Właściwie nie ma o co kruszyć kopii, od zarania Kościoła obok niego powstawały wyszydzające i poniżające katolicyzm wyobrażenia i utwory, zatem "nihil novi sub sole". Tak więc nie widzę powodów do emocji wobec nowego filmu reżysera Wojciecha Smarzowskiego pt. "Kler".
Artysta ma, oczywiście, pełne prawo do twórczej wolności i do przedstawienia własnej wizji spraw.
Jestem w tej - komfortowej, przyznam - sytuacji, że filmu jeszcze nie widziałem. Mogę więc spokojnie teoretyzować.
Kiedy zatem uznam, że film jest udany, interesujący? Ano wtedy, gdy nie wyczuję w nim działania pod publiczkę, wyrachowanej postawy zmierzającej do przypodobania się nadwiślańskiemu "salonikowi", w którym księża nie są zbyt popularni. Jeśli nie będzie w tym filmie taniej publicystyki, łatwego uogólniania i prostej przesady.
Oczywiści, dobiegają do mnie już pierwsze głosy tych, którzy film Smarzowskiego widzieli, ale staram się nimi nie sugerować.
W ogóle nie przeceniam tego typu "dzieł". Jeśli będzie udane i zainicjuje ważną dyskusję, to dobrze, jeśli będzie tylko płaską agitką, plakatem namalowanym na ideologiczne potrzeby, to nie ma o czym rozmawiać. Taki film przeminie i nie pozostawi żadnego śladu.
A teraz o pozornie innej sprawie. Od pewnego czasu zauważam, że w naszym kraju rośnie presja ze strony lewicowych aktywistów, aby - jak to oni mówią - zabrać się za Kościół!
Idą na to coraz większe pieniądze z Unii Europejskiej oraz ze wszelkich funduszy powiązanych z George'em Sorosem. Co rusz podjudza się ludzi przeciwko klerowi. Jeśli jakiś ksiądz coś zbroi, to natychmiast jest to kolportowane we wszystkich salonowych mediach. Jednym słowem - nasila się ofensywa ideologiczna przeciwko polskiemu katolicyzmowi.
W tym wypadku rachuby są bardzo oczywiste - pozbawiając Polaków Kościoła, pozbawi się ich jednocześnie duchowego kierownictwa, odbierze się inspiracje, które od wieków sprawiają, że Polacy są inni niż większość europejskich narodów. Polska maryjność, polskie różańce od dawna kłują w oczy ideologów Związku Socjalistycznych Republik Europejskich. Bez wytrzebienia w Polsce katolicyzmu niemożliwe jest narzucenie Europie Środkowej niemieckiej, komunistycznej kurateli.
W tym wypadku rachuby są bardzo oczywiste - pozbawiając Polaków Kościoła, pozbawi się ich jednocześnie duchowego kierownictwa, odbierze się inspiracje, które od wieków sprawiają, że Polacy są inni niż większość europejskich narodów. Polska maryjność, polskie różańce od dawna kłują w oczy ideologów Związku Socjalistycznych Republik Europejskich. Bez wytrzebienia w Polsce katolicyzmu niemożliwe jest narzucenie Europie Środkowej niemieckiej, komunistycznej kurateli.
Polacy oderwani od krzyża nie będą już tacy krnąbrni, niezależni i skłonni do odważnych gestów. A jeśli nie ujarzmi się Polski, to któregoś dnia z tej właśnie Polski wypłynie idea odnowy całej Europy. Eurokomuniści nie mogą przecież na to pozwolić, praca nad wychowaniem nowego człowieka - Człowieka Europejskiego, odgłowionego na sowiecki model, nie może być zagrożona przez pozostawienie w spokoju polskich katolików, od nich przecież inni mogą się "zarazić".
Jeśli ktoś chce dziś w Warszawie zrobić karierę w dziennikarstwie lub jest spadającą gwiazdą, to wystarczy, że zaangażuje się w jakąś antykościelną, antyklerykalną kampanię i już notowania tej osoby w "towarzystwie" szybują w górę. Taki np. Tomasz Sekielski, który prowadzi zbiórkę na film o pedofilii w polskim Kościele i łzawo opowiada o tym w periodyku "Fakty i Mity", przedstawiając się jako "twórca niezależny i idący pod prąd", wyraźnie liczy na salonowe wsparcie. Pan artysta Andrzej Pągowski "tworzy" plakat do filmu Smarzowskiego, który przedstawia purpurową świnię do zbierania pieniędzy, w której otwór do wrzucania monet ma kształt krzyża. Ależ w TVN-ie się nacmokali nad tym "dziełem", ależ było gadania, jakie to odważne i świeże artystycznie. Ciekawe, czy pan Pągowski byłby równie bezkompromisowy i odważny, gdyby miał sporządzić plakat do filmu o patologiach wśród rabinów czy muzułmańskich imamów... Ciekawe, czy wtedy nie zadrżałaby mu bezbłędna ręka.
