Listy t. II - Zachowujmy się jak chrześcijanie także w działalności społecznej

Zachowujmy się jak chrześcijanie także w działalności społecznej

Mediolan, 10 grudnia 1957

Moi Drodzy,

W naszym Instytucie jest pewna ilość osób zaangażowanych w pracę w sektorze społecznym, niektórzy pełnią nawet odpowiedzialne funkcje. Poczułem się, więc zobowiązany skierować do was kilka słów na temat ducha, w którym powinno się uprawiać taką działalność; jeśli oczywiście chcemy, aby nasze zaangażowanie było świadectwem życia chrześcijańskiego. Nie jest moją intencją dawanie wskazówek merytorycznych, bo jest to dziedzina osób kompetentnych w danym przedmiocie, chodzi mi raczej o pomoc w pielęgnowaniu i rozwijaniu takiego ducha, który zapewni naszym działaniom standardy chrześcijańskie.

1. Współcześnie, z łatwością można spotkać osoby, które, dysponując pieniędzmi, rzucają oskarżenia o demagogię i populizm na każdy głos podnoszący się w obronie sprawiedliwości w stosunku do ludzi ubogich. Uważają, że agresywny populizm jest odpowiedzialny za wyhamowanie postępu mierzonego podniesieniem poziomu życia właśnie ludzi ubogich.
Jest to niepokojący znak wskazujący na powagę sytuacji, która nosi znamiona głębokiego kryzysu. Sytuacja ta jest udokumentowana przez przemysłowców, którzy pokazują jej społeczno-polityczny charakter powszechny dla całego świata, czyli arogancję tych, w których rękach znajduje się, zazdrośnie strzeżony, ster decyzji ekonomicznych, począwszy od prywatnych przedsiębiorstw, a skończywszy na polityce ekonomicznej państwa. Ci ludzie kreują wizerunek pracowników jako wiecznie niezadowolonych, zawsze gotowych do brania, a nigdy do dawania. Wobec tego wiele osób, nie znając faktów, dodatkowo zniechęconych metodami niektórych, pożal się Boże, obrońców klasy robotniczej, łatwo sięga po wielonakładową codzienną prasę niezależną, która wydaje się analizować sytuację dogłębniej i bardziej przekonująco niż druga strona. I tak, wobec opinii publicznej odwraca się sytuację, a ta uznaje problem sprawiedliwości społecznej za rozwiązany, a za wrogów postępu, spokoju społecznego i dobrobytu wini tych, którzy usiłują reagować na tak niepokojącą sytuację społeczną.
Niech będzie jasne, że nie zamykamy oczu na powagę sytuacji, którą Ojciec Święty w 1942, w przesłaniu Bożonarodzeniowym określił jako warunki odpowiedzialne za sprowadzenie robotnika „do stanu zależności i poddaństwa ekonomicznego nie do pogodzenia z przynależnymi mu prawami człowieka".
To, co powiemy, rodzi się więc z przekonania o konieczności prowadzenia działań skierowanych na stopniowe wyeliminowanie takiego stanu rzeczy. Równocześnie chcielibyśmy, aby działania te przenikał duch prawdziwie chrześcijański, który będzie gwarancją ich oryginalności i owocności.

2. Wobec takiej sytuacji grożącej poważnymi konsekwencjami religijnymi, wzmacnianej antyreligijną, fałszywą propagandą, wśród katolików ukształtowała się pewna opinia. Jest ona często otwarcie wyrażana, ale najczęściej tylko w duchu. Streszcza się ona w stwierdzeniu, że dzieło ewangelizacji, głoszenie Ewangelii, należy odłożyć do momentu, w którym, na pewnym poziomie zostanie zrealizowana sprawiedliwość społeczna. Inaczej cały wysiłek pójdzie na marne i przyniesie odwrotny skutek.
Tak wyrażona postawa powinna być przez nas kategorycznie potępiona i odrzucona, jeśli nie chcemy, aby wkradł się do nas duch niezgodny z postawą chrześcijańską.

3. Gdyby wyżej przedstawiona teza była prawdziwa, należałoby zadać sobie pytanie, dlaczego Bóg posłał swego Syna, który stał się człowiekiem, żeby ubogim głosił Ewangelię /Łk 4,17-lS/, a nie zadbał wcześniej o zrealizowanie sprawiedliwości społecznej, której dwa tysiące lat temu było zresztą znacznie mniej niż dzisiaj? Prawda jest taka, że bezpośrednim i pierwszorzędnym celem przesłania Chrystusa nie jest realizowanie sprawiedliwości społecznej, ale wezwanie i ponowne doprowadzenie ludzi do przyjaźni z Bogiem, która nie jest owocem sprawiedliwości społecznej, lecz jest warunkiem indywidualnego zbawienia, jak i sprawiedliwości społecznej. Dlatego też głoszenie Ewangelii nie może czekać na realizację sprawiedliwości społecznej, gdyż ma ono ważniejsze i wyższe zadania do spełnienia.
Można by mieć zastrzeżenia, czy trudności rodzą się z faktu /powiem to słowami Piusa XI z „Quadragesimo anno"/, że „byli i ciągle jeszcze są tacy, którzy nazywając siebie katolikami prawie już zapomnieli o szlachetnej zasadzie sprawiedliwości i miłości, a co gorsze w pogoni za zyskiem uciskają swoich pracowników. Zasada ta nie tylko nakazuje dawanie każdemu tego, co mu się należy, ale dodatkowo wspomaganie naszych potrzebujących braci, w których obecny jest sam Chrystus. Są też tacy, którzy nadużywają religii wykorzystując ją jako zasłonę dymną dla swych niecnych działań, aby uchylić się przed słusznymi żądaniami pracowników domagających się przestrzegania ich praw".

Odpowiedzią na zgorszenie siane przez takich ludzi nie jest odłożenie dzieła ewangelizacji; wręcz przeciwnie, „jako że tacy ludzie /znów słowa Piusa XI/ stają się przyczyną, dla której Kościół, choć na to nie zasłużył, może sprawiać wrażenie, a zatem być oskarżany o sprzyjanie bogaczom i brak elementarnego współczucia dla cierpień tych, którzy czują się wydziedziczeni ze swojej części dobrobytu w tym życiu".
Potrzeba, więc, aby każdy, według własnych możliwości, podwoił wysiłki w celu przekonania, iż ewangelizacja jest pierwszą sprawą do realizacji, także w perspektywie realizowania sprawiedliwości społecznej. Gdyż sprawiedliwości społecznej nie da się zadekretować prawnie czy instytucjonalnie, lecz wymaga ona, przede wszystkim, przemiany serc, jeśli chce być prawdziwa i trwała, a do tego właśnie zmierza ewangelizacja.
Przemiana serc dotyczy tych, którzy nazywając siebie chrześcijanami nadużywają swej pozycji na szkodę pracowników.
Ci zaś /pracownicy/, ze swej strony, niech uważają, żeby w ferworze słusznych rewindykacji, nie popaść w pułapkę pożądania dóbr doczesnych, które u wielu skończyło się pogardą dla praw człowieka i zaprzeczeniem więzi braterstwa łączących wszystkich.
Tylko w dziele ewangelizacji może odrodzić się stałe odniesienie do spraw wiecznych; w dziele prowadzonym przez świeckich apostołów: robotników wśród robotników, przedsiębiorców wśród przedsiębiorców, dyrektorów wśród dyrektorów.
W tym upatrujemy podstawę do autentycznej odnowy społecznej, a jeśli obecne warunki nie pozwalają na upowszechnienie się tego przesłania złożonego ze słów i z czynów, powiem to słowami cytowanego już Piusa XI: „Nie straszne jest chrześcij anom stawianie czoła ciężkim walkom, a w zasadzie charakterystyczne dla chrześcijan jest wytrzymywanie trudów jako dobrzy żołnierze Chrystusa, na Jego wzór" /Quadragesimo anno/.

3. Deklarowanie prymatu ewangelizacji przez osoby zajmujące się realizacją sprawiedliwości społecznej, choć konieczne dla tych, którzy chcą się kierować duchem chrześcijańskim, nie jest nawet połową zadania.
Duchem tym powinien być przeniknięty wysiłek czyniony przez chrześcijan /tym bardziej dotyczy to tych, którzy dążą do chrześcijańskiej doskonałości/ na rzecz sprawiedliwości społecznej. A co ma być charakterystyczne dla tego ducha? Przede wszystkim szacunek dla prawdy. Zasługuje na potępienie taki pracodawca, przedsiębiorca czy dyrektor zakładu, który chroniąc swój egoistyczny interes ze szkodą dla praw pracowników, ukrywa rzeczywisty stan zakładu, przedstawiając go w innym świetle niż rzeczywistość na to wskazuje, a na dodatek odmawia pracownikom prawa do składania słusznych żądań. Jednocześnie należy też potępić tych, którzy, sądząc, że w ten sposób bronią praw pracowników zniekształcają prawdę bądź odmawiają przyjęcia do wiadomości rzeczywistego stanu rzeczy.
Sprawiedliwość nie może mieć innego fundamentu jak prawda. Kto myśli, że można budować inaczej, działa wbrew prawu Bożemu, a w dłuższej perspektywie na własną szkodę. Język prawdy, który powinien charakteryzować chrześcijan wymaga konkretyzacji, najlepiej w ujawnieniu pewnych spraw lub w podaniu faktów, ale nie osób, przynajmniej do momentu, w którym nie stanie się to konieczne ze względu na obrót spraw.
Mam na myśli zgłoszenie faktów, a nie intencji osób zamieszanych w dwuznaczne działania. Pamiętajmy, że zasady ewangeliczne obowiązują zawsze, a nie tylko w pewnych przypadkach. Zasada „nie sądźcie", choć nie zwalnia z obowiązku powiedzenia jak się sprawy rzeczywiście mają, to jednak zabrania oceny intencji, gdyż taki osąd zarezerwowany jest dla Boga. Przestrzeganie istoty tego przykazania powinno stać się obowiązującym stylem konfrontacji chrześcijanina zaangażowanego z kimś, kto nim nie jest.

Chrześcijanin, ujawniając skrupulatnie zweryfikowane nieprawidłowości, obrażające poczucie sprawiedliwości, niech wystrzega się metody podżegania, gdyż podżeganie zatruwa duszę i przekształca się w przemoc nie mającą nic wspólnego z duchem chrześcijańskim, a także działa na niekorzyść tych, którym się chce pomóc. A że w ten sposób działają marksiści wcale mnie nie dziwi, gdyż dla nich liczy się przemoc widoczna tak w słowach, jak i w działaniu. Kto jednak chce się od nich odróżniać, zgodnie z wymogami wiary w Boga i w wartości duchowe, niech uważa, żeby nie stracić poczucia sprawiedliwości i niech będzie gotowy na osobiste poświęcenie. Niech szczególnie troszczy się o to, żeby nie popaść w spiralę przemocy, gdyż właśnie jej brak nadaje działaniom chrześcijan specyficzną i wyjątkową wartość. I niech nikt nie mówi, że pewne ewangeliczne zasady mogą być zastosowane tylko w odniesieniu do życia prywatnego, ale nie mogą być stosowane tam, gdzie inni używają środków niezgodnych z Ewangelią, aby osiągnąć cel. Nie zapominajmy, że wymagane od nas, chrześcijan, kryteria osiągania sukcesu nie mają na celu doprowadzenie, za wszelką cenę, do pewnych doczesnych rozwiązań, ale dochowanie, za wszelką cenę, wierności wartościom
chrześcijańskim. Taki jest sens słów: „Starajcie się naprzód o królestwo Boga i o Jego sprawiedliwość, a to wszystko będzie wam dodane" /Mt 6,331.
Wiarą w to przykazanie powinny być przeniknięte nasze działania.

