Równowaga
4 lipca 1965
Najmilsi,
Na ostatnim spotkaniu osób pełniących funkcje zarządzające i kierownicze w Instytucie zatrzymaliśmy naszą uwagę nad wielce interesującym i znaczącym aspektem, który, jak w soczewce, skupia w sobie i wyraża leżącą u podstaw naszego życia w Instytucie inspiracje. Temat został tak sformułowany: „Równowaga — jej prawdziwe znaczenie i pułapki". A po klarownym zarysowaniu problemu, autorstwa Arniando, rozpoczęła się dyskusja, która choć owocna, ledwo co dotknęła samego problemu. Na następnym spotkaniu będziemy kontynuować nasze rozważania, a w międzyczasie poproszono mnie, abym wszystkim przedstawił istotę tego problemu, gdyż może to przyczynić się do potrzebnego i korzystnego rachunku sumienia. Postawmy sobie więc pytanie o istotę naszego bycia i działania, mając za punkt odniesienia ideał „Miles Christi". Niniejszym czynie to z radością, mając w perspektywie wielką łaskę świętych rekolekcji oraz trochę wolnego czasu, i mam nadzieję, że to, co piszę przyczyni się do owocniejszego przeżywania naszych corocznych rekolekcji, poprzez pogłębioną refleksję, indywidualną oraz wspólnotową, nad tym, co stanowi fundamentalny element naszego powołania. Pokładając ufność w Duchu Świętym przy pisaniu tych, dość prostych myśli, proszę też, aby dopomógł On każdemu we właściwym zrozumieniu mojego tekstu, abyśmy, jako Instytut, byli ożywieni tymi samymi odczuciami.
1. Wszyscy jesteśmy zgodni co do tego, że cechą charakterystyczną naszego powołania, warunkującą nasz sposób życia, jest świeckość - prawdziwa racja bytu Instytutów Świeckich w ogóle, a naszego w szczególności. Zawsze też powtarzaliśmy, że jest to zbieżne z wewnętrzną inspiracją oraz z potrzebą autorytatywnie wyrażoną przez Kościół; tak że wychodzące sobie naprzeciw te dwie wole podtrzymują w nas pewność, potwierdzoną przez najwyższe władze Kościoła, że jesteśmy na dobrej drodze; co prawda nowej, ale zgodnej z wolą Boga.
Nowa droga — w związku z tym, chciałbym prosić was o umieszczenie w waszych modlitwach, prośby do Pana o szczególne światło dla Soboru, aby umiał i chciał uznać tę nowość; aby zdołał uniknąć pomieszania tego, co nowe z tym, co stare i oddalił niebezpieczeństwo narzucenia Instytutom Świeckim elementów właściwych zakonom, przynosząc tym samym szkodę obydwu formom. Niebezpieczeństwo, niestety, istnieje, i dobrze byłoby, aby równocześnie modlić się, by wszystko poszło w dobrą stronę i prowadzić starania, mające zapobiec takiej ewentualności.
Zgodna z wolą Boga — abstrahując od samego faktu zatwierdzenia naszego Instytutu oraz zaakceptowania naszych konstytucji przez Kościół, to dotychczasowa wymowa prac soborowych wydaje się wskazywać na potrzebę szukania nowej relacji Kościół — świat. Wobec tego, nie można wątpić, że jest zgodne z wolą Boga istnienie takiej formy życia, w ramach której ta relacja staje się jej racją bytu i określa jej specyfikę i wartość.
Obecnie świeckość rozumiana jest jako pełna i równoczesna wierność Chrystusowi oraz światu, czyli tym rzeczom doczesnym, którym, z racji powołania, świecki ma się zajmować, porządkując je zgodnie z wolą Bożą. Ta jednoczesna wierność Chrystusowi i światu, znajduje swój pełny wyraz w Instytucie świeckim.
Świadomość tego faktu skłania nas do stwierdzenia, że równowaga między tymi dwoma wiernościami jest miarą naszej doskonałości, jako członków Instytutu Świeckiego. Gdyby równowaga ta uległa zachwianiu, to znaczy, gdyby, na przykład wierność Chrystusowi prowadziła nas do zaniedbania świata lub odwrotnie, wierność światu spowodowałaby zaniedbanie Chrystusa, to zdradzilibyśmy nasze powołanie. Zdrada polegałaby na nie zrealizowaniu charakterystycznego dla nas poszukiwania doskonałości w służbie Panu.
