Listy t. III - Święto Chrystusa Króla w roku 1970

Święto Chrystusa Króla w roku 1970

21 listopada 1970

Na początku chciałbym serdecznie przywitać ojca Heston, Sekretarza Kongregacji do spraw Zakonów i Instytutów Świeckich, który przybył do nas, aby przewodniczyć Eucharystii. Obecność ojca pośród nas wydaje się być znacząca, gdyż jest wyrazem naszego związku z Kościołem powszechnym, zwłaszcza z tą częścią Kościoła, do której zaliczają się Zakony i Instytuty Świeckie, jako że ojciec przewodniczy Kongregacji zajmującej się tym właśnie sektorem życia Kościoła.
Zacznijmy od krótkiego przedstawienia sytuacji w naszej rodzinie. Wiecie, że w tym samym czasie, w Rzymie gromadzi się wspólnota środkowo-południowa wraz z braćmi z Sycylii. Są też z nami duchowo obecni nasi chorzy. Może już dotarła do was wiadomość, że pogorszył się, w tych dniach, stan zdrowia Luigi Clerici, dla którego, z pewnością, jest to trudny czas. Nie może też być z nami Abele Nembri, jego stan, choć nie jest tak poważny jak Luigiego, nie pozwala mu na opuszczenie szpitala. Duchowo są też z nami nasi bracia z odległych stron. Jest z nami Aldo oraz Marino, który przybył złożyć śluby wieczyste. Jutro usłyszymy świadectwo życia tych naszych braci, którzy pierwsi udali się na kontynent afrykański. Z nami są też dwaj bracia: Sergio i Mario, którzy ucząc się angielskiego w Londynie, przygotowują się do wyjazdu do Afryki. Czujemy więc, że w tym momencie, tak ważnym dla naszego Instytutu, gromadzimy się razem, jak jedna rodzina.
Gromadzimy się tutaj w czasie niespokojnym, świat pełen jest bólu. Pomyślmy o tragedii Pakistanu, nie jest nam obojętna, chociażby z tego powodu, że cierpienia innych ludzi są naszymi cierpieniami. Wszyscy jesteśmy zaniepokojeni tym, co stanie się z ludzkością, która spazmatycznie poszukuje tego, czego jej najbardziej potrzeba, czyli spokoju i pokoju. A jednak wydaje się, że im bardziej tego poszukuje, tym więcej napotyka na swej drodze niepokojów, egoizmów, wojen, nienawiści. Wiemy, że sytuacja jest napięta i dlatego nie możemy pominąć tego faktu w naszym świętowaniu. Cierpienia te i zmartwienia nie należą tylko do świata, ale są także cierpieniami Kościoła. Za kilka dni, 26 listopada, Jego Świątobliwość wyruszy w długą podróż apostolską.
Wydarzenie to, wraz z już odbytymi podróżami, jest znakiem czegoś nowego w życiu Kościoła. Podróż ta nie jest wolna od głębokiej troski żywionej przez Papieża. Wszystkie te cierpienia, troski i oczekiwania ze strony Kościoła chcemy tutaj przywołać, aby chwile spędzone razem stały się dla nas źródłem żywej nadziei, dzięki radości, którą Pan nas obdarzył wzywając do konsekrowania się Jemu bądź do odnowy naszej konsekracji.

Po raz pierwszy w tym roku liturgia eucharystyczna, w trakcie której odbędzie się konsekracja, ofiaruje nam teksty szczególnie dostosowane do tej tak ważnej w naszym życiu chwili. Dzięki tym czytaniom każdy z nas może poczuć, że dokonujący się akt konsekracji jest żywotnie włączony w eucharystię, a my w misterium Chrystusa, Jego śmierć i zmartwychwstanie, a zatem w Paschę, która zaczęła się dla nas na chrzcie i w chwili naszej konsekracji Bogu osiąga swój najgłębszy wyraz.
Mówiąc o konsekracji, powtarzamy koncepcje wielokrotnie już słyszane, myślę jednak, że warto je przypominać. Poruszając ten temat nasze myśli biegną raczej ku Bogu, niż ku nam samym; ku Bogu, który położył swą dłoń na każdym z nas. Zdarza się, przecież, że spotykając się z przyjacielem, kładziemy mu dłoń na ramieniu, wyrażając tym samym głęboką więź nas łączącą. Bóg Ojciec czyni tak również z nami, jest to jednak o wiele głębszy związek - kładzie nam dłoń na ramieniu i patrzy nam w oczy czekając na naszą odpowiedź. A nasza odpowiedź nie może być inna, od tej, którą dał Mu Syn, w momencie posyłania na misję zabawienia: „Oto, przychodzę pełnić twoją wolę!" Zwróćcie uwagę na siłę wyrazu i głębię tego zawołania, w którym manifestuje się posłuszeństwo Chrystusa w stosunku do Ojca: „Oto, przychodzę pełnić twoją wolę! Oto cały sens naszej konsekracji.