4. Działania prowadzone w tym duchu powinny kierować się nadprzyrodzoną cnotą roztropności, której nie należy interpretować jako rodzaj ustępliwości z pobudek egoistycznych, ale jako wybór, w świetle prawdy, środków dostosowanych do konkretnej sytuacji społeczno-politycznej.
Wobec tego, roztropność nakazuje, aby w ramach działań na rzecz sprawiedliwości nie wyznaczano celów niemożliwych do osiągnięcia. Powodem jest szacunek dla prawdy, sprzeciw wobec demagogicznych metod oraz duch miłości do tych, dla których podejmowane są działania rewindykacyjne. Cele możliwe do osiągnięcia powinny być postrzegane w szerszym kontekście, czyli w perspektywie dobra wspólnego, aby nie stało się tak, że dobro wspólne zostanie przesłonięte przez dobro jednostkowe. Mówiąc o roztropności w działaniu, trzeba też umieć uszanować rozdział między odmiennymi typami działania, na przykład między formacją ideową, a działaniami wymagającymi podejmowania konkretnych decyzji. Umiejętność ta powinna cechować zwłaszcza te osoby, które chcą budować jedność między różnymi
podmiotami, działającymi na rzecz odnowy społecznej w rozumieniu chrześcijańskim, a odnowa jest warunkiem odniesienia sukcesu w znaczeniu chrześcijańskim.
Nie mogę też uchylić się od wezwania do poczucia rozwagi i miłości, w sytuacjach, w których, w sprawach podlegających dyskusji, dochodzi do polemiki na temat działań społecznych z naszymi braćmi w wierze, jak my, zaangażowanymi w te
działania.

Czasami wystarczy odmienny pogląd, czy odmienne postrzeganie rzeczywistości, aby poddać w wątpliwość wartość życia chrześcijańskiego któregoś z braci, bądź zasiać niepewność, co do jego lojalności. Odpowiedzialnością za takie sytuacje można obarczyć niepohamowany temperament, który z pewnością nie jest owocem ćwiczenia się w cnocie powściągliwości.
Kiedy nieco się zastanowimy, przyczyna takich zachowań leży w niekontrolowanej miłości własnej, która popycha nas poza granice wyznaczone przez dobro wspólne, czyli sprawiedliwość wyrosłą z prawdy. Jeszcze raz, z mocą należy stwierdzić, że jakość naszych działań jako chrześcijan jest gwarantowana poprzez pielęgnowanie ducha wierności zasadom chrześcijańskim.

