Listy t. I - Krzyż Króla - Wielki Piątek 1944 r.

Krzyż Króla

Oberlangen, Wielki Piątek 1944

Ecce Rex tuus!
Regnavit a ligno Deus!
Mihi autem absit gloriari nisi in cruce Domini
nostri Jesus Christi!

Drodzy w Panu,

Miałem nadzieję, że dane mi będzie uczestniczyć w liturgii tygodnia świętego już w naszych Kościołach, a tymczasem Bóg chciał, abym w bardziej namacalny sposób, nie tylko poprzez udział w liturgii, uczestniczył w misterium krzyża. Niech zawsze będzie błogosławiona Jego święta wola! Niech Pan pozwoli mi jasno wyrazić myśli, które, w tych dniach, dojrzewały w moim umyśle i które, sądzę, nie powinienem zatrzymywać tylko dla siebie. Chciałbym podzielić się nimi z wami, aby stały się wskazówkami dla życia naszej duchowej rodziny.
Tak, jak poprzednio, nie będę mówił o rzeczach nieznanych, ale pragnę jedynie zwrócić waszą uwagę na prawdę, o której często słyszeliśmy, ale którą musimy żyć, jeśli chcemy wypełniać nasze powołanie.
Dzisiaj, na oczyszczonych z wszelkich ozdób ołtarzach, dominuje krzyż, a Kościół podążając ku niemu woła: „Ecce lignum crucis ex quo salus mundi pependit: venite adoremus!"
Piszę do was właśnie w tym duchu adoracji, wpatrzony w drzewo krzyża i w Króla, który na nim zawisł, aby pojąć naukę z niego płynącą.

1. Milites Christi wsłuchajmy się w naukę Chrystusa, którą głosił prorok Dawid, a która dzisiaj się spełniła: „Regnavit a ligno Deus!" Jakie ma być nasze posłannictwo czy powołanie, które ma nadawać sens naszym codziennym wyborom, jeśli nie pracą i walką dla poszerzenia królestwa Chrystusa? Warunkiem wypełnienia powołania jest naśladowanie Króla, który nas poprzedził oraz posłuszeństwo Jego rozkazom używając Jego broni. Wszystko to można podsumować słowami proroka: „Regnavit a ligno Deus!" Krzyż jest naszą bronią, sztandarem, pod którym pójdziemy do zwycięstwa. Lecz biada nam, jeśli byłoby to tylko słowo, a nie treść życia — nasze zakłamanie wyszłoby na jaw w czynach i zostałoby zdemaskowane w dniu ostatecznym, kiedy pojawi się Król, aby sądzić pod sztandarem krzyża. Aby tak się nie stało, przez chwilę zatrzymajmy naszą myśl na krzyżu.

Pierwsza nauka — krzyż przywołuje na myśl zamiar grzechu: przypomnijcie sobie podburzony wrogi Jezusowi tłum, który w odpowiedzi na słowa Piłata, nie znajdując powodu do skazania Jezusa, krzyczy „Ukrzyżuj". Tak wygląda człowiek, który grzeszy — zwraca się on przeciw Bogu, aby Go zniszczyć; oto metafizyczne znaczenie grzechu. Zgodnie z nauczaniem św. Pawła, każdy grzech jest powtórzeniem krzyżowania Człowieka-Boga. Dlatego też ci, którym Bóg czyni dar zrozumienia, nawet w najmniejszym stopniu, tajemnicy krzyża, wpatrując się w tę tajemnicę pojmują całą duszą, czym jest grzech sam w sobie, ból z powodu popełnionych grzechów, czym są postanowienia poprawy i wola nie popełniania grzechów za każdą cenę. Przepełnia go poczucie skruchy, które jest podstawowym elementem życia chrześcijańskiego, a tym bardziej świętości. Pielęgnowanie tego poczucia jest uczynieniem pierwszego kroku na drodze życia chrześcijańskiego, czyli nie popełnienie grzechu ciężkiego. Krok ten powinien być uczyniony przez każdego „Miles Christi", gdyż aspirujemy do wielkiej świętości, ale powinniśmy mieć ograniczone zaufanie do siebie, gdyż jak mówi Biblia: widziałem upadek cedrów Libanu. Czy można ulec pociągającej sile grzechu mając w sercu i w umyśle, czyli przed oczyma krzyż? Czy można zabić Tego, który dał ci najwyższy dowód swej miłości, umierając za ciebie? Nie bez przyczyny święci studiowali Krucyfiks bardziej niż księgi, ponieważ z rozważań męki i śmierci Zbawiciela, budowali w sobie poczucie skruchy, które z kolei pozwalało im unikać, nawet najmniejszego, grzechu — przyczyny męki ich Boga. Tak mamy i my postępować.

2. Krzyż jest szkołą cnót, jak mówi autor „O naśladowaniu Chrystusa"/ Księga druga, rozdział 12/ „w krzyżu szczyt cnoty, w krzyżu kres świętości". Krzyż jest szkołą ubóstwa, pokory, umartwienia, cierpliwości, męstwa, czyli jest szkołą miłości, która
jest „vinculum perfectionis", jako że jest zasadą, korzeniem i
zwieńczeniem każdej cnoty. Kiedy mówię krzyż, mam na myśli mękę i przede wszystkim agonię w ogrodzie oliwnym; krzyż jest szkołą rezygnowania z mojej woli na rzecz woli Ojca, jest szkołą modlitwy, która zwycięża każdą pokusę i doświadczenie.
Kiedy mówię krzyż, mam na myśli niesprawiedliwe procesy, w których zostają skazane niewinność, świętość, prawda, a zatem krzyż jest szkołą łagodności, cierpliwości, godności, szlachetnego męstwa, bezkompromisowo broniącego prawdy, sztuki rozwagi w mówieniu i milczeniu. Kiedy mówię krzyż, mam na myśli fizyczne męki biczowania, cierniem koronowania, krzyżowania, jest to niedosiężna szkoła umartwienia, wobec której bledną nasze małe umartwienia i pokuty, aż odczuwamy wstyd. Kiedy mówię krzyż, mam na myśli umiłowanie upokorzeń do tego stopnia, że święci nie zawahali się nazwać tego Boskim szaleństwem. Wszystko to dla miłości: „dilexit" jest wytłumaczeniem „tradidit", tak, że z kontemplacji krzyża zrodziły się wszelkie najbardziej ofiarne odpowiedzi na miłość. Gorliwość apostolska nie jest niczym innym, jak odpowiedzią na „Sitio" Ukrzyżowanego. Jeśli mamy wzrastać w cnotach, w gorliwości apostolskiej, jakież innej szkoły mamy poszukiwać, jeśli nie szkoły krzyża?

3. Krzyż jest szkołą metody działalności apostolskiej, to właśnie głupota nauki o krzyżu, zbawia, i tylko ona może zbawić świat. Jest on zanurzony w pożądliwościach i dopóki z nich nie wyjdzie, pozostaje w stanie śmierci. Krzyż zwyciężył pożądliwość, ubóstwo zwyciężyło pożądliwość oczu, wyrzeczenie zwyciężyło pożądliwość ciała, pokora zwyciężyła pychę. Nie bez przyczyny św. Paweł postanowił, po wypróbowaniu nieskuteczności innych metod, głosić Chrystusa i to Chrystusa ukrzyżowanego. Obyśmy nie znaleźli się między tymi, którzy, choć pełni dobrych chęci, ale kierując się bardziej ludzką logiką, niż prawdziwym zrozumieniem tajemnicy krzyża, starają się pozbawić naukę Chrystusa rozjaśniającego światła krzyża. Za pośrednictwem krzyża. Chrystus nas zbawił, za sprawą krzyża, jako Jego żołnierze, zbawimy świat w Chrystusie i z Chrystusem. I choć powszechny materializm i związana z nim hedonistyczna wizja życia przeciwstawiają się doktrynie krzyża, nie jest to wystarczający powód, abyśmy ją ukrywali, wręcz przeciwnie, trzeba ją ukazywać światu. „Contraria contraris curantur!" Ludzkość nie odnajdzie sensu życia i pokoju, jeśli nie wróci do stóp krzyża, jeśli w znaku krzyża nie odczyta czegoś więcej niż tajemnice w nim ukryte, jeśli nie zauważy, że krzyż jest rzeczywistością odciśniętą w ich życiu.

