Specyficzny w przypadku wiernych świeckich charakter stosunku między modlitwą a życiem nie powinien nam przesłaniać faktu, iż jest to w ogóle problem o podstawowym dla każdego chrześcijanina znaczeniu, niezależnie od tego, do czego został powołany, jaka jest jego życiowa misja. Jakże jest wymowne, że św. Bernard z Clairveaux zwracając się do papieża Innocentego III rozpoczynał od tak twardych słów: że przeklęte są jego zajęcia, jeżeli przeszkadzają mu w modlitwie/1, a chodziło przecież o zajęcia papieskie.
Uświadamia to nam, iż „pogodzenie" modlitwy z codziennymi zajęciami jest naprawdę problemem dla wszystkich wiernych.
Modlitwa a życie codzienne - węzłowy punkt duchowości świeckich
Z drugiej strony, nie da się zaprzeczyć, że problem ten w pewnym sensie zaostrza się w przypadku osób, których zajęcia na pierwszy rzut oka nie mają żadnego związku z życiem duchowym, jako że są zajęciami świeckimi, doczesnymi. Tak więc ten, kto żyje pośród spraw doczesnych/2 (czyli człowiek świecki) szczególnie wyraźnie dostrzega ten problem i zarazem konieczność wypracowania autentycznej duchowości świeckiej. Jak pogodzić modlitwę z całym splotem rozlicznych, często niełatwych zajęć, które tworzą tkankę życia osób świeckich?
Mówiąc bardziej ogólnie, jest to problem stosunku pomiędzy życiem duchowym a działaniami doczesnymi; jego rozwiązaniem ma być harmonia obydwu tych elementów, z uwzględnieniem jednakże ich odrębności.
Najczęściej ludzie, znalazłszy się wobec trudności pogodzenia życia duchowego i zadań doczesnych, przejawiają skłonność do rozdzielania obu tych elementów. Ów rozdział prowadzi chrześcijan do następującego rozumowania: co innego życic duchowe, co innego sprawy doczesne. W tym stwierdzeniu przejawia się charakterystyczny i bardzo rozpowszechniony wśród chrześcijan styl życia, ze stemplem oświeceniowym, który to styl jest prawdziwym skandalem, gdy chodzi o tożsamość wiary.
Z drugiej strony, niektórzy skłonni są nie tyle rozdzielać oba te elementy, co wyeliminować jeden z nich. W mentalności współczesnej, która identyfikuje się z powiedzeniem Goethego: „Na początku było działanie"- elementem nieuchronnie zanikającym zdaje się być życie duchowe, modlitwa. Twierdzi się, że modlitwa jest nieużyteczna, tym bardziej że - jak się mówi - „praca sama w sobie jest modlitwą". Po co więc ograniczać pracę, wszelkiego rodzaju aktywność, i oddawać się modlitwie?
W dzisiejszym świecie liczy się przede wszystkim działanie, wydajność, operatywność. Stare benedyktyńskie hasło Ora et labora - „Módl się i pracuj", które sankcjonowało prymat modlitwy nad pracą, a które rewolucja oświeceniowa zastąpiła hasłem Labora et ora - „Pracuj i módl się", kładąc nacisk na ich rozdział, obecnie, w materialistycznej cywilizacji, przybrało kształt Labora et labora - „Pracuj i pracuj".
Jak widzimy, stosunek między modlitwą i pracą to jeden z najistotniejszych problemów duchowości chrześcijańskiej w ogóle, a szczególnie duchowości świeckich.
Od tego chcemy rozpocząć nasze rozważania nie zapominając o specyfice tego stosunki w obrębie duchowości właściwej świeckim.
Trudności, jakie napotyka świecki, który chce stworzyć jedność pomiędzy modlitwą a obowiązkami doczesnymi
Warto zadać sobie pytanie: Skąd wynikają trudności u osób świeckich z połączeniem w jedne obowiązku modlitwy oraz obowiązku doczesnego? Sądzę, że każdy potrafi znaleźć własną odpowiedź na to pytanie, problem ten stanowi bowiem część codziennej udręki każdego z nas.
Tak czy inaczej, wydaje się, iż istnieją trzy powody, w których należy upatrywać trudności w pogodzeniu modlitwy z działaniem doczesnym.
a) Pierwszej przyczyny należy doszukiwać się w tym, co prowadzi do coraz większego osłabienia u chrześcijan świadomości, że ostatecznym celem człowieka jest kontemplacja. Jeżeli zatraci się taką świadomość, bardzo trudno będzie zrozumieć sens i wartość modlitwy, zwłaszcza komuś, kto większą część swojego czasu przeznacza na sprawy doczesne. Skutkiem tego owe zajęcia, zamiast być celem pośrednim, środkiem, jaki Stwórca dał do dyspozycji człowiekowi, aby mu umożliwić osiągnięcie kontemplacji - zaczynają stawać się celem ostatecznym.
To odwrócenie perspektywy jest więc pierwszym wyjaśnieniem powodu, dlaczego modlitwa coraz bardziej oddala się od życia, staje się w stosunku do niego czymś zewnętrznym, ze wszystkimi katastrofalnymi skutkami, jakie każdy może dostrzec.
Przeciwko takiemu odwróceniu perspektywy wystąpił w całym swoim duchowym przesłaniu Giorgio La Pira, autentyczny chrześcijanin naszych czasów. W liście z 1956 roku pisał: „Współczesnemu światu i współczesnej cywilizacji upatrującym celu ostatecznego w dobrach zewnętrznych, takich jak praca, kultura i tym podobne - należy wyraźnie wskazać ostateczny cel człowieka, ujawniony przez chrześcijaństwo; jest nim akt kontemplacji i miłości, łączący stworzenie z Bogiem. Akt ten rodzi się, rozwija i doskonali dzięki łasce Pana. Mówi o tym wyraźnie św. Jan (17, 3): «A to jest życie wieczne: aby znali Ciebie... oraz Tego, którego posłałeś, Jezusa Chrystusa». Jest to akt wewnętrzny, osiągający pełny rozkwit na szczycie osobowości ludzkiej, na szczycie stworzenia, przemienionego w Bogu i z Bogiem zjednoczonego/3. Nie bez powodu jako ostatnie z błogosławieństw, czyli jako syntezę i dopełnienie wszystkich pozostałych - wymienia Pan czystość serca, która pozwoli oglądać Boga i cieszyć się Nim"/4.
Chodzi o „powołanie duszy ludzkiej do kontemplacji, modlitwy, adoracji", powołanie, które - posługując się wciąż słowami G. La Piry - stanowi element niezbędny „nie tylko do coraz lepszego rozumienia przez nas samych istoty chrześcijaństwa, lecz również do ukierunkowania całej współczesnej cywilizacji".
Trzymając się tej linii, nietrudno zrozumieć, że wszelki rozłam pomiędzy modlitwą a działaniem doczesnym nastawionym na budowanie miasta człowieka, czyli współczesnej cywilizacji - jest nieuzasadniony, bowiem właśnie modlitwa jest ową limfą dającą naszemu zaangażowaniu życie i młodość, pozwalając mu rozwijać się zgodnie z wolą Boga.
b) Drugiej przyczyny trudności w osiąganiu harmonii życiowej pomiędzy modlitwą a zadaniami doczesnymi należy upatrywać w tych sytuacjach, które powodują wyraźne zatarcie w świadomości chrześcijańskiej właściwego pojmowania stosunku: natura - łaska, w odniesieniu do wypełniania Bożego polecenia: „Czyńcie sobie ziemię poddaną" (Rdz l, 28; Syr 17, 2; Mdr 9, 2). Ściślej mówiąc, nie zdajemy sobie sprawy, że wymiar „ludzki", pomimo całej swej potęgi i możliwości, sam w sobie okazuje się niezdolny do osiągnięcia swej pełni zgodnie z porządkiem stworzenia. Aby owa pełnia mogła się urzeczywistnić wedle zamysłu stworzenia i odkupienia, potrzebne jest działanie łaski, czyli udział w Bożym życiu - w Chrystusie. Dar ten, oddziałując na pierwiastek ludzki - nie umniejszając przy tym jego znaczenia oraz szanując jego autonomię - doprowadza do pełnego rozwoju jego potencjalne możliwości, a tym samym otwiera na wartości Boże.
W ten sposób wzajemny stosunek: natura - łaska, odzyskuje równowagę, zakłóconą przez grzech pierworodny. Stosunek ten, gdyby nie doszło do owego zaburzenia, pozwoliłby człowiekowi, czyniącemu sobie ziemię poddaną, wydobyć wszystkie możliwości natury, własnej oraz rzeczy, i pogłębić swój związek z Bogiem w łasce.
Taka równowaga została przywrócona w Chrystusie. Ale tę zdobycz, która jest nam dana jako łaska, należy pojmować jako pewien potencjał, czyli możliwość osiągania tej równowagi dzień po dniu, pod warunkiem, że prowadzić będziemy życie zgodne z życiem Chrystusa wtedy, kiedy urzeczywistniamy stwórczy zamysł panowania nad ziemią. Aby mogło się to dokonywać zgodnie z planem Bożym, konieczna jest zawsze pomoc łaski. Łaskę tę, zgodnie z wyraźną obietnicą Chrystusa/6, możemy niewątpliwie uzyskać za pośrednictwem modlitwy.
Taka jest zatem potęga modlitwy oraz powód, dla którego bez niej nie możemy działać jako chrześcijanie. Nie jest wówczas spełniony podstawowy warunek pełnej skuteczności naszego działania, jakim jest życie w łasce.
Łaska bowiem, przenikając pierwiastek ludzki, pozwala nam budować takie miasto człowieka, które w pełni odpowiada myśli Bożej, a co więcej - nadaje owemu działaniu charakter ludzko-boski.
Pewne jest jednak, że chrześcijanie zaangażowani w sprawy doczesne, którzy nie znają tych podstawowych prawd dotyczących stosunku pomiędzy naturą i łaską, nie zdołają nigdy w pełni zrozumieć wartości modlitwy. Jest ona narzędziem, z którym Chrystus nierozdzielnie połączył pomoc łaski, niezbędną do tego, aby porządkować rzeczywistość po myśli Bożej. Błędem, który popełniamy, jest traktowanie modlitwy jako ucieczki od życia i zapominanie, iż jest ona, przeciwnie, wejściem rzeczywistości Bożej w życie ludzkie.
c) Istnieje wreszcie jeszcze jedna przyczyna, dająca się przeczuć w dwóch poprzednich, która utrudnia i wręcz uniemożliwia ową nieodzowną syntezę, jaka winna zachodzić między modlitwą a życiem. Jest nią zacieranie się w świadomości chrześcijan autentycznego sensu życia, który ukazany został w Objawieniu, a polega na pełnieniu woli Bożej. Pełnić wolę Bożą - to urzeczywistniać zamysł Ojca wobec człowieka. Ojciec, z myślą o Synu, powołał człowieka do istnienia mocą swej miłości. Człowiek może spełniać ów zamysł w Chrystusie umarłym i zmartwychwstałym, wierząc w Niego i żyjąc tak jak On.
„Moim pokarmem jest wypełnić wolę Tego, który mnie posłał" - powie Jezus, aby wyrazić głęboki sens swojego życia jako Syna, swoje prawo życia, zasadę swojego życia (por. J 4, 34). A zatem, jeżeli chcemy, aby Ojciec w nas rozpoznał Syna, musimy przyjąć to prawo jako nasze własne.
Prawem naszego życia jest wola Ojca. Wola, która staje się zasadą jednoczącą całe nasze życic, czy to w chwilach modlitwy, kiedy pozostajemy w zjednoczeniu z Ojcem, czy też kiedy rozkłada się ono na czynności tworzące wątek naszych dni. Wynika stąd, iż nie może być rozdźwięku, rozdziału między tymi dwoma momentami. Jeżeliby istniał, oznaczałoby to, iż przechodzenie od jednego do drugiego powoduje istotną zmianę w naszym życiu - najpierw poświęcone jest ono sprawom świata, a następnie sprawom Bożym! A przecież tak w rzeczywistości nic jest, bowiem każda chwila naszego dnia mieści się - jeśli to sobie uświadamiamy - w owym prawie życia, którym jest pełnienie woli Bożej.
Faktycznie bowiem chrześcijanin świecki, powodowany wolą Bożą, angażuje się w świecie w rozmaite działania doczesne, jakie niesie ze sobą budowanie miasta ludzkiego. Stąd taka jego działalność nie ma w sobie nic z bezbożności. Przeciwnie, jest wyrazem jego podporządkowania się Bogu. Jest postawą, która - w zjednoczeniu z Chrystusem - pozwala powiedzieć: Przychodzę, Ojcze, aby wypełniać Twoją wolę. - Nawet gdyby przyszło wykonywać najbardziej upokarzającą, pogardzaną pracę, chrześcijanin wie, że wypełnia wolę Ojca. Wykonuje więc swoją pracę, ponieważ Bóg tego chce.
Więcej jeszcze: chrześcijanin nie tylko zobowiązany jest wypełniać zadania doczesne, ponieważ Bóg tego chce. Obowiązuje go również wymóg, aby wypełniał je tak, jak Bóg tego chce, a zatem w posłuszeństwie Stwórcy, ze wszystkimi konsekwencjami, jakie to za sobą pociąga. Najważniejsza spośród nich jest związana z ustawicznym dążeniem do doskonałości, do wykonywania dobrze wszystkiego, co się robi. Tego rodzaju doskonałość - poucza ostatni Sobór - pozwala świeckim „tak rozświetlać wszystkie sprawy doczesne, z którymi ściśle są związani, i tak nimi kierować, aby się ustawicznie dokonywały i rozwijały po myśli Chrystusa i aby służyły chwale Stworzyciela i Odkupiciela" (KDK, 31).
Dotykamy tutaj ostatecznego celu zaangażowania doczesnego wiernych świeckich - miłości Boga.
Wierny świecki przez miłość do Boga zajmuje się sprawami świeckimi, wykonując zawód inżyniera, rolnika, robotnika, polityka, związkowca, nauczyciela itd. Jest to więc miłość, na którą składa się konkret życia i autentyczna służba braciom. Oto co oznacza dla chrześcijanina świeckiego pełnić wolę Bożą, wykonując zadania doczesne. Oznacza to podejmować je dlatego, że Bóg tak chce, czynić to tak, jak tego pragnie Bóg, wypełniać je ze względu na miłość do Boga. Wszystko to jest możliwe pod warunkiem, że owo zaangażowanie wspierane będzie modlitwą, czyli tym przemożnym środkiem, który pozwala żyć i działać w harmonii z Bogiem, i dzięki któremu mogę nieustannie kontrolować, czy to moje działanie podejmuję dlatego, że Bóg tego pragnie; czy jest takie, jak Bóg tego pragnie, oraz czy kieruję się w nim miłością do Boga. Bez modlitwy nie jest możliwe życie w takiej perspektywie, dzięki której nasze działania stają się odpowiedzią miłości na miłość Bożą oraz przejawem tej adoracji i uwielbienia, które następnie w modlitwie znajdują swój najgłębszy wyraz. Modlitwa i działanie nie mogą więc być traktowane jako rzeczywistości przeciwstawne. Są one jedynie dwoma różnymi momentami tej samej relacji miłości do Boga, na mocy której, gdy się modlę, rozmawiam z Nim, a pracując, pracuję z Nim i dla Niego. I nie tylko to. Siłę, jaką czerpię z modlitwy, wykorzystuję w pracy, owoce zaś mojej pracy składam Bogu w modlitwie. I wtedy Bóg jest nieustannie gwarancją jedności mojego życia w różnorodności jego przejawów.
Powiedzmy sobie szczerze - chrześcijanie niemalże nie wiedzą, czym zwyczajnie jest chrześcijaństwo i jaka jest podstawowa wizja życia chrześcijańskiego. To tłumaczy ich trudności w scalaniu modlitwy z życiem, Trudności te jawią się coraz wyraźniej w związku z postępującym zanikaniem szkół modlitwy, które by mogły służyć pomocą w unikaniu rozdziału pomiędzy modlitwą a życiem, widzianym w jego codzienności.
Modlitwa jako wyraz konsekracji chrzcielnej
Konsekracja chrzcielna jest zarazem darem Boga i naszym zobowiązaniem do dania odpowiedzi na Boże wezwanie; Bóg wzywa nas, abyśmy w Chrystusie odzyskali „obraz i podobieństwo" (por. Rdz l, 26), wedle którego zostaliśmy stworzeni. Możliwe jest to dzięki ziarnu, jakie zasiewa w nas chrzest ze swoimi prawami życia i śmierci/7; mamy upodobnić się do Chrystusa, albowiem zostaliśmy stworzeni w Słowie/8.
Jeżeli taki jest sens naszej konsekracji przez chrzest, staje się rzeczą oczywistą, iż w niej w najwyższym stopniu uznana zostaje dialogiczna struktura życia, będąca istotną cechą stworzenia. Dialogiczna strukturę życia należy rozumieć w ten sposób, iż życie w swej istocie winno być dialogiem miłości pomiędzy Bogiem, który wzywa, i stworzeniem, które odpowiada. Otóż chrzest w najwyższym stopniu potwierdza tę strukturę; dzięki niemu odtwarza się w chrześcijaninie komunia z Ojcem, która sprawia, że modlitwa i działanie są odrębnymi momentami jednego życia, które jednoczy Ojca z Synem w Duchu Świętym.
