Pielgrzymka z Papieżem
Luty 1964
Znalazłszy trochę czasu w trakcie mojego pobytu w Rzymie, chcę go wykorzystać na spłacenie długu, jaki mam wobec was; chodzi oczywiście o moją podróż z Papieżem do Ziemi Świętej. Nie pojechałbym tam, gdybym nie był redaktorem naczelnym „L'Italia". Mówię to sobie i wam jako rodzaj refleksji nad wolą Boga, której wypełnianie nie jest wolne do wyrzeczeń, ale przynosi też szczególne łaski, jak ta własnie.
W rozważaniach z podróży chciałbym wyodrębnić dwa aspekty: pierwszy to odwiedziny miejsc świętych, a drugi do wizyta Papieża.
1. Nigdy bym nie przypuszczał, że odwiedzenie miejsc uświęconych życiem Jezusa może mieć taki błogosławiony wpływ na duszę. Dzisiaj wiem, że jest to duchowy dar najwyższej próby, nieporównywalne z niczym innym doświadczenie, misterium życia Jezusa pozwalające na jego zgłębienie, dające woli siłę do odwzorowywania Jego życia.
Aby tego doświadczyć, nie należy zachowywać się jak turysta czy archeolog. Boleje nad tym, że u tak wielu odwiedzających właśnie to wysuwa się na pierwszy plan. Nie należy również szukać sensacji w sytuacji religijnej, z powodu której miejsca święte Księcia pokoju są podzielone pomiędzy różne chrześcijańskie wyznania, a skłócone narody tam mieszkające rozdzielone murem nienawiści. Przykro jest patrzeć na to, że nawet katolicy odwiedzający z powodów religijnych to miejsce, nie umieją się powstrzymać od pewnych komentarzy podsycających tylko i tak już zaognioną sytuacje. Zwiedzanie powinno odbywać się z Biblią w ręku, a umysł i serce powinny być nastawione na przeżywanie świętych tajemnic, o których daje świadectwo. Wtedy dopiero wydarzenia, znane ze Starego Testamentu, a jeszcze bardziej te z Nowego, stają się bardziej sugestywne. Możliwość powiedzenia w Nazarecie „tu Słowo stało się ciałem", w Betlejem „tutaj Jezus się narodził", na Kalwarii „tutaj został ukrzyżowany", a przy grobie „tu zmartwychwstał trzeciego dnia", jest nadaniem wierze nowego wymiaru, a miłości do Chrystusa nuty czułości wcześniej nieobecnej. Pogłębia się więź z Chrystusem, a On sam staje się nam bliższy.
Poza rym opowieści z Ewangelii nabierają konkretnych kształtów na widok opisywanych miejsc i wydaje się, że słyszymy kroki Jezusa, którymi przemierzał swoje apostolskie szlaki.
Można lepiej zrozumieć niektóre wypowiedzi Jezusa, związane z krajem, w którym żył, z jego obyczajami, dlatego też wszystko wydaje się bardziej realne tak, jakby działo się tu i teraz.
W takim kontekście dominujące wrażenie można opisać słowami, którymi św. Paweł wyraża misterium Chrystusa, jako misterium poniżenia, umniejszenia, ubóstwa, czyli ogołocenia Siebie. Ziemia, która w dużej części nadaje się tylko na pastwiska dla owiec i kóz, ludność ciemiężona w stanie głębokiego ubóstwa, wstrząsana wojnami domowymi, podburzana przez przywódców; oto kondycja ludzka wybrana przez Jezusa na „zamieszkania wśród ludzi". Dopiero tutaj rozumie się, dlaczego nie wybrał ani Aren, ani Rzymu, ani Aleksandrii w Egipcie; było to odrzucenie ludzkiej potęgi, aby w warunkach ukazujących ludzką słabość, lepiej była widoczna moc Boga. Ale nie dominująca, upokarzająca człowieka moc, lecz zbawiająca go, służąca mu w najskromniejszych warunkach życiowych, jednocześnie je wychwalając. Jakże piękny jest Magnificat odmawiany w Ziemi Świętej!
Nauka, jaką powinniśmy wszyscy przyswoić, dotyczy sposobu myślenia o chrześcijaństwie. Nie wolno nam postrzegać chrześcijaństwa w kategoriach mocy, władzy, dumy, przywilejów.
Jeśli chcemy być prawdziwymi naśladowcami Chrystusa, jego wiernymi uczniami, powinniśmy zaakceptować i przyjąć za swoją tę naukę, uczynić z niej znak rozpoznawczy naszego stylu bycia i działania. Byłoby wspaniale, gdyby wszyscy „Milites Christi" mogli raz w życiu udać się do Ziemi Świętej, aby ducha tego zaczerpnąć u źródeł i przysiąc mu wierność. Czy Pan da nam taką łaskę? Tymczasem możemy się pomodlić, by pozwolił nam zrozumieć, czy jest to Jego wolą.
2. Moja pielgrzymka do Ziemi Świętej zbiegła się z wizytą Pawła VI, który, z inspiracji Opatrzności, chciał powrócić do miejsc narodzenia Kościoła, którego obecnie jest głową. Gazety wiele już powiedziały i nie chciałbym się powtarzać, dlatego też zwrócę uwagę na te sprawy, które wydają się istotne.
Przede wszystkim fakt, iż Kościół wreszcie pozbył się balastu królestwa doczesnego i powrócił do swoich korzeni, jakby chciał u źródeł odświeżyć swoje zbawcze działania, stając się inspiracją duchową dla wszystkich ludzi. W tym kierunku chce, aby szedł jego wysiłek misyjny, pozbawiony jakiejkolwiek idei dominacji, ożywiany miłością Boga do człowieka, któremu chce służyć.
Po drugie, jest to wskazówką dla Kościoła, aby wyszedł z zamknięcia, aby wyszedł naprzeciw światu, który być może bardziej go oczekuje niż się tego spodziewamy. A gdyby świat chciał go prześladować, to w ten sposób bardziej by go uszanował niż gardząc nim jako przeżytkiem czy czymś obcym.
Po trzecie, oczekiwanie na Papieża, co można było zobaczyć na ekranie, ze strony społeczności niechrześcijańskiej nie można tłumaczyć jedynie prostą ciekawością. Musiał tu odegrać rolę czynnik religijny, szacunek do wartości duchowych, które reprezentuje Papież, niezależnie od jego konkretnej przynależności wyznaniowej.
Po czwarte, nowa faza w kontaktach na linii Rzym-Kościół Wschodni, wyrażona, przynajmniej na początku, w spotkaniu i geście przyjacielskim między Pawłem VI a Atenagorem. Miejmy nadzieję, że tą duchową lekcję przyswoją sobie katolicy i wszyscy chrześcijanie, aby jak najszybciej nadszedł dzień, w którym zniknie skandal podziałów między ludźmi wyznającymi tę samą wiarę w Jezusa Chrystusa.
A jeśli mnie obdarzył Pan szczególną łaską uczestnictwa w tej pielgrzymce, to wszystkim da łaskę i odpowiedzialność związaną z przeżywaniem wielkich dni Kościoła, pełnych nadziei, których przedsmak niedawno odczuliśmy. Poczuwamy się do odpowiedzialności indywidualnej i wspólnotowej wypływającej z tych wydarzeń i prosimy Pana o siły potrzebne do podołania temu zadaniu. Nadchodzący Kongres może się stać opatrznościową okazją do tego, aby nasza odpowiedź na łaski Pana była szybka i jak najpełniejsza.