Franciszek w Genui

Papież Franciszek odwiedził 27 maja Genuę w północnych Włoszech. To właśnie stamtąd w 1929 r. jego ojciec i dziadkowie odpłynęli do Argentyny.

Na wizytę w tym portowym mieście Ojciec Święty przeznaczył cały, bardzo intensywny dzień. Spotkał się tam robotnikami, duchowieństwem i młodzieżą. Zależało mu na jak najbardziej spontanicznym charakterze wizyty. Dlatego podczas tych spotkań zamiast wygłosić przemówienie odpowiadał na pytania zebranych. Ponadto zjadł obiad z przedstawicielami najuboższych i odwiedził chore dzieci w szpitalu pediatrycznym. Zwieńczeniem wizyty była Msza św. dla ogółu wiernych.

Ochrona praw pracowniczych

Kwestię godności ludzkiej pracy oraz ochrony praw pracowniczych poruszył Ojciec Święty podczas spotkania z pracownikami zakładów stalowych Ilva w Genui. Franciszek odpowiedział na cztery pytania zadane przez przedsiębiorcę, przedstawicielkę związków zawodowych, pracownika związanego z duszpasterstwem i osobę bezrobotną.

Zwracając się do przedsiębiorcy Ojciec Święty podkreślił, że aby dobrze prowadzić swój zakład musi on przede wszystkim posiadać doświadczenie godności pracy. Przestrzegł przed lekkomyślnym zwalnianiem pracowników: „Ci, którzy myślą, że można rozwiązać problem działalności firmy zwalniając ludzi, nie są dobrymi przedsiębiorcami, to kupcy! Dziś sprzedają swoich ludzi, a jutro będą sprzedawać swoją godność” – powiedział papież.

Franciszek zaznaczył, że należy odróżniać przedsiębiorców od spekulantów, którzy zachowują się jak najemnik w Ewangelii, przeciwstawiony postaci Dobrego Pasterza. „Spekulant wykorzystuje firmę i pracowników do zarobku. Jednak kiedy gospodarka traci kontakt z prawdziwymi ludźmi, sama staje się anonimowa, bezwzględna” – zauważył Ojciec Święty.

Papież wskazał też, że często mamy do czynienia nie z „emancypacją społeczną”, a z „szantażem społecznym”, kiedy ludziom nie daje się sprawiedliwej zapłaty za ich pracę, albo zatrudnia nielegalnie. Wskazał, że taka sytuacja prowadzi do kryzysu społecznego, do kryzysu instytucji demokratycznych.

Franciszek zaapelował do zapewnienie pracy dla wszystkich, a nie zasiłków społecznych, czy dobrobytu dla wszystkich. Praca bowiem i możliwość zyskania chleba własnymi rękami zapewnia człowiekowi godność. Zwrócił uwagę na szczególnie dramatyczną sytuację młodych bezrobotnych.

Ojciec Święty przestrzegł przed wszechobecną w zakładach kulturą współzawodnictwa. Podminowuje ona bowiem wzajemne zaufanie, a kiedy dochodzi do kryzysu, przedsiębiorstwo nie ma żadnego oparcia w więzach międzyludzkich i dochodzi do jego zapaści.

„Przedsiębiorstwo to przede wszystkim współpraca, pomoc, wzajemność” – podkreślił papież. Jednocześnie przestrzegł przed merytokracją - systemem, w którym pozycje uzależnione są od kompetencji, definiowanych jako połączenie inteligencji i edukacji, weryfikowanych za pomocą obiektywnych systemów oceny (np. certyfikatów). Zauważył, że jest to etyczna legitymizacja nierówności i podobna jest do postawy starszego brata z przypowieści o synu marnotrawnym: pogardza młodszym bratem i uważa, że powinien on być w takiej sytuacji na jaką sobie zasłużył. Franciszek wskazał również na bałwochwalczy charakter współczesnej cywilizacji konsumpcyjnej.

Spotkanie z pracownikami zakończył modlitwą do Ducha Świętego.

Boję się księży statycznych

Po porannym spotkaniu z robotnikami papież pojechał do katedry św. Wawrzyńca na spotkanie z biskupami, księżmi, osobami życia konsekrowanego oraz seminarzystami. W przemówieniu powitalnym arcybiskup Genui kard. Angelo Bagnasco wyraził życzenie, aby słowa papieża spowodowały wzrost entuzjazmu w kroczeniu za Jezusem i pomagały w przezwyciężaniu obaw i zmęczenia. Przedstawiając diecezję podkreślił, iż w Ligurii pracuje ok. 600 księży, tylu samo zakonników oraz ponad 2 tys. sióstr zakonnych.

Ojciec Święty rozpoczął swoje przemówienie, zapraszając wszystkich do modlitwy za braci i siostry Koptów, którzy wczoraj zostali zamordowani, bo nie chcieli wyprzeć się wiary w Chrystusa.

Podobnie jak na spotkaniu z robotnikami, tak i tutaj, w katedrze, Franciszek odpowiadał na zadane mu cztery pytania. Podkreślił, iż naśladowanie Jezusa jest podstawowym kryterium świadczącym o dobrym wykonywaniu pracy duszpasterskiej. Należy więc iść za Jezusem i podobnie jak On być ciągle w drodze, między ludźmi, poznawać ich problemy, nie ukrywać się.

„Największy problem, o jakim możemy pomyśleć, który możemy sobie wyobrazić, to życie statyczne: życie księdza, który ma wszystkie sprawy rozwiązane, dobrze poukładane, wszystko jest na miejscu, godziny urzędowania – o której otwiera się kancelarię, o której zamyka, o tej, o tamtej – wszystko... Boję się księży statycznych. Boję się także, kiedy jest tak uporządkowany w modlitwie, modli się od tej do tamtej godziny” – mówił Ojciec Święty.

Franciszek podkreślił, że Jezus będąc w drodze, ciągle spotykał różne osoby, w większości byli to potrzebujący. On miał dla nich czas, słuchał ich. Ale nie zaniedbywał także spotkania z Ojcem na modlitwie. Kiedy nie spotykamy Pana na modlitwie, to modlimy się jak papugi i tracimy czas. Na modlitwie trzeba przedstawiać sprawy Panu, ale także słuchać, bo On mówi do nas.

Papież zachęcił zebranych w katedrze do życia w braterstwie, we wzajemnej jedności, aby się razem ubogacać. Zauważył, iż takiej postawie bardzo przeszkadza egoizm, obmowy, plotkarstwo, zazdrość, „Wielkim nieprzyjacielem kapłańskiego braterstwa jest obmowa wynikająca z zazdrości, zawiści, bo mnie nie przytrafiło się to, co innemu” – mówił Franciszek.

Odpowiadając na pytanie dotyczące życia zakonnego, papież powiedział, że osoby konsekrowane są darem dla Kościoła, bo każdy charyzmat jest darem. Rodzą się one w konkretnych miejscach i są z nimi związane. Nie biorą się z powietrza, ale z konkretnych potrzeb. Franciszek zwrócił także uwagę na potrzebę dyspozycyjności.

„Dyspozycyjność, aby iść tam, gdzie jest największe ryzyko, gdzie jest potrzeba, gdzie są wyzwania. Nie, aby poczuć się lepiej: ale aby iść i dzielić się charyzmatem i zastosować go tam, gdzie to konieczne. Słowo, które często używam: peryferie, ale mówię o wszystkich peryferiach, nie tylko tych związanych z biedą, wszystkie. Także i te związane ze sposobem myślenia: wszystkie. Włączyć się w to” – kontynuował Ojciec Święty.

Ostatnie pytanie dotyczyło spadku liczby powołań kapłańskich i zakonnych. Papież podkreślił, iż należy to widzieć w kontekście kryzysu demograficznego we Włoszech. „Łatwiej jest żyć z kotem lub psem niż z dziećmi” – powiedział Franciszek. Dodał, iż ów spadek powołań dotyczy także życia małżeńskiego. Dziś wielu młodych woli żyć ze sobą i nie zawierać małżeństwa.

„To kryzys powszechny i musimy tak o tym myśleć. Ten kryzys dotyka wszystkich, także powołania do życia w małżeństwie. Kryzys powszechny i właśnie dlatego jest czas, aby się pytać, pytać się Pana i pytać się siebie: co mamy robić, co robić, aby to zmienić? Stawić czoła tym problemom to rzecz oczywista, ale konieczne jest także czegoś się z tego nauczyć” – stwierdził Ojciec Święty.

Papież zachęcił do dawania świadectwa, że życie kapłańskie i zakonne daje szczęście, bo ziarno kiełkuje i rośnie dzięki świadectwu. Wezwał także do nawrócenia duszpasterskiego i misyjnego, aby żyć nie dla siebie, lecz dla innych.

