pielgrzymi wspominający zmarłego Ojca Świętego i modlący się za jego pośrednictwem. Wielu przyjeżdżało z zagranicy. Z biegiem lat o miasteczku Jana Pawła I nico zapomniano, ale proces beatyfikacyjny znów przypomniał światu o najkrócej urzędującym papieżu XXw. Kilka lat temu powstało muzeum, gdzie można zobaczyć osobiste przedmioty Albino Lucianiego i poznać hnistorię jego posługi w rodzinnym Forno di Canale, w Belluno, gdzie wykładał, w Vittorio Veneto, w Wenecji, w której musiał godzić strajkujących robotników z przedsiębiorcami, a reszcie w Rzymie. Rodzinny dom także stał się muzeum. Jest skromny, ale nie nędzny. Zapewne zamożność rodziny rosła w czasie, gdy północne Włochy z regionu biednego i zacofanego stawały się jednym z bogatszych miejsc Europy. Dom, podobnie jak muzuem, nie narzeka na brak zainteresowania zwiedzających. W czasie wakacji poprzedzających zaplanowaną na 4 września beatyfikację koncerty i konferencje poświęcone papieżowi Lucianiemu odbywają się co kilka dni. Nawet miejscowy klub filatelistów zorganizował wystawę poświęconych Janowi Pawłowi I znaczków i kart pocztowych.

Specjalność orędownika
- Jestem tu od 3 miesięcy i na początku przynosiłem codziennie 3 pudła świec, po 36 sztuk w każdej. Teraz schodzą już 4 pudła dziennie - opowiada ks. Matteo Colle, który kieruje parafią pw. św. Jana pod nieobecność przebywającego w szpitalu proboszcza. Świece zapalają pielgrzymi, proszący Jana Pawła I o wstawiennictwo. Przed figurą papieża układane są fotografie. Większość to santini, obrazki drukowane z okazji czyjegoś pogrzebu. Są też zdjęcia dzieci. - Przypuszczam, że to prośby o uzdrowienie, ale na odwrocie nic nie jest napisane - tłumaczy ks.Colle.

Intencje można też wpisywać do wystawionego obok dużego zeszytu. Jeden wystarcza na mniej więcej 2 tygodnie.

Ksiądz Matteo Colle rozmawiał z ludźmi, którzy za pośrednictwem Jana Pawła I wymodlili poczęcie dziecka. Podobnych próśb jest więcej. Czy sprawy związane z rodziną to specjalność papieża z Canale d'Agordo? Tego ks. Colle  nie wie, ale za życia Albino Luciani przynajmniej dwa razy mocno zaangażował się w obronę katolickiej nauki w tej sprawie. Pierwszy raz zdarzyło się to po ogłoszeniu przez Pawła VI encykliki "Humanae vitae", mówiącej o przekazywaniu życia i potępiającej antykoncepcję. Jako biskup diecezji Vittorio Veneto, a później patriarcha Wenecji Albino Luciani stanął po stronie papieża, podczas gdy wiele katolickich środowisk odrzuciło nauczanie z encykliki. Drugi raz mieła miejsce 1974 r., kiedy we Włoszech odbywało się referendum dotyczące prawa o rozwodach. Możliwość prawnego przerwania małżeństwa wprowadzono w tym kraju w 1970 r. 4 lata później zorganizowano powszechne głosowanie w sprawie usunięcia rozwodów z prawa cywilnego. Patriarcha Luciani nie był zwolennikiem rozpisywania referendum, bo obawiał się, że skonfliktuje ono społeczeństwo. Kiedy jednak grupa księży opublikowała list zachęcający do głosowania na rzecz rozwodów, hierarcha wyraźnie upomniał ich, że katolicy nie mogą zajmować publicznie takiego stanowiska.

Drugi Jan Paweł
Stanowisko w sprawie nauczania o rodzinie z pewnością było jedną ze spraw, które łączyły Albino Lucianiego z jego następcą na Stolicy Apostolskiej. Ówczesny biskup z Vittorio Veneto i abp Karol Wojtyła poznali się w 1966 r. w Rzymie i od tego czasu ze sobą korespondowali. Hierarcha z Krakowa po śmierci Jana Pawła I nie ukrywał, że popierał go wczasie konklawe. To zapewne dlatego Canale d'Agordo stało się pierwszą miejscowością, którą Jan Paweł II odwiedził w ramach podróży po Włoszech. Stąd wizerunek polskiego papieża znajduje się obok pierwszej stacji tutejszej drogi krzyżowej.

Wśród przedmiotów upamiętniających Jana Pawła I brakuje listu, który dostał od ojca, gdy postanowił zostać księdzem. Starszy Luciani pracował za granicą, gdy jego 11-letni syn zapytał matkę, czy może wstąpić do seminarium. Ta odparła, że nie ma nic przeciwko temu, ale decyzja nalezy do ojca. Zgoda nie była oczywista. Matka Albina była głęboko wierząca, ale ojciec podczas pobytu w Niemczech wstąpił do partii socjalistycznej. W Canale d'Agordo i okolicach, jak opowiada szef Fundacji Papieża Lunianiego, jakieś 80-90 proc. stanowili wtedy przekonani katolicy, a resztę bardzo antyklerykalni zwolennicy nauk Karola Marksa. Ojca Albino Papieża Lucianiego interesowała bardziej kwestia robotnicza niż walka z Kościołem. Chodził nawet na Msze św. Kiedy jednak wrócił do Włoch, chciał zapisać się do socjalistów. Żona powiedziała, że jeśli to zrobi, ona odejdzie. Powstrzymała go, ale mały Albino nie mógł być pewny, czy ojciec zgodzi się na to, by syn został klerykiem. Po wysłaniu listu chłopak codziennie chodził na pocztę, by zobaczyć, czy nie przyszła odpowiedź. Wreszcie się doczekał. Ojciec pisał: "Zgadzam się i zapłacę ci za naukę, musisz mi tylko obiecać, że jako ksiądz będziesz zawsze pamiętał o ubogich". Albino Luciani zawsze nosił list od ojca przy sobie, także wtedy, gdy został papieżem. Byłaby to niezwykle cenna pamiątka. Jednak zaginęła i nikt nie wie, co się stało.

Źródło: Jakuba Jałowiczor, Góry Papieża, w: Gość Niedzielny nr 35/4.09.2022, s. 16-21. (za: www.jpjeden.blogspot.com)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz