Listy t. IV - Nasze powołanie

Nasze powołanie

18 maja 1975 uroczystość Zesłania Ducha Świętego

Najmilsi,

Nie najszczęśliwsza sytuacja, w której pogrążył się cały świat, w tym i nasz kraj odbija się echem w życiu Kościoła i zobowiązuje nas do zajęcia stanowiska najbardziej odpowiadającego potrzebom czasów. To z kolei prowadzi nas do głębokich przemyśleń nad znaczeniem powołania chrześcijańskiego, a w jego ramach, nad naszym szczególnym powołaniem.
Ważne są dla nas dwie sprawy: Po pierwsze, doskonalenie naszych umiejętności zawodowych oraz świadome, dzięki oczytaniu i refleksji, uczestniczenie w kulturze. Pozwala nam to na trafniejsze wyodrębnienie zobowiązań, a następnie na ich podjęcie, jako że jesteśmy po chrześcijańsku współodpowiedzialni za kształtowanie wśród ludzi świadomości odpowiadającej Bożemu zamysłowi. Po drugie, równie ważne, z każdym dniem coraz głębsze uświadamianie sobie, w świetle wiary, nieodzowności, dla zbawienia świata, naszego pełniejszego, czyli całym sercem i umysłem, nawrócenia. Czyż nie takie jest właśnie wezwanie Kościoła kierowane do nas w Roku Świętym, nazwanym „rokiem pojednania" z Bogiem i z ludźmi?

W tych świętych dniach Zesłania Ducha Świętego, pozwolę sobie na podsunięcie wam kilku myśli, nad którymi wcześniej sam się pochyliłem. Zważywszy, że zbliża się okres corocznych rekolekcji, mam nadzieję że rozważania te będą wam pomocne w kształtowaniu postawy ofiarnej wierności w stosunku do naszego powołania.

Myślę, że niezwykle inspirujące dla naszego życia duchowego może być spojrzenie na naszą więź z Bogiem, jak na więź z Ojcem i Stwórcą. Odkrywamy w ten sposób, że życie jest ze swej istoty miłością, a zatem musi mieć formę dialogu. Podstawową potrzebą, wynikającą z logiki dialogu-miłości jest modlitwa, a w odniesieniu do bliźnich, służba. Spróbuję rozwinąć tę myśl, pamiętając o specyfice naszego powołania, a każdy z was niech uczyni z tych kilku punktów przedmiot własnych, indywidualnych rozważań.
Medytując nad biblijną opowieścią o stworzeniu, która zresztą nie pretenduje do naukowego wyjaśnienia początków świata, ale daje jego teologiczną wykładnię, dostrzegamy, iż akt stworzenia wydaje się wezwaniem do bytu i istnienia świata, czyli poszczególnych, tworzących go rzeczywistości. Ich istnienie, każda według właściwych sobie praw, jest odpowiedzią na Boże wezwanie: „rzekł niech się stanie (...) i stało się" /Rdz l, l i dalej/. A zatem byt, istnienie, życie, jest odpowiedzią na wezwanie Boga. W wezwanie to zaangażowana jest Trójca, choć stworzenie przypisywane jest Ojcu, ale w Słowie, gdyż „wszystko przez Nie się stało" /J l ,3/, w Nim zostało zamyślone; w Duchu Świętym, jako że jest samą miłością, która od Ojca i Syna pochodzi. Już z tego można wysnuć wniosek, że żyć to znaczy czynić wolę Stwórcy, wolę wyrażoną w prawach, na których opiera się życie każdej istoty żywej.

Fragment, w którym opowiadanie koncentruje się na opisie stworzenia człowieka, jest niezwykle bogaty znaczeniowo: „Uczyńmy człowieka na Nasz obraz, podobnego Nam" /Rdz l ,26/. Wyrażenie to oznacza, że człowiek jest powołany do życia, które jest uczestnictwem w samym Boskim życiu. Wobec tego, czynienie woli Boga nie jest prawem działającym automatycznie, lecz jest, w wolności ducha, przylgnięciem do inteligencji odbijającej obraz Słowa, w jedności z Ojcem oraz przylgnięciem woli uzdolnionej przez Ducha Świętego do pełnienia woli Ojca.
Życie jest, zatem, według planu stworzenia, powiedzeniem przez człowieka 'tak' Ojcu, w Słowie, z natchnienia Ducha Świętego. I tego właśnie nie uczynił Adam — narodził się grzech, a z grzechu śmierć.

Warto od razu zaznaczyć, że zamysł Boga Stwórcy, po skażeniu grzechem, został odnowiony w Chrystusie Jezusie — odkupicielu i zbawicielu, Słowie, które stało się ciałem, aby człowiek mógł w Nim odzyskać swój utracony, prawdziwy obraz; aby stając się synem w Synu, ożywiony mocą Ducha Świętego mógł myśleć i kochać tak, jak myśli i kocha Bóg.

Z tego Bożego planu w stosunku do człowieka wynika:
że na prawdziwe i pełne poznanie człowieka otwiera nas tylko wiara. Zmysły i inteligencja pozwalają jedynie na częściowe poznanie. W konsekwencji, promowanie rozwoju człowieka, opartego wyłącznie na koncepcji dającej niepełne poznanie, jest niewystarczające i niezadowalające. Nie znaczy to, oczywiście, że koncepcja ta ma być zwalczana, chodzi o to, by nie była absolutyzowana. Należy o tym pamiętać zwłaszcza wtedy, gdy będziemy współpracować z osobami, które nie podzielają antropologii chrześcijańskiej, aby uniknąć postaw integryzmu, czy wręcz odwrotnie obojętności;
że życie chrześcijańskie, będąc odpowiedzią miłości człowieka na miłość, którą Bóg pierwszy nas umiłował i wzywa nas do uczestnictwa w Swym życiu, ma strukturę dialogu. Życie, aby mogło być życiem, ma być dialogiem z Ojcem, w Chrystusie Jezusie, pod natchnieniem Ducha Świętego. To, co będzie w końcu bez końca, w niezmiennej radości, ma być już teraz, w życiu doczesnym: ma być ono modlitwą, wyśpiewywaniem na cześć Pana, adoracją, podziękowaniem; ma być jak wypowiedzenie amen woli Bożej /zobacz: Ap 19/, pojmowanej jak racja naszego istnienia;
że życie człowieka, aby było takie, jak je Pan zamyślił, ma naśladować Jezusa pod kierunkiem Ducha Świętego. Idąc za natchnieniem Ducha Świętego człowiek odzyskuje kształty na obraz i podobieństwo tych, według których został stworzony.

Syntezę życia Jezusa wyraża Eucharystia: ofiarowane ciało i przelana krew. Jest to miłość bliźniego, która staje się służbą, ofiarując nie tyle coś konkretnego, ile siebie samego. Jeśli nasze życie jest dialogiem z Ojcem w modlitwie, to ta sama logika dialogu w kontaktach z ludźmi przejawia się w służbie z miłości, a miłość ta wypływa z uczestnictwa w miłości, którą Bóg ukochał ludzi i dzięki której dał swego Syna dla naszego zbawienia.

Mam nadzieję, że nakreślona tu perspektywa stwarza okazję do głębokich przemyśleń dając zarazem podstawy dla zrozumienia praw rządzących życiem chrześcijanina. Prawa te tym pełniej będą przeżywane, im głębiej będą uświadomione jako potrzeba życiowa, podobnie jak oddychanie czy jedzenie. W takim świetle należy też odczytywać niektóre słowa Jezusa, jak na przykład: „zawsze trzeba się modlić" /Łk 18,11, gdyż życie jest życiem, o ile jest dialogiem z Ojcem. „Moim pokarmem jest pełnić wolę Tego, który Mnie posłał" /J 4,34/, ponieważ żyć to znaczy mówić Ojcu 'tak'. Modlitwa powinna być, zatem, pragnieniem serca, a nie obowiązkiem doktrynalnym, podobnie jak wysiłek naśladowania Jezusa w konkrecie dnia codziennego. W takim świetle należy też postrzegać wartość „nowego przykazania": „Miłujcie się tak, jak Ja was umiłowałem" /J 13,34/. Przykazanie to powinno być miarą naszego chrześcijaństwa, naszej konsekracji, pamiętając o tym, że „nowe przykazanie" zostało w tekście Janowym umieszczone w kontekście Eucharystii i jest równoznaczne z „czyńcie to na Moją pamiątkę"!

2. Wychodząc z założenia, iż postrzegamy życie jako powołanie /wezwanie do bycia i istnienia/, do bycia na obraz i podobieństwo Boga, w Słowie wcielonym Jezusie Chrystusie, chciałbym zachęcić do pogłębionej refleksji nad naszym szczególnym powołaniem, na które należy patrzeć, jak na specyfikację szerszego powołania człowieka i chrześcijanina. Zastanawiając się nad powołaniem do człowieczeństwa, trzeba zauważyć, iż oryginalność stwórcza Boga przejawia się w różnorodności powołań. Zamysł Boży w stosunku do każdego człowieka buduje jego osobowość, która może osiągnąć swą pełnię w takiej mierze, w jakiej jego 'tak' powiedziane Ojcu staje się normą wzrostu.
Wśród wielu powołań zatrzymamy naszą uwagę na tym, które określa się terminem — nie znoszącym oddzielania przymiotnika od rzeczownika, gdyż tylko tak w pełni jest oddana istota i charakter misji - „konsekracja świecka", bądź „świeckość konsekrowana". To nasze powołanie.
Należy je analizować w kontekście wyżej wspomnianego „obrazu i podobieństwa", jako szczególny stopień obrazu i podobieństwa ze Słowem, w którym każdy został pomyślany oraz jako obraz i podobieństwo jakiegoś aspektu życia Słowa wcielonego—Jezusa. Stopień to konsekracja, a aspekt to świeckość i na ten temat chciałbym podsunąć kilka myśli.

Stopień: niektórym przez Niego wybranym według Jego zamysłu /"Nie wyście Mnie wybrali, ale Ja was wybrałem" - J 15,l6/ Jezus daje odczuć zaproszenie, czy wezwanie do szczególnego pójścia za Nim, czyli do uformowania siebie według dokładnych rysów Słowa wcielonego, na Jego „obraz i podobieństwo". Dokładniejszy obraz oznacza umiejętność dostrzeżenia tych aspektów, które sprawiają, że Jego człowieczeństwo przenika Boski pierwiastek, Boska osobowość.
Rzeczy nie panują nad Jezusem, gdyż jest ich Panem i w tym charakterze korzysta z nich na tyle, na ile jest Mu to potrzebne jako człowiekowi; człowiekowi ubogiemu - czyli wolnemu od każdej miłości, która nie jest miłością Ojca, prowadzącą do miłością bliźniego; człowiekowi czystemu - czyli wolnemu od miłości własnej, która mogłaby, choć minimalnie przeciwstawić się Ojcu, z którego myślami i wolą się utożsamia; człowiekowi posłusznemu — „stawszy się posłusznym aż do śmierci i to śmierci krzyżowej" /Fil 2,8/, którego główną cechą w relacjach z Ojcem jest pokora.
Patrząc z takiej perspektywy nie można nazywać ubóstwa, czystości i posłuszeństwa radami, jak to się słusznie czyni w stosunku do tych, którzy nie mają szczególnego powołania i traktują je jak drogowskaz na drodze własnego uświęcenia. Dla nas są czymś więcej, wymogami istotowo powiązanymi z typem powołania, ze stopniem odwzorowania „obrazu i podobieństwa" do Słowa wcielonego, którego darem jest to wezwanie, które z kolei Duch Święty czyni możliwym, pod warunkiem, że damy Mu się kształtować. W mojej opinii to jest prawdziwy fundament teologiczny dla tych, którzy są powołani do radykalniejszego naśladowania Chrystusa Jezusa, czyli do powielania w sobie cech charakterystycznych dla Słowa, które stało się ciałem.