Nie turyści, lecz misjonarze

Z kolei w sanktuarium maryjnym Madonna della Guardia Franciszek spotkał się z młodzieżą. Głównymi uczestnikami tego wydarzenia byli młodzi, którzy podjęli się bycia misjonarzami wśród swych rówieśników. Zwracając się do nich, papież zauważył, że aby być misjonarzem trzeba najpierw zmienić własne postrzeganie świata, nie przechodzić przez życie jak turysta.

„Widzieliście takich ludzi, którzy wszędzie robią tylko zdjęcia i na nic nie patrzą. Nie potrafią patrzeć. Dopiero w domu oglądają sobie zdjęcia. Ale patrzeć coś w rzeczywistości to nie to samo, co oglądać zdjęcia. I jeśli będziemy żyć jak turyści, to będziemy patrzeć jedynie na zdjęcia albo na własne wyobrażenia o rzeczywistości. Dla młodych jest to pokusa, żyć jak turyści. Nie mam nic przeciwko turystyce, spacerowaniu tu i tam, bo to piękne. Mam tu na myśli postrzeganie życia oczami turysty, czyli powierzchownie, i robienie sobie zdjęć, by potem je oglądać. To oznacza, że nie dotykam rzeczywistości, nie patrzę na to, co się dzieje, nie widzę rzeczy takich, jakimi są” – powiedział Ojciec Święty.

Franciszek przestrzegł też młodych misjonarzy przed hipokryzją. Przyjmowanie takiej postawy już w młodości jest samobójstwem. „Misja pomaga nam również, byśmy spojrzeli sobie prosto w oczy i poznali, że jesteśmy braćmi, że nie ma podziału na miasto, a tym bardziej, na Kościół złych i dobrych. Misja chroni nas przed popadnięciem w kataryzm. Oczyszcza nas z tego myślenia, że istnieją dwa Kościoły: czystych i nieczystych. Wszyscy jesteśmy grzesznikami i wszyscy potrzebujemy, by przepowiadano nam Chrystusa. I kiedy ja głoszę Chrystusa, a nie czuję, nie słyszę, że jest to przeznaczone dla mnie samego, odcinam się od tej osoby, uważam siebie za czystego a drugiego za nieczystego, który jest w potrzebie. Misja angażuje nas wszystkich jako Lud Boży, przemienia nas, zmienia nasze spojrzenie, styl życia, z turysty w człowieka zaangażowanego, i pozbawia nas tej idei, że w Kościele są czyści i nieczyści. Wszyscy jesteśmy dziećmi Bożymi, grzesznikami. I wszyscy mamy w sobie Ducha Świętego, który może z nas zrobić świętych” – powiedział Franciszek.

Papież zaznaczył też, że podstawą wszelkiej naszej działalności musi być miłość. Jeśli jej zabraknie, wszystko staje się zbyteczne. Niezbędny jest też upór w nadziei, świadomość, że w każdym człowieku jest Chrystus, nawet jeśli ten oddalił się od Niego. Na tym, jak zaznaczył Franciszek, polega szaleństwo krzyża.

Nawiązując do portowej tożsamości Genui, papież zauważył, że ludzie wierzący powinni mieć serce marynarza. Muszą mieć w sobie odwagę, a zarazem rozeznawać to, co jest na horyzoncie. „Wam dana została ta szansa, że możecie poznać wszystko, nową technikę. Ale tak często te nowe techniki komunikacji wprowadzają nas w zasadzkę, bo zamiast dostarczyć nam informacji zapychają nas nimi. I w takiej sytuacji przesycenia horyzont zbliża się coraz bardziej i stajesz przed ścianą. Zatraciłeś zdolność dostrzegania horyzontu. Bądźcie ostrożni, zawsze patrzcie na to, co wam sprzedają, również na to, co wam sprzedają w mediach. Kontemplacja, umiejętność kontemplacji horyzontu, wyrabianie sobie własnego osądu. Nie jedzcie tego, co wam podają gotowe na talerzu” – powiedział Ojciec Święty.

Franciszek zachęcił też młodych do odwagi w poszukiwania prawdy i nieustannego stawiania sobie pytania, czy to, co napotykam, jest normalne. Przy tej okazji papież potępił też tych, którzy zamykają się na migrantów. To nie jest normalne – podkreślił papież.

Następnie w pomieszczeniach sanktuarium zjadł obiad ze 120 przedstawicielami ubogich, bezdomnych, uchodźców i więźniów.

Najtrudniej zaakceptować cierpienie dzieci

Tej wizyty nie mogło zabraknąć w programie podróży do Genui - zaznaczył Franciszek przybywając do szpitala pediatrycznego im. Gianniny Gaslini. Najtrudniej jest bowiem zaakceptować cierpienie dzieci – powiedział papież.

Małych pacjentów tej placówki Ojciec Święty pozdrowił już trzy dni wcześniej przez telefon. Tym razem w przemówieniu do personelu szpitala przypomniał postać jej fundatora, włoskiego przedsiębiorcy Gerolama Gasliniego, który po śmierci małoletniej córki postanowił przeznaczyć na ten cel cały swój majątek. Chciał też, by szpital ten kierował się zawsze wiarą katolicką.

„Wiemy, że wiara działa przede wszystkim przez miłość, a bez niej jest martwa. Dlatego zachęcam was wszystkich, byście pełnili waszą tak delikatną misję, kierując się miłością i często myśląc o Dobrym Samarytaninie z Ewangelii. Bądźcie wrażliwi na potrzeby waszych małych pacjentów, pochylając się z czułością nad ich słabością i widząc w nich Pana. Ten, kto z miłością posługuje chorym, służy samemu Jezusowi, który otwiera nam Królestwo Niebieskie” – powiedział Ojciec Święty.

Przybliżajmy ziemię do nieba

Ostatnim punktem programu papieskiej wizyty była Msza św. na placu Kennedy’ego. W homilii, odnosząc się do słów, które zmartwychwstały Jezus wypowiedział do swoich uczniów przed wniebowstąpieniem: „Dana Mi jest wszelka władza w niebie i na ziemi”, papież wyjaśnił, że „jest to przede wszystkim władza połączenia nieba i ziemi”. Nie zakończyła się ona jednak „z chwilą, kiedy wstąpił do nieba; trwa ona również dziś i trwa wiecznie”.

- Rzeczywiście właśnie przed wstąpieniem do Ojca, Jezus powiedział: „Ja jestem z wami przez wszystkie dni, aż do skończenia świata”. Nie jest to figura retoryczna, zwyczajne uspokojenie, jak wtedy, gdy przed wyjazdem na długą podróż mówimy przyjaciołom: „Będę o was myślał”. Nie, Jezus jest naprawdę z nami i dla nas; w niebie zawsze ukazuje Ojcu swoje człowieczeństwo, nasze człowieczeństwo, a więc „zawsze żyje, aby się wstawiać za nimi” - mówił Franciszek.

Wskazał, że kluczowe dla władzy Jezusa jest właśnie wstawiennictwo. - Jezus wstawia się za nami u Ojca każdego dnia, każdej chwili. W każdej modlitwie, w każdej naszej prośbie o przebaczenie, zwłaszcza na każdej Mszy św., Jezus interweniuje: ukazuje Ojcu znaki swego życia ofiarowanego za nas, swoje rany i wstawia się za nami, zyskując dla nas miłosierdzie. On jest naszym „obrońcą”, a gdy mamy jakąś ważną „sprawę”, dobrze jeśli ją Jemu powierzymy, mówiąc: „Panie Jezu, wstawiaj się za mną, za nami, za tą osobą, za tą sytuacją...” - przekonywał Ojciec Święty.

Dodął, że tę „zdolność do wstawiania się Jezus dał również nam, Jego Kościołowi, który ma władzę a także obowiązek, by wstawiać się, by modlić się za wszystkich”. - Możemy zadać sobie pytanie: „Czy się modlę? Czy my, jako Kościół, jako chrześcijanie, wypełniamy tę władzę prowadząc do Boga osoby i sytuacje?”. Świat tego potrzebuje. My sami tego potrzebujemy. W naszych czasach jesteśmy bardzo zabiegani i dużo pracujemy, troszczymy się o wiele spraw. Jednakże grozi nam, że wieczorem jesteśmy zmęczeni i ociężali, podobni do statku pełnego towarów, który po męczącej podróży przybija do portu, chcąc jedynie dobić do brzegu i zgasić światła. Żyjąc stale poród wielkiego zabiegania i rzeczy do zrobienia, możemy się zagubić, zamknąć się w sobie i stawać się niespokojnymi z błahego powodu. Aby nas nie pochłonął ten „ból życia”, pamiętajmy, abyśmy codziennie „zarzucali kotwicę w Bogu”: zanośmy do Niego ciężary, osoby i sytuacje, powierzajmy Jemu wszystko. To właśnie jest moc modlitwy, która łączy niebo i ziemię, która pozwala Bogu wejść w nasze czasy - stwierdził papież.

Tłumaczył, że „modlitwa chrześcijańska nie jest sposobem, żeby być trochę bardziej w zgodzie z samym sobą, albo żeby znaleźć jakąś harmonię wewnętrzną; modlimy się, aby wszystko zanieść Bogu, by zawierzyć Jemu świat: modlitwa jest wstawiennictwem”. - Niestrudzone wstawianie się: to nasz pierwszy obowiązek, ponieważ modlitwa jest siłą, która sprawia, że świat idzie naprzód; to nasza misja, misja, która jednocześnie wymaga trudu i obdarza pokojem. Oto nasza władza: nie pokonywać czy głośniej krzyczeć, zgodnie z logiką tego świata, ale praktykować łagodną moc modlitwy, poprzez którą można również powstrzymać wojny i osiągnąć pokój. Jak Jezus wstawia się zawsze za nami u Ojca, tak my Jego uczniowie niestrudzenie módlmy się, by przybliżyć ziemię do nieba - prosił Franciszek.

Drugim po wstawiennictwie słowie kluczowym, objawiającym władzę Jezusa jest przepowiadanie. Swoich uczniów posyła on, by głosili Ewangelię „w oparciu jedynie o moc Ducha Świętego. - Posyła nas pomimo naszych słabości; wie, że nigdy nie będziemy doskonali i że jeżeli będziemy czekali, aż staniemy się lepsi, żeby ewangelizować, to nigdy nie rozpoczniemy - wskazał Ojciec Święty.

Jego zdaniem „dla Jezusa ważne jest to, abyśmy od razu przezwyciężyli wielką niedoskonałość: zamknięcie”, ponieważ „Ewangelia nie może być zamknięta i opieczętowana, gdyż miłość Boża jest dynamiczna i pragnie dotrzeć do wszystkich”. - Zatem, aby głosić, trzeba iść, wyjść ze swoich ograniczeń. Z Panem nie można stać w miejscu, wygodnie ułożonymi we własnym świecie albo w nostalgicznych wspomnieniach z przeszłości. Z Nim nie wolno usypiać w nabytych zabezpieczeniach. Bezpieczeństwo dla Jezusa polega na pójściu z ufnością: to tam ujawnia się Jego moc. Gdyż Pan nie docenia spokoju i wygód, ale niewygody i stale posyła na nowo. Chce, byśmy wychodzili, wolni od pokus bycia zadowolonymi, gdy nam dobrze i gdy mamy wszystko pod kontrolą - podkreślił papież.

Wyruszenie wraz z Panem „należy do tożsamości chrześcijanina”. - Chrześcijanin nie stoi w miejscu, ale jest w drodze: wraz z Panem ku innym. Ale chrześcijanin nie jest szybkobiegaczem puszczającym się pędem, czy zdobywcą, który musi przybyć wcześniej niż inni. Jest pielgrzymem, misjonarzem, jest „maratończykiem nadziei”: łagodnym, ale stanowczo podążającym; ufnym a jednocześnie aktywnym; twórczym, ale pełnym szacunku; przedsiębiorczym i otwartym; pracowitym i solidarnym. Z tym stylem przemierzajmy drogi świata! Podobnie, jak to było w przypadku pierwszych uczniów, naszymi miejscami przepowiadania są drogi świata: to zwłaszcza tam Pan pragnie być dzisiaj poznawany. Podobnie jak u początków, chce On, aby przepowiadanie było niesione Jego mocą: nie siłą świata, ale z jasną i delikatną mocą radosnego świadectwa. Jest to pilne wyzwanie. Prośmy Pana o łaskę, byśmy nie skostnieli w kwestiach drugorzędnych, ale w pełni poświęcili się pilnemu wyzwaniu misji. Zostawmy innym plotki i sztuczne dyskusje ludzi, którzy słuchają jedynie samych siebie i działajmy konkretnie na rzecz dobra wspólnego i pokoju. Angażujmy się odważnie, będąc przekonanymi, że więcej jest radości w dawaniu, aniżeli w braniu. Niech Pan zmartwychwstały i żyjący, który zawsze wstawia się za nami, będzie mocą naszego wychodzenia, męstwem naszego pielgrzymowania - zakończył Franciszek.

Na zakończenie Mszy chór odśpiewał w dialekcie genueńskim pieśń wyrażającą tęsknotę emigranta do Ameryki Łacińskiej za swoim rodzinnym miastem.
st, pb (KAI), RV / Genua
--
Katolicka Agencja Informacyjna
ISSN 1426-1413; Data wydania: 27 maja 2017
Wydawca: KAI; Red. naczelny: Marcin Przeciszewski