Kryje się w tym tajemnica wcielenia. Całe życie Jezusa, jako Syna Bożego, jest w każdym swym momencie komunią z Ojcem. Ów stan komunii, jak świadczą Ewangelie, znajduje swój najgłębszy i najmocniejszy wyraz w modlitwie Jezusa/9.
To co się dokonało w Jezusie, dokonuje się obecnie w chrześcijaninie. A zatem dla człowieka ochrzczonego modlitwa staje się rzeczywiście momentem najwyższego i najgłębszego poczucia komunii z Trójcą Świętą - komunii, która w miarę pogłębiania się pragnie „stawać się modlitwą".
Taka perspektywa domaga się jednak bliższego określenia w związku ze specyficznym charakterem powołania świeckich. Chodzi bowiem o powołanie, którego głęboki sens leży w dążeniu do jedności pomiędzy konsekracją chrzcielną i świeckością. Tak więc modlitwa - moment komunii z Trójcą Świętą - winna być ściśle połączona z zaangażowaniem doczesnym, do którego zobowiązuje nas właśnie powołanie ludzi świeckich.
Dopóki tak nie jest, modlitwa i praca pozostają rozdzielone, czego negatywną konsekwencją są trudności rodzące się zarówno w tym, co dotyczy owoców powołania, jak również rozumienia samego powołania świeckich.
Już to wystarcza, aby sobie uświadomić, że właśnie na mocy powołania do świeckości w modlitwie zbiegają się, ożywiając ją, różne momenty, jak wznoszenie się ku Bogu, bądź też zwrócenie się ku sprawom doczesnym. Chrześcijanin świecki porusza się pośród aspektów zarówno pozytywnych, jak i negatywnych tych spraw, chodzi więc o to, aby były te sprawy postrzegane w perspektywie Bożej, w perspektywie stworzenia i odkupienia/10.
Oczywiście, aby wszystko w ten sposób się odbywało, konieczne jest, żeby autentyczny sens powołania świeckich ucieleśnił się w moim życiu, aby się stał krwią mojej krwi, ożywiającą świadomością mojego istnienia i mojego postępowania. Jeżeli tak jest, wówczas rzeczywiście moja komunia z Ojcem w Synu przez Ducha Świętego znajdzie w modlitwie swój najwyższy, najgłębszy, w największym stopniu kojący, a zarazem pobudzający wyraz.
Wówczas można będzie przejść łatwo, niemal instynktownie, od kontemplacji Jego niewidzialnej obecności do poszukiwania tej Jego obecności - innej, lecz rzeczywistej - którą dostrzega wzrok wiary w osobach i rzeczach tworzących kontekst mojego powszedniego życia. Modlitwa staje się przez to typowym momentem, kiedy umacnia się oraz znajduje wyraz komunia z Bogiem, która określa - wprawdzie w sposób niedoskonały ze względu na ograniczoność stworzenia - powołanie wiernych świeckich. Patrząc z tej perspektywy, można natychmiast zauważyć, że modlitwa jest jednocześnie punktem wyjścia i celem posłannictwa wiernych świeckich.
Modlitwa jako źródło posłannictwa świeckich
Nasze rozważania koncentrują się więc na tym wzajemnym stosunku pomiędzy modlitwą a powołaniem (co w gruncie rzeczy sprowadza się do stosunku pomiędzy modlitwą a świeckością). Jeżeli chcemy dotrzeć w nich do istoty problemu, nie wolno nam stracić z oczu Chrystusa. W Nim odnaleźć możemy tę miarę ukształtowania siebie na podobieństwo Słowa, które stało się ciałem, że miara ta potrafi odtworzyć Jego rysy i stać się widzialnym znakiem konsekracji chrzcielnej.
Co zatem ukazuje nam owo spojrzenie wiary skierowane na tajemnicę Chrystusa? Jeżeli potrafimy wczytać się dogłębnie w Ewangelię, wiara ukazuje nam, że życie Chrystusa znajduje swój najpełniejszy sens w komunii między Ojcem i Synem w Duchu Świętym. Jeżeli taki stan znajduje w modlitwie moment najpełniejszego wyrazu - ze względu na głębie świadomości oraz najżywszą radość z niewysłowionego dialogu - to sprawia zarazem, iż modlitwa staje się źródłem misji, jaką Ojciec powierza Synowi w komunii miłości. Ta komunia, jednocząca Ojca z Synem, istnieje również wtedy, kiedy Syn, stawszy się człowiekiem, przeżywa swoje intensywne, pełne pracy, nauczania i cierpienia dni pośród mieszkańców Nazaretu, na drogach Palestyny czy na Kalwarii.
Poddanie się u samych początków odkupieńczej woli Ojca znajduje swój obraz w poruszającym dialogu z Izajasza (6, 8): „Kogo mam posłać? Kto by nam poszedł?". - „Oto ja, poślij mnie!" . Jest to wyrazem ludzkiego doświadczenia jedności z Ojcem w czasie nocy spędzanych na modlitwie. Prowadzi to Jezusa do wypełnienia sensu misji powierzonej Słowu, misji, która była racją Jego wcielenia. Sensem i celem tej misji, tego „posłania", było doprowadzenie ludzi do świętości, uczynienie ich - mocą miłości - przybranymi synami w Nim oraz zjednoczenie z Nim - Chrystusem jako Głową - wszystkich rzeczy/11.
To samo w równym stopniu dotyczy i nas. Takie posłanie może żyć w nas i pogłębiać się w naszym sercu, o ile potrafimy z modlitwy czerpać świadomość oraz siłę bycia kontynuatorami Jego nazaretańskiego doświadczenia dla odkupienia świata: Jego doświadczenia pracy, uczestnictwa w życiu miasta, z myślą o jego uporządkowanym rozwoju.
To prawda, że teksty ewangeliczne nie podają nam żadnych szczegółów na temat tego doświadczenia Jezusa, które trwało prawie trzydzieści lat. Sądzę, iż takie milczenie nie jest bezzasadne. Broni nas ono przed niebezpieczeństwem mechanicznego naśladowania zachowań; nasze bowiem naśladowanie musi uwzględniać historyczną zmienność sytuacji, z dochowaniem, rzecz jasna, wierności wobec podstawowego wyboru.
Nie chodzi w tym przypadku o dedukowanie z doświadczenia Jezusa z Nazaretu - konkretnych norm dla działania stosownego w rzeczywistości naszych czasów. Zrozumienie misji świeckich oraz siła potrzebna do jej pełnienia i pokonywania trudności, jakie napotyka - wszystko to rodzi się dzień po dniu z wierności modlitwie, pojmowanej jako szczególny moment zjednoczenia z Bogiem w Chrystusie.
Misja, jaką nam, chrześcijanom świeckim, powierza Ojciec, polega na tym, aby wszystkie rzeczy „na nowo zjednoczyć w Chrystusie jako Głowie". Nie należy rozumieć tej misji jako sakralizacji świata, ale w tym znaczeniu, na które wskazał Sobór: „szukać Królestwa Bożego zajmując się sprawami świeckimi i kierując nimi po myśli Bożej" (KK, 31).
Tekst soborowy podkreśla dwa momenty w jednej misji powierzonej wiernym świeckim. Pierwszy moment to uświęcanie, wyrażone słowami: „szukać Królestwa Bożego". Chodzi o ustanawianie tego Królestwa przede wszystkim w nas, ludziach, a składa się na nie: prawda, sprawiedliwość, łaska, świętość, miłość, pokój. Drugi moment to działanie w świecie i oddziaływanie na świat, kierowanie jego sprawami „po myśli Bożej", aby łatwiej było człowiekowi odpowiedzieć na Boże wezwanie.
Doświadczenia każdego z nas wystarczają, by dostrzec, iż zagraża tu dwojakiego rodzaju, silna i zdradliwa, pokusa: oddzielania naszego dążenia do świętości od codziennego zaangażowania w pracę i otaczającą nas rzeczywistość; z drugiej zaś strony - zapominanie o tym, że nasze posłannictwo nie polega po prostu na zajmowaniu się sprawami ziemskimi, lecz na zajmowaniu się nimi po to, aby nimi kierować i porządkować je po myśli Bożej.
Zachowywanie pełnego sensu misji jest owocem modlitwy; takiej modlitwy, która w znamienny sposób byłaby wyrazem naszego powołania i naszej misji. Starajmy się, aby również w najtrudniejszych, najbardziej przykrych chwilach naszego zaangażowania jako ludzi świeckich żywe było w nas poczucie zjednoczenia z Ojcem, a tym samym świadomość misji, która się z tego zjednoczenia wywodzi i w nim umacnia swoją wierność.
Trudno nic przypomnieć, jakich umiejętności rozpoznania, jakiej mądrości - w sensie biblijnym - wymaga misja świeckich, by mogła trwać i być taką, jak pragnie Bóg.
Spontanicznie przychodzi na myśl modlitwa, jaką autor Księgi Mądrości (9, 1-12) wkłada w usta Salomona, który czuje się odpowiedzialny za rządy, a zatem za sprawiedliwe postępowanie. Inaczej mówiąc, wypełnianie tego, co - posługując się słowami Soboru - wyrażamy jako „zajmowanie się sprawami świeckimi i kierowanie nimi po myśli Bożej".
„Boże przodków i Panie miłosierdzia, któryś wszystko uczynił swoim słowem i w Mądrości swojej stworzyłeś człowieka, by panował nad stworzeniami, co przez Ciebie się stały, by władał nad światem w świętości i sprawiedliwości i w prawości serca sądy sprawował - dajże mi Mądrość, co dzieli tron z Tobą, i nie wyłączaj mnie z liczby swych dzieci! Bom sługa Twój, syn Twojej służebnicy, człowiek niemocny i krótkowieczny, zbyt słaby, by pojąć sprawiedliwość i prawa. Choćby zresztą był ktoś doskonały miedzy ludźmi, jeśli mu braknie mądrości od Ciebie - za nic będzie poczytany. Wybrałeś mnie na króla swojego ludu i na sędziego synów swoich i córek. Kazałeś zbudować świątyni? na górze swej świętej i ołtarz w mieście swego zamieszkania - obraz Namiotu świętego, któryś zgotował od początku.
Z Tobą jest Mądrość, która zna Twe dzieła, i była z Tobą, kiedy świat stwarzałeś, i wie, co jest miłe Twym oczom, co słuszne według Twych przykazań. Wyślij ją z niebios świętych, ześlij od tronu swej chwały, by przy mnie będąc pracowała ze mną i żebym poznał, co jest Tobie miłe. Ona bowiem wie i rozumie wszystko, będzie mi mądrze przewodzić w mych czynach i ustrzeże mnie dzięki swej chwale. I będą przyjemne dzieła moje, będę rozsądzał lud Twój sprawiedliwie i stanę się godnym tronu mego ojca".
Właśnie z modlitwy czerpiemy ów dar, który nadaje sens naszemu posłannictwu świeckich, tak aby nie sprowadzało się ono do czysto ludzkiego wysiłku budowania miasta zorganizowanego raczej według kaprysu człowieka niż zgodnie z zamysłem Bożym.
Aby do tego nie doszło, potrzebna jest mądrość, która by „przy mnie będąc pracowała ze mną"; potrzebne jest również wsparcie codziennego, trudnego wysiłku mocnymi cnotami, jak: pokora, męstwo, cierpliwość. Cierpliwość będąca rzeczywistą zdolnością wytrwania, która nie cofa się przed krzyżem. A zatem nie zgodzi się, by - dla uniknięcia krzyża - zastąpić metody ewangeliczne metodami świata.
Wsparciem dla takich cnót może być jedynie modlitwa. Taka, z której posłannictwo świeckich czerpie każdego dnia swój prawdziwy sens i za pośrednictwem której zyskuje niezawodną pomoc, jakiej potrzebuje dla zachowania wierności.
Działanie pozbawione tej perspektywy sprowadziłoby się do czystego naturalizmu, sekularyzmu, a tym samym straciłoby sens posłannictwa świeckich. Dochodzi do tego nieuchronnie, jeżeli owa misja nie jest ustawicznie zasilana ze swojego prawdziwego źródła, jakim jest zjednoczenie z Ojcem w Chrystusie za sprawą Ducha Świętego, zjednoczenie, którego mocą życiową jest modlitwa.
Taka perspektywa pomaga również odkryć w misji świeckich zawarty w niej wymiar ewan- gelizacyjny, należący do planu zbawienia; przyczynia się ona bowiem rzeczywiście - za pośrednictwem Kościoła - do wzrostu miłości w świecie.
Uzupełniając iq refleksje na temat stosunku pomiędzy modlitwą a życiem świeckich, należy pamiętać o miejscu, jakie modlitwa winna zajmować we właściwym wiernym świeckim obowiązku ewangelizacji.
Modlitwa a ewangelizacja
Istnienie związku pomiędzy tymi dwoma terminami wydaje się niezaprzeczalne. Wypada nawet powiedzieć, że słowa Jezusa: „beze Mnie nic nie możecie uczynić" (J 15, 5), wskazujące na znaczenie modlitwy dla uzyskania nieodzownej pomocy łaski - znajdują w sferze ewangelizacji swoje najdokładniejsze zastosowanie, chodzi bowiem właśnie o sferę nadprzyrodzoną.
Faktycznie bowiem nadprzyrodzony jest cel ewangelizacji (nawrócenie serca i wzrastanie w życiu łaski). Nadprzyrodzone są środki ewangelizacji (słowo Boże, sakramenty). W konsekwencji powinien być nadprzyrodzony także i duch ewangelizacji - a jest nim właśnie modlitwa.
Zachowywanie tej perspektywy jest równocześnie zachowaniem istoty ewangelizacji, czyli uznaniem, że Bóg jest pierwszym sprawcą ewangelizacji. Rzeczywiście, od Boga pochodzi wezwanie do nawrócenia serca i On jest też sprawcą odpowiedzi człowieka na to wezwanie. Odpowiedź tę Bóg wzbudza i podtrzymuje, nie naruszając przy tym wolności człowieka. Tutaj właśnie stajemy wobec niezgłębionej tajemnicy działania Boga w człowieku.
Dodajmy jeszcze: wzrost życia Bożego w sercu nawróconego jest zawsze dziełem Bożym. Dziełem Bożym jest również przywrócenie tego życia po jego utracie przez człowieka na skutek popełnionego grzechu. Nie może być inaczej, gdyż sam człowiek nie jest zdolny zrodzić w sobie życie Boże. Przekracza to możliwości ludzkie; życie Boże pochodzi wyłącznie od Ojca za sprawą Ducha Świętego poprzez Słowo wcielone, w którym człowiek zyskuje przybranie za syna.
Ów dar Ojca jest ze względu na obietnicę Jezusa nierozerwalnie związany z modlitwą - w ten sposób łaska, jakiej Bóg udziela człowiekowi, owocuje przekształceniem jego serca.
Dowodem na to jest przykład świętych. Jak można nie wspomnieć modlitwy św. Teresy od Dzieciątka Jezus, którą wyprosiła nawrócenie zatwardziałego grzesznika skazanego na śmierć? Jak nie przywołać modlitwy św. Moniki o nawrócenie syna Augustyna? Można by przytaczać kolejne przykłady. Oczywiście, uznając wagę modlitwy nie można odmówić znaczenia działalności człowieka w dziedzinie ewangelizacji. Zgodnie z wolą Chrystusa jest on narzędziem przekazu, niezbędnym do tego, aby się dokonało obwieszczenie chrześcijańskiego orędzia. Owo narzędzie, jeśli nic chce wypaczyć swojej działalności ewangelizacyjnej poprzez ograniczenie jej do aspektu czysto technicznego - musi zazdrośnie strzec nadprzyrodzonego sensu ewangelizacji. Jest to możliwe wówczas, gdy osoba ewangelizująca ma zawsze świadomość bycia narzędziem złączonym z Chrystusem, który jest rzeczywistym nośnikiem orędzia.
Jeśliby osoba ewangelizująca pominęła modlitwę, doświadczyłaby boleśnie na sobie tej prawdy, że działanie, którego korzenie nie tkwią w kontemplacji, już w punkcie wyjścia skazane jest na bezpłodność. Kościół zawsze potwierdzał tę prawdę aż do tego stopnia, że ogłosił młodą zakonnicę, św. Teresę od Dzieciątka Jezus - patronką misji. Jej dzieło ewangelizacji dokonywało się poprzez modlitwę.
Owocność ewangelizacji jest zatem w sposób istotny związana z kontemplacją. Dotyczy to wszelkiego rodzaju głoszenia Ewangelii, również w przypadku wiernych świeckich, którzy powołani są do ewangelizowania w typowo świecki sposób, to znaczy przede wszystkim poprzez świadectwo życia i dialog z ludźmi/12. Również w przypadku świeckich należy powiedzieć, iż skuteczność podejmowanej przez nich ewangelizacji jest owocem ich modlitwy. Modlitwa jest źródłem, a zarazem szczytem ewangelizacji; ostatecznie bowiem to Duch Jezusa dociera do wszystkich ludzi, aby im przekazać za pośrednictwem Kościoła dar zbawienia.
W modlitwie tej nie wolno pomijać sprawy nawrócenia wszystkich ludzi, troski Kościoła o głoszenie Ewangelii całemu światu/13, myśli o najpoważniejszych problemach i ogromnych trudnościach, jakie napotyka on w swym powszechnym dziele ewangelizacji.
I to nie wszystko. Wierni świeccy, naprawdę przeniknięci duchem ewangelizacji, nie mogą nie uwzględnić w swej modlitwie sprawy nawrócenia czy wzrostu w łasce osób, które Pan postawił na ich drodze, a wobec których miłość domaga się, aby być obecnym. Chodzi o tego rodzaju obecność, która przejawia się w zdolności zrozumienia, akceptacji, wspólnoty życia, solidarności, wzajemnej odpowiedzialności za losy. Ma to być jednak obecność, która zawsze prowadzi do modlitwy; w niej sam na sam z Ojcem przedstawiamy Mu życie braci. W modlitwie dialog z nimi i o nich znajdzie swój najwyższy wyraz. W niej powtórzy się, tak jak jest to możliwe dla stworzenia, niepowtarzalne doświadczenie modlitwy Jezusa w ogrodzie Getsemani.
W tym nieprzerwanym przepływie - od ewangelizacji do modlitwy i od modlitwy do ewangelizacji - rozliczne formy rozpowszechniania chrześcijańskiego orędzia, w sposób właściwy wiernym świeckim, osiągają swą jedność oraz warunek swej płodności. Niech Święta Dziewica wspiera nas w tej uciążliwej, lecz chwalebnej drodze ku modlitwie, w której charyzmat powołania świeckich znajdzie sposobność najwyższego i najsilniejszego wyrazu oraz niewyczerpane źródło swojego ucieleśnienia.
Modlitwa kluczem do formacji świeckich
Wytyczyliśmy w tych rozważaniach drogę, którą należy przebyć pod kierunkiem Ducha Świętego, aby osiągnąć harmonie miedzy modlitwą a życiem, jakiej domaga się powołanie świeckich.
Jest to klucz do procesu formowania wiernych świeckich. Przede wszystkim ma to być formacja modlitewna, i to nie w sposób ogólnikowy, lecz konkretnie - do modlitwy, o jakiej mowa w tych rozważaniach. Chodzi o modlitwę nieustannie odnawiającą w świadomości wiernych świeckich poczucie - będące niezaprzeczalnym faktem - życia życiem Trójcy Świętej, a zarazem wznoszenia się na najwyższy poziom pracy dla Królestwa Bożego. Wszystkie bowiem sytuacje świata, również te najdalsze od Pana - oczekują tego, że „zostaną wyzwolone z niewoli zepsucia, by uczestniczyć w wolności i chwale dzieci Bożych" (Rz 8, 21).
Przypisy
1/ Św. Bernard z Clairvaux, O rozważaniu, tłumaczył St. Kiełtyka SOCist, Wydawnictwo Apostolstwa Modlitwy, Kraków 1992. Zob. zwłaszcza rozdziały z księgi pierwszej: Niebezpieczeństwa nadmiaru zajęć oraz O potrzebie rozważania.
2/ Wyrażenie „rzeczywistość doczesna" obejmuje całe stworzenie - osoby, relacje, rzeczy - w całej dynamice historycznej, czyli w procesie wzrastania i przekształcania, jakim naznaczyła je moc stwórcza, a z którym człowiek na mocy polecenia Bożego współdziała i doprowadza do rozwoju.
3/ Por. l J 3, 1: „Zostaliśmy nazwani dziećmi Bożymi i rzeczywiście nimi jesteśmy!".
Por. Mt 5, 8: „Błogosławieni czystego serca, albowiem oni Boga oglądać będą". Hbr 12, 14: „Starajcie się o pokój ze wszystkimi i o uświęcenie, bez którego nikt nie zobaczy Pana".
4/ G. La Pira, Lettere alle claustrali (Listy do sióstr klauzurowych), „Vita e Pensiero", Mediolan 1978, s. 103.
5/ Tamże, s. 11-12: „Świat świecki, świat typowo ludzki, budowany z pomocą techniki, ekonomii, życia społecznego, politycznego i kulturalnego, ten świat będący w pewnym sensie światem czynu, działalności zewnętrznej, nie ustającego dynamizmu - domaga się, często podświadomie, tej jednej rzeczy: wody łaski, łagodności doświadczanej w ciszy, życiodajnej wartości samotności, a są to słodkie owoce modlitwy, delikatnej i dziewiczej czystości wewnętrznego światła. Ów świat, tak aktywny, potrzebuje - niejednokrotnie nie uświadamiając sobie tego - wytchnienia kontemplacji, pokrzepiającego «snu», który pozwala cieszyć się Bogiem; domaga się ów świat, aby jego budowa opierała swą trwałość i płodność na skale modlitwy - jest podobny do rośliny, która nie może żyć pozbawiona korzeni. A to wszystko świadczy, że jedynie z głębi modlitwy i kontemplacji Boga może czerpać soki dające życie i młodość".
6/ Por. Łk 11, 1-11: „Gdy Jezus przebywał w jakimś miejscu na modlitwie i skończył ją, rzekł jeden z uczniów do Niego: «Panie, naucz nas modlić się, jak i Jan nauczył swoich uczniów. A On rzekł do nich: «Kiedy się modlicie, mówcie: Ojcze, niech się święci Twoje imię; niech przyjdzie Twoje królestwo. Naszego chleba powszedniego dawaj nam na każdy dzień i przebacz nam nasze grzechy, bo i my przebaczamy każdemu, kto nam zawini; i nie dopuść, byśmy ulegli pokusie». Dalej mówił do nich: «Ktoś z was, mając przyjaciela, pójdzie do niego o północy i powie mu: ‘Przyjacielu, użycz mi trzy chleby, bo mój przyjaciel przybył do mnie z drogi, a nie mam co mu podać'. Lecz tamten odpowie z wewnątrz: 'Nic naprzykrzaj mi się! Drzwi są już zamknięte i moje dzieci leżą ze mną w łóżku. Nie mogę wstać i dać tobie'. Mówię wam: Chociażby nie wstał i nie dał z tego powodu, że jest jego przyjacielem, to z powodu jego natręctwa wstanie i da mu, ile potrzebuje. I Ja wam powiadam: Proście, a będzie wam dane; szukajcie, a znajdziecie; kołaczcie, a otworzą wam. Każdy bowiem, kto prosi, otrzymuje; kto szuka, znajduje; a kołaczącemu otworzą. Jeżeli którego z was, ojców, syn poprosi o chleb, czy poda mu kamień? Albo o rybę, czy zamiast ryby poda mu węża?»".
7/ Por. Rz 6, 3-11: „Czyż nie wiadomo wam, że my wszyscy, którzyśmy otrzymali chrzest zanurzający w Chrystusa Jezusa, zostaliśmy zanurzeni w Jego śmierć? Zatem przez chrzest zanurzający nas w śmierć zostaliśmy razem z Nim pogrzebani po to, abyśmy i my wkroczyli w nowe życie - jak Chrystus powstał z martwych dzięki chwale Ojca. Jeżeli bowiem przez śmierć, podobną do Jego śmierci, zostaliśmy z Nim złączeni w jedno, to tak samo będziemy z Nim złączeni w jedno przez podobne zmartwychwstanie. To wiedzcie, że dla zniszczenia grzesznego ciała dawny nasz człowiek został razem z Nim ukrzyżowany po to, byśmy już więcej nie byli w niewoli grzechu. Kto bowiem umarł, stał się wolny od grzechu. Otóż, jeżeli umarliśmy razem z Chrystusem, wierzymy, że z Nim również żyć będziemy, wiedząc, że Chrystus powstawszy z martwych już więcej nie umiera, śmierć nad Nim nie ma już władzy. Bo to, że umarł, umarł dla grzechu tylko raz, a że żyje, żyje dla Boga. Tak i wy rozumiejcie, że umarliście dla grzechu, żyjecie zaś dla Boga w Chrystusie Jezusie".
8/ Por. J l, 1-4:
„Na początku było Słowo,
a Słowo było u Boga,
i Bogiem było Słowo.
Ono było na początku u Boga.
Wszystko przez Nie się stało,
a bez Niego nic się nie stało,
co się stało.
W Nim było życie,
a życie było światłością ludzi".
9/ Jezus spędzał na modlitwie całe noce. Por. Łk 6, 12: „W tym czasie Jezus wyszedł na górę, aby się modlić, i całą noc spędził na modlitwie do Boga".
10/ Por. Rz 8, 19-23: „Bo stworzenie z upragnieniem oczekuje objawienia się synów Bożych. Stworzenie bowiem zostało poddane marności - nie z własnej chęci, ale ze względu na Tego, który je poddał - w nadziei, że również i ono zostanie wyzwolone z niewoli zepsucia, by uczestniczyć w wolności i chwale dzieci Bożych. Wiemy przecież, że cale stworzenie aż dotąd jęczy i wzdycha w bólach rodzenia. Lecz nie tylko ono, ale i my sami, którzy już posiadamy pierwsze dary Ducha, i my również całą istotą swoją wzdychamy oczekując przybrania za synów - odku¬pienia naszego ciała".
11/ Por. Ef l, 3-10:
„Niech będzie błogosławiony Bóg i Ojciec Pana naszego Jezusa Chrystusa, który napełnił nas wszelkim błogosławieństwem duchowym na wyżynach niebieskich - w Chrystusie. W Nim bowiem wybrał nas przed założeniem świata, abyśmy byli święci i nieskalani przed Jego obliczem. Z miłości przeznaczył nas dla siebie jako przybranych synów przez Jezusa Chrystusa, według postanowienia swej woli, ku chwale majestatu swej laski, którą obdarzył nas w Umiłowanym. W Nim mamy odkupienie przez Jego krew - odpuszczenie występków, według bogactwa Jego łaski. Szczodrze ją na nas wylał w postaci wszelkiej mądrości i zrozumienia, przez to, że nam oznajmił tajemnice swej woli według swego postanowienia, które przedtem w Nim powziął dla dokonania pełni czasów, aby wszystko na nowo zjednoczyć w Chrystusie jako Głowie: to, co w niebiosach, i to, co na ziemi".
12/ Por. Paweł VI, Adhortacja apostolska Evangelii nuntiandi, nr 70:
„Ludzie świeccy, którzy ze względu na swój stan żyją w świecie i spełniają różne funkcje doczesne, winni wobec tego wykonywać swoisty rodzaj ewangelizacji.
Ich pierwszorzędnym i bezpośrednim zadaniem nie jest zakładanie czy rozwój wspólnot kościelnych - bo to rola właściwa Pasterzom - ale pełne uaktywnienie wszystkich chrześcijańskich i ewangelicznych sił i mocy, ukrytych, ale już obecnych i czynnych w tym świecie. Polem właściwym dla ich ewangelizacyjnej aktywności jest szeroka i bardzo złożona dziedzina polityki, życia społecznego, gospodarki; dalej, dziedzina kultury, nauki i sztuki, stosunków międzynarodowych, środków przekazu społecznego; do tego dochodzą niektóre dziedziny szczególnie otwarte na ewangelizację, jak miłość, rodzina, wychowanie dzieci i młodzieży, praca zawodowa, cierpienia ludzkie. Im więcej będzie ludzi świeckich owianych duchem ewangelicznym, odpowiedzialnych za te sprawy oraz wyraźnie im oddanych, i im kompetentniej zdołają je wspierać oraz świadomi będą obowiązku zaangażowania wszystkich swoich sił chrześcijańskich - które często zostają ukryte - tym więcej wszystkie te sprawy będą służyć budowaniu Królestwa Bożego i przynoszeniu zbawienia w Jezusie Chrystusie".
13/ Por. Mt 29, 19-20: „Idźcie więc i nauczajcie wszystkie narody, udzielając im chrztu w imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego. Uczcie je zachowywać wszystko, co wam przykazałem".