Chrześcijańska przygoda (7)

XII. „IDĘ DO DOMU OJCA"

Ostatnie lata życia Giuseppe Lazzatiego można określić jako pogodną podróż, a raczej chrześcijańskie przygotowanie się na śmierć. Wraz z wiekiem i chorobą jego życie wewnętrzne stawało się jeszcze bardziej intensywne, a charakter nabierał łagodniejszych cech. Zauważyli to przede wszystkim ci, którzy byli blisko niego.

Zostawiwszy Uniwersytet - Rycerz Chrystusa zaczął przeczuwać, że zbliża się spotkanie z jego Królem. Ale tak naprawdę nigdy o tym nie zapominał. Miał zwyczaj powtarzać: „To, co się liczy, to szerzyć sprawiedliwość, odnawiać świat, a potem pójść do Raju".

Był to, jak zwykle, język „utopii", ale pełen niezachwianej wiary. Ułożył modlitwę „o dobrą śmierć", w której prosił Pana Jezusa, aby po należytym spożytkowaniu sił dla Królestwa, śmierć stała się „największym dziełem naszego życia".

Potwierdzeniem prestiżu, jaki zyskał sobie w kraju, była inicjatywa, z którą w 1984 roku wystąpiło kilku polityków, by zgłosić jego kandydaturę w wyborach prezydenckich.

W ostatnich latach szczególnie leżała mu na sercu sprawa chrześcijańskiej inspiracji w życiu politycznym; służyły temu rozmowy z młodymi ludźmi i publikacje, nad którymi długo pracował. Tym też tłumaczy się założenie stowarzyszenia „Miasto Człowieka", o którym już wspomnieliśmy. W 1984 roku ukazała się książka pod tym samym tytułem. Księdzu Giuseppe Grampie, swojemu przyjacielowi, który nie był do końca przekonany o aktualności takich przedsięwzięć, Lazzati odpowiedział:

Mając na uwadze swoisty rozwód młodych ludzi z polityką [dziennikarz sprowokował go do poruszenia tego tematu], można by powiedzieć, że moja książka nie jest aktualna. Ale aktualną czynią ją przyczyny tego rozwodu, nawet jeśli się to komuś nie spodoba. Dlaczego dzisiaj młodzież okazuje tyle dystansu i niechęci? Powód można znaleźć obserwując działalność polityczną taką, jaką młodzież ma przed oczami. Jestem przekonany, że nie brak młodzieży, która pragnie ujrzeć działalność polityczną godną swojej nazwy - jako sztukę i umiejętność budowania polis, miasta człowieka. Przyznajmy to szczerze: trudno jest dzisiaj dostrzec w polityce taką motywację; ale gdyby coś uległo zmianie, jestem przekonany, że zainteresowanie powróci.

Dla młodzieży przeznaczył ten szczególny „manifest" oraz resztki swoich sił. „Miał rację Dossetti - mówił. - Zanim wkroczy się w świat polityki, trzeba rozwinąć działalność edukacyjną wśród katolików. Przygotowuję się właśnie raz jeszcze do tej służby, z całych moich sił. Byłem budowniczym jako polityk, potem jako naukowiec - bo naukowiec jest budowniczym miasta - następnie jako dyrektor dziennika i jako rektor Uniwersytetu. Nie czuję się w żaden sposób rozczarowany tym, co zrobiłem. I obecnie, kiedy jestem na emeryturze, dopomogę w odtworzeniu tego przedsięwzięcia kulturalnego o charakterze formacyjnym, by służyło młodzieży. Nie zaniedbam jednak 30 - i 40-latków, którzy, jak sądzę, mogą jeszcze wiele dać społeczeństwu".

