Listy t. I - Królestwo Chrystusa - 29.09.1951 r.

Królestwo Chrystusa

29 września 1951 święto Michała Archanioła

Najmilsi,

W związku ze zbliżającym się świętem Chrystusa Króla, czuję potrzebę i mam obowiązek odpowiednio siebie i was do niego przygotować, rozważając pewne prawdy potrzebne naszej duszy, a ożywiające wiarę i wzmacniające wolę. Święto Chrystusa Króla z roku na rok wyznacza etapy rozwoju i wzrostu naszego Instytutu; rozwoju liczebnego i terytorialnego oraz wzrostu jego członków w świętości.
Piszę te słowa, mając w perspektywie bliskie już pierwsze kanoniczne zatwierdzenie Instytutu ze strony Świętej Kongregacji.

W ten sposób otwiera się przed nim nowy czas, w którym naszym zadaniem, wszystkich i każdego z osobna, będzie ukazanie w pełnym świetle, w Kościele i w jego służbie, nieskończonego bogactwa łask, które za pośrednictwem szczególnego powołania, szeroko udzielił nam Pan.
Fakt, że zbiega się to z 25 rocznicą ustanowienia święta Chrystusa Króla, które po raz 25 obchodzimy w Kościele powszechnym, stanowi dodatkowo okoliczność podsuwającą nam, dzięki opatrznościowej zbieżności, myśli nam potrzebne.
Jeśli z uwagą przyjrzymy się temu 25-leciu, z łatwością dojrzymy proroczą wizję, zawartą w słowach Piusa XI, który w odrzuceniu królestwa Chrystusa przez jednostki, rodziny, narody, dostrzegał początek upadku i śmierci. Papież ustanowił święto Chrystusa Króla na znak poddania Kościoła łagodnemu panowaniu Chrystusa oraz jako apel do wszystkich, aby do niego zechcieli powrócić.

W ciągu tych 25 lat mogliśmy obserwować przykłady gorliwego zaangażowania się w służbie Chrystusa oraz powrót do Niego tych, którzy się oddalili, co przyczyniło się do rozkwitu świętości w szeregach wiernych Królowi, czyli w Kościele. Z drugiej strony, niestety, obserwowaliśmy trwałe oddalenie się wielu osób uwięzionych w błędach szerzonych podstępnie oraz w swoich pożądliwościach, co przyniosło ludzkości same zniszczenia, i to na każdym kroku, a także groźbę następnych, jeszcze gorszych i boleśniejszych, nieszczęść.
I choć szeregi wrogów Króla uzbrojone są w liczne środki i metody, za pomocą których starają się oderwać od Chrystusa dusze nabyte za cenę Jego krwi /począwszy od tych najbardziej bezbronnych i Jemu najdroższych, jak dusze dzieci i młodzieży/, to jednak Duch Święty wzbudził w Kościele nowe siły, które poniosą światło świętości tam, gdzie zlaicyzowane środowiska odmawiały Mu prawa obecności.
Takie jest zadanie Instytutów Świeckich, które ukochane, wspomagane i zachęcane przez Piusa XI w Piusie XII znalazły swego prawodawcę, stając się awangardą Kościoła, zdecydowaną doprowadzić do triumfu swego Króla. W ciągu tych 25 lat jasno widać wzmagającą się wokół Chrystusa walkę. Z jednej strony wzrastające błędy nienawiści, a z drugiej odnowiona i niepokonana miłość do Niego. I z perspektywy 25 lat, bardziej niż kiedykolwiek, zdaje się być aktualne wezwanie Piusa XI, wygłoszone do wiernych w święto Chrystusa Króla, aby wytrwali pod znakami Chrystusa i starali się ponownie do Niego przyprowadzić buntowników i obojętnych.
Wychodząc naprzeciw temu wezwaniu chcemy wspólnie rozważyć te aspekty doktryny królewskości Chrystusa, które mają dla nas szczególne znaczenie. Powołani do życia przez Króla szczycimy się służbą pod Jego znakami; zgromadzeni w Instytucie o nazwie „Milites Christi", choć jesteśmy małą grupką, to chcemy wyróżniać się miłością do Króla wyrażoną gorliwą i pełną oddania służbą.

