Listy t. II - Tajemnica stajenki betlejemskiej

Tajemnica stajenki betlejemskiej

Mediolan, 19 grudnia 1960

Czas Adwentu zbliża się do końca i nadchodzą święta Bożego Narodzenia!
Jeśli dobrze wykorzystaliśmy ten czas, to pragnienie przyjścia Pana rozpaliło w nas wolę oczyszczenia. Chrześcijanin powtarza wraz z Kościołem „Rorate coeli desuper". Słowa te pobudzają do radości, radości wewnętrznej, która rodzi się z wiary i zatraca się w miłości uwielbiającej Boga — Człowieka „propter nos homines et propter nostram salutem!"
U żłóbka kwilącego niemowlęcia zrodzonego z Dziewicy, święci płaczą z radości i starają się odtworzyć okoliczności, tych tak szczególnych narodzin: cisza, ubóstwo, nieskalaność, nie rzucanie się w oczy.
Jakże bardzo oddaliliśmy się - ludzie współcześni a także chrześcijanie — od tamtego ideału! Z każdym dniem coraz bardziej staje się widoczne coś, co można by nazwać 'obudową zewnętrzną akcji Boże Narodzenie', świecką tradycją. Mam wrażenie, że z roku na rok zatacza coraz szersze kręgi pogańska atmosfera, którą otoczone, czy raczej przytłoczone są święta Bożego Narodzenia. A my? Powinniśmy pragnąć prawdziwej atmosfery Bożego Narodzenia i wytworzyć ją przynajmniej w sercu, czy to dzięki świadomości dziejącego się misterium, czy z powodu odrzucenia instrumentalnego traktowania świętej rzeczywistości.

I choć taki sposób przeżywania Bożego Narodzenia może ściągnąć na nas podejrzenie o dziwactwo, to nie możemy pozwolić, aby Boże Narodzenie sprowadzało się do świeckiej tradycji podlanej sosem konsumizmu. Powinniśmy poszukiwać ciszy, ubóstwa, skromności stajenki betlejemskiej. I nie uciekajmy się do takich argumentów, jak: żyjemy przecież w świecie, nie powinniśmy wydawać się ekscentryczni, że należy zaakceptować sytuację, jeśli nie chce się być wyobcowanym itd... Jeśli tak postąpimy, spowodujemy, że sól utraci smak i pozbawi tego smaku także swoje otoczenie. Doprawdy, tego typu wyjaśnienia nie są nic warte. Wręcz przeciwnie, tylko stanowcza postawa, która może nawet zszokuje, może nas ocalić oraz wyświadczyć dobro innym.
Boże Narodzenie powinno dla nas oznaczać dłuższy czas spędzony na adoracji Pana, zanurzeni w głębię Jego tajemnicy, aby smakować dar Pana, który tak bardzo umiłował świat, że Syna swojego jedynego dał za niego. Oto nasza podstawowa i prawdziwa radość i o nią prosimy Ducha Świętego. Przecież jedynymi naszymi radościami nie mogą być te ludzkie, choć dobre i ważne. Wyrzekliśmy się rzeczy ziemskich, związków uczuciowych, aby móc być tylko dla Boga i w Jego sprawach się zanurzyć. I teraz, kiedy On przychodzi do nas w słabej ludzkiej naturze, porzucając jakiekolwiek oznaki mocy, czyż nie pozostaniemy z Nim na długo uczestnicząc w radości Maryi i Józefa, w hymnie pochwalnym aniołów, w zadziwieniu pasterzy? Znajdźmy przestrzeń dla takiej kontemplacji, odnajdźmy w niej świeżość naszego oddania, jak za pierwszych dni. Wymaga tego nasze powołanie, jeśli nie chcemy aby uschło w glebie tego świata, w którym mijają nasze dni. Wymaga tego miłość naszego Króla, który dla nas przyszedł na świat, gdyż tylko z Jego powodu nabiera sensu wybrany przez nas rodzaj życia; i nie da się tego niczym zastąpić, co pozwoliłoby wypełnić nasze uchybienia w odpowiedzi na tę miłość.

Tylko w ten sposób nasz codzienny trud skierowany na porządkowanie rzeczywistości według woli Pana i zgodnie z naszym powołaniem nie przytłoczy nas, lecz nabierze sensu i wartości. Co z kolei ponownie nas zaprowadzi do kontemplacji, z której czerpiemy życiodajne soki. Takie jest moje pierwsze bożonarodzeniowe życzenie, aby każdy je przeżywał pamiętając o wewnętrznym wymiarze misterium narodzin Boga, czyli o modlitwie adoracji i dziękczynienia.
Jako drugie życzenie chciałbym wyrazić pragnienie, aby Boże Narodzenie odnowiło w nas miłość bliźniego, zaszczepiając w naszym sercu uczucia, które sprawią, że serce Dzieciątka Jezus szybciej zabije. Aby Boże Narodzenie ciągle było postrzegane jako okazja do okazywania sobie serdeczności, solidarności, jakby promień słońca przebijający się przez warstwę doczesności.
Ale i ten promień nieco przybladł, gdyż pojawił się nie z powodu Tego, Który pierwszy nas umiłował i domaga się tej miłości w braciach. Mam tu na myśli solidarność wyrażającą się w materialny sposób /oczywiście konieczny, lecz niewystarczający/, której obcy jest duchowy i nadprzyrodzony wymiar, jako że poprzez naturalny dar staje się zapowiedzią miłości, z której czerpie swe znaczenie. Mam nadzieję, że się tak nie zlaicyzujemy, bo w przeciwnym razie nasze świadectwo w świecie stanie pod znakiem zapytania.

Uważajmy, abyśmy miłości bliźniego nie zredukowali do samych słów, ale strzeżmy się też ograniczenia miłości do samych darów materialnych! Pamiętajmy też, że wielu z tych, którzy z powodu ludzkiej solidarności ofiarują dary osobom w potrzebie, są ze swej strony, także w potrzebie, ale tej duchowej wcale nie mniejszej niż potrzeba materialna. Oto prawdziwe miłosierdzie - otwierać szeroko serce dla osób, dla których Jezus zstępuje z nieba i pojawia się jako człowiek pośród nas. Trzeba znaleźć takie formy daru, które oddają autentyczność intencji miłości i ani przez chwilę nie dadzą odczuć wyższości. A zatem Miłość, która z Bożego Narodzenia czerpie siłę do ciągłego odnawiania się w działaniach apostolskich, zdolnych do obudzenia w wielu oddalonych czy zagubionych braciach wartości chrześcijańskich, ukazanych nam przez nowo narodzonego Jezusa: niewinność, ubóstwo, pokora. One to stanowią objawienie i siłę Boga.
Życzę więc Wesołych Świąt, radosnych z powodu szczególnej więzi z Bogiem — człowiekiem, z powodu wypełniającej serce po brzegi miłości; świąt, które odnowią w nas uczucia pulsujące w sercu naszego Króla.