Ostatnie lata spędził mocując się z kłopotami zdrowotnymi: poddał się poważnemu zabiegowi, po którym nastąpiła mała i zawsze niepewna poprawa. Ledwo wyszedł z kliniki, na wiosnę 1983 roku, rozpoczął od razu pracę nad pierwszym tomem trylogii, która szczególnie leżała mu na sercu. Książka Miasto człowieka została szybko rozprzedana. Potem, w lutym 1985 roku, ukazała się Laicita e impegno cristiano nelle realta temporali (Świeckość i chrześcijańskie zaangażowanie w rzeczywistość doczesną), a kilka tygodni później Per una nuova maturita del laicato (Ku nowej dojrzałości świeckich). Ostatnią jego publikacją była La preghiera del cristiano (Modlitwa chrześcijanina), która zawiera rozważania prowadzone przez niego przy różnych okazjach. Zdążył zaledwie przejrzeć próbne odbitki, druk zaś został ukończony już po jego śmierci. Można w tej książce widzieć swego rodzaju duchowy testament dla „jego" młodzieży.

Prawdziwy jednakże duchowy testament Lazzati przygotowywał od dawna dla członków Instytutu. Warto przytoczyć kilka najbardziej znamiennych fragmentów: „Najdrożsi Bracia - tak rozpoczyna - gdy będziecie czytać te zdania, ja będę już na drugim brzegu. Dlatego też tym słowom powierzam moje odczucia, które chciałbym przekazać Warn wszystkim, myśląc o ostatniej godzinie, wyznaczonej mi przez Pana, którą przyjmę ulegle i bez zastrzeżeń". Po dziękczynieniu złożonym Bogu za wszystkie otrzymane dary, a szczególnie „za to, że powołał mnie do Instytutu i pozwolił mi żyć w nim przez wiele lat" - prosi o wybaczenie popełnionych błędów i dziękuje przyjaciołom za budujący przykład, który mu dawali, za zaufanie, którym go obdarzyli, i za cierpliwość, z którą „znosiliście moje ułomności i mój charakter". Potem przechodzi do nakreślenia „fundamentalnych zasad", potrzebnych, by Instytut trwał i posiadał „w Kościele miejsce znaczące i odpowiedzialne". I następują słowa, które warto przytoczyć w całości.

Kochajcie Jezusa Chrystusa - Króla, któremu poświęciliśmy nasze życie, a który jako pierwszy nas umiłował i dał siebie za nas. Miłujcie Go z całych sił, czynem, a nie słowem; bądźcie Jego naśladowcami w prawdziwym ubóstwie, w umiłowaniu celibatu i w owocnym posłuszeństwie; oddajcie się Jemu, by rozszerzać Jego Królestwo, oddajcie się bez miary, wedle nadprzyrodzonej cnoty roztropności i w sposób, który podpowie wam miłość do Niego, aż do ostatecznych konsekwencji, by użyć słów papieża Pawła VI.

Kochajcie Kościół, tajemnicę zbawienia świata; tutaj zyskuje sens i wartość nasze powołanie, które jest szczególnym wyrazem tej tajemnicy. Kochajcie Kościół jak Waszą Matkę miłością, na którą składa się szacunek i poświęcenie, czułość i pracowitość. Niech Wam się nie zdarzy nigdy, abyście odczuwali go jak coś obcego, albo też, abyście czuli się w nim obco. Niechaj w nim będzie dla Was słodka każda praca, a jeśli zajdzie konieczność - także cierpienie. A jeśli musielibyście cierpieć z jego powodu, to pamiętajcie, że jest Wam Matką; umiejcie dla niego płakać i milczeć.

Kochajcie Instytut, który kształtuje Wasze życie; strzeżcie jego charyzmatu, z którym Duch święty wzbudził go w Kościele i który stanowi całą rację jego bytu. Tym charyzmatem jest świecka forma naszej konsekracji - świeckość! Oby ciekawość nowości nie stała się przyczyną jego utraty; niech miłość do tego charyzmatu uzdolni Was do aktualizowania, gdy zajdzie taka potrzeba, jego form, bez naruszania jego istoty.

Kochajcie się wzajemnie z prostotą serca i pomagajcie sobie, jedni drugich ciężary nosząc, w urzeczywistnianiu Waszego powołania, tak by światłość Wasza świeciła, strzeżona płaszczem pokory, dając w świecie świadectwo o obecności i mocy Miłości. Bądźcie sługami wszystkich, a najbardziej ci, którzy zostaną wezwani do większej odpowiedzialności. 

Aby to wszystko się spełniło, troszczcie się nieustannie o tych, których Pan wzywa i Wam powierza, i nie zważajcie na ofiary, jakie będziecie musieli ponieść, aby uczynić ich sługami Chrystusa Króla - mocnymi, wiernymi i odważnymi.