Sądzę, że taki fundament gwarantuje nam solidność i witalność w relacji: konsekracja - śluby. Konsekracja, bowiem, wyjmuje śluby spod naszego arbitralnego wyboru i pozwala spojrzeć na nie, jak na konieczną odpowiedź na wybór dokonany przez Boga, abyśmy upodabniali się do Słowa wcielonego. Konsekracja ma też za zadanie uczynić z nas świadków Boga żywego, dzięki tym Boskim pierwiastkom z nas emanującym, źródłem których jest Chrystus, jako że podkreślają Jego Boską naturę.
Myślę, że rozważanie na temat więzi łączących nas z Chrystusem, może przyczynić się do wzrostu naszego indywidualnego i wspólnotowego zaangażowania oraz do intensywniejszego ich przeżywania.

Aspekt: nasze powołanie należy postrzegać jako wezwanie do życia „na obraz i podobieństwo" Słowa wcielonego, w którym Bóg nas zamyślił i ukochał. Świecki aspekt życia Jezusa przekłada się na Jego służbę ludziom i to nie tylko w okresie działalności apostolskiej, ale już wcześniej, z czasu życia w Nazarecie, w rodzinie, w pracy, wśród mieszkańców miasteczka. Myślę, że można wydobyć z nielicznych tekstów opisujących 30 lat życia Jezusa pewne, interesujące nas elementy.
Pierwszy dotyczy Jego życia rodzinnego. Ewangelia podkreśla Jego podporządkowanie rodzicom, aż do momentu, w którym poddanie to musi ustąpić pierwszeństwa Ojcu oraz uwzględnić rozwój fizyczny i moralny Chrystusa /zobacz: Łk 2,40; 51 -52/.
Nie byłoby źle, gdybyśmy i my w stosunku do naszych rodziców — kto jeszcze ich ma — postępowali według Boskiego wzoru i nie ulegali „ciału i krwi" ze szkodą dla zamierzeń Ojca /zobacz: Łk 2, 48-50/, bądź odwrotnie, byśmy nie zapomnieli o wy pływających ze sprawiedliwości i miłości obowiązkach wobec rodziców i rodziny, obrażając naszym postępowaniem Ojca.

Drugi dotyczy pracy. Jezus został nazwany „synem cieśli" i określenie to było efektem zdziwienia, jakie wywołał sposób przemawiania Jezusa. Można stąd wywnioskować, że zdziwienie budził fakt, iż syn rzemieślnika, nie posiadający odpowiedniego wykształcenia, wypowiadał się tak mądrze. Słowo wcielone przez większość swego życia doceniało prace, wskazując nam, rym samym, że jest to podstawowy środek, za pomocą którego człowiek staje się współpracownikiem Boga Stwórcy, w rozwoju wspólnoty ludzkiej. Chce przez to powiedzieć, że powinniśmy wziąć sobie do serca te 30 lat pracy i w tym duchu kształtować stosunek do naszych obowiązków, choć oczywiście kontekst, w którym żyjemy jest odmienny.

Trzeci odnosi się do funkcjonowania Jezusa we wspólnocie miasteczka Nazaret, w której przebywał przez większość swego życia. Nie ma w Biblii wzmianki, która wskazywałaby na Jego odmienność od reszty mieszkańców, poza jedyną — podkreślaną niepowtarzalną mądrością. Myślę, że warto nad rym się zastanowić, sugestia bowiem jest taka, że nie powinniśmy niczym się wyróżniać ze wspólnoty, w której żyjemy i działamy, poza jednym - zgodnością słów z czynami, czyli mądrością. Od naszej zaś inteligencji, wspartej przez Ducha, który prowadzi do lepszego rozeznania całej prawdy, zależy interpretacja, w czasie, wraz ze zmieniającymi się formami życia społecznego, sugestii płynących od mądrości. Najważniejsze jest zaś to, aby pozostał w nas ten element świeckości, który rozpoznaliśmy w Chrystusie. To na Jego „obraz i podobieństwo" zostaliśmy powołani do życia w świecie jako świeccy konsekrowani, łącząc świeckość i konsekrację w nierozerwalną całość.

Oby Pan sprawił, żeby osobista oraz wspólnotowa medytacja i modlitwa, pozwoliły nam docenić wartość otrzymanego daru, a także żyć nim, poddając się natchnieniu Ducha Świętego, którego w tych dniach szczególnie czcimy, w łączności z Kościołem i z Maryją, w miesiącu jej poświęconym.