19. Umiłowanie człowieka i praca na rzecz „miasta człowieka”

Kto by świadkiem ostatnich chwil życia Lazzatiego może zaświadczyć, że jego ostatnie, wypowiedziane słabym głosem słowa dotyczyły troski o człowieka. Już w latach młodości Lazzati, również dzięki swoim studiom patrystycznym, utwierdził się w przekonaniu, że na gruzach człowieka nigdy nie wyrośnie zdrowe i autentyczne chrześcijaństwo. Jego antropologiczna i teologiczna wizja były jednak wyrazem nie pesymizmu, a realizmu. Lazzati był bowiem przekonany, że grzech wprawdzie zranił naszą naturę, ale nie unicestwił zawartych w niej możliwości dobra. Dlatego też łaska konieczna do zbawienia oddziaływuje na sumienie człowieka właśnie w oparciu o predyspozycję jednostki ku dobru. Fakt tajemniczego lecz realnego działania Ducha Świętego w sercach opierał się u Lazzatiego na przeświadczeniu o potrzebie odpowiedniej i skoordynowanej edukacji ze strony rodziny i wspólnoty kościelnej dla ukształtowania chrześcijan świadomych swojego powołania, a równocześnie po ludzku zrównoważonych, gotowych do refleksji, odpowiedzialnych i otwartych. Lazzati poprzez swój własny styl, dystyngowany lecz uprzejmy, powściągliwy lecz towarzyski, z rezerwą lecz otwarty, uosabiał postać świeckiego, u którego wymiar ludzki i religijny łączą się harmonijnie w imię jedności osoby. Naturalnie, jako rasowy wychowawca miał ambicje sprawić aby to, co stanowiło jego osobiste przekonanie, było podzielane i przyjmowane przez innych, począwszy od młodzieży, na której tak mu zależało. Rozważnie kładł jednak przy tym nacisk także na fakt, że sam rozwój społeczeństwa wymaga dojrzałych chrześcijan na planie ludzkim i duchowym.

Wciąż aktualne pozostają do dziś niektóre fragmenty obozowych listów Lazzatiego. Są wśród nich również listy zawierające słowa goryczy, czy też takie, które wyrażają niepokój. Nigdy jednak listy te nie świadczą o rezygnacji z perspektywy zbudowania nowego świata:

Więzienne życie pozwala mi nawiązywać kontakty z wieloma ludźmi. Tutaj są nas tysiące. I mogę powiedzieć, że wśród tak licznego tłumu trudno spotkać prawdziwego człowieka. Codziennie jestem świadkiem widowisk, które upokarzają bardziej jeszcze niż warunki, w jakich się znajdujemy. To triumf egoizmu ludzi pozbawionych zdolności opanowania swoich instynktów [...] Stwierdzam to stale, pomimo że równocześnie mogę też dostrzec duchową skuteczność bólu.

A dalej pisał jeszcze:
Zastanawiam się, czy mając do czynienia z takimi ludźmi, można myśleć o społeczeństwie innym niż to, które miota się dzisiaj w objęciach śmierci. Odpowiedź na to pytanie jest zdecydowanie przecząca. Tak więc, jeśli kiedyś nastaną pogodniejsze dni, poza tym, co zostanie ustalone w pokojowych negocjacjach, trzeba też będzie osiągnąć głęboką przemianę człowieka. 

Obraz widziany w świetle wojny jest ohydny, lecz mimo wszystko nie pozbawiony nadziei. Człowiek, mimo wszystkich ran, jakie zadał i odniósł, pozostaje jednak otwarty na dobro i może podjąć drogę nawrócenia, która utwierdzi go w jego godności. Będąc o tym przeświadczony, Lazzati zdecydowanie domaga się modelu formacji i duchowości chrześcijańskiej jednoczącego w harmonijną syntezę wymagania religijne i potrzeby ludzkie. Równocześnie model ten jest także dla niego warunkiem (i słusznie) kontynuowania realizacji projektu miasta na miarę człowieka, który tak bardzo pasjonuje go aż do ostatnich chwil jego życia.