Te moje ostatnie pragnienia zawierzam Matce Bożej, Królowej Instytutu, aby Jej pomoc, o którą nigdy nie przestanę prosić razem z wami, ułatwiła wypełnienie tego wszystkiego i abyśmy za Jej wstawiennictwem, po walce stoczonej w służbie Chrystusa, Kościoła i świata, mogli się z Nią spotkać „na końcu czasów", w Królestwie Jej Syna, a naszego Króla.

Chryste Królu, niech przyjdzie Królestwo Twoje, przez Maryję!

Lazzati cieszył się zawsze żelaznym zdrowiem. Złamał go dopiero rak jelit z przerzutami na wątrobę, który wykryto na początku 1983 roku. Prawdopodobnie nie zdawał sobie do końca sprawy z powagi choroby, chociaż siły stopniowo go opuszczały. Po raz ostatni wystąpił publicznie w lutym 1986 roku, w Bolonii. Przypadło mu wtedy w udziale krótkie przedstawienie sylwetki Giuseppe Dossettiego. W słowach, które wtedy wypowiedział, odbijały się, jak w lustrze, jego własne doświadczenia życiowe. Później, poddając się woli lekarzy, musiał zacząć mówić „nie" na różne zaproszenia oraz zrezygnować z licznych obowiązków albo nie przyjmować nowych.

30 marca drugi program telewizji włoskiej (RAI) nadał, w serii „Bohaterowie naszych czasów" wywiad z Lazzatim. Był to rodzaj podsumowania ostatnich 50 lat historii naszego kraju, przefiltrowany przez osobiste doświadczenia Lazzatiego z różnych obszarów jego działalności, do których był kierowany zarówno przez wartki nurt wydarzeń, jak i przez poczucie obowiązku wobec Kościoła.

Wywiad ten - opublikowany w II tomie Pensare politicamente (Myślenie polityczne), który zawiera wiele tekstów Lazzatiego - ujawnił co najmniej kilka nieznanych rzeczy. Po raz pierwszy Lazzati odpowiedział publicznie na pytania dotyczące okresu uwięzienia, o czym wcześniej mówił zawsze niechętnie.

Oczywiście, żyliśmy w warunkach bardzo ciężkich, ale przecież byliśmy świadomi dokonanego wyboru, choć później przychodziła pokusa, aby zrezygnować. Czułem się zobowiązany podtrzymywać u współwięźniów wolę wytrwania. Oto dlaczego w tych ciężkich warunkach pojawia się jeszcze raz szkoła. Zorganizowałem w obozie szkołę, prowadziłem lekcje i zdarzało się czasami, że po zakończonej lekcji sala na nowo zapełniała się ludźmi gotowymi słuchać, musiałem więc całą lekcję powtarzać od początku. Dlaczego tak było? Ponieważ w tamtych warunkach odczuwało się potrzebę słuchania takich słów, które pomogłyby przetrwać, zwłaszcza wtedy, gdy zjawiał się jakiś wysłannik „Włoskiej Republiki Społecznej", by nakłonić nas do powrotu do Italii. Muszę powiedzieć, że były bardzo nieliczne przypadki rezygnacji z oporu, powiedziałbym nawet, że były to przypadki uzasadnione; ktoś kto widział, jak cierpieli zwłaszcza najmłodsi i najstarsi, nie dziwi się temu, że w pewnym momencie słabła u nich wola oporu. Byli to jednak nieliczni. I właśnie ta praca, którą prowadziliśmy, bo nie tylko ja ją prowadziłem, ale także inni, służyła temu celowi, aby podtrzymywać ludzi na duchu, aby Ruch Oporu osiągnął zamierzony cel, jakim było odzyskanie wolności.

Lazzati proponował też reformę parlamentu; według wcześniej już zgłoszonego projektu byłby to parlament jednoizbowy . „Ale - dodawał - taka reforma nigdy nie przejdzie. Motywy są zrozumiałe. Jeśli izby mają być dwie, niechby przynajmniej jedna była inna od drugiej, zajmując się, na przykład, sprawami pominiętymi przez pierwszą lub przedstawiając ich osąd z innego punktu widzenia, bardziej precyzyjny od tego, który został wydany przez pierwszą izbę. Ale powtarzam, ta reforma nigdy się nie dokona".