I tu otwiera się kolejny nasz dylemat. A może my po prostu jesteśmy zbyt tolerancyjni, spokojni, spolegliwi?
Może polscy katolicy na zbyt wiele pozwalają? Nie boją się nas tak jak Żydów czy muzułmanów.
I... bardzo dobrze! Tak trzymajmy, nasz katolicyzm niech pozostanie właśnie taki; spokojny, wybaczający, skupiony na rzeczach najistotniejszych. Nasz katolicyzm - ten szczery i prawdziwy - jest wyjątkowy właśnie dlatego, że nigdy nie urządzaliśmy religijnych pogromów, nie zabijaliśmy w imię wiary, iż rozumieliśmy istotę tego, w co wierzymy.
Kler, księża - w tym polscy księża - są tacy jak i całe społeczeństwo. Jaki jednak odsetek jest tych robaczywych jabłek w całym koszu?
O tym już głośno się nie mówi. Wystarczy, że media znajdą jednego księdza, który złamał swoje powołanie, i już powstaje wielki hałas, jeden zły czyn jest zwielokrotniany i powstaje wrażenie, jakby Kościół był przegniły, przeżarty patologiami od wewnątrz.
Żyję już dosyć długo i dalibóg wierzcie mi, nie spotkałem jeszcze księdza, od którego doświadczyłbym krzywdy, czegoś złego. Owszem, znam kilku birbantów i lekkoduchów w sutannach, ale nawet oni mają w sobie wiele dobrych cech. Nie jestem klerykałem, wręcz przeciwnie, często dokuczam moim przyjaciołom z koloratkami pod szyją, ale przecież nie jestem jakimś wyjątkowym szczęśliwcem, moi znajomi ciągle opowiadają mi o wspaniałych księżach i zakonnicach - w Polsce to po prostu norma.
Sutanna nie chroni jednak przed złym charakterem, psychopatią, zboczeniem... Nikt i nigdy przecież tak nie twierdzi. Dziś ważne jest jednak to, abyśmy wspomogli przyzwoitych księży, bo właśnie przeżywają trudne dni. Media nasiliły nagonkę i co słabsze umysły zaczynają już opowiadać niestworzone historie, których nigdy nie były świadkami.
Jeśli zatem "Kler" wpisze się w to polowanie z nagonką na księży urządzane właśnie przez lewicowe i niemieckie media, to uznam ten film na nędzne naśladowanie nieistniejącej rzeczywistości, a moje zdanie o panu Smarzowskim będzie już o wiele gorsze niż przed obejrzeniem filmu.
Ciągle jednak łudzą się, że ten film będzie ważnym głosem w poważnej rozmowie o kapłańskim powołaniu, o niezwykłej - często nadludzkiej - odpowiedzialności, która ciąży na każdej duchownej osobie. Dziś każda polska sutanna to kolejna szabla tak potrzebna w duchowej wojnie, którą przychodzi nam stoczyć z otaczającym nas nieprzyjaznym światem lewicowych guseł. Każda sutanna to rycerska zbroja w tej walce, a każdy brewiarz to kołczan z najskuteczniejszymi strzałami.
Księża, zwłaszcza ci młodzi, muszą sobie zdawać sprawę, że i w Polsce nadchodzi właśnie czas, gdy kapłaństwo stanie się powołaniem heroicznym, wymagającym wielkiej odwagi i siły charakteru. Kapłani to przecież nasi przewodnicy w duchowej drodze przez nieprzyjazny świat europejskiej ofensywy lewicy.
Kiedyś widziałem pewnego biskupa, jak stał w holu łagiewnickiego sanktuarium - wyniosły ledwo skinął nam głową na serdeczne pozdrowienie. Chwilę później siedziałem na skromnym obiedzie z kardynałem z Indii - skromnym, szczerym, ludzkim. Tam jednak Kościół jest prześladowany, a bycie chrześcijaninem świadczy o sporej odwadze.
Może zatem ten "Kler" jest potrzebny polskiemu klerowi, aby wyrwać go ze słodkiego przeświadczenia, że u nas jest jak u Pana Boga za piecem i nie trzeba się specjalnie wysilać?
Obejrzę ten film, nie będę go potępiał a priori... Uczciwa krytyka nikomu jeszcze nie zaszkodziła, pod warunkiem jednak, że jest uczciwa.
Jeśli "Kler" okaże się tanią agitką, jak choćby "Pokot" Agnieszki Holland, to pożałuję zarówno wydanych pieniędzy, jak i zmarnowanego czasu. Nie będę się jednak oburzał, bo to zbyt nobilitowałoby nieudane dzieło i nadawało mu zbyt poważny wymiar.
za: Witold Gadowski, "Kler"? To tylko kino, w: Niedziela nr 39/2018, s. 25.