Stanę w Bożej obecności.
Wprowadzenie 1: wziął mnie na pustynię – do ekstremalnych warunków i uczy o miłości, która daje siebie do ostatniego tchu… i to tchnienie jest wyrazem miłości Boga do człowieka… przyjmę je do swego serca.
Wprowadzenie 2: Prosić o łaskę miłowania Boga.
Na początek przeczytam tekst ewangelii: J 3,14-21
A jak Mojżesz wywyższył węża na pustyni, tak potrzeba, by wywyższono Syna Człowieczego, aby każdy, kto w Niego wierzy, miał życie wieczne. Tak bowiem Bóg umiłował świat, że Syna swego Jednorodzonego dał, aby każdy, kto w Niego wierzy, nie zginął, ale miał życie wieczne. Albowiem Bóg nie posłał swego Syna na świat po to, aby świat potępił, ale po to, by świat został przez Niego zbawiony. Kto wierzy w Niego, nie podlega potępieniu; a kto nie wierzy, już został potępiony, bo nie uwierzył w imię Jednorodzonego Syna Bożego. A sąd polega na tym, że światło przyszło na świat, lecz ludzie bardziej umiłowali ciemność aniżeli światło: bo złe były ich uczynki. Każdy bowiem, kto się dopuszcza nieprawości, nienawidzi światła i nie zbliża się do światła, aby nie potępiono jego uczynków. Kto spełnia wymagania prawdy, zbliża się do światła, aby się okazało, że jego uczynki są dokonane w Bogu.
Bóg pragnie... miłości
Prorok Ozeasz wypowiada pragnienie Boga. Woła Pan do każdego z nas miłości pragnę. Czym w istocie jest miłość? Jest relacją międzyludzką. I w tym tkwi istota wiary, która jest darem Boga: Pan zaprasza nas do tak szczególnej więzi, którą nazywamy miłością.
On wychodzi pierwszy! Zawsze pierwszy... Tak bowiem Bóg umiłował świat, że dał Syna swego Jednorodzonego, każdy, kto w Niego wierzy, ma życie wieczne (J 3,16). Bóg w Trójcy jedyny – relacja między Ojcem i Synem jest tak silna, że mamy Ducha, a ten rozlewa miłość Bożą w naszych sercach. Ojciec nie przestaje stwarzać i utrzymywać w istnieniu. Syn nie przestaje wybawiać nas wskazując drogę do nieba. Duch nie przestaje dawać nam dobre natchnienia miłości (miłowania). Podsumował to św. Paweł: Jesteśmy bowiem Jego dziełem, stworzeni w Chrystusie Jezusie dla dobrych czynów, które Bóg z góry przygotował, abyśmy je pełnili.
Miłość pragnie odpowiedzi. Bez niej „usycha”, cierpi, czuje się zraniona i odrzucona. Miłość nigdy nie ustaje. Nie kończy się. Ciągle próbuje. Nieustannie wychodzi, nawet jeśli się ją odrzuca. Jean Vanier określił tę cechę jako ranliwość. Kto kocha wystawia się na ryzyko bycia zranionym.
Dotknięci przez miłość
Miłość bezwarunkowa Boga dosięga nas w każdym miejscu i czasie. Umarł za nas gdyśmy byli jeszcze grzesznikami, a wiadomo, że grzech niszczy więzi z Bogiem, między nami i z sobą samym. Nic nie zrobiliśmy, by zasłużyć na nią. Nawet nie pomyśleliśmy, a On, bogaty w miłosierdzie, już nas do końca umiłował. Pan Jezus dobrze wie, że potrzebujemy miłości jak powietrza, jak wody, jak chleba. Bez niej umieramy!
I tak się daje! Całkowicie, bezgranicznie, tu i teraz, w świętej Eucharystii... w sakramencie pojednania, gdy bierze na siebie moje grzechy. We wspólnocie Kościoła, w modlitwie. Przecież wiemy, że najprostsza definicja modlitwy brzmi: spotkanie z Bogiem czyli nawiązanie relacji, więzi, a więc przyjęcie Daru.
Zaproszeni jesteśmy do modlitwy codziennej, wytrwałej, cierpliwej. I przenoszenia jej „metody” i owoców do życia codziennego. Modlitwa osobista i wspólnotowa, modlitwa małżonków i rodzin, rodziców i dzieci, a i osób samotnych. To jest nurt mniej czy bardziej wartko płynący. Czy my pragniemy tej miłości? Takiej miłości?
Skleroza serca
Kiedy bardziej miłujemy ciemność aniżeli światło dopada nas straszliwa choroba: skleroza serca. Nie pamiętamy! Zapominamy! Bóg chce nas uzdrowić z tej choroby, która podobna jest do węży jadowitych kąsających śmiertelnym jadem tymczasowości, przyjemności, wygody, udawania, że nic się nie stało, że mnie to nie obchodzi, nie dotyczy. Ile to jadu sączy się w naszych czasach? Monitory komputerów, ekrany telewizorów, tabloidy sączą w nas jad śmierci.
Trzeba lekarstwa! Potrzeba, by wywyższono Syna Człowieczego, aby każdy, kto w Niego wierzy, miał życie wieczne. Wywyższono, ukrzyżowano, na pal przywieszono, by każdy, kto na Niego spojrzy z wiarą nie zginął. Mamy to na podorędziu, każdego dnia, przecież w każdym domu jest krzyż. Czy głowy zwracają się ku niemu w chwili trudu, udręki, niezrozumienia? W jakim jest stanie?
Zaiste, umiłowani zostaliśmy bezmiernie – nawet nie jesteśmy w stanie sobie tego wyobrazić. Bylibyśmy gotowi potępić innych i siebie, ale Pan nie chce potępienia. Uwierz Miłości! Uwierz w imię Jednorodzonego Syna Bożego. Nie odwracaj się od światła! Nawet jeśli upadasz to możesz zwrócić się ku prawdzie i podjąć jej wymagania. To prowadzi do światła, do Boga, do odkrywania dobrych czynów, które Bóg z góry przygotował, abyśmy je pełnili.
Jeśli pragniemy, by cokolwiek zmieniło się w naszym życiu to uwierzmy Miłości, pozwólmy na to, by nas kochała i... starajmy się kochać!
o. Robert Więcek SJ