Pojawiła się też we wspomnianym wywiadzie bardziej łagodna ocena De Gasperiego. Na pytanie dotyczące Konstytucji i „grupy profesorskiej" odpowiedział w ten sposób:

Muszę stwierdzić, że choć Konstytucja została przyjęta przez wszystkich, to później, niestety, rząd nie trzymał się jej wytycznych. Zdaję sobie sprawę z trudności, nie chcę ich wcale negować. Ośmielam się nawet myśleć o jednej rzeczy, o której nigdy z nikim nie mówiłem: że gdyby Alcide De Gasperi żył dłużej, znalazłby na pewno sposób, aby powoli ustawiać politykę rządu w kierunku autentycznej realizacji tego, co było zapisane w Konstytucji. Odpowiadało to jego ideałom, ale, niestety, Bóg zabrał go zbyt szybko. Ci, którzy przyszli później - jak myślę - nie byli w stanie interpretować biegu historii w taki sposób, w jaki my, „dossettianie", ją widzieliśmy i rozumieliśmy. Zdawaliśmy sobie sprawę, że historia ma momenty szczególne, ale wiedzieliśmy też, że nie można trwać w bezruchu, który przeszkadza autentycznemu postępowi.

Takie było jego pożegnanie ze światem politycznym, lojalne, ale i nacechowane realizmem.

Ostatnie swe rozważanie przedstawił 2 marca w eremie San Sałvatore. Temat zaczerpnął z 17 rozdziału Ewangelii św. Jana. Zabrzmiało to jak przepowiednia, jak gdyby mówił w pierwszej osobie. Wypowiedź ta została zarejestrowana na kasecie, z której wyjmiemy krótki fragment. Zaczął od cytatu z Ewangelii: „To powiedział Jezus, a podniósłszy oczy ku niebu, rzekł: «Ojcze, nadeszła godzina! Otocz swego Syna chwałą (...). Ja Ciebie otoczyłem chwałą na ziemi przez to, że wypełniłem dzieło, które Mi dałeś do wykonania. A teraz Ty, Ojcze, otocz Mnie u siebie tą chwałą, którą miałem u Ciebie, zanim świat powstał»". Słowa komentarza padały pośród słuchaczy skupionych i świadomych, że fragment nie został wybrany przypadkowo. Lazzati tak zakończył: Chciałbym powiedzieć, że dzięki wierze, która przenika głębokie znaczenie Paschy, nie ma takiego alleluja, które wyraziłoby wielkość, głębokość i szerokość tajemnicy, w której uczestniczymy. Przemienia się ona z tajemnicy bólu w tajemnicę pełni radości - staje się zadatkiem radości w wiecznej chwale. Bowiem chwałą wieczną będzie wejście z Chrystusem - posłusznym aż do śmierci i w mocy zmartwychwstania - w relację między Ojcem, Synem i Duchem Świętym, co stanowi istotę naszego życia. W tym odniesieniu my żyjemy i istniejemy (...). Pascha jest wydarzeniem fundamentalnym, w którym ukazuje się w całej pełni tajemnica chrześcijaństwa, i chrześcijanie są wezwani do przeżywania tej tajemnicy w całym jej głębokim wymiarze, a następnie do wyrażania jej swoim życiem, dzień po dniu. Życie po zmartwychwstaniu, życie nowe, które rozkoszuje się z Chrystusem, przez Chrystusa i w Chrystusie radością powrotu do Ojca - po przejściu drogi krzyżowej - i szczęście to jest punktem kulminacyjnym wesołego, paschalnego alleluja, które nie ma końca. Amen.

Po kilku minutach Lazzati, wyczerpany wysiłkiem, poprosił o szybkie odwiezienie go do domu, ponieważ ledwo trzymał się na nogach.

W kwietniu czasopismo „Terra Ambrosiana" opublikowało ostami artykuł Lazzatiego: o św. Ambrożym i św. Augustynie - tych dwóch Ojcach Kościoła, których tak gorliwie zgłębiał jako uczony i jako chrześcijanin.