Właśnie w tym celu łączymy się ściśle z misterium Chrystusa, aby wraz z Nim stać się posłuszni Ojcu, aż do śmierci krzyżowej. Słowa te lepiej niech pozostaną bez komentarza, niech każdy przechowa je w sercu i rozważa przed obliczem Boga. Chcąc w duchu wolności odpowiedzieć Ojcu: „Oto, przychodzę pełnić twoją wolę!". Czujemy, że powinniśmy zrzucić z siebie balast, spowalniający nasz marsz ku całkowitej wolności, zorientowanej na posłuszeństwo. I oto z pomocą przychodzi nam ubóstwo uwalniając nas od przywiązania do dóbr tego świata. Oto z pomocą przychodzi nam czystość uwalniając nas od miłości małżeńskiej, która, choć może być wspaniała i święta, ma zawsze pewien odcień miłości własnej, a ten należy wyeliminować tam, gdzie posłuszeństwo Ojcu wymaga całkowitego oddania, bez żadnych ograniczeń.

Trzy śluby, które składamy /które czterech z nas tego wieczoru wypowie ostatecznie jako śluby wieczyste, sześciu z nas, z niewymowną radością w sercu wypowie je po raz pierwszy, po długim okresie przygotowawczym, a pozostali je odnowią/ są wyrazem głębokiej potrzeby uczynienia całkowitego i bezgranicznego daru z siebie. Śluby stanowią istotę konsekracji Bogu, czyli głębokiego zjednoczenia z misterium śmierci i zmartwychwstania; z misterium śmierci, gdyż każdy z tych trzech ślubów niesie ze sobą uwierający nas cierń, jakiś krzyż, ale każdy z nich zawiera też obietnicę i radość zmartwychwstania. Złożymy śluby w momencie ofiarowania, aby w ten sposób przygotować materię ofiary, ponieważ kapłan wypowiadając nad chlebem i winem słowa konsekracji, wypowiada je niejako także nad nami.
Stając się w ten sposób ciałem i krwią Chrystusa, możemy potem wypowiedzieć, wobec misterium wiary, nasze zobowiązanie do bycia w świecie świadkami tegoż misterium: „głosimy śmierć Twoją, wyznajemy Twoje zmartwychwstanie i oczekujemy Twego przyjścia w chwale".

Fundamentem takiej postawy jest wiara, bez wiary pozbawione jest to sensu. Dla świata jest to szaleństwo. Tylko w wierze może znaleźć oparcie misterium ogarniające całe nasze jestestwo. Wiara wraz ze wszystkimi swymi wątpliwościami, wiara przechodząca w nadzieję, w oczekiwaniu na spotkanie, na którym opadnie wszelka zasłona i będziemy oglądać Tego, któremu się konsekrowaliśmy i dla którego się konsekrowaliśmy.
Wiara, która pomimo wątpliwości nie jest pozbawiona radości. Nie jest to jeszcze pełna radość spotkania twarzą w twarz, ale radość pośród udręk czasu teraźniejszego, jak o tym pisał św. Paweł. Radość ta różni się znacznie od radości tego świata, jest to radość wyciszona, niebiańska, zapowiedź przyszłej radości, a także znak, który jest zdolny objawić naszym braciom tajemnicę chowaną w naszym wnętrzu, która nas ogarnia z całą swą mocą.
Zakorzenione w wierze misterium konsekracji żywi się miłością /przypomniałem o tym Aspirantom w ostatnim wykładzie w tym roku, na zakończeniu cyklu tematycznego poświęconego właśnie ślubom/. Jest to miłość, która wymaga całkowitego zapomnienia o sobie, aby móc szukać tylko Tego, który zachwycił nas swą miłością i położył swą dłoń na naszym ramieniu. Jest to miłość nie znająca granic, rozlewająca się na wszystkich ludzi, bez różnicy. Świat potrzebuje miłości bezinteresownej, a my zobowiązując się do wiernego naśladowania Chrystusa, zobowiązujemy się, poprzez konsekrację, do takiej właśnie miłości.

A oto teraz, zgromadzeni w naszej wspólnocie, wspieramy się wzajemnie. We wspólnocie, która tego wieczoru przyjmie do siebie tworząc więź „trwałą, wzajemną i pełną" /jak czytamy w tekście Konstytucji/ sześciu braci, wzmacniając w ten sposób więź miłości istniejącą między nami. Więź ta pozwala każdemu z nas osiągnąć najgłębszy wyraz konsekracji przeżywając ją w sposób bezkompromisowy. I nawet, jeśli spędzamy mało czasu razem, to czujemy się wszędzie tam, gdzie jesteśmy złączeni tym węzłem, wspieramy jeden drugiego, pomagamy sobie wzajemnie, aby móc być w świecie znakiem tegoż misterium. A Eucharystia, którą będziemy przeżywać wieczorem uczyni z nas nowe stworzenie, o którym mówią teksty paschalne. Nowe stworzenie przeznaczone do zakwaszenia rzeczywistości, w której każdy z nas żyje; rzeczywistości, którą kochamy, gdyż jest przestrzenią powierzoną nam przez Pana po to, by ją przemieniać. Rzeczywistość ta może się też stać naszą kalwarią, ponieważ nigdzie nie jest powiedziane, że stając przed światem uzbrojeni w misterium miłości, musimy zostać przezeń przyjęci. Możemy się raczej spodziewać reakcