Listy t. I - Nauczanie, postanowienia i potrzeby - 15.06.1945 r.

Nauczanie, postanowienia i potrzeby

Haldern, 15 czerwca 1945 - D.P. Obóz 414A

Moi Drodzy,

Od kilku miesięcy warunki życia uniemożliwiły mi pisanie do was. Nie zapomniałem o was, nosiłem i noszę was zawsze w sercu. W chwilach ciężkich doświadczeń, kiedy ciało ledwo to wytrzymywało, a duch cierpiał z braku podpory duchowej, podtrzymywała mnie na duchu myśl o was w Bogu. Ofiara mego cierpienia nadawała wartości wezwaniu: „adveniat Regnum Tuum", którym, każdego dnia, w modlitwie i w pracy wyrażamy gorące pragnienia i nadzieję, radości i utrapienia naszego życia.
Obecnie, już po wielkich wstrząsach, i w warunkach względnego spokoju z niepokojem oczekuję powrotu między was, ujrzenia was i powrotu wraz z wami na naszą drogę życia.
Nie chcę się pozbawiać przyjemności pisania do was, gdyż jest to pożyteczne również dla mnie, podzielić się z wami owocami nauczania, które w tym okresie udzieliła mi Opatrzność dla mojego i waszego dobra poprzez więzienne doświadczenia. Nie powiem wam rzeczy nowych, lecz ufam, że Duch Święty będzie towarzyszył moim słowom, pisanym dla wzajemnego umocnienia, z potrzeby miłości.

l marca zostałem przeniesiony z obozu w Bremie do obozu w Osnabruk i zostałem przekazany pewnemu rolnikowi, prawie jak niewolnik, aby zastąpić brakujące ręce do pracy w polu. Nie mogę nie potępiać krzywdzącego działania, które wystawia na szwank należne oficerom prawa, z drugiej strony muszę przyznać, że jest w tym pewien zamysł Opatrzności, która pozwoliła mi poznać poniżające warunki niewolniczego życia. Mogłem w ten sposób lepiej zrozumieć misterium upokorzenia Chrystusa, który, będąc Bogiem, przyjął postać sługi, aby wyrwać nas z niewoli grzechu. W tym stanie zrozumiałem, ile muszę jeszcze w sobie przezwyciężyć z natury ludzkiej, gdyż łatwo jest uznać za zbyt poniżające dla siebie to, co właśnie Chrystus wybrał jako przykład dla nas.
Nasze warunki życiowe mogą, w pewnym sensie, uchronić nas od zajęć, które uważamy za poniżające; nie powinniśmy jednak uważać tych zajęć za niegodne nas, tak jakby sytuacja, w której się znajdujemy mogła dodać jakieś zasługi do naszej ludzkiej natury. Jedynie głęboka i szczera pokora jest fundamentem naszego uświęcenia, i osiągniemy je poprzez praktykowanie cnót, dlatego poszukiwanie upokorzeń może pomóc nam w stopniowym odrywaniu się od naszej pychy. Powinniśmy być tak pokorni, aby być gotowymi na wszystko, zwłaszcza jeśli chodzi o chwałę Bożą i nic nie możemy uważać za zbyt niskie czy nas niegodne. Dotyczy to zwłaszcza tych, którzy zajmują ważną pozycję w społeczeństwie i sądzę, że nasza rodzina przygotuje jakiś plan, który umożliwiłby praktyczne ćwiczenie się w pokorze. Będąc wiernym tej swoiście chrześcijańskiej cnocie, możemy stać się wyrazistym objawieniem obecności Chrystusa w nas.

Jeszcze jedna cenna nauka, zrodzona w ciężkich warunkach i dla człowieka zmysłowego nie do pojęcia, została mi udzielona; chodzi o wartość tego, co robisz, cokolwiek by to nie było, jeśli należy do twoich obowiązków i jest wolą Boga względem ciebie.
W tym znaczeniu nasze zaangażowanie jest po ludzku trudne, dla wielu niezrozumiałe i wystawia nas na uszczypliwe uwagi innych. Powtórzę za św. Pawłem: „Dołóż starania, byś sam stanął przed Bogiem jako godny uznania pracownik, który nie przynosi wstydu"/2Tm 2,15/.
Nie możemy wątpić w słowa Chrystusa, który ogłasza błogosławionymi tych, którzy cierpią prześladowania dla sprawiedliwości. Myśląc po ludzku mógłbym, a wręcz powinienem pracować jak najmniej, wykorzystując okazje nieobecności właściciela odbić sobie za lata uwięzienia. Nawet myśląc po ludzku, rozumowanie nie jest właściwe, gdyż w przypadku więźniów wojennych, sprawiedliwa zemsta nie może być wykonywana przez pojedyncze osoby na pojedynczych osobach, lecz przez tego, kto piastuje władzę nad społecznością.

Dla mnie, chrześcijanina, wykorzystanie tej sytuacji byłoby przekroczeniem nauki mojego Mistrza. Po tym, co miałem do wykonania w ramach wypełniania mojego oficerskiego i żołnierskiego obowiązku /i do tego można zaliczyć sabotaż nie w stosunku do pojedynczego człowieka, ale do wrogiego narodu/, ponieważ z woli Boga znalazłem się w tej sytuacji, powinienem służyć Bogu, a nie człowiekowi, i każdy mój czyn wymagał zaangażowania wymaganego w służbie Bożej. Miałem wypełniać pouczenia, które św. Paweł dawał niewolnikom: „Niewolnicy, ze czcią i bojaźnią w prostocie serca bądźcie posłuszni waszym doczesnym panom, jak Chrystusowi, nie służąc tylko dla oka, by ludziom się podobać, lecz jako niewolnicy Chrystusa, którzy z duszy pełnią wolę Bożą. Z ochotą służcie, jak gdybyście służyli Panu, a nie ludziom, świadomi tego, że każdy — jeśli uczyni co dobrego, otrzyma to z powrotem od Pana — czy to niewolnik, czy wolny" /Ef 6,5-8/.

Wybaczcie, że mówię o sobie, ale czyszczenie stajni, rozkładanie nawozu na polu, przekopywanie ziemi, w pozycji pochylonej, oddzielanie ziemniaków zgniłych od dobrych, nie jest to miła rzecz, dla kogoś, kto nigdy nie był do tego przyzwyczajony; a pokusa wykonywania prac jak najmniejszym kosztem, jest po ludzku zrozumiała. Wykonywałem te prace dla Boga, a zatem angażowałem się w nie, jak najlepiej umiałem, i tylko taka motywacja mogła mnie skłonić do takiej pracy. To, co wam o sobie powiedziałem, dla każdego z was powtarza się w waszych codziennych obowiązkach i taka służba, pozornie wykonywana dla ludzi, jest w istocie pracą wykonywana dla Boga. Świat myśli inaczej, lecz my wiemy, że mamy się Bogu podobać, a nie ludziom. Od Boga otrzymamy nagrodę za uczynione dobro, za poniesione ofiary. Takie rozumowanie jest istotne ze względu na owocność naszej obecności w świecie, ponieważ w ten sposób wypełnimy najważniejszy aspekt naszej misji apostolskiej.

Sytuacja, w której się znalazłem, była podwójnie ciężka ze względu na to, że zostałem umieszczony w miasteczku protestanckim /wyobraźcie sobie, czego zostałem pozbawiony/. Lecz także ta próba była z woli Opatrzności, która chciała udzielić mi cennej nauki. Często mylimy srodki z celem, praktyki pobożne z doskonałością, gdyż zdarza się, że w naszych działaniach szukamy emocjonalnej satysfakcji. Jest bowiem napisane: „Nie każdy, który Mi mówi: „Panie, Panie", wejdzie do królestwa niebieskiego, lecz ten, kto spełnia wolę mego Ojca, który jest w niebie" /Mt 7,2l/. Wiemy, że pobożne praktyki /w szczególności Eucharystia/ jest wspaniałym środkiem realizacji woli Bożej. I cel ten pozostaje zawsze ten sam, choć odebrane nam zostały środki. Na przyszłość powinniśmy uświadomić sobie, że istnieje możliwość ciągłej modlitwy. Wypełnianie swych obowiązków ma przed Bogiem wartość ofiary, i ma być wykonywane z pietyzmem księdza, odprawiającego Mszę oraz w duchu obecnym w modlitwie ofiarowania: „In Spiritu humilitatis et in animo contrito suscipiamur a Te Domine: et sic fiat sacrificum nostrum in conspectu Tuo hodie ut placieat Tibi, Domine Deus". Powinniśmy uważać, aby nie stało się odwrotnie, czyli, że uczestniczymy w skupieniu we Mszy Świętej, a potem niedbale wykonujemy nasze codzienne obowiązki, wszystkie nasze obowiązki. Tak czyniąc, odbierzemy pełni ofiary Chrystusa totalnego /Chrystus jest głową, a my członkami/ naszą małą, lecz konieczną cząstkę oraz wyhamowujemy nadejście królestwa.

Sugeruję wam, abyście wypełniali pewne codzienne praktyki, które mogą stać się zbawienne, jeśli już je wykonujecie niech będzie błogosławiony Duch, który was zainspirował. Z powodu wykonywania ciężkiej pracy, musiałem odpoczywać i nie miałem czasu na codzienną medytację. /Powiem wam, że uważałem ten fakt za przejściowy, i mogłoby to się zdarzyć każdemu z was; ale jeśli z przejściowego stałby się faktem stałym, należałoby, za wszelką cenę, zmienić rodzaj obowiązków; gdyż „nie żyjemy dla Siebie, ale dla Boga". W takim przypadku powinniśmy od razu poinformować o tym przełożonych.

Ponieważ nie miałem czasu na modlitwę, ale potrzebowałem wsparcia duchowego, które wiązałoby mnie z wolą Bożą, doceniłem wartość pewnej modlitwy — Psalmu 95. Rozpoczynając nim dzień, stajesz wobec majestatu Boga i pozwala ci on odczuć Jego obecność w całym stworzeniu i w tobie samym; i tak przez cały dzień zachowajmy postawę uwielbienia, dziękczynienia i przebłagania, wyrażoną słowami psalmu.
Po modlitwie, wychodząc naprzeciw stworzeniu, z łatwością rozpoznamy w nim Boga i uniwersalną harmonię stworzenia.
Niedoskonałość, którą jest naznaczona realizacja planu Bożego, wzbudza w nas poczucie skruchy i równocześnie chęć nie sprzeciwiania się natchnieniu ukazującemu drogę, którą mamy kroczyć. Psalm 95 przypomina, że zatwardziałe serce nie słucha Bożych ostrzeżeń. Praktyczny owoc tej modlitwy wyraża się w powiedzeniu Tak Bogu we wszystkim i zawsze.

Taki sam owoc rodzi się z modlitwy Anioł Pański. Trzy razy w ciągu dnia dzwony zapraszają do odmawiania modlitwy Anioł Pański, aby dziękować Bogu za dar Wcielenia, żeby zachęcić cię do dalszego życia z Chrystusem. Przypominają ci również, że zbawienie rozpoczyna się od Boga i w Nim się wypełnia, gdyż od Niego pochodzi wola i działanie. Dzieło Boga wymaga naszej współpracy, naszego Tak, które przypomina nam Tak Maryi -Bożej Rodzicielki: „Virginitate placuit, humilitate concepit".
W każdym naszym działaniu powinniśmy powtarzać: „Oto ja służebnica Pańska, niech mi się stanie według twego słowa".
Anioł Pański kończy się słowami: „A Słowo ciałem się stało i zamieszkało między nami", a nasza wola upodabnia się do woli Bożej. Chrystus jest Ludzko-Boskim synem Maryi i za sprawą łaski ma się ciągle w tobie odradzać. Chrystus zamieszka w tobie, a z tobą pośród ludzi i wraz z Nim będziesz rozkoszował się chwałą zmartwychwstania. Zamysł ten wyszedł od Trójcy i przez Nią został zrealizowany. Prośmy Maryję o pomoc, a następnie Anioła Stróża, aby prowadził nas drogami Pana. Szczególną wartość dla mnie osobiście miały inne pobożne praktyki, jak:
różaniec i droga krzyżowa, które łączą w sobie modlitwę w duchu i modlitwę recytowaną. Fakt, że modlitwy te składają się z części, ułatwia odmawiania ich we fragmentach, w ciągu monotonnych godzin naszej pracy; zatrzymujemy się tylko na kilka minut, i nie jest to podkradaniem czasu pracy, jeśli nasza wola jest skoncentrowana na obowiązkach.

Powiem teraz kilka słów o rachunku sumienia, ciągłej autokontroli, którą św. Paweł zaleca Tymoteuszowi: „Attende tibi".
Dzięki takiej kontroli, przez cały czas, dostosowujemy się do woli Bożej, co ułatwia nam wieczorny rachunek sumienia. Jeśli przy każdym działaniu zadamy sobie pytanie: czy uczyniliśmy to dla Boga i w sposób Jemu miły, unikniemy zajmowania się sprawami nieważnymi i marnowania czasu i sił. Nasze specyficzne powołanie, które chce na świecie zaprowadzić miłość, powinno nas nauczyć doceniać najmniejszą nawet pomoc ofiarowaną, w swej mądrości, przez Kościół. Pomoc ta ma służyć naszemu uświęceniu, o ile tylko tego chcemy.
Moja kondycja sługi trwała ponad miesiąc i teraz jestem w ośrodku zbiorczym, w oczekiwaniu na powrót do Ojczyzny.
W tym namiotowym miasteczku, blisko niemieckiego miasta, znajduje się ponad 9 tysięcy Włochów. Poza nami jest też kilka tysięcy Polaków, mężczyzn i kobiet, całe rodziny oraz grupy innych narodowości. Można było przypuszczać, że bolesne doświadczenia wojenne skłonią ludzi do refleksji nad sobą i przekonają ich do wyboru nowości życia. Ale nigdy tak nie cierpiałem, jak w tych dniach, widząc spełnianie się moich pesymistycznych przewidywań: jest to świat zwierzęcych instynktów, odpychający w swym odrzuceniu najmniejszego poczucia moralności, a przecież nazywamy siebie katolikami!

I to z takimi ludźmi mamy odbudowywać nasze kraje?
Wobec zniszczeń i nieszczęść ciążących nad nami, sądzę, że należy przewidywać jeszcze większe i boleśniejsze, gdyż ludzkość pozbawiona prawdy zamierza budować na piasku. Moje serce jest pełne boleści, kiedy myślę o cierpieniu naszego Króla Jezusa Chrystusa, który wylał na krzyżu swą krew „dla nas ludzi i dla naszego zbawienia". Wywalczył On dla wszystkich dar łaski, aby przywrócić człowiekowi jego godność, a teraz widzi, że dar został odrzucony; z powodu wolnej woli człowieka Chrystus stał się bezsilny; z powodu człowieka, który odrzuca swoje ziemskie i wieczne szczęście. Wobec mocy zła działającej w świecie, której wszyscy jesteśmy świadkami, w tych dniach zrodziły się we mnie poniższe refleksje.
Z jednej strony istnieje pilna konieczność, aby nasze Stowarzyszenie było takie, jakim ma być; lecz z drugiej strony napotyka na tej drodze trudności.

Bracia, wiecie, że jestem stanowczo przekonany, co do woli Bożej w stosunku do nas - nasze Stowarzyszenie, z Jego woli, ma przyciągnąć współczesny świat z powrotem do Chrystusa.
Aby tak się stało, Stowarzyszenie powinno świecić przykładem prawdy i miłości, aby rozproszyć ciemności błędu i roztopić lód egoizmu, w którym utkwił świat. A jeśli dla zrównoważenia jakiejś siły porrzebna jest taka sama, lecz o przeciwnym wektorze, to dla przezwyciężenia jej, potrzeba jest siła przeciwna, lecz mocniejsza. Tam, gdzie rozpanoszył się grzech, niech rozleje się świętość, co wskaże nam drogę do zbawienia.
Przeczuwam więc trudności w realizowaniu naszego powołania.
Pierwsza trudność jest uwarunkowana naszą cielesnością, która poddana jest szerokiemu działaniu zmysłowości. Druga trudność uwarunkowana jest naszym stanem ducha, który widząc otaczające nas zło odczuwa pokusę usunięcia się ze świata, aby uświęcić się poza światem.
Pierwsza pokusa nie polega na tym, że będziemy chcieli żyć według ciała, ale pobudza nas do walki z panoszącą się wokół nas atmosferą zmysłowości, a zatem do wychwalania świętości stanu małżeńskiego. Stopniowo więc zakorzenia się w nas „południowy demon", i wydaje nam się, że należy porzucić drogę doskonalej czystości, którą to formę konsekracji Bogu wybraliśmy. Myślę, że nikt z nas, w jakimś momencie swego życia, nie był wolny od takiej pokusy, która wślizguje się w nasze serca i burzy spokój ducha. Dlatego należy, z pomocą łaski, ciągle czuwać.

Zaklinam was, w imię Boga, abyście zachowali czystość dziewiczą, która pomoże nam przezwyciężyć każdą pokusę, z drugiej zaś strony, zniechęceni sytuacją w świecie, odczuwamy pokusę usunięcia się z tego świata, pomiędzy ludzi, którym bliska jest modlitwa, aby żyć jedynie dla Boga.
Bracia, chciałbym móc wam powiedzieć „porzućmy ten świat" i usuńmy się do jakiejś oazy, gdzie będziemy mogli żyć zgodnie z naszymi ideałami, ale oznaczałoby to zdradę naszego powołania, gdyż właśnie w świecie mamy się uświęcać niosąc świętość tym, wśród których żyjemy. Po tym jak zaklinałem was i siebie samego, abyśmy kroczyli drogami naszego powołania, z wiarą powrarzam za św. Pawłem: „bo wiem, komu uwierzyłem, i pewien jestem, że mocen jest ustrzec mój depozyt aż do owego dnia"/2Tml,12b/.

Umocniony taką wiarą, za Chrystusem powtarzam Ojcu: „Nie proszę, abyś ich zabrał ze świata, ale byś ich ustrzegł od złego/J 17,15/. Nie chodzi tylko o to, by uchronić się od zła, ale o ro, by emanować w świecie światłem prawdy i miłości. Wraz z Pawłem modlimy się: „Dlarego zginam kolana moje przed Ojcem, od którego bierze nazwę wszelki ród na niebie i na ziemi, aby według bogactwa swej chwały sprawił w was przez Ducha swego wzmocnienie siły wewnętrznego człowieka. Niech Chrystus zamieszka przez wiarę w waszych sercach; abyście w miłości wkorzenieni i ugruntowani, wraz ze wszysrkimi świętymi zdołali ogarnąć duchem, czym jest Szerokość, Długość i Głębokość, i poznać miłość Chrystusa, przewyższającą wszelką wiedzę, abyście zostali napełnieni całą Pełnią Bożą" /Ef 3.14-19/.
To Pełnia Chrystusa, która dokonuje w świecie nawrócenia, którego tak pilnie potrzeba. I jeśli prawdą jest, że mamy używać wszelkich ludzkich środków dla osiągnięcia maksymalnego sukcesu, to jest również prawdą, że zależy to od Pełni Bożej
w nas, za pośrednictwem której Chrystus jest przekazywany światu. W osiągnięciu takiej Pełni pomoże nam poddanie się Duchowi; „Oto ja służebnica Pańska niech mi się stanie według Twego słowa" I do tego zachęca nas św. Paweł: „Weź udział w trudach i przeciwnościach jako dobry żołnierz Jezusa Chrystusa" /2Tm 2,3/.
Z takim postanowieniem i modlitwą w sercu, z gorącym pragnieniem oczekuję dnia, w którym będę mógł was uściskać i cieszyć się ze zwycięstwa Chrystusa w was, Chrystusa, który nas ukochał i wybrał, abyśmy byli wraz z nim uwieńczeni w chwale Ojca.
„Temu zaś, który mocą działającą w nas może uczynić nieskończenie więcej, niż prosimy czy rozumiemy, Jemu chwała w Kościele i w Chrystusie Jezusie, po wszystkie pokolenia wieku wieków. Amen" /Ef 3, 20-21/.
W ostatnich dniach, otrzymałem listy od księdza Grazioso i od Camurati, które informowały o dobrym biegu spraw w naszej rodzinie, uświęconej raz jeszcze za sprawą świętych rekolekcji.
Dlatego mogę powtórzyć za św. Pawłem: „Teraz — kiedy Tymoteusz od was wrócił do nas, i kiedy doniósł nam radosną wieść o wierze i miłości waszej, a i o tym, że zawsze zachowujecie o nas dobrą pamięć, i że bardzo pragniecie nas zobaczyć, podobnie jak my was — zostaliśmy dzięki wam, bracia, pocieszeni: przez wiarę waszą we wszelkiej potrzebie i w naszym ucisku. Teraz bowiem ożyliśmy, gdy wy przy Panu stoicie" /1Tes 3, 6-8/.