27 marca, po mszy krzyżma, w Wielki Czwartek, papież Jan Paweł II telefonując osobiście do Lazzatiego przypomniał mu „wiele prac wykonanych wspólnie" i udzielił mu swojego błogosławieństwa. Lazzati poznał kardynała Karola Wojtyłę, kiedy ten był arcybiskupem Krakowa, i kilka razy odwiedził go w Polsce. Ze swojej strony Jan Paweł II utrzymywał kontakt z Lazzatim. Gaetano Lazzati wspomina, że podczas audiencji, na której znalazł się jako dyrektor banku, Papież zapytał go od razu: „jak się czuje pański brat?".

Tego rodzaju zainteresowanie ze strony najwyższego zwierzchnika Kościoła znaczy zazwyczaj, że moment jest krytyczny. Faktycznie, choroba czyniła bezlitosne postępy. Dzień później odwiedził Lazzatiego kardynał Martini.

W połowie kwietnia chory został przewieziony do domu; wydawało się, że nastąpiła poprawa. 27 kwietnia odwiedził go kardynał Achille Silvestrini, ówcześnie sekretarz Rady do Spraw Publicznych Kościoła. 6 maja Lazzati wysłał do Armanda Obertiego, który wtedy stał na czele Instytutu Chrystusa Króla, krótki list: „Naprawdę - pisał - Pan pragnie, abym nauczył się nie tyle mówić «niech się stanie Twoja wola», ile czynić ją, jakakolwiek by ona była, ponieważ On tak chce. Dziękuję za twój list i towarzyszące mu modlitwy. Trzeba powiedzieć tym, którzy są zainteresowani wstąpieniem do stowarzyszenia «Miasto Człowieka», żeby poprosili o przyjęcie, a zarząd zdecyduje. Jeszcze raz dziękuję i niech Pan cię oświeci i podtrzymuje w powierzonej ci odpowiedzialności.

14 maja w swoim pokoju szpitalnym wysłuchał mszy świętej i przyjął sakrament chorych. Ksiądz Giuseppe Grampa, w tygodniku „Famiglia Cristiana", w ten sposób wspominał tamte chwile: „Księdzu, który pracuje i większość czasu spędza w Uniwersytecie, nieczęsto zdarza się udzielać namaszczenia chorych. Także z tego powodu nie zapomnę nigdy poranka 14 maja, kiedy w czasie mszy, otoczony osobami najbardziej mu drogimi, udzieliłem sakramentu chorych profesorowi Giuseppe Lazzatiemu. W odpowiednim momencie on sam podał mi dłonie do namaszczenia, gestem ostatniego i najwyższego daru człowieka, który całe swoje życie oddał na służbę Kościoła i kraju".

Kilka dni wcześniej jeden z przyjaciół, odwiedzając go, przyniósł mu reprodukcję 15-wiecznego obrazu ukrzyżowania, który zawieszony jest na głównej ścianie kaplicy w San Salvatore. Lazzati, który darzył szczególnym uczuciem ten fresk, stwierdził lakonicznie: „Wszystko skończone? Nie, nie wszystko skończone, ponieważ idę do domu Ojca".

14 maja telefonował prezydent Republiki, Cossiga; długa rozmowa, którą wtedy odbyli, stała się wyrazem szacunku i uczuć, jakie prezydent żywił dla swojego dawnego mistrza.

16 maja w szpitalu zjawił się kapłan jezuita, by głosić do sióstr konferencje w czasie triduum przed uroczystością Zesłania Ducha Świętego. Odwiedzał on także chorych i zanosił tym, którzy prosili. Komunię świętą. Zakonnik tak opisał chwile spędzone u wezgłowia chorego:

Kiedy wszedłem do pokoju, otworzył szeroko oczy i łagodnie uśmiechnął się do mnie. Przynosiłem mu przez trzy dni Komunię; przyjmował ją zawsze ze czcią, w skupieniu i z głęboką wiarą. Ostatniego dnia przywołał mnie, gdyż chciał odbyć spowiedź generalną, świadom swojego stanu i bliskości „siostry, śmierci cielesnej". Jasność umysłu, jak zwykle, nie opuszczała go. Pod koniec spowiedzi chwycił moją dłoń i ściskając ją mocno, powiedział: „Proszę, niech ojciec pozwoli, bym ucałował jego rękę, bo to tak, jakbym całował Kościół". Powiedział to głosem uroczystym, wyraźnie wypowiadając słowa, jak gdyby chciał dać do zrozumienia, że sprawa, o której mówi, jest ważna. Wszyscy ci, którzy go znali, wiedzą, że niektóre jego słowa miały swoją „wagę", były szczególnie istotne, i one najgłębiej zapadały nam w serca. Wyznaję, że wybuchnąłem płaczem. Po chwili ciszy zaprosił mnie do wspólnej modlitwy za Kościół i za świat. Potem powiedział mi: „Proszę mówić mi o Jezusie, o Jego miłości... czuję się wtedy lepiej, napełnia mnie to ufnością". I rozmawialiśmy długo o Jezusie. Później poprosił mnie o łyk wody, i pomogłem mu napić się. Trudno będzie zapomnieć to wszystko, co wydarzyło się w tamtym pokoju i co dla mnie miało przedsmak raju.

Następnego dnia, 17 maja, spotkanie z Dossettim - najbardziej oczekiwane i owiane tajemnicą. Ci dwaj byli przez cały czas związani przyjaźnią „prawdziwą i trwałą" - jak to sam Dossetti określił. Nie wiemy, o czym rozmawiali, także dlatego, że stan chorego pogorszył się. Możemy jedynie wyobrazić to sobie, znając wielkość ducha tych ludzi. Brat Lazzatiego, Gaetano, potwierdził, że „te pół godziny pozostanie zagadką także dla nas. Mogę tylko powiedzieć, że Dossetti wyszedł z pokoju płacząc".

17 maja wieczorem kolejne pogorszenie. Lazzati z pełną świadomością uczestniczy w modlitwach za konających, prowadzonych przez jednego z księży. Około północy traci przytomność i o 3.22,18 maja, w Uroczystość Zesłania Ducha Świętego, umiera. Jedno z ostatnich jego zdań było swego rodzaju przestrogą: „odnowić człowieka... odnowić człowieka".

Jeszcze tego samego wieczora przyszedł ksiądz Dossetti z kilkoma zakonnicami i zakonnikami ze swojej wspólnoty; czuwali całą noc na modlitwie przy zmarłym. O godzinie 21 w kaplicy Uniwersytetu Katolickiego Dossetti odprawił mszę świętą i w homilii ograniczył się do skomentowania tekstów czytań. „Gdyby mój przyjaciel Giuseppe - stwierdził - mógł przemówić w tym momencie, powiedziałby: czyń to, co do ciebie należy". Nic dodać.

Dzień później, podczas egzekwii, przemawiał kardynał Martini, komentując testament duchowy Lazzatiego, jego ideały, podkreślając jego oddanie Kościołowi. Potem rozpoczęła się nieprzerwana pielgrzymka przyjaciół, studentów i także wielu tych, którzy go niedostatecznie rozumieli, albo wręcz zwalczali.

Wiele świadectw mówi nam o wielkim wpływie, jaki wywarł Lazzati na społeczeństwo włoskie. Z tego względu godnym uwagi jest to, co napisał jeden z przywódców ruchu „Comunione e Liberazione": „Był jednym z naszych głównych nauczycieli. Także my, podejmując trud naśladowania go, chcemy znajdywać, zawsze na nowo, odwagę do dawania świadectwa i misji chrześcijańskiej w świecie, i razem z tym -smak poszukiwania współpracy z kimkolwiek będzie to możliwe, w przekonaniu, że człowiekowi, każdemu człowiekowi, została dana możliwość rozpoznania drogi zbawienia".

Grób Lazzatiego znajduje się obecnie w eremie San Salvatore.

Minęło już kilka lat od śmierci Lazzatiego, a erem San Salvatore jest bardziej niż kiedykolwiek centrum spotkań dla tych, którzy szukają sensu swojego życia. Ale wielu przybywa tu także po to, by zatrzymać się na chwilę modlitwy przy grobie Lazzatiego, wiedząc, że mają teraz kogoś, kto może skutecznie wstawiać się za nimi u Boga. Lekcja profesora trwa dalej, nawet można powiedzieć, że nigdy nie miał tylu uważnych naśladowców, ilu ma teraz. I założę się, że czas przyzna rację jego świętości i także jego ideałom.