Możemy głębiej przeanalizować to, co powiedzieliśmy, przyglądając się koncepcji podwójnej wierności zapisanej w naszych Konstytucjach. Koncepcja ta realizowana jest w czterech wymiarach, które razem stanowią całokształt naszego życia: wymiar rad ewangelicznych; wymiar modlitewny, w którym pielęgnujemy naszą więź z Bogiem; wymiar aktywności zawodowej oraz społeczno-politycznej; wymiar zaangażowania w działalność apostolską. Ideał Miles najbardziej zbliżony do doskonałości to taki, w którym te cztery wymiary będą ze sobą harmonijnie współdziałać tworząc jedną całość, w ramach której żaden z elementów nie ma przewagi na innym, ze szkodą dla jednego z nich. Idealny wizerunek Miles Christi przedstawia osobę, która żyje dla Boga i dla świata, angażuje się dla Boga i dla świata.
Chcąc lepiej zobrazować tę koncepcję, posłużyłem się któregoś razu obrazem wozu o czterech kołach, gdzie koła reprezentują powyższe cztery wymiary. Wóz nie ustoi ani się nie poruszy we właściwy sposób, jeśli każde z kół nie będzie na swoim miejscu i nie będzie działać tak, jak powinno. Zdejmijcie jedno z kół, a wóz straci równowagę, nie pojedzie dalej. Żeby go unieruchomić albo utrudnić jego poruszanie, wystarczy tylko zablokować jedno z kół.
A zatem wyraźnie widać, że równowaga, czyli harmonijne funkcjonowanie czterech wymiarów życia Miles, jest podstawowym warunkiem zachowania wierności naszemu powołaniu. Nadaje to naszemu powołaniu pewien rys nowości, podwyższając jego wartość i znaczenie w wielkim koncercie powołań obecnych w Kościele.
Niech każdy z nas zrobi pod tym kątem rachunek sumienia i zorientuje się, czy jest świadomy tego, o czym wyżej powiedzieliśmy. Niech także stara się, z pomocą Odpowiedzialnych i braci, podtrzymywać ciągle żywą ową świadomość, a jeśliby osłabła, odbudować ją.
2. Jak mamy mówić o tej charakterystycznej dla nas równowadze, która jest istotową koniecznością naszego powołania? A przecież jesteśmy świadomi tego, że mając świeckość za formę określającą nasze powołanie, musimy liczyć się z pokusami. Pierwszą z nich może być rozumienie równowagi, jako swego rodzaju wygodnego i uporządkowanego życia, pozbawionego minimum ryzyka powolnego gnuśnięcia bez dreszczu emocji, związanego z podejmowanymi wyzwaniami; zadowoleni, że nikt nam i my nikomu nie zakłócamy 'świętego spokoju. Gdyby tego rodzaju pokusa została zaakceptowana, Instytut stałby się kryjówką dla dekowników, a nie oddziałem ochotników na pierwszej linii frontu. Powinniśmy więc dobrze się zastanowić nad odpowiednią dla nas koncepcją równowagi, a tymczasem rozmawiajmy, w sposób szczery i uczciwy, z Odpowiedzialnymi, z braćmi i tak rozwiewajmy nasze osobiste wątpliwości nie dopuszczając, abyśmy ulegli pokusie.
Równowaga ta, to przede wszystkim „równowaga dynamiczna", a nie „statyczna". Wstąpienie do Instytutu nie jest równoznaczne z punktem dojścia /chyba że mamy na myśli odnalezienie naszej drogi życiowej/, jest punktem wyjścia na drogę, na której chce nas widzieć Pan. Podobnie jest z koncepcją powołania — jest to rzeczywistość otwarta, a nie zamknięta; powołanie to czas teraźniejszy, a nie czas przeszły dokonany. Innymi słowy, Pan nieustannie nas powołuje i jeśli prawdą jest, że na mocy ]ego wezwania, wybieramy określoną drogę /dla nas jest to Instytut/ jest też prawdą, że powołanie pomaga nam wytrwać na tej drodze, aż do chwili, w której zobaczymy jej koniec, stając przed obliczem Tego, który nas powołał. Droga ta kryje w sobie wiele niewiadomych: podejścia, zejścia, wąskie gardła, zdewastowane odcinki. I właśnie na takiej drodze wóz o czterech kołach ma się poruszać, utrzymując równowagę; jest to równowaga osoby w ruchu, a nie osoby nieruchomej.
A ponieważ osoba ta porusza się po nierównej drodze /sytuacje życiowe nie do przewidzenia/, musi umieć używać hamulców i gazu, tam gdzie koła zbytnio przyspieszą lub zaczepią się o nierówności terenu. Chodzi o to, że jest to równowaga, którą
ciągle się zdobywa na nowo wśród wstrząsów pojawiających się z różnych, często przeciwnych kierunków. W takich warunkach trzeba umieć mądrze rozpoznać. A tu wielka rola Odpowiedzialnych oraz braterskiego wsparcia, pamiętając, że to Instytut jest w drodze, a nie poszczególne jednostki/ to, co pochodzi od Boga, od tego, co pochodzi od Jego nieprzyjaciela i od naszego 'ja, po to, by w odpowiednim momencie umieć użyć hamulców bądź gazu i wejść w zakręt tak, by z niego nie wypaść.
Utrzymywanie równowagi w wyżej wspomnianych czterech wymiarach nie wyklucza, że w pewnym momencie, o ile sytuacja będzie tego wymagać, wymiar pobożności będzie przeważał nad pozostałymi albo wierność cnocie ubóstwa będzie wymagać szczególnego oderwania się od dóbr, bądź praca zawodowa czy społeczna będzie zajmowała tyle czasu, że nie starczy nam go na działalność apostolską. Najważniejsze, żeby mieć świadomość, iż manewr położenia nacisku na jedno z kół /ponieważ takie warunki stwarza droga/ powinien być wykonany w celu utrzymania równowagi w tym konkretnym momencie, pamiętając, że potem należy przywrócić pierwotną formę równowagi. I niech nikt się nie dziwi, że wspominam też o zakrętach, gdyż nigdy nie wiadomo, czy ktoś z nas nie spotka ich na swej drodze.
Pan powołując nas, nie zastrzegał się, iż oszczędzi nam nowych sytuacji, obowiązków, form aktywności, które mogą nieść ze sobą pewną dozę nowości, wymagającą zmian w dotychczasowej organizacji naszego życia. Wejście w zakręty powinno być tak wykonane, żeby nie spowodować wywrotki, lecz wyprowadzić wóz na prostą i podążać w nowym kierunku, zachowując tą samą równowagą, z jaką poruszaliśmy się przedtem. Czyż nie jest takim zwrotem życiowym konieczność zaakceptowania zadań lub obowiązków, które nigdy by nam same do głowy nie przyszły, ale intuicyjnie wyczuwamy, że noszą znamiona woli Bożej? Czyż nie jest takim zwrotem wyjazd na misje, podobnie jak wezwanie do obecności w świecie w formie nowocześniejszej, wymagającej od nas większego odkrycia się? A choroba, której skutkiem jest unieruchomienie? Żaden z tych zwrotów nie powinien poskutkować utratą równowagi, która jest elementem
nośnym naszego powołania, bez niej nasze powołanie wystawione byłoby na poważne ryzyko.
Wynika z tego, że istnieją dwie podstawowe pokusy odnoszące się do równowagi: pierwsza polega na tym, że postrzega się równowagę statycznie, co pozwala ją interpretować jako własną wygodę; druga — postrzega równowagę jako rodzaj obciążenia, niewygodnego hamulca, wręcz jako przeszkodę w swobodnym wyrażaniu własnej osobowości. W jednym i drugim przypadku zagrożone jest powołanie Miles. Dobrze jest więc w pierwszym przypadku zareagować walką z własnym wygodnictwem oraz postawą poświęcenia dla innych; a w drugim walką z przesadnym indywidualizmem i brakiem rozwagi oraz praktykowaniem pokornego poświęcenia się dla innych.
3. Oczywiście, temat ten może mieć tysiące praktycznych odniesień i stopniowo się tym zajmiemy, ale najpierw lepiej zgłębimy samo zagadnienie. W podsumowaniu naszych rozważań powinniśmy sobie uświadomić, że równowaga między czterema wymiarami, charakteryzującymi nasze życiowe zobowiązania /rady ewangeliczne, życie modlitewne, praca zawodowa, apostolat/ nie powinna sprowadzać się jedynie do uznania jej wartości i pragnienia realizacji, przy jednoczesnym, faktycznym zaakceptowaniu niemożności jej urzeczywistnienia z powodu niesprzyjających okoliczności.
Uświadomienie sobie wartości równowagi jako zasadniczego rysu naszego powołania jest niezbędne, ale zwykle niewystarczające. Co więcej, na dłuższą metę, traci się jej prawdziwą wartość, gdy nie istnieje możliwość praktycznego jej zastosowania. Chodzi to o sytuacje, w których jeden z czterech wymiarów, całkowicie lub zbyt długo, pozostaje nieobecny w naszym życiu. Na przykład, z trudnością zachowuje się poczucie sensu pracy apostolskiej, jeśli nigdy na tym polu się nie działało.
A zanik poczucia sensu apostolatu prowadzi do zubożenia całokształtu życia konsekrowanego, co z kolei prowadzi do zaburzenia pełni równowagi i w konsekwencji zagrożenia stabilności powołania.
Powierzam waszej indywidualnej refleksji kształt zaprezentowanych tu myśli i mam nadzieję, że pomogą one w głębszym pokochaniu naszego wielkiego powołania.
Wszystkim życzę udanych rekolekcji. Pamiętajmy o wzajemnej modlitwie, zwłaszcza za tych, którzy przygotowują się do złożenia pierwszych ślubów oraz za tych, którzy mają podjąć decyzję o rozpoczęciu Aspirantury.
Łaska i pokój Pana niech będą z wami wszystkimi!