5. Zatrzymajmy się teraz na chwilę na zagadnieniu dość ważnym dla ludzi działających w sektorze społecznym, czyli na pytaniu o postawę, jaką mamy przyjąć wobec prądów i ludzi o odmiennych poglądach oraz metodach rozwiązywania problemów społecznych. Skoncentruję się na stylu wchodzenia w relacje, który powinien cechować chrześcijanina współpracującego lub polemizującego z tego typu ludźmi. Wydaje mi się, że można tak powiedzieć: wchodząc w polemikę należy uważać, aby ujawnienie błędu nie stało się okazją do personalnych ataków.
Także tutaj nie wolno nam przekroczyć przykazania „nie sądź".
Pamiętajmy też, że ujawniając błąd, nie możemy interpretować słów naszego antagonisty w sposób niezgodny z jego poglądami, choć mogłoby to pomóc w jego zdyskredytowaniu. Czyż można bronić prawdy, znieważając ją? Jeśli więc ujawnia się błąd w sposób jasny i konkretny, gdyż tego wymaga umiłowanie prawdy, to miłość uchroni nas od zniżenia się do poziomu personalnych przytyków i używania tonu głosu, który mógłby wskazywać na pogardę dla błądzącego.
Ma on prawo do szacunku dla swojej osoby, chodzi też o to, abyśmy mu nie utrudnili osobistego dochodzenia do prawy.
Podczas ujawniania oczywistych błędów, zwróćmy uwagę na to, żeby ton głosu nie wskazywał na poczucie satysfakcji z potknięć bliźniego, ale na troskę i pragnienie jego poprawy.
Podczas współpracy należy uważać, aby nie dać się wciągnąć w milczącą zgodę na błąd. Jeśli warunki współpracy są takie, że nie chcemy stwarzać okazji do konfrontacji, to należy jednak pamiętać o celu współpracy, czyli o dobru wspólnym; żeby „ofiarą" tej współpracy nie padła prawda. Gdyby istniało takie niebezpieczeństwo, należy bez wahania wypowiedzieć swoje zdanie, z pełnym szacunkiem dla naszego antagonisty, wskazując wyraźnie granicę kompromisu, poza którą współpraca traci sens.
Wiem, że możemy mieć do czynienia z osobami wyznającymi inne niż my metody, a czasami pozbawionymi skrupułów, których celem jest raczej pogrążenie antagonisty, bądź osiągnięcie jednostkowych korzyści, niż wspólne dobro czy prawda. Czy z tego powodu i my mamy tak postępować? Odpowiedź powinna brzmieć: kategorycznie nie, pamiętając o tym, że właśnie od chrześcijanina, przede wszystkim od chrześcijanina, wymagane jest przestrzeganie norm moralnych i styl bycia godny miana dziecka Bożego. A ponieważ zbyt często chrześcijanie o tym zapominali, to ściągnęli na Kościół oskarżenie, że niczym się od innych nie różnią, co spowodowało odstępstwo wielu. Jeszcze raz to powiem, że ważniejsza od celów doczesnych jest bezgraniczna wierność Chrystusowi oraz zaufanie w moc ducha, który przezwycięża materialistyczny opór znacznie skuteczniej niż nasze, ludzkie wysiłki.

W kontaktach z osobami prezentującymi odmienne stanowisko etyczne, związane z różnymi prądami kulturowymi, należy zwrócić uwagę na używany język, czy terminologię, gdyż z łatwością można doprowadzić do pomieszania pojęć, a tymczasem chodzi o zachowanie własnej tożsamości, co daje siłę wypowiadanym myślom. Bądźmy, zatem wierni naszej oryginalności, uznajmy dobro tam, gdzie ono jest, wskazujmy błąd tam, gdzie go odkryjemy i z miłości do prawdy, z dumą, ukazujmy bogactwo naszego dziedzictwa ideowego, jego siłę napędową.
W sytuacjach, w których musimy posługiwać się pojęciami powszechnie używanymi przez innych, bo słownictwo w tym zakresie jest niewystarczające, zwracajmy uwagę na odmienne treści, które nadajemy danemu pojęciu. Na przykład, jest rzeczą oczywistą, że dla nas takie pojęcia jak: „klasa" czy „walka klas" mają inne znaczenie, niż nadane im w terminologii marksistowskiej. Wyjaśniajmy to za każdym razem i podkreślajmy, że możemy obejść się bez tej terminologii. Wymaga tego szacunek dla prawdy i miłości, aby nasz wizerunek oddawał naszą tożsamość i nikt nie poczuł się oszukany. Styl bycia ma swoje wymagania, czasami składają się nań drobne rzeczy i odcienie, a naszym obowiązkiem jest podtrzymywanie go, nawet jeśli będzie to nas sporo kosztować.