I. Królestwo krzyża
Czytam w encyklice: „Królestwo to w taki sposób przedstawione jest w Ewangelii, że aby do niego wejść ludzie muszą czynić pokutę, a jedyna droga prowadzi poprzez wiarę i chrzest.
Sakrament ten, choć jest rytem zewnętrznym, przynosi owoce w postaci wewnętrznej odnowy. Królestwo Chrystusa przeciwstawia się jedynie królestwu Szatana i władzy ciemności.
Wymaga od swoich poddanych nie tylko oderwania się od bogactw i spraw tego świata, łagodnych obyczajów, pragnienia sprawiedliwości, ale również zaparcia się samych siebie i wzięcia swego krzyża".
Gdyby naszym celem było jedynie obudzenie w nas entuzjazmu, moglibyśmy podkreślać te strony królestwa, w których najwyraźniej widać boskie piękno Króla i Jego podboje. Sądzę jednak, że moim obowiązkiem jest coś więcej, czyli, zgodnie z wymową encykliki, ukazanie na pierwszym planie krzyża. Kiedy odwiedzicie naszą nową kaplicę, od razu rzuci wam się w oczy dominujący zarys krzyża /jak zresztą każe liturgia/ od którego pochodzi światło — jako zamysł artystyczny autora.

Izajasz w swej pieśni mówił o Mesjaszu: „Bóg króluje z drzewa" i z ciemności grzechu poprzez krzyż przechodzimy do światła odkupienia. Poprzez krzyż do światła! Jaki sens miałoby upajanie się wielkością królestwa, gdybyśmy odrzucili jedyną broń, dzięki której królestwo to zostało ustanowione? Jaką wartość miałoby upajanie się przeżyciami z góry Tabor, gdybyśmy stchórzyli i uciekli przed drogą na Kalwarię? Dobrze jest rozważać potęgę królestwa, przeczuwać jego słodycze, ale jako rodzaj bodźca do podjęcia krzyża.
Nie wolno nam nigdy zapomnieć, że do czasu gdy jesteśmy w drodze, naszym udziałem nie jest chwała, lecz krzyż; podobnie jak w życiu Króla, o którym napisano: „Czyż Mesjasz nie miał tego cierpieć, aby wejść do swej chwały?" /Łk. 24,26/

Nie przemilczę tego, co z przerażeniem obserwuję, że często człowiek nie umie powstrzymać się przed ucieczką od tego wszystkiego, co nosi znamię poświęcenia, wyrzeczenia, bólu. I dlatego ze strachu przed krzyżem pomniejsza się jego wartość, ukrywa się ją /oczywiście w dobrej wierze/, oddalając się w ten sposób od zasady, której był wierny Paweł, iż należy bardziej podobać się Bogu niż ludziom. Chlubił się więc jedynie z głoszenia Chrystusa i to ukrzyżowanego. Tym bardziej więc dusze wezwane /nie z natury, ale dzięki nadprzyrodzonemu powołaniu/, do bliższego naśladowania Pana, są zobowiązane do podjęcia krzyża z takim zapałem, z jakim uczynił to Jezus.
Nie dla dobrego samopoczucia, ale do radości; nie dla ziemskiej chwały, ale do krzyża powołał nas Król. Choć prawdą jest, że kto wchodzi na Jego drogę, temu będzie dane odczuwać radość poprzez krzyż i krzyż zrodzi chwałę.
„Cierpień teraźniejszych nie można stawiać na równi z chwałą, która ma się objawić". A św. Franciszek dodaje „Oczekuję tak wielkiego dobra, że rozkoszuję się każdym utrapieniem".
W rozważaniach czwartego tygodnia rekolekcji /ignacjańskich/ zwraca się uwagę na to, że miejsca, w których rozgrywały się sceny męki Pańskiej stają się, za sprawą Chrystusa, okazją do pociechy duchowej. Tak naprawdę zrozumieli Jezusa ci, którzy wraz z nim gorąco pragną krzyża i właśnie ci będą najbliżej Niego w chwale.
Pius XI mówiąc o królestwie, przypomniał wszystkim chrześcijanom, że należy się do niego przygotować czyniąc pokutę, że wchodzi się do królestwa przez chrzest, który odciska w nas prawo śmierci jako warunek niezbędny prawa życia, że trwa i wzrasta się w królestwie dzięki zaparciu się samego siebie i niesieniu krzyża. Tym bardziej stosuje się to do nas, jako że naszym zadaniem jest uświęcenie i apostolstwo na miarę naszego powołania. A w nim rzeczywiście króluje krzyż. Krzyż leży u podstaw naszych świętych ślubów, jako że wymagają one wyrzeczeń: rezygnacja z całkowitej wolności dysponowania własną osobą, rezygnacja ze swobodnego dysponowania własnymi dobrami, rezygnacja z praw serca i zmysłów. Co prawda nie wszyscy na własnej skórze doświadczyli co to wszystko znaczy, ale kto tego doświadczył, w tej czy w innej dziedzinie, wie jak gorzki ma to smak — smak krzyża! I może dopiero wtedy dogłębnie zrozumiał istotę i wartość swego powołania i poczuł się żołnierzem Króla.

Krzyż jest naturalnym towarzyszem naszego powołania, bo przecież każdego dnia musimy wytrzymać próbę klasyfikowania nas jako osoby szalone czy głupie. A ponieważ już samo chrześcijaństwo wydaje się światu dziwne, to już całkiem niepojęty wydaje się ten wymiar, o którym Mistrz powiedział: „nie wszyscy to pojmują" /Mt 19,11/.

Krzyż jest naszą pracą i naszym apostolstwem, nie mówiąc już o dodatkowych sprawach jak nieszczęścia czy choroby.

Nie należy się więc dziwić, że każdego dnia, a zwłaszcza kiedy ciężar krzyża nas przygniata, natura się buntuje, wierzga, gdyż nie może być inaczej. Ale właśnie w tym odkrywamy naszą wartość — w przeciwstawianiu się, w powstrzymywaniu ataku, w odpowiedniej reakcji. I jeśli poważnie traktujemy nasze powołanie, czyli chcemy, aby utwierdzało się w nas i wokół nas królestwo Jezusa; i jeśli zasadniczą regułą królestwa jest prawo krzyża, to nie będziemy go unikać, ale będziemy szukać umartwienia w każdej rzeczy.
Proszę Ducha Jezusa, Ducha Świętego, który mieszka w naszych sercach, aby pozwolił nam pojąć prawo krzyża, które jest równocześnie naszym pokojem i naszym szczęściem.
W naszych rozmowach często przewija się określenie „mieszczuchowatość", który oznacza naszą ucieczkę przed krzyżem — to natura bierze górę, łudząc nas, że zaspokajając jej potrzeby odnajdziemy wytchnienie i radość. A tymczasem może się to stać początkiem bolesnych doświadczeń, wycofania się i zdrady ideałów.
Chcąc zachować szczerość wobec nas samych, musimy przyznać, że każde „TAK" dla natury, wypowiedziane wbrew natchnieniu, pochodzącemu z łaski, burzy nasz wewnętrzny pokój, „który przewyższa wszelki umysł" /Flp 4,7/.

Jest to prawo naszej formy życia: kto konsekruje się Królowi, podejmuje krzyż /pamiętajmy o symbolicznym wręczeniu krzyża w czasie składania ślubów/, odczuwa radość z dźwigania drzewa, które choć twarde dla naszej natury, łaska czyni słodkim dla tego, kto go ukochał.
Przekonanie o tej prawdzie, czyli zaufanie słowom Mistrza i wcielanie ich w życie każdego dnia, jest warunkiem koniecznym naszego uświęcenia. Zasadniczą częścią naszego apostolstwa będzie, podobnie jak dla Pawła, głoszenie krzyża, gdyż bez niego nie istnieje królestwo Chrystusa. Tak ustanowił boski Król, najwyższa mądrość i miłość.

