Listy t. III - Słuchanie w ciszy

Słuchanie w ciszy

29 czerwca 1968 uroczystość św. Piotra

Najmilsi,

Dobiega końca rok wiary, który obfitował w łaski widoczne dla wszystkich. Z naszej perspektywy punktem kulminacyjnym tego roku była nasza pielgrzymka do grobu apostołów i do Stolicy Piotrowej. Jestem przekonany, iż stała się ona powodem odnowienia zobowiązań, odpowiadających naszemu szczególnemu powołaniu, do którego wezwał nas Pan Jezus, abyśmy wierniej Go naśladowali w Jego świętej służbie.

Owa dobra wola niech nie ograniczy się do emocjonalnego przeżycia, choć może być ono dobroczynne w skutkach, ale niech się stanie naszą codziennością. Dlatego też, w bliskim czasie, Pan ofiaruje nam łaskę świętych rekolekcji. Wiemy, że jest to łaska o szczególnym znaczeniu, wyznaczająca etapy naszej corocznej odnowy, naszego pełniejszego nawrócenia i coraz bardziej bezwarunkowej odpowiedzi na Boże wezwanie. Rok wiary wzbudził w nas potrzebę 'dobrej woli' i otworzył na potrzeby czasów, w których żyjemy. A czasy tchną nadzieją zapaloną na Soborze, aby Kościół mógł coraz bardziej upodabniać się do idei swego Założyciela - Chrystusa, a zatem umiał coraz lepiej wypełniać powierzoną mu misje zbawiania świata. Istnieje jednak pewien niepokój z powodu 'burzy' - słowo użyte przez Papieża w jednej z ostatnich audiencji — którą Kościół jest miotany, i która wystawia na próbę naszą wiarę i wierność.

Mam nadzieję, że zaproponowany plan rekolekcji, z uwzględnieniem uwag i propozycji zbieranych przez cały rok, pozwoli na ich pełniejsze przeżycie. Powinniśmy się do nich przygotować poprzez modlitwę, która jest zawsze potężnym środkiem naszego uświęcenia. Chcąc ułatwić nasze duchowe przygotowanie, pozwolę sobie na kilka refleksji, które nasunęły mi się po wysłuchaniu słów referenta na ostatnim dniu skupienia. Podstawowym warunkiem wiary jest słuchanie słowa Bożego, co z kolei wymaga ciszy. Mam tu na myśli nie tyle ciszę realną, ile 'cisze metafizyczną'. Wyrażenie może sprawiać pewne trudności interpretacyjne, ale sądzę, że nie będziecie mieli z tym większych kłopotów, gdyż użyty aparat pojęciowy jest wam zasadniczo znany.

Nie jest wam, przecież, obca koncepcja stworzenia, czyli powołanie do istnienia wydobywając coś z niczego. Biblia posługuje się obrazem stwarzania poszczególnych stworzeń: „Rzekł... i stało się". A zatem moc Boga poprzez Jego stwórcze słowo powołuje z niczego stworzenie do istnienia. Owo nic, w którym rozbrzmiewa stwórcze słowo, to właśnie metafizyczna cisza, która pozwala słowu uczynić to, co wyraża, nie zakłócając żadnym dźwiękiem jego stwórczej skuteczności. Powiecie, że takie warunki już nie zaistnieją, gdyż słowo Boga nie kierowane jest do nicości, lecz do istniejącego człowieka. Oczywiście, nie mogą się powtórzyć w sposób identyczny, ale stworzenie, które ma świadomość bycia stworzeniem i jako takie wie, że samo z siebie i przez siebie nie istnieje, powinno stanąć przed obliczem Boga i wsłuchiwać się w Jego słowo, w takiej dyspozycji ducha, dzięki której Bóg może wydobyć z niczego to, co zechce.

Każdy z nas posiada inteligencje, wolę, wrażliwość i chodzi o to, by one zamilkły, aby mogło być słyszalne słowo Boga.
Chodzi o to, by nie nakładać na stwórcze i objawiające się słowo naszych słów rodzących się z naszego sposobu myślenia, woli, z naszych uczuć, co stanowiłoby wielkie zagrożenie dla naszego uświęcenia.
Myślę, że tak wyjaśnione pojecie ciszy metafizycznej nie przedstawia już dużych trudności. Zauważcie też, że nie umniejsza i nie deprecjonuje to naszych zdolności, ale jest sposobem na skierowanie ich ku właściwemu celowi: poznanie, pragnienie, wykonywanie woli Boga, objawiającej się w Jego słowie zebranym w Piśmie; objawiającym się poprzez Ducha Świętego, który przemawia poprzez wydarzenia i znaki czasu. Słowa, które w swej wielości nigdy nie mogą stać w sprzeczności ze słowem powierzonym w depozyt wiary strzeżony przez Kościół.

Naszym czasom bardzo brakuje takiej ciszy. Wielką pokusą współczesnego człowieka, odurzonego sukcesami, jest nierozpoznawanie w sobie stworzenia. Wiele błędów krążących po świecie i dotykających również chrześcijan ma tu swe źródło, czemu będziemy mogli się lepiej przyjrzeć na seminarium poświęconym tym problemom.
Cisza ta jest radykalną pokorą, w której człowiek powinien stawać przed obliczem Boga i słuchać Jego słowa. Chciałbym, abyśmy z taką pokorą, wyproszoną jako dar i pielęgnowaną jako cnota, przygotowali się na święte rekolekcje — uprzywilejowany czas wsłuchiwania się w Słowo. Jest to życzenie, którym pragnę zakończyć moje zaproszenie na coroczne rekolekcje.

List ten był już gotowy, gdy dotarła do mnie wiadomość o nagłej śmierci, w pierwszym roku po złożeniu ślubów, Fabiano Franchini - 36 lat.

Wraz z bratem poszedł na pływalnię i tam, w kilka sekund, zmarł. Profesi mieli mało okazji, żeby go poznać, zważywszy że był wśród nich od kilku miesięcy, ale Aspiranci znali go bardzo dobrze. Skromny i raczej milczący trudził się bardzo, aby zaakceptować normy instytutowe, do tego stopnia, że obawiał się, iż im nie sprosta. Pamiętam jego radość, kiedy dowiedział się podczas naszej rozmowy, iż został dopuszczony do złożenia ślubów. W ostatnim czasie martwił się bardzo utratą pracy i koniecznością zaakceptowania posady gońca. Mamy nadzieję, że to nagłe wezwanie do Pana zastało go czuwającego. Chcąc mu jednak ułatwić dostęp do domu Ojca, proszę wszystkich o modlitwę za niego. Instytut zatroszczy się o odprawienie w jego intencji Mszy gregoriańskich, a każdy niech w tej intencji, przez trzy dni ofiaruje komunię świętą i modlitwę różańcową.
Pamiętajmy też w modlitwach o jego bliskich, aby Pan pocieszył ich w bólu.