Nie tylko "Kler"

W swoim zacietrzewieniu reżyser "Kleru" zatracił wszelkie proporcje, tworząc odrażający obraz Kościoła i jego kapłanów.

Projekt "Kleru" Smarzowskiego jeszcze na etapie scenariusza wzbudził kontrowersje. Kwestionowano zasadność dotacji przyznanej filmowi przez Polski Instytut Sztuki Filmowej. Ostatecznie jednak komisja weryfikująca projekty oceniła scenariusz pozytywnie. Projekt poparł m. in. Krzysztof Zanussi, natomiast przeciw przyznaniu dotacji głosowali Rafał Wieczyński i Mirosław Krzyszkowski.

Już "Ksiądz", krótki metraż promujący nowy film Smarzowskiego, agresywne trailery zamieszczane w sieci, a także pełen jadu wypowiedzi reżysera w mediach na temat Kościoła katolickiego u wielu widzów wzbudziły obawy, że tym razem zobaczymy na ekranie jakąś propagandową agitkę. Reżyser powoływał się w nich na papieża Franciszka, jego skromność i postawę wobec blichtru, pychy i zakłamania. Problem w tym, że każdy, kto w jakiś sposób walczy z Kościołem, wybiera z tego nauczania tylko to, co mu wygodne. Jednak sensacyjna otoczka nie powinna zacierać faktu, że gdyby nie grzechy ludzi Kościoła i zaniedbania w ich rozliczaniu i ujawnianiu, nie chodzi tu zresztą tylko o pedofilię, trudno byłoby twórcom twierdzić, że są oparte na faktach.

Jeszcze przed premierą film miał więcej recenzentów niż widzów. To zdarza się rzadko, ale wskazuje, jak zręcznie twórcy potrafili wzbudzić zainteresowanie nim na długo, zanim trafił na ekrany. Jak się okazało, intuicja nie zawiodła krytyków. Reżyser, który w "Wołyniu" zachował umiar i obiektywizm, w "Klerze" przeprowadził bezpardonowy atak na Kościół katolicki. W ujęciu reżysera Kościół to instytucja przeżarta złem, a duchowni to zdegenerowana, chciwa, ogarnięta korupcją i hipokryzją kasta. Ten ostatni zarzut odnosi się szczególnie do kościelnej hierarchii, dbającej wyłącznie o własne, ziemskie interesy.

Smarzowski nie ukrywa, że jest ateistą. Preferuje mocne środki wyrazu, lubi szokować. Początek filmu, kiedy trzech księży ostro biesiaduje na plebanii, epatując widza wulgarnymi tekstami na pograniczu bluźnierstwa, może wprowadzić w osłupienie. Już ten prolog pozwala się domyślać, w jakim kierunku potoczy się akcja.

Wszechmocny biskup

Bohaterami filmu są trzej księża i biskup, wszyscy "posługujący" w tej samej diecezji. Każdy z nich ma problem, który w ujęciu reżysera charakteryzuje prawdziwą twarz polskiego duchowieństwa, a szerzej - instytucji Kościoła. Ks. Trybus jest wiejskim proboszczem bezwzględnie łupiącym wiernych, alkoholikiem, a do tego ma kochankę. Ks. Kukała podejrzewany jest przez parafian o pedofilię, natomiast ks. Lisowski jest wpływowym urzędnikiem kurii i jednocześnie zaufanym biskupa, który owładnięty pragnieniem kariery za wszelką cenę, chce wyjechać do Watykanu. By zrealizować swoje ambicje, zdolny jest do wszystkiego.


Smarzowski jest doświadczonym twórcą, a film dobrze zrealizowano i zagrano. Reżyser nie robi z księży potworów, bo wie, że takie ujęcie byłoby dla widza nieprzekonujące. Każdy z nich, może z wyjątkiem biskupa, ma w sobie jakiś pierwiastek dobra i usiłuje walczyć ze swoimi słabościami. Cała wina za to, kim są, spada na Kościół i reguły, jakie narzuca on swoim kapłanom. Jednym z głównych problemów jest oczywiście celibat.

Jednak najbardziej wyeksponowany wątek filmu to hipokryzja, przede wszystkim hierarchów, którzy głosząc Ewangelię, przeczą jej swoim życiem. Przykładem biskup kreowany przez Janusza Gajosa. To postać wzięta wprost z komiksu czy kabaretu. O ile pozostali bohaterowie są jeszcze jakoś ludzcy, biskup uosabia w sobie, zdaniem reżysera, całe zło Kościoła. Jest pazerny, chciwy, zdegenerowany, klnie jak szewc, a swoich kapłanów traktuje instrumentalnie. Jest wszechmocny. Jego wpływ sięga tak daleko, że potrafi przywołać do porządku prezydenta i zamknąć usta mediom w całym kraju. Ofiary pedofilii nic dla niego nie znaczą, ważniejsze jest dobro sprawców ich krzywdy, bo to leży w interesie Kościoła.

Wiele wątków filmu zostało opartych na faktach znanych z mediów. Faktach prawdziwych. I nie ma wątpliwości, że ohydne czyny osób duchownych należy ukarać. To nagromadzenie zła na ekranie rodzi jednak pytanie, na ile ten obraz Kościoła jest zgodny z rzeczywistością. Czy tacy są rzeczywiście wszyscy księża w Polsce i czy Kościół nią rządzi?

W filmie Smarzowskiego nie znajdziemy żadnej pozytywnej postaci. W swoim zacietrzewieniu reżyser zatracił wszelkie proporcje, tworząc odrażający obraz Kościoła i i jego kapłanów. Każdy z księży ma wiele grzechów na sumieniu. Film przedstawia Kościół jako instytucję przestępczą, z którą jak najszybciej należy zrobić porządek. Z historii, i to nie tak odległej, wiemy, że z kilkoma takimi próbami mieliśmy już do czynienia.

Po co nam strażnicy wiary

Oprócz "Kleru" w konkursie o Złote Lwy znalazł się jeszcze inny film, który, chociaż w inny sposób, koresponduje z jego przesłaniem. Ze względu na  formę realizacji i fakt, że nie podejmuje tematu pedofilii w Kościele, nie ma jednak szans na szeroką oglądalność. Bartosz Konopka w "Krwi Boga" podejmuje problem bardziej ogólny i ponadczasowy. Jak twierdzi, zadaje pytania o samą naturę wiary.

Akcja rozgrywa się w średniowieczu na wyspie zamieszkanej przez wyznające bożków plemię, prawdopodobnie jedno z nielicznych pogańskich, jakie się jeszcze ostały. Na tej właśnie wyspie pojawiają się w tajemniczych okolicznościach dwaj misjonarze. Starszy jest biskupem i zarazem rycerzem, który nie rozstaje się z mieczem, chociaż deklaruje, że nie chce go używać, bo ciągle widzi twarze tych, którzy zginęli z jego ręki. Teraz chciałby, żeby przypominały mu się twarze tych, których ocaliła jego praca. O młodszym misjonarzu właściwie nic bliższego do końca nie wiemy. Początkowo współpracują w miarę zgodnie, ale wkrótce wybucha pomiędzy nimi konflikt na tle sposobu szerzenia wiary. Konflikt postaw prowadzi do tragicznych konsekwencji.

Brutalna wizja średniowiecza przedstawiona w "Krwi Boga" nie jest zbyt odkrywcza, bo powtarza się w wielu podobnych obrazach. Poganie w filmie posługują się wymyślonym językiem, szybko jednak uczą się polskiego, a zakładane przez nich maski przypominają te z innych rejonów świata. Zresztą nie ma to większego znaczenia, bo według deklaracji reżysera film omówi o współczesności. I rzeczywiście. Spojrzenie twórców na rolę chrześcijaństwa w historii jest jak najbardziej współczesne. Z filmu wynika bowiem, że była to rola złowroga - zabrało poganom wszystko, co stanowiło o ich tożsamości, a ostatecznie doprowadziło do ich zagłady. Poganie w filmie to wspólnota funkcjonująca jak jeden organizm. Każdy z członków tej łagodnej społeczności odgrywa ważną rolę. Wspólnota, poczucie więzi i rytuały pozwalają każdej jednostce się spełnić. W przeciwieństwie do chrześcijaństwa, które dzieli, niesie pożogę i śmierć. Można zapytać w takim razie, na czym zbudowana została zachodnia cywilizacja i jakie przesłanie płynie z filmu. Myślę, że bez ogródek określił to reżyser, zadając pytania: "Czy potrzebujemy Kościoła jako instytucji? Być może nasze zaufanie do niego już się skończyło?". I kolejne: "Czy potrzebujemy strażników wiary?". Po obejrzeniu filmu widz nie będzie miał wątpliwości, że są to pytania retoryczne.

"Kler", reż. Wojciech Smarzowski, wyk.: Janusz Gajos, Robert Więckiewicz, Jacek Braciak, Arkadiusz Jakubik, Polska 2018.
"Krew Boga", reż. Bartosz Konopka, wyk.: Krzysztof Pieczyński, Karol Bernacki, Wiktoria Gorodeckaja, Olivier de Sagazan, Polska/Irlandia, 2018.

za: E. Kabiesz, Nie tylko "Kler", w: Gość Niedzielny nr 39/2018, s. 62-63.