Chciałbym w tym miejscu jeszcze raz napisać kilka słów jako odpowiedź na zastrzeżenie, które dało się słyszeć także na naszych spotkaniach, a które słyszy się za każdym razem, kiedy porusza się temat humanizmu. W jaki sposób pogodzić humanizm z krzyżem?
Odpowiedź wymaga dwu założeń.
Po pierwsze, mówiąc o humanizmie mamy na myśli jedyne historycznie uzasadnione jego znaczenie, utożsamiające go z chrześcijaństwem. Po drugie, nie wszyscy są powołani do tego samego i w związku z tym miara krzyża, choć konieczna, jest zróżnicowana. Po takim wstępie, możemy odpowiedzieć, że krzyż wpisany w istotę chrześcijaństwa, a zatem również w humanizm /niebezpieczna byłaby wizja humanizmu nie uwzględniająca tego elementu/ wcale nie stoi w sprzeczności z pełnią człowieczeństwa.
Człowiek w niektórych typach powołania wezwany jest do rezygnacji z niektórych wartości ogólnoludzkich, zazwyczaj jednak staje przed wieloma wyrzeczeniami wewnętrznymi po to, aby móc nabrać zdrowego dystansu do rzeczy i spraw, by potem móc nad nimi zapanować i używać ich do realizacji określonego celu.
A nie odwrotnie, zostać zdominowany przez rzeczy i sprawy, co kompletnie przesłoni sam cel.

My jednak należymy do tych, którzy dzięki łasce Boga są wezwani do wiernego naśladowania Króla i wobec tego przyczyniając się do rozwoju wartości ogólnoludzkich oraz rzeczywistości na ziemi. Sami rezygnują jednak z tego wszystkiego, co nie jest wyborem zgodnym z wolą Pana i świętym znakiem krzyża, którym chcą naznaczyć każdy moment swego życia.
Kończąc te rozważania, prośmy Króla, aby łaska zwyciężyła w nas każdą pokusę natury i uczyniła z nas autentycznych żołnierzy Króla, którzy nie będą się wstydzić krzyża, ale z pasją go głosić.

II. Kościół - królestwo Chrystusa

Powinnością zapisaną w naszych Konstytucjach jest: „Zgłębiać, aby stosować w życiu dwa dogmaty chrystologiczne, które są punktem wyjścia do ożywienia chrześcijaństwa - dogmat o Ciele mistycznym oraz dogmat o królewskości".
Rzecz nie została zapisana przez przypadek. Wydaje mi się, że istnieje ścisły związek między obiema encyklikami: Quas primas Piusa XI i Mystici corporis Piusa XII. Jedna uzupełnia drugą. Głowa potrzebuje Ciała a Ciało Głowy. Nie ma Chrystusa bez Kościoła, ani Kościoła bez Chrystusa. Dlatego też istota królewskości Chrystusa, w praktyce, staje się istotą Kościoła, a to, co jest istotą Kościoła, dopełnia się w królewskości.
Istotą królewskości, wiele razy to podkreślaliśmy, jest poddanie Królowi nas samych /rozumu, woli, uczuć/, naszych braci, całej rzeczywistości stworzonej. Poddanie to będzie pełniejsze, o ile ściślej włączymy się, jako członki Ciała Chrystusa, którym jest Kościół; czyli kiedy dostosujemy się do praw rządzących tym Ciałem.
Kościół - Ciało Chrystusa jest skonstruowany podług zasad prawdy, według praw życia, czyli moralności, która sprowadza się do przykazania miłości, według zasad dyscypliny, które są zewnętrznym wyrazem władzy Głowy nad członkami oraz zależności członków od Głowy; co razem stanowi jedność całego Ciała.

Teraz królestwo Chrystusa w nas zamieszka:
a) w takiej mierze, w jakiej prawda Chrystusa w nas mieszka, uwalniając nas od błędów, od pułapek, od iluzji; a my zaczniemy myśleć jak Chrystus, czyli w łączności z Kościołem, gdyż myśl Chrystusa jest myślą Kościoła.

b) w takiej mierze, w jakiej przepełnia nas miłość Chrystusa, przemieniając nas i wyrywając z objęć egoizmu, jego fałszywych iluzji, ukrytych uroków; czyniąc z nas narzędzia konkretnej miłości poprzez służbę Bogu w braciach oraz braciom w Bogu. W
ten sposób wypełnimy nakaz solidarności między członkami jednego ciała i poczujemy się Ciałem Chrystusa czyli Kościołem.

c) w takiej mierze, w jakiej poddamy się woli Chrystusa i podporządkujemy się Jego władzy, czyli tym, którzy mają władzę w Kościele, abyśmy poprzez wolę Kościoła stali się jedno. Czy pamiętacie ten fragment encykliki Mystici corporis, w której
mówi się o Chrystusie - Głowie Ciała i o zespoleniu wiernych z Chrystusem? Napisane jest tam, w jaki sposób przeżywać prawdę o królewskości Chrystusa wcześniej już dobrze ukazaną w encyklice Piusa XI.

Istota królewskości staje się istotą Kościoła, a istota Kościoła osiąga swoją pełnię w królewskości Chrystusa. Chcę przez to powiedzieć, że ustanowienie w nas królestwa Bożego oznacza, iż mamy stawać się coraz bardziej twórczymi członkami Ciała Chrystusa, którym jest Kościół. W ten sposób staniemy się świadomymi członkami Kościoła, uznającymi prawo Chrystusa do nas i do całej rzeczywistości, a królestwo Chrystusa zamieszka w nas i poza nami w całej swej pełni. Innymi słowy: Co jest powinnością osoby, która, chce być świadomym obywatelem i żołnierzem królestwa? Zespolenie z Kościołem, jako jego żywy element. A co jest powinnością osoby, która chce być żywym elementem Kościoła? Poddanie się królestwu Chrystusa. A jeśli przejdziemy od rozważań na temat postaw do rozważań na temat działania, możemy postawić to samo pytanie i od razu dać odpowiedź. Że obowiązkiem obywatela i żołnierza królestwa jest poszerzanie granic Kościoła, a obowiązkiem członka wspólnoty Kościoła jest poszerzanie granic królestwa Chrystusa. Z tego wnioskujemy, iż Kościół jest królestwem Chrystusa. Dogmat o mistycznym Ciele opisuje, jakie ma być królestwo Chrystusa, a dogmat o królewskości wyjaśnia prawo i sposób działania Chrystusa i Kościoła, który jest Jego pełnią.

Dogmaty uzupełniają się wzajemnie. Nie chciałbym, aby „duch królewskości Chrystusa" był narażony na indywidualne interpretacje, i dlatego też ukazałem, jak tenże duch wpisany jest w istotę Kościoła. Chcę powiedzieć „Milites Christi", jako żołnierzom Króla, że Kościół stanowi centrum i rację ich życia. Problemy, troski i pragnienia Kościoła — Królestwa Chrystusa, powinny być naszymi. Aby rozumniej miłować Kościół przeczytajcie zakończenie encykliki Mystici corporis, a w ten sposób nasza konsekracja Królowi będzie naprawdę najwyższym aktem naszej miłości do Kościoła.

III. „Wszystko na nowo zjednoczyć w Chrystusie" /Ef 1,10/

Chciałbym zwrócić waszą uwagę na jeszcze jedno ważne zagadnienie. Z łatwością mogłaby przeniknąć w nasze szeregi / gdyż jest rozpowszechniona w środowisku/ koncepcja królestwa Bożego utrzymująca, że powinno się ono, w jednorodny sposób, rozprzestrzeniać na całe stworzenie. Innymi słowy jest to koncepcja mówiąca, iż Kościół w jednolity i równomierny sposób rozprzestrzenia się, aby ogarnąć całą rzeczywistość. Co za tym idzie, jedynie do Kościoła należy władza nad ziemią, do czego zresztą przeznaczony został człowiek w swej ziemskiej misji.
Ta fałszywa przesłanka może mieć poważne konsekwencje tak dla królestwa Bożego, jak i dla Kościoła. Należy ją zatem odrzucić.

Czy między rzeczami i działaniami z jednej strony, a Chrystusem z drugiej, zachodzi związek o charakterze zależności tych pierwszych od Chrystusa? Oczywiście, że tak, bo przecież apostoł Paweł nie mówi, iż zamysł Boży dotyczy tylko ludzi, ale mówi o poddaniu wszystkich rzeczy Chrystusowi jako Głowie. Wobec tego wszystkie rzeczy, jako takie, są poddane Chrystusowi, jako że są poddane działaniu stwórczej mądrości.
Rzeczywistość służy również człowiekowi i jego różnorakim aktywnościom. A kiedy człowiek korzysta z rzeczy tak, aby zmierzały ku swemu przeznaczeniu, to wtedy wszelka ludzka aktywność jest poddana Chrystusowi.

Człowiek posiada naturalne predyspozycje do posługiwania się rzeczywistością. W tym przejawia się jego potrzeba odkrywania i podporządkowania sobie stworzenia. Wymiar moralny tej aktywności sprowadza się do pytania, w jakim celu używane są rzeczy, skądinąd same w sobie dobre?

Na straży porządku moralnego Chrystus ustanowił Kościół - nauczycielkę i prawodawczynię - a zatem współuczestnika Jego władzy. Ale Chrystus dał też ludzkiej inteligencji i woli zdolność panowania nad stworzeniem, aby ustanowić w nim swe królestwo. Tak czyniąc człowiek rozwija się i jednocześnie uwielbia Boga, a jego dzieło jest doskonałe. Ale jeśli zależy mu jedynie na swym własnym rozwoju, jego dzieło jest niedoskonałe.
Obiektywna doskonałość to nie wszystko, gdyż brakuje subiektywnej i zamierzonej doskonałości, ponieważ brak głębokiej motywacji, może pokrywać winę człowieka.
Jeśli możesz ofiarować Bogu rzeczy doskonałe, a nie czynisz tego, obrażasz Boga. Dzieło obiektywne doskonałe, nawet jeśli brakuje wyraźnej intencji uwielbienia Boga, głosi Jego chwałę.
Może przecież tak się zdarzyć, że dzieła niechrześcijan mogą głosić chwałę Boga lepiej, niż dzieła chrześcijan, którzy wierzą, że ich działa noszą Bożą pieczęć, a tymczasem mogą Go obrażać.
Powiedziałem, że królestwo Chrystusa ogarnia całe stworzenie, czyniąc je doskonałym, zgodnie z ich naturalnym przeznaczeniem. Nie uwielbiam Boga moją pracą tylko dlatego, że przed jej rozpoczęciem odmówię modlitwę, choć później źle ją wykonam. Bo tak czyniąc, nie pozwalam, aby rzecz ta osiągnęła cel, do którego została stworzona. Stosuje się to do wszelkiej ludzkiej aktywności, począwszy od najmniejszej aż do największej.
Dla nas — świeckich jest to bardzo ważne, gdyż naszym zadaniem w Kościele jest doprowadzenie wszystkich rzeczy do Chrystusa. Istota naszego ideału świętości tkwi w tym , aby po chrześcijańsku panować nad rzeczywistością i zrealizować zamysł połączenia wszystkiego z Bogiem w Chrystusie. Chęć uświęcenia oraz dążenie do obiektywnej doskonałości dzieł idą, w naszych sercach, w parze. Tak pojęta doskonałość ma być przeżywana jako wyraz naszej miłości i naszego pragnienia oddania chwały Bogu. Żyjąc w taki sposób chcemy podjąć bezpośrednią odpowiedzialność za Kościół i Królestwo Boże.

Hierarchii kościelnej zawdzięczamy nauki moralne regulujące nasze życie, choć same nauki nie wystarczą, trzeba jeszcze stosować je w praktyce. Dla nas - świeckich, dążenie do świętości realizuje się poprzez wierność tym wartościom, które są właściwe dla naszego powołania.
Proszę was, abyście rozważyli w waszych sercach to, co w tym liście wam przekazałem jako przygotowanie do święta Chrystusa Króla. I jeśli zagłębicie się w treść przekazu, odnajdziecie bogactwo duchowe, które pomoże wam być prawdziwymi „Milites Christi".
Jeśli nie udało mi się jasno wyłożyć moich myśli, niech przewodniczką po tym liście będzie wam Najświętsza Maryja.
Właśnie rozpoczął się październik i wraz z całym Kościołem łączymy się z Maryją odmawiając święty różaniec, a Ona otoczy nas swą matczyną opieką.
Z tą pewnością w sercu, ślę wam braterskie pozdrowienie i do zobaczenia na uroczystości Chrystusa Króla.