6. Ostatnim punktem, który mam obowiązek rozwinąć jest zagadnienie naszego stosunku do hierarchii kościelnej, gdyż nasze działanie powinno odzwierciedlać nasze życie chrześcijańskie, a zatem także bycie Kościołem. Wśród chrześcijan są tacy, którzy kierując się błędną wizją Kościoła, zachowują się tak, jakby hierarchii w ogóle nie było. Niech nas Bóg ustrzeże od takiej postawy. Są też i tacy, którzy oczekują od hierarchii zajmowania stanowiska we wszystkich sprawach i nie zauważają, że w ten sposób ściągają ją na taki poziom doczesności, który szkodzi jej boskiej misji i stoi w sprzeczności z jej naturą.
Taka postawa niech nie będzie naszym udziałem.
Działalność doczesna wymaga dochowania wierności prawu moralnemu oraz prawu technicznemu, czyli środkom dostosowanym do danych warunków historycznych. W związku z tym, jeśli strażnikiem moralności jest hierarchia z mocy danej jej przez Chrystusa, i jeśli moralność jest ważna w konkretnych zastosowaniach, wydaje się, że hierarchia ma prawo i obowiązek wypowiadać się w sprawach dotyczących tego świata. Do zadań hierarchii należy ocenianie tego, co w danym momencie najlepiej odpowiada zachowaniu i wzrostowi życia chrześcijańskiego. Taki osąd może także oddziaływać na rzeczywistość doczesną.
Nie zmienia to faktu, że ocena stopnia przestrzegania prawa technicznego spoczywa na tych, którzy działają w rzeczywistości doczesnej, czyli na osobach świeckich. Wypowiadając swoją ocenę świecki wie, że polecenie czy ostrzeżenie ze strony hierarchii nie ma na celu ograniczenia jego kompetencji w sprawach doczesnych. Interwencje ze strony hierarchii uwrażliwiają tak na standardy moralne — warunek pełnego powodzenia rozwiązań praktycznych, jak i na potrzeby Kościoła — duszy świata, którego działania mają wpływ na to, co się dzieje w świecie. Świecki wierzący powinien poczuwać się z jednej strony do obowiązku dostarczenia hierarchii niezbędnych danych do wypowiedzenia oceny; z drugiej zaś, w ostrzeżeniu, radzie czy poleceniu ze strony hierarchii, nawet jeśli nie pokrywają się one z jego punktem widzenia, powinien dostrzec wielką pomoc w rozwiązaniu danego problemu.

Nie ukrywam, że w tej materii musimy być gotowi na poświęcenia, gdyż wymiar ludzki w Kościele niejednokrotnie daje znać o sobie w przykry sposób. Ale, jeśli chcemy, w świecie i wśród chrześcijan, dać przykład prawdziwego odczuwania Kościoła, powinniśmy całkowicie powstrzymać się od oceny intencji. Po wypełnieniu swego obowiązku dostarczenia danych do sformułowania oceny, powinniśmy z pokorą, jak kochający synowie, przyjąć wytyczne jako te, które mają na celu lepsze ukierunkowanie i rozwinięcie naszych działań. Postawa taka pomoże nam osiągnąć podwójny cel: z jednej strony nada naszej odpowiedzialności znaczenie i wartość chrześcijańską, powstrzymując jednocześnie napór sekularyzacji; z drugiej zaś uwolni działania hierarchii od zanurzania się w sprawach doczesnych, co poważnie zaważyłoby na skuteczności jej misji.
Sprawy, które tutaj przywołałem nie są nowe, ale bardziej z miłości do was niż z obowiązku chciałem je przedstawić, abyśmy wspólnie się wspierali w dochodzeniu do chrześcijańskiego stylu bycia, na chwałę Ojca. Powierzam te sprawy Duchowi Świętemu oraz Matce Najświętszej, aby otworzyli nam serca, rozjaśnili umysł, a ten da siłę naszej woli potrzebną do realizowania naszych zadań.
Wasz w Chrystusie Panu