P. Confolanieri, Lager - ćwiczenia z wolności

Tak Lazzati opisuje to, co się wydarzyło:

„Rankiem 9 września 1943 r. jeden z oficerów zadawał pytanie oficerom zgromadzonym w koszarach Strzelców Alpejskich w Merano; każdemu osobno: czy wybierają wierność przysiędze złożonej Armii Królewskiej czy przyłączenie się do formacji faszystowskich. Drugi wybór pozwoliłby im na powrót do dom, a wybór pierwszej oznaczał deportację. „Tak” dla pierwszej opcji brzmiało jak krzyk wolności i po załadowaniu na ciężarówkę – żołnierze i podoficerzy maszerowali już poustawiani przez Niemców w kierunku Insbruku – rozpoczęła się deportacja, która od obozu do obozu trwała aż do powrotu do Merano 31 sierpnia 1945 r.”[1]

Mamy tu więc do czynienia z przemyślanym wyborem, nie bezbolesnym, ale wolnym, którego ceną była długa droga krzyżowa przez obozy niemieckie na terenach okupowanych i w Niemczech, a jej koniec nastąpi dopiero po dwóch latach! Z pewnością było to wydarzenie nieprzewidziane w curriculum zawodowym tego nieprzeciętnego wykładowcy akademickiego z talentem do pracy naukowej i wychowawczej nie tylko w środowisku akademickim, ale także w ramach różnych stowarzyszeń katolickich.

Porucznik Lazzati, tuż po trzydziestce, ma jeszcze inną służbę w pewnej formie życia, radykalnie ewangelicznej, choć pozostaje w środowisku, w którym żyje: w rodzinie, na uniwersytecie, w pracy apostolskiej. Dzięki swoim studiom patrystycznym odkrywa, że ta paradoksalna forma życia była od zawsze typową dla chrześcijan formą egzystencji. Nie polega ona na tym, że odróżnia się od innych strojem, ale na tym, że swoje postępowanie kształtuje się zgodnie z kryteriami ewangelicznymi. Jest to więc chrześcijaństwo bez taryfy ulgowej, z pewnością nie świętoszkowate czy gderliwe, ale takie, które umie szeroko i bezinteresownie obdarowywać, zwłaszcza dzięki pracy edukacyjnej, wykonywanej z pasją, co było cechą charakterystyczną Lazzatiego.

Można zaryzykować stwierdzenie, że nieoczekiwane doświadczenie obozowe nie trafia na człowieka nieprzygotowanego, gdyż jest on, już od jakiegoś czasu, zaprawiony w codziennej walce wewnętrznej -prawdziwym wyzwaniu każdego z nas – i umie oprzeć się własnemu egoizmowi i dać z siebie to, co najlepsze. I rzeczywiście, cechą wielkich postaci, w najtrudniejszych doświadczeniach jest nie tyle załamywanie rąk i poddanie się, ile dostrzeganie w takiej sytuacji okazji do duchowego wzrostu, zwłaszcza działając dla dobra innych.

Wydaje mi się, że to samo wyczytałem z pamiętnika innego, dziś wspominanego, świadka tamtych czasów, czyli u waszego współobywatela i burmistrza profesora Luigi Goisis – mojego profesora w gimnazjum w Albino. Dzielił on wraz z Lazzatim doświadczenie obozu i tak pisał: „Chcę żyć nie dla siebie (…), ale dla tych, którzy czegoś oczekują ode mnie”[2]

Szkoła oporu

Tylko osoba, która przeżyła doświadczenie pobytu w niemieckim obozie jenieckim mogłaby dokładanie opisać, jak wyglądał dzień za drutami! Literatura przedmiotu oraz liczne filmy dokumentalne dostarczyły nam stosownej wiedzy na temat strasznych warunków życia w takich obozach. I choć nie da się ich porównać z piekłem na ziemi, jakim były obozy zagłady, to jednak mamy do czynienia z warunkami urągającymi człowieczeństwu, gdzie nie znano dnia ani godziny, a podstawowe prawa osoby ludzkiej były deptane i wydane na łaskę i niełaskę pełniącego dyżur strażnika.

A jednak, zarówno z notatek w małym notesie odnalezionym już po śmierci między innymi papierami, jak i z listów pisanych do domu – i to pomimo powściągliwości Lazzatiego – wyłania się dość klarowny obraz postawy Lazzatiego, który wyczerpującą niewolę przeżywał nie w sposób bierny, poddając się biegowi wypadków, ale w sposób intensywny. Trzeba wielkiej wiary, aby z obozu w Oberlangen tak pisać w Wielki Piątek 7 kwietnia 1944 r.:

„Krzyż jest szkołą wszelkich cnót: ubóstwa, pokory, umartwienia, cierpliwości, męstwa i, chcąc ująć to jednym słowem, miłości – będącej źródłem i ukoronowaniem każdej z cnót!”[3].

Również towarzysze uwięzienia są zgodni w opisywaniu go często w skupieniu modlitewnym czy systematycznie uczestniczącego we Mszy obozowej. Opisują też jego szczodrość w dzieleniu się paczkami z domu z tymi, którzy mieli mniej szczęścia od niego czy organizowane przez niego spotkania kulturalne w celu podniesienia morale i podtrzymania płomyka nadziei.

W nawiązaniu do tego przytaczam wspomnienie Alessandro Natta, znanego działacza politycznego, którego postać jest także w tym dniu przywoływana:

„Tak, również Lazzati był zaangażowany w dzieło wzajemnej edukacji i formowania świadomości etyczno-politycznej. Dobrze go pamiętam: zamknięty w sobie, powściągliwy w mówieniu, choć zawsze otwarty na rozmowę. Katolik w każdym calu i przekonany antyfaszysta, ale zawsze otwarty na dialog i wysłuchujący innych. Już wtedy ceniłem sobie bardzo świeckość w jego zachowaniach, na równi z surowością i pewnością przekonań, gdyż w tamtym czasie, za i poza drutami, nie było wiele miejsca na tolerancję”.[4]

Znamienny pozostanie gest uczyniony - i poświadczony przez niego samego - niedługo przed świętami Bożego Narodzenia 1943 r.: wtedy to ówczesny rektor Uniwersytetu Katolickiego Ojciec Agostino Gemelli odwołując się do programu dydaktycznego Ministerstwa Edukacji Narodowej (Reżimowego!) uznał, że profesor Lazzati jest absolutnie konieczny, aby mogły się normalnie odbywać zajęcia na uczelni i przesłał mu, po niemiecku, zaświadczenie, aby je okazał władzom obozowym skąd miał otrzymać zezwolenie na niespodziewany i wcześniejszy powrót do Włoch. Ale Lazzati, aby okazać się solidarnym z innymi uwięzionymi w obozie Dęblin-Irena i nie wyłamywać się z przymusowego wygnania, po długich naradach ze swoimi towarzyszami, tak zapisał w swoim notatniku: „jeśli chodzi o mnie, to zostaję”[5] I pozostał aż do końca.

Opór jako styl życia

W ostatecznym rozrachunku, czym było dla Lazzatiego doświadczenie obozowe? Sądzę, że było to doświadczenie, które skłoniło go do zaangażowania się w politykę. Prawdopodobnie bez tego bolesnego etapu, życie Lazzatiego potoczyłoby się inaczej. A tymczasem, mając możliwość bezpośrednich obserwacji olbrzymiej katastrofy spowodowanej przez światowy konflikt, jego zdaniem głównie spowodowanej przez moralny nieład w człowieku, który podważa u samych podstaw pierwotny zamysł Boga, doszedł do wniosku, że jedynym środkiem zaradczym powinno być szerzenie miłości i taką miłość starał się zawsze rozbudzać, także w stosunku do polis. Jak to później zostanie ujęte przez Sobór Watykański II, że należy to do zadań świeckich chrześcijan, którzy są wezwani do budowania – razem z innymi – urządzeń społecznych mając na uwadze dobro wszystkich ludzi.

Jeśli chcemy naprawdę zrozumieć znaczenie tego doświadczenia dla Lazzatiego - jak i dla innych, którzy przeszli tą samą drogę – traktując rzecz uczciwie należałoby sięgnąć do podsumowania, które, wiele lat później, sam napisze, choć w tej kwestii był dość powściągliwy. Czytając swoje notatki „zapisane w wilgotnych i ponurych barakach niemieckich obozów jenieckich”, w których, w formie szkieletowej - zapisane zostały postanowienia i przemyślenia, które później rozwinie i opracuje, również jako znaczący wkład w wypracowanie tekstu Konstytucji[6], w taki sposób podsumowuje pobyt w obozie:

„Po upływie trzydziestu lat - (pisane było w latach terroryzmu we Włoszech) – z pewnością nie można powiedzieć, że te ideały – nawet w wymiarze możliwym do zrealizowania - stały się rzeczywistością. W pewnym sensie, kryzys, który ogarnął Kraj, a przyczyną którego, w jakiejś części, jest nieumiejętność nadania formy tamtym ideałom, grozi tym, że utraci się głębokie znaczenie Oporu, któremu poświęciliśmy – każdy na własny sposób i w zależności od okoliczności – część naszego życia. Dlatego też mamy powinność i obowiązek powiedzieć: Opór dalej trwa… I to dla wszystkich, a nie dla kilku osób, bez względu na obszar i poziom, na którym się działa; trwa dalej odrzucając przemoc, trwa dalej wyrażając się w woli wymiany myśli, uczciwej i otwartej, mając odwagę płynącą z prawdy i cierpliwość wynikającą ze wzajemnego szacunku. Nie warto byłoby wspominać tego wielkiego faktu, jakim był Opór, który doprowadził nas do wolności, gdyby przypomnienie go nie miało służyć ożywieniu w nas ducha nieustannego oporu wobec najmniejszej chęci zdrady ideałów czy lenistwa: aby przestrzeń wolności poszerzała się wraz z urzeczywistnieniem bardziej sprawiedliwych urządzeń społecznych i politycznych, w duchu Konstytucji, którą można nazwać istotnym owocem Oporu”.[7]

Tak bardzo jest o tym przekonany, że kilka tak później i u schyłku życia, prawie jak duchowy testament, chce powołać do życia stowarzyszenie „Miasto dla człowieka”, którego jedynym celem ma być edukacja tych, którzy chcą zaangażować się w działalność polityczną. Zamiar był taki, żeby wyposażyć, przede wszystkim, młode pokolenie w odpowiedni bagaż kulturowy, ponieważ do działania politycznego potrzebne jest myślenie w kategoriach politycznych. Kierując swą propozycję głównie do środowisk katolickich, z przykrością konstatuje, że nie istnieje odpowiednie przygotowanie w tej materii. Wobec tego, zgodnie ze swoim edukacyjnym powołaniem, proponuje swego rodzaju staż, na którym będzie się przyswajać wartości zahartowane w tyglu obozowym i na tych wartościach zbudowane ma być „miasto dla człowieka na miarę człowieka”. Są to, oczywiście, wartości odwołujące się do chrześcijaństwa, ale wchodzą również w skład antropologii możliwej do przyjęcia przez każdego mężczyznę i każdą kobietę dobrej woli. I to właśnie zdarzyło się w okresie opracowywania tekstu Konstytucji. Wtedy to, ocalałe po konflikcie grupy różnej proweniencji kulturowej i politycznej, doszły do porozumienia wokół podstawowych zasad, na których zbudowana została nasza Republika: godność osoby ludzkiej, wolność, demokracja, znaczenie ludzkiej aktywności, rodzina jako wielka wartość…

Tuż przed znamiennym zjawiskiem, nazwanym ironicznie „Tangentopoli” (afery łapówkarskie wśród polityków rządzącej koalicji), które wybuchnie właśnie w Mediolanie, Lazzati wyraża takie życzenie:

„w fazie kreślenia programu konkretnych działań niezbędna jest baza kulturowa i teoretyczna czy filozoficzno-polityczna i historyczna”.

I takie wnioski wysnuwa:

„To właśnie brak tej bazy lub jej niedostatek wtłacza politykę w wąskie ramy pragmatyzmu, który, dość szybko, ukazuje swą jałowość i doprowadza do sytuacji, w których polityka ulega degradacji, co w konsekwencji prowadzi do braku zainteresowania lub, gorzej, do braku szacunku lub pogardy ze strony coraz większej części obywateli”.[8]

Są to, niestety, przestrogi prorocze, aktualne także dzisiaj! Mamy nadzieję, że, dla dobra naszego Kraju, znajdą się jeszcze osoby, których działania przyniosą błogosławione owoce mądrości.


[1] Fragment z Dossier Lazzati 4, s. 42, AVE Roma, 1993 r.

[2] L. Goisis, „Non si puo’ morire cosi per via”. Il Dario di prigionia dell’ IMI 7377” s. 6, Bergamo, 1997 r.

[3] G. Lazzati, Il Regno di Dio e’ in mezzo a voi, Milano 1976 r, s. 91

[4] M. Dorini, G. Lazzati: gli anni del lager. (G. Lazzati: lata w obozach), s.223, AVE Roma, 1989r.(

[5] Dossier Lazzati 4, s.113-114, AVE Roma, 1993 r.

[6] G. Lazzati, Il fondamento di ogni ricostruzione, Vita e Pensiero, Milano, 1947 r.

[7] Dossier Lazzati 4, s. 254, AVE Roma, 1993 r.

[8] G. Lazzati, La citta’ dell’ uomo – Costruire, da cristiani, la citta’ dell’uomo a misura d’uomo”, s. 19-20, AVE, Roma. 1989 r.

W: Spotkania, biuletyn instytutu, czerwiec 2014.