XIII. ORĘDZIE NADZIEI


Lazzati pozostawił oprócz testamentu duchowego, który znamy, inny testament - przykład płynący z jego życia; ten testament powierzony został wszystkim, którzy się z nim zetknęli.

Wiemy, że w pewnym momencie swojego uwięzienia miał możliwość powrotu do domu. W notesie z tamtych czasów czytamy: „Otrzymałem od ojca Gemelli zaświadczenie zezwalające na repatriację. Trzeba, abym był roztropny. Jeśli chodzi o mnie, to zostaję".

8 grudnia 1945 roku ówczesny prorektor Uniwersytetu Katolickiego, profesor Ezio Franceschini, w mowie wygłoszonej z okazji 25-lecia założenia Akademii, powiedział: „Lazzati żarliwą działalnością apostolską rozświetlał bolesne etapy swojej Kalwarii w Polsce i w Niemczech; dla miłości bliźniego pogardził wolnością, którą mógł uzyskać. Uczył więc swoim przykładem, jak żyć heroicznie Ewangelią - na wzór pierwszych chrześcijan. Dwa lata temu w obozie w Dęblinie zabrał się do poszukiwania wszystkich tam obecnych absolwentów oraz studentów «swojego» Uniwersytetu - i na ich oczach sprawił, że ożył tam, pośród polskich równin, Uniwersytet Katolicki. Dzisiaj jest wśród nas, Uniwersytet dziękuje mu za tę jego miłość i wskazuje go młodym jako przykład chrześcijańskiego męstwa".

Wypada jeszcze wspomnieć o żywym świadectwie związanym z jego działalnością w eremie San Salvatore, gdzie obecnie spoczywa. Mówiąc o eremie, dotykamy najbardziej osobistej strony jego apostolstwa i doświadczeń duchowych. Myśl biegnie ku Instytutowi Świeckiemu Chrystusa Króla, ku tym, którzy wspinali się tu, aby słuchać jego słów i otrzymać istotne wskazówki co do własnej przyszłości.

Kto poznał tego prawdziwego chrześcijanina, ten wie, że Lazzati przebaczył swoim wrogom. Może słowo „wróg" jest zbyt wielkie, powiedzmy więc, że przebaczył tym, którzy nie zrozumieli go bądź nie zawsze byli uczciwymi antagonistami. Czas pozwala zapomnieć o nieporozumieniach, pozwala zobaczyć sprawy z większą jasnością, przede wszystkim te, które prorocy dostrzegają z wyprzedzeniem. Trzeba mieć nadzieję.

Chciałbym zakończyć cytatem z Giuseppe Lazzatiego na temat nadziei. Nadzieja bowiem jest czymś podstawowym w jego przygodzie chrześcijańskiej: „Nadzieja to cnota, która daje siłę do podejmowania spraw trudnych, ponieważ pozwala dostrzec, ponad samym czynem - cel, do którego się zdąża mocą tego samego czynu, a celem tym jest życie wieczne. Nadzieja to pewność, że jakaś rzecz spełni się, pewność opierającą się na słowie Bożym, które zawieść nie może. I dlatego słowo Boże zdolne jest napełniać cię radością w ciężkich chwilach i w palącym bólu. Chrześcijaństwo jest jednym wielkim krzykiem nadziei".


Spis treści

Przedmowa do wydania włoskiego ( bp Attilio Nicora)
Wstęp 
I. Prawdziwy mediolańczyk 
II. Przywódca młodzieży 
III. Pod patronatem kardynała Schustera
IV.„Nie" dla faszyzm
V. Ewangelia w obozie
VI. Listy nigdy nie wysłane
VII. Fundamenty odbudowy 
VIII. Gorzki smak działalności politycznej
IX. Dyrektor dziennika katolickiego
X. Rektor „swojego" uniwersytetu
XI. Sprecyzowane poglądy na temat świeckich w Kościele
XII. „Idę do domu Ojca"
XIII. Orędzie nadziei