Listy t. I - Męczennicy Króla - 20 stycznia 1944 r.

Męczennicy Króla

Dęblin-Irena, dzień świętego Sebastiana 20 stycznia 1944

Moi Drodzy,

Przedłużając to doświadczenie, Pan nasz, nie ustaje w dawaniu mi znaków swojej dobroci i szczodrości pozostając w eucharystycznej obecności i wspierając tym naszą samotność. Nie pogardził też kondycją więźnia i dzieli ją wraz z nami, oświecając nasz umysł, abym mógł lepiej pojąć i rozsmakować się w zasadniczych aspektach przesłania ewangelicznego, a zatem i naszego powołania.

W tym okresie po Bożym Narodzeniu, liturgia podsuwa nam do medytacji wspaniałe postaci męczenników, a Duch Święty, posługując się Pismem Świętym, pozwolił mi zrozumieć wartość wiary, która rodzi cierpliwość — wielką cnotę — towarzyszącą nam nie tylko w szczególnych próbach zsyłanych przez Boga, ale w zwykłej codzienności, w której doświadczamy prawdy słów: Militia est vita hominis super terram. Jeśli chcemy być, nie tylko z nazwy, „Milites Christi" musimy, na wzór męczenników, którzy oddali całych siebie na służbę Królowi, umocnić się w tych cnotach ze sobą powiązanych: w wierze i w cierpliwości, aby móc osiągnąć palmę zwycięstwa.

1. Przyglądając się postaciom męczenników, czy to św. Szczepanowi, czy Sebastianowi, czy św. Agnieszce, której święto będziemy jutro obchodzić, zadaję sobie pytanie: Co popchnęło ich do takiego świadectwa wiary? I odpowiadam sobie: męstwo cierpliwości, które dało im moc znoszenia mąk i opierania się okrutnym atakom wroga, który chciał ich oderwać od Króla.
Wydaje mi się, że dobrą syntezę tego zjawiska daje św. Paweł w liście do Hebrajczyków /li, 33-3S/ „którzy przez wiarę pokonali królestwa, dokonali czynów sprawiedliwych, otrzymali obietnicę, zamknęli paszcze lwom, przygasili żar ognia, uniknęli ostrza miecza...) Inni zaś doznali zelżywości i biczowania, a nadto kajdan i wiezienia. Kamienowano ich, przerzynano piłą, kuszono, przebijano mieczem; tułali się w skórach owczych, kozich, w nędzy, w utrapieniu, w ucisku(...)".

Gdzie jest źródło tak wspaniałej cierpliwości?

Rozważcie wraz ze mną sytuację męczennika tuż przed próbą: na jednej szali życie pociągające swą atrakcyjnością i wystarczy, że się podda, a będzie trwać dalej; na drugiej szali utrata życia doczesnego i wraz z nim wszystkiego, co się z tym wiąże, a zyskanie życia wiecznego, którego pewność gwarantują słowa Chrystusa.
Na bazie tych słów męczennik rezygnuje z życia w czasie, poddawany jest najokrutniejszym mękom, aby okazać Chrystusowi swoją wierność i otrzymać życie wieczne. Jego cierpliwość /przez to słowo rozumiem zdolność do znoszenia przeciwności małych czy wielkich/ rodzi się z wiary, jak to zauważa św. Paweł w liście do Hebrajczyków /10, 32-39/

„Przypomnijcie sobie dawniejsze dni, kiedyście to po oświeceniu wytrzymali wielką nawałę cierpień, już to będąc wystawieni publicznie na szyderstwa i prześladowania, już to stawszy się uczestnikami tych, którzy takie udręki znosili. Albowiem współcierpicie z uwięzionymi, z radością przyjęliście rabunek waszego mienia, wiedząc, że sami posiadacie majętność lepszą i trwającą. Nie pozbywajcie się więc nadziei waszej, która ma wielką zapłatę. Potrzebujecie bowiem wytrwałości, abyście spełniając wole Bożą, dostąpili obietnicy.

Jeszcze bowiem za krótką, za bardzo krótką chwile przyjdzie Ten, który ma nadejść, i nie spóźni się. A mój sprawiedliwy z wiary żyć będzie, jeśli się cofnie, nie upodoba sobie dusza moja w nim. My zaś nie należymy do odstępców, którzy idą na zatracenie, ale do wiernych, którzy zbawiają swą duszę". To, co mówię o męczennikach i w nich jaśnieje szczególnym światłem, powinno w zasadzie dotyczyć wszystkich chrześcijan.
A nas powinno to dotyczyć w szczególny sposób, gdyż jesteśmy wezwani do dziewictwa, które zawsze, choć szczególnie w naszym rypie powołania, może być i jest prawdziwym męczeństwem.
Życie po chrześcijańsku wymaga wytrwałości, tym bardziej życie naszym powołaniem. I nawet jeśli nie wymaga się od nas najwyższej próby wierności, to przecież istnieje uciążliwie powtarzająca się próba codzienności, czyli wyborów między naszym interesem, naszą przyjemnością, a podobaniem się. Walka ta, która trwa całe nasze życie wymaga, jak każda walka, cnoty cierpliwości, czyli wytrwania, nie poddawania się pokusom innych miraży czy utraty ducha z powodu przedłużającej się walki; jednym słowem duchowego męstwa.

Zawęźmy nasze rozważania do naszego życia osób konsekrowanych, dla których dziewictwo nie jest tylko fizyczną wstrzemięźliwością od pewnych praw, ale jest ukierunkowaniem całego życia na Boga, chociażby różne zewnętrzne czynniki usiłowały odciągnąć nas od podjętego wyboru.
Nie chciałbym nikomu odbierać entuzjazmu w związku z rozpoczętą walką, ale nie mogę ukrywać, że na miejsce pierwotnej żarliwości, która pozwala z radością i dzięki łasce Boga przezwyciężać trudności, pojawia się monotonia codziennej walki wymagająca nieustannej wierności. Dobrze jest sobie uświadomić, że cierpliwość powinna być cnotą nie tylko w pewnych sytuacjach życiowych, szczególnej próby, ale w każdym dniu, o każdej godzinie i przez wszystkie minuty.
I tak zaczynając od spraw najzwyklejszych, jak zadania, przed którymi stawia nas każdy dzień oraz obowiązki związane z sytuacją każdego z nas. Bądźmy szczerzy — ileż w tym monotonii!

Dzień dzisiejszy jest podobny do wczorajszego, a jutro będzie jak dziś. Z łatwością więc wkrada się pewna rutyna, rozprężenie, które powodują spadek zaangażowania i przejęcia. A jednak osoba konsekrowana wie, że właśnie dlatego, iż jest konsekrowana, każde jej działanie powinno być z myślą o Tym, kogo kocha, w sposób Jego godny, każdego dnia od nowa; starając się nie poddawać mechanizmowi utraty energii i przekształcając każde działanie, nawet najmniej znaczące, w świadectwo miłości.

Co można powiedzieć o modlitwie? Pierwsze dni, miesiące, bądź lata często są niesione na fali pociech duchowych, których Bóg udziela i modlimy się wtedy w radości ducha; potem zaczynamy odczuwać ich ciężar oraz orientować się, że walka odbywa się też tam, gdzie wydawało nam się panuje niepodzielnie radość.
Czyi tak nie jest? Podobnie dzieje się w działalności apostolskiej i zaczynamy, w związku z tym, poszukiwać ciągłych nowości z powodu niemożności udźwignięcia „pondus diei et aestus".

Niemożliwe, żebyście tego nie dostrzegli. A zatem, naprawdę trzeba uzbroić się w cierpliwość, czyli zdolność do znoszenia tego wszystkiego, co jest przeciwne naszym pragnieniom lub upodobaniom, tak w dużych, jak i w małych sprawach. W pewnym sensie w dużych sprawach jest łatwiej niż w małych, gdzie przecież liczy się bardziej wytrwała wierność.
Jakże prawdziwym jest stwierdzenie, że codzienne życie jest walką z ciasnym duchem przyzwyczajenia, ze zniechęceniem, ze światem. W tym przypadku, kiedy mówię świat, mam na myśli nie tyle jego bardziej demonstracyjne przejawy budzące nasz sprzeciw, ile subtelnego ducha, który identyfikuje się niepostrzeżenie z roztropnością tego świata u tych, którzy otaczają nas swym uczuciem, jak na przykład matka, siostry, krewni - niezdolni pojąć „szaleństwa krzyża". Albo ducha wygody oraz działania dla działania, który z naszych kolegów z biura lub z działalności apostolskiej, przenosi się i na nas, abyśmy działali tak jak oni. Czasami może to być otwarta krytyka kogoś, kto nie może czegoś zrozumieć i rzuca nam w twarz oskarżenie o ustępliwość, o słabość, a potem potępia naszą wiarę i sposób postępowania jako te, które gaszą radość.

Możemy, z punktu widzenia naszej sytuacji, powtórzyć słowa dzisiejszej liturgii: „Visi sunt illis mori: ipsi autem sunt in pace". To prawda, jesteśmy w pokoju, nawet jeśli ludziom myślącym kategoriami tego świata wydajemy się nieszczęśliwi, ale nie uwalnia nas to od walki, ażeby kropla krytyki nie rozsadziła skały naszego oporu. Jest to walka świętej wytrwałości, której mottem mogą być słowa: „Resistite fortes in fide".

1. Po uznaniu wielkiej wagi cierpliwości i przy założeniu, że chcemy zwyciężyć w naszych codziennych zmaganiach, musimy poszukać źródła tej cnoty, a jest nim z pewnością wiara. Chodzi o świadomą i czynną wiarę w słowa Chrystusa, w jego boskie obietnice: „I każdy, kto dla mego imienia opuści dom, braci, lub siostry, ojca lub matkę, dzieci lub pole, stokroć tyle otrzyma i życie wieczne odziedziczy"./Mt. 19, 29/
Oczywiście to z wiary pochodzi życie miłością: „Nos credidimus charitati!" I ta wiara, która nas podtrzymywała i stymulowała w pierwszych doświadczeniach, równocześnie trwożnych i wielkodusznych, jest tą samą wiarą, która ma nas ożywiać i uzbroić w cierpliwość do walki:
„Nie pozbywajcie się więc nadziei waszej, która ma wielką zapłatę. Potrzebujecie bowiem wytrwałości, abyście spełniając wolę Bożą, dostąpili obietnicy. Jeszcze bowiem za krótką chwile, za bardzo krótka chwilę przyjdzie Ten, który ma nadejść, i nie spóźni się. A mój sprawiedliwy z wiary żyć będzie". /Hbr. l O, 35-
38/
Przed męczennikiem prowadzonym na męki, poddanym osądowi, otwiera się pokusa ze strony sędziego, świata, życia.
Ale on wpatrzony jest w obietnicę Chrystusa i mocny wiarą przezwycięża pogardę świata, przezwycięża okropności śmierci i zwycięża: Visi sunt illis mori - animae vero eorum sunt in pace!
W warunkach nie tak tragicznych, choć w swej istocie podobnych, odbywa się nasza walka: z nami samymi, ze światem, z pokusami. Trzeba umieć przezwyciężyć pokusę wygody, lekceważenie ludzi nas otaczających, którzy chcieliby nas widzieć podobnymi sobie. Ale, żeby tak się stało, musimy żyć wiarą i zawsze i wszystko odnosić do Chrystusa i wczuć się w prawdę słów św. Pawła: „Non sunt condignae passiones huius temporis ad futuram gloriam promerendam quae revelabitur in nobis!"

Godnym zaufania jest ten, co złożył obietnicę! Wiarę w jego obietnice, w jego boskie słowo, musimy okazać każdym naszym działaniem, każdą chwilą życia. W każdej sytuacji powinniśmy umieć dokonać wyboru między nami a Chrystusem. Męczeństwo oznacza zdolność wyrzeczenia się własnego „ja", aby zawsze wybierać Chrystusa, aby każda chwila była naznaczona boską pieczęcią.

U źródeł tego wyboru mieści się pewna wizja wiary: Justus meus ex fide vivit!
Problem polega na tym, jak podsycać taką wiarę, jak nią się napełnić, aby żyć tak jak męczennicy i święci, którzy dzięki niej takimi się stali?
Nie chcę tutaj pisać traktatu na temat wiary, więc posłużę się słowami św. Pawła, w których zawarty jest klucz do rozwiązania tajemnicy: „I my zatem mając dookoła siebie takie mnóstwo świadków, odłożywszy wszelki ciężar, a przede wszystkim grzech, który nas łatwo zwodzi, winniśmy wytrwale biec w wyznaczonych nam zawodach. Patrzmy na Jezusa, który nam w wierze przewodzi i ją wydoskonala. On to zamiast radości, którą mu obiecywano, przecierpiał krzyż, nie bacząc na jego hańbę, i zasiadł po prawicy tronu Boga". /Hbr. 12, 1-21/
Wzrok stale skierowany na Jezusa - oto cały sekret! A wytrwamy w tym, jeśli nasza codzienna medytacja będzie zakorzeniona w Nim, który jest sprawcą i udoskonaleniem wiary w jednej osobie. Każdego dnia odnawiają się w nas Jego obietnice, a do ich osiągnięcia stymuluje nas przykład Jezusa, który, z miłości do nas, zawisł na krzyżu i dzięki śmierci przywrócił nas do życia.

Nie szukajcie osobliwych tematów do medytacji, gdyż wystarczy zasadniczy temat, jakim jest Jezus ukrzyżowany. U stóp krzyża zobaczycie jego Matkę, świętych, świadków zwycięstwa wiary w wytrwałości. Wszyscy oni wpatrują się w Niego, ukrzyżowanego i zwycięskiego, i za Szczepanem powtarzają: „Video coelos apertos et Filium hominis stantem a dexteris Dei” .
Takiej postawy powinna nas nauczyć codzienna medytacja, ażeby wytrwałość w wierze pozwoliła nam przezwyciężyć próbę, a nasza wierność Królowi, nawet w najmniejszej rzeczy, niech świeci mocnym blaskiem.
Odwagi: „magna promisimus, maiora promissa sunt nobis!"
A jeśli, w naszej małości, ogarnie nas trwoga, to w modlitwie wołajmy o moc Boga, który ma upodobanie w wyborze słabych, aby zawstydzić mocnych.
„In patientia vestra possidebitis animas vestras" /Łk. 21, 19/.
In osculo suncto Domini.