Historia miłości - Giuseppe Lazzati

...historia miłości Chrystusa to historia niejasnej odpowiedzi człowieka na miłość Boga, który powołał człowieka do życia i przeznaczając go do domu i do służby miłości. Ale rozważmy ową historię miłości, patrząc na to, co - pomimo mizernej odpowiedzi ze strony człowieka - Bóg dla niego uczynił. Najlepiej będzie w tym celu spróbować rozwinąć myśl zawartą w IV Modlitwie Eucharystycznej, będącej przepiękną syntezą historii owej miłości. Kilka dni temu przypominaliśmy pierwszą część tej modlitwy. Teraz do niej wrócimy, zaczynając od miejsca, gdzie skończyliśmy naszą refleksję. 

A gdy człowiek przez nieposłuszeństwo utracił Twoją przyjaźń, nie pozostawiłeś go pod władzą śmierci. W miłosierdziu swoim pospieszyłeś z pomocą wszystkim ludziom, aby Ciebie szukali i znaleźli. Wielokrotnie zawierałeś przymierze z ludźmi i pouczałeś ich przez Proroków, aby oczekiwali zbawienia. Ojcze święty, tak umiłowałeś świat, że gdy nadeszła pełnia czasów, zesłałeś nam swojego Jednorodzonego Syna, aby nas zbawił. On to za sprawą Ducha Świętego stał się człowiekiem, narodził się z Maryi Dziewicy i był do nas podobny we wszystkim oprócz grzechu. Ubogim głosił dobrą nowinę o zbawieniu, jeńcom wyzwolenie, a smutnym radość. Aby wypełnić Twoje postanowienie, wydał się na śmierć krzyżową, a zmartwychwstając zwyciężył śmierć i odnowił życie.

Tekst nawiązuje do rozdziału 3 Ewangelii św. Jana, gdzie opisana jest rozmowa z Nikodemem. Werset 16 brzmi: Tak bowiem Bóg umiłował świat, że Syna swego Jednorodzonego dał, aby każdy kto w Niego wierzy, nie zginął, ale miał życie wieczne. Te słowa w prawie identycznej formie znajdujemy również w 1 Liście św. Jana (rozdział 4 werset 9): W tym objawiła się miłość Boga ku nam, że zesłał Syna swego Jednorodzonego na świat, abyśmy życie mieli dzięki Niemu.

Przez cały dzisiejszy dzień, poświęcony refleksji, wasze oczy powinny wpatrywać się w Jezusa Chrystusa. Bez względu na to, jaka jest odpowiedź człowieka na miłość, z którą stworzył go Bóg, przecież Bóg nie opuścił człowieka. Rzekłbym, że niejako przewyższył samego siebie, jeśli można to tak ująć i - aby okazać człowiekowi, jaką go darzy miłością - zesłał na świat swego Jednorodzonego Syna. Spróbujmy zastanowić się przez chwilę nad głębokim znaczeniem i niejako subtelnością tej miłości, która przejawia się w zesłaniu Syna Jednorodzonego dla zbawienia człowieka. Po to więc, aby człowiek mógł udzielić odpowiedzi na miłość Boga, który powołał człowieka do życia w miłości, do tego, aby uczynił ze swojego życia pełną miłości odpowiedź na miłość, która dała mu życie. 

Jak powiedziałem: postarajmy się dostrzec subtelne znaczenie tej miłości. Powiedzieliśmy, że stworzenie to chwila, kiedy Bóg ma na myśli nas i nas pragnie, to znaczy czas, kiedy Bóg okazuje nam swoją miłość.
Bóg myśli o nas Słowem, a Słowo jest pełnym wyrazem Jego myśli. Ojciec wyraża w myśli pełnię swojej istoty, która jest odzwierciedleniem bycia Ojcem i Jego doskonałym obrazem, a zarazem jest tym, którego nazywamy Synem, ponieważ - zrodzony przez Ojca - Syn współistnieje z Ojcem na równi ze Słowem. I my również, będąc myślą Ojca, zostaliśmy pomyślani przez Słowo. A więc, jak dowodzi tekst Janowy, wszystko dokonało się w Słowie i nic nie zostało stworzone poza Słowem.
Zaczynamy więc istnieć najpierw w myśli Boga, w Słowie, na obraz i podobieństwo Boga. Skoro zaś Jego obrazem jest Słowo, zaczynamy istnieć na obraz Słowa. Aby ukazać człowiekowi drogę, po której dążąc może on udzielić odpowiedzi na miłość, jaka powołała go do życia, a także wyrazić potrzebę miłości zawartą w obrazie Ojca, na podobieństwo którego został pomyślany, Bóg zsyła człowiekowi swojego Syna, który stał się człowiekiem. Niewidzialny obraz Ojca staje się więc widzialny w ciele człowieka, które przyjmuje boska natura Boga, współistniejąca w Osobie i w Słowie.
Filipie [...] Kto Mnie zobaczył, zobaczył także i Ojca. I tutaj widzimy subtelne znaczenie miłości Boga, która sprawia, że człowiek żyje na obraz Boga, na obraz i podobieństwo Ojca, który dokonał jego stworzenia: Uczyńmy człowieka na Nasz obraz i podobnego Nam. Zamiast ukrywać w niewidzialnym królestwie obraz, według którego człowiek został stworzony, Ojciec uwidocznia ten obraz na ziemi - Kto Mnie zobaczył, zobaczył także i Ojca - czyniąc widzialnym ucieleśnienie Słowa, stającego się człowiekiem. Tak więc człowiek nie może już powiedzieć, iż nie wie, co to znaczy być stworzonym na obraz Boga. Ma bowiem ów obraz przed oczami. Wystarczy, że podniesie oczy na Chrystusa, a wtedy ujrzy obraz, na którego podobieństwo został stworzony.
Weźmy teksty św. Pawła. Często czytamy je, czytają je ci z nas (a widzę, że jest ich tu wielu, Bogu niech będą dzięki) którzy regularnie odmawiają Brewiarz. Wiele modlitw brewiarzowych nawiązuje do listów św. Pawła z więzienia, Listu do Efezjan, do Kolosan, czy do Filipian. Zacznijmy od Listu do Kolosan. Ten tekst czyta się łatwo, ale warto się przy nim zatrzymać. Nigdy dość pogłębiania znaczenia, jeśli powolni jesteśmy Duchowi Świętemu. Zdobywamy wówczas, jak mi się wydaje, wiedzę o charakterze nie tylko intelektualnym, ale wiedzę w znaczeniu biblijnego „poznania”. Inteligencja i wola poznania znajdują swoje ukojenie w miłosnym doświadczeniu przedmiotu poznania. 

On jest obrazem Boga niewidzialnego - 
Pierworodnym wobec każdego stworzenia, 
bo w Nim zostało wszystko stworzone: 
i to, co w niebiosach, i to, co na ziemi, 
byty widzialne i niewidzialne, 
czy Trony, czy Panowania, czy Zwierzchności, czy Władze.

Całe niezmierzone królestwo anielskie, które także zostało stworzone na obraz Boga, zostało stworzone za Jego sprawą i dla Niego. On jest pierwszą spośród wszystkich rzeczy i wszystkie biorą z Niego życie, ponieważ zostały w Nim pomyślane, aby zostać do życia powołane. Tak więc wszystko to, co istnieje, istnieje ponieważ zostało pomyślane przez Boga i wszystko istnieje w Nim. A teraz połączmy te słowa z fragmentem Listu do Kolosan, będącym kontynuacją tej myśli i z fragmentem Listu do Filipian, rozdział 2 werset 6:

w Nim zostało wszystko stworzone

i połączmy dalej następny fragment:

On, istniejąc w postaci Bożej, 
nie skorzystał ze sposobności, 
aby na równi być z Bogiem, 
lecz ogołocił samego siebie, 
przyjąwszy postać sługi, 
stawszy się podobnym do ludzi. 
A w zewnętrznym przejawie, uznany za człowieka, 
uniżył samego siebie, 
stawszy się posłusznym aż do śmierci - 
i to śmierci krzyżowej 

Tak właśnie św. Paweł opisuje ową tajemniczą rzeczywistość nie do opisania, ową niewypowiedzianą miłość, z jaką Ojciec umiłował człowieka, pomimo braku odpowiedzi na Jego miłość ze strony człowieka. Odnosi się to nie tylko do Jego przyjaciół, ale tym bardziej jeszcze do całej ludzkości, która stała się Jego wrogiem, odrzucając Boży plan miłości, aby realizować własny plan dumnego wobec Niego sprzeciwu. I wówczas widzimy wyraźnie, że owo bycie człowiekiem Słowa jest aktem miłości, która nie mogłaby być większa i bardziej znacząca. Nie jesteśmy w stanie pojąć, kim jest Bóg i tego, jak wielka jest przepaść, która dzieli od Niego człowieka, która dzieli Stwórcę i stworzenie. Abyśmy mogli zmierzyć tę przepaść, musielibyśmy mieć autentyczne poczucie bezmiaru pustki i próżni unicestwienia. 

Ogołocił samego siebie - mówi św. Paweł o słynnej kenozis, ogołoceniu, próżni - po to, aby nie tracąc własnej boskości stać się człowiekiem, przyjąć postać sługi, stawszy się podobnym do ludzi w ich zewnętrznym wyglądzie, we wszystkim poza grzechem. Nie ma co szukać wśród ludzi podobnej miłości. Kiedy mówimy o różnych świętych, a więc o tych, którzy należą do najwyższej w naszym rozumieniu kategorii, o królach, królowych, o Ludwiku, Elżbiecie, Szczepanie, mówimy ze słusznym podziwem o pokorze, z jaką pochylali się nad losem ubogich i pomagali im, pozostając jednak nieskończenie dalecy w stosunku do gestu miłości Boga, który stał się człowiekiem. A dlaczego stał się człowiekiem? Dlaczego? Aby widać było w świecie, jakiej odpowiedzi Bóg na swoją miłość oczekuje od człowieka. Jezus jest więc jedynym człowiekiem, który potrafi miłować tak, jak jest miłowany. Między miłością, z jaką Bóg umiłował Słowo, z jaką umiłował Słowo Ojciec, a miłością, z jaką człowiek Bóg Jezus Chrystus miłuje Ojca, nie ma żadnej różnicy. I dlatego właśnie przykład Chrystusa pozostaje niedościgniony. Śmiem powiedzieć, że żaden święty, nawet Matka Boża, nie może miłować Boga tak, jak Chrystus umiłował Ojca. Umiłował Go bowiem jako Bóg-człowiek, jako człowiek współjedyny z Boską Osobą Słowa. Wszystkie siły, cała inteligencja, wola, wrażliwość Jezusa uczestniczyły w tym akcie miłości, zwróconym z Boską mocą Słowa ku Boskiej Osobie Słowa.

Tylko Jezus jest więc odpowiedzią na miłość Bożą. Można powiedzieć, w pewnym sensie, że nawet gdyby żaden człowiek nie odpowiedział na miłość Bożą, odpowiedź ta została już udzielona w całej pełni przez Jezusa Chrystusa. I właśnie ta odpowiedź czyni z Jezusa tego, kto w najdoskonalszy sposób jest umiłowanym Synem Ojca w pełnym znaczeniu tego słowa i kto spełnia do końca wymaganie miłości Ojca. Ojciec patrzy na Syna w oczekiwaniu, że Syn odpowie na Jego miłość. A więc, kiedy otwiera się niebo nad Chrystusem i słychać głos Ojca: To jest mój Syn umiłowany, w którym mam upodobanie Ojciec mówi to, co jest wskazuje na Jego pełną satysfakcję wobec odpowiedzi miłości danej mu przez Syna. Syn, który jest jedyny, jest też jedynym w całej historii miłości człowiekiem, który potrafi kochać tak, jak sam jest kochany. I naprawdę chciałbym, abyśmy dzisiaj postarali się razem radować tym, że Syn żyje w łonie Ojca, do którego powrócił w swoim ciele człowieka, a równocześnie żyje wśród nas w tajemnicy eucharystycznej, która uobecnia Go także między nami. Żyje więc również w nas, w tajemnicy Chrystusa, z Chrystusem i przez Chrystusa. W nas żyje więc Ten, który jako jedyny potrafi miłować tak, jak jest miłowany. I jeśli wczoraj z bólem przyjęliśmy myśl, że i my nie udzieliliśmy odpowiedzi na miłość, że świat odrzuca miłość Ojca, chciałbym, abyśmy dzisiaj radowali się myślą, że jest ktoś, kto na miłość Ojca udzielił pełnej odpowiedzi. On jest wciąż żywy i wciąż odpowiada Ojcu, a także - pozwólcie, że to powiem - odpowiada na miłość Ojca za nas wszystkich, z pewnością pragnąc, aby każdy z nas uczestniczył w Nim w dawaniu tej odpowiedzi. Tak więc odpowiedź została już udzielona w pełni. W historii miłości mamy do czynienia z brakiem odpowiedzi człowieka na miłość Boga, ale też z pełną odpowiedzią człowieka na miłość Bożą w Jezusie Chrystusie. W Jezusie człowiek odpowiada na miłość Boga Ojca i odpowiada w taki sposób, że nie ma różnicy między miłością, z jaką jest miłowany a miłością, jaką miłuje. A na czym polega owa odpowiedź miłości? Jezus mówił nam to wiele razy: polega na tożsamości woli. Tego, czego pragnie Ojciec, pragnie i Jezus, Syn Maryi, Słowo, które stało się Ciałem. To właśnie znaczy miłować. Miłość nie polega na słowach, powiedzieliśmy to pierwszego dnia, cytując św. Jana. Nie miłujmy słowem i językiem, które nie przydadzą się na nic, ale czynem i prawdą. A miłować czynem to znaczy utożsamiać własną wolę z wolą Ojca.

Potraficie i wy, tak samo jak ja, a nawet lepiej jeszcze, naśladować ową ewangeliczną zdolność Jezusa do udzielania odpowiedzi zgodnie z wolą Ojca. Jezus, już jako dwunastoletni chłopiec, opuszcza matkę i ojca (bo chociaż Józef jest ojcem przybranym to jednak Jezus darzy go synowską miłością) aby pozostać w świątyni i spełnić wolę Ojca. Czy nie wiedzieliście, że powinienem być w tym, co należy do mego Ojca? Przeczytajcie raz jeszcze ten fragment i postarajcie się go zrozumieć tak, jak rozumial te słowa dwunastoletni Jezus. Spójrzcie tylko na Niego, kiedy Ktoś rzekł do Niego: Oto Twoja matka i Twoi bracia stoją na dworze i chcą mówić z Tobą, On odpowiedział: Bo kto pełni wolę Ojca mojego, który jest w niebie, ten Mi jest bratem, siostrą i matką. Doprawdy zdumiewające!

Kiedy Jezus rozmawia przy studni z Samarytanką, przychodzą do niego zmęczeni uczniowie. Poszli szukać czegoś do zjedzenia i teraz, ponieważ sami są głodni, myślą, że również Chrystus pragnie pożywienia. Przynieśli więc jedzenie i dla Niego. Tymczasem On patrzy na nich zdumiony i mówi: Moim pokarmem jest wypełnić wolę Tego, który Mnie posłał i wykonać Jego dzieło ... także w Ogrodzie Oliwnym... Jezus jasno widzi przed sobą dni i godziny, które go czekają, jedna po drugiej, aż do chwili, kiedy - pochylając głowę - odda ostatnie tchnienie. Nic nie jest dla Niego tajemnicą, więc jako człowiek drży w obliczu próby, której Bóg od Niego wymaga, w obliczu męczeństwa. Krew, pot, lecz przede wszystkim miłość: Ojcze, dla Ciebie wszystko jest możliwe, zabierz ten kielich ode Mnie! Lecz nie to, co Ja chcę, ale to, co Ty niech się stanie! To właśnie znaczy miłować. Miłość to tożsamość woli. A więc to miłość skłania Jezusa do tego, by dał jej najwyższe świadectwo, jakim jest męczeństwo. 

To wszystko mówimy w przypadające dzisiaj wspomnienie męczennika Wawrzyńca. Męczeństwo krzyża to ukrzyżowanie Jezusa nie tyle przez ludzi, co byli tylko narzędziem, ale z woli Ojca przyjętej dobrowolnie przez Syna. Jezus złożył z siebie ofiarę, ponieważ taka była wola Ojca. Jednak także On sam jej pragnął, zgadzając się z wolą Ojca. To właśnie znaczy miłować. W imię miłości Jezus stał się Zbawicielem, Odnowicielem i Stwórcą nowej rzeczywistości. Bo był to nowy akt stworzenia. Jako ludzie możemy powiedzieć, że pierwsze dzieło stworzenia zakończyło się fiaskiem - to oczywiście niestosowne określenie, ale chodzi o to, byśmy się zrozumieli. Drugie dzieło stworzenia jednak nie stało się przegraną. Wypełnił się bowiem Plan Boży i człowiek odpowiedział Bogu pełnią miłości największej, w której znajduje swe źródło każdy akt naszej miłości. Dlatego właśnie Jezus jest Zbawicielem. Jest tym, który okupił człowieka niezdolnego do pełnej miłości, tym który odnowił go, który przywrócił mu jego prawdziwą fizjonomię i prawdziwą wartość. Jesteś człowiekiem, o ile potrafisz odpowiedzieć na miłość, z jaką zostałeś stworzony. Odpowiedź Jezusa jest odpowiedzią pełną, totalną. Dlatego to nowy akt stworzenia. I na tym polega głębokie znaczenie Paschy. Kiedy Kościół rozbrzmiewa paschalnym Exultet, orędziem paschalnym, wyraża radość, ponieważ właśnie przez akt miłości, jakim jest śmierć Chrystusa na krzyżu - naprawiająca wszelkie ułomności ludzkie - wraz z nowym życiem Chrystusa rozpoczyna się nowa epoka, nowe życie człowieka. I nie są to tylko słowa, czy pusta retoryka. To ontologiczna prawda. W owej chwili udzielona zostaje odpowiedź na to, co było planem stworzenia. Owo stworzenie zaś na nowo rozpoczyna swą drogę. W gruncie rzeczy wszystko to, co stało się pomiędzy tym pierwszym momentem a chwilą obecną było tylko przygotowaniem. Raz jeszcze odczytajmy słowa modlitwy eucharystycznej: Wielokrotnie zawierałeś przymierze z ludźmi i pouczałeś ich przez Proroków, aby oczekiwali zbawienia.

Czytając Pismo Święte widzimy, jak Bóg troszczy się o człowieka i wciąż na nowo proponuje nam przymierze, które my - wciąż na nowo - odrzucamy. W poprzednich dniach czytaliśmy w Księdze Ozeasza o małżeństwie. Przymierze z Bogiem, w gruncie rzeczy, tym właśnie jest. Przymierze Boga z człowiekiem to tragedia odpowiedzi i oddawania się człowieka miłości innej niż ta, której oczekuje kochający Bóg od wszystkich, których On sam darzy miłością. To historia, ale to także przygotowanie ofiary Boga i odpowiedzi człowieka. To przygotowanie do stworzenia na nowo, w ostatecznej prawdzie, przygotowanie do wydarzenia, jakim jest Jezus Chrystus. I takie jest przesłanie Ewangelii, czyli Jego nauki o tym, czego dokonał. Nauczanie to nabiera wagi nie tylko wobec faktu, że jest prawdziwe, ale i wobec faktu, że w Chrystusie urzeczywistniło się ono i dokonało. Jezus uczy nas, byśmy postępowali tak, jak On postępował.