4. Płynie z tego taka nauka, że kontemplacja męki powinna być chlebem powszednim naszego życia duchowego, podporą w naszej wspinaczce ku świętości. Stowarzyszenie służy nam pomocą w osiągnięciu tego celu. W momencie składania ślubów otrzymujemy krucyfiks, aby stał się wzorem dla naszego życia.
Wpatrując się w niego obyśmy nie stali się „amatores regni sui coelestis", ale „baiulatores suae crucis"; obyśmy nie stali się „desideratores consolationis", ale nielicznymi „tribulationis"; obyśmy się nie byli wśród wielu, którzy szli za Chrystusem „usąue ad fractionem panis..., ale nielicznymi, którzy poszli za Nim „usque ad bibendum calicem passionis".

Krucyfiks skłania nas do postępowania zgodnie z jego przesłaniem, abyśmy mogli znaleźć się wśród „servi crucis", o których wspomina T. A Kempis, a którzy w życiu naśladując krzyż „accedunt ad Christum iudicem cum magna fiducia".
Naszą pełną miłości uwagę zwraca na krzyż cotygodniowe odprawianie „Via crucis", ćwiczenie wielce owocne dla duszy, o czym świadczą trudności, jakie ta praktyka napotyka wśród nas. Jeszcze raz pragnę wam przypomnieć, że eucharystia jest pamiątką męki: "O sacrum convivium in quo...recolitur memoria passionis eius" oraz „Deus qui nobis sub sacramento mirabili passionis tuae memoriam reliquisti...ect.". Celem naszego życia eucharystią powinno być ukształtowanie na wzór Chrystusa ukrzyżowanego czy to we Mszy, czy przyjmując komunię, czy modląc się przed Najświętszym Sakramentem.

5. Bracia najmilsi, nie łudźmy się, że miłość do krzyża i jego naśladowanie jest rzeczą łatwą dla naszej natury. Nie ma nic bardziej jej przeciwnego i taka przemiana wymaga wysiłku naszej woli, ale przede wszystkim jest owocem łaski. W tym miejscu pragnę wskazać wam najprostszą drogę do osiągnięcia celu, nosi ona słodkie imię Maryja! Wiem, że w okresie paschalnym zgromadzicie się na dniu skupienia, aby rozważać postać Maryi i modlić się w Maryi i z Maryją. Z daleka duchowo połączę się z wami, aby uczestniczyć w tej łasce i dzielę się z wami myślami, które Duch mi podpowiada.

Ewangelia przedstawia nam scenę aresztowania Jezusa w Getsemani pokazując nieudaną próbę obrony ze strony Piotra, opuszczenie Jezusa i ucieczkę apostołów: „Relicto eo fugerunt omnes". Co się dzieje dalej? Piotr, wstydząc się swej ucieczki, a z drugiej strony zbytnio sobie ufając i nie dostatecznie przygotowując się na próbę, idzie za Jezusem i w końcu się Go wypiera. Jan — myślę, że można tak sobie to przedstawić — zgorszony biegnie do Maryi, aby powiedzieć jej co zaszło i otworzyć przed nią serce pełne przerażenia, konsternacji, aby wyznać jej, że nie potrafił pójść za Jezusem. A Maryja, która oczekiwała tej godziny od chwili wypowiedzenia fiat, nieustraszona Królowa męczenników, udaje się za Synem i podczas gdy On krzyżowany był w ciele, ona doświadczała tego w duszy. Znajdziesz ją więc na drodze prowadzącej na Kalwarię i u stóp krzyża. Stabat Mater dolorosa — iuxta crucem lacrimosa — dum pendebat Filius. Ale nie jest tam sama. Wyznana przez Jana słabość doprowadziła go, dzięki Maryi, do stóp krzyża, jako jedynego reprezentanta kolegium apostolskiego. Zasłużył sobie, aby mieć Maryję za Matkę i sam stać się jej synem — najwyższy dar miłości Jezusa dla zbawionej ludzkości. Naśladujmy Jana! Wyznajmy Maryi nasze słabości, nasze trudności w pójściu za Jezusem drogą krzyża, a następnie pozwólmy, aby wzięła nas za rękę /oto prawdziwa pobożność maryjna/ i bądźmy spokojni, że doprowadzi nas do stóp krzyża i pomoże nam naśladować Ukrzyżowanego, jak przystało jego żołnierzom i sługom krzyża.
Niech tak się stanie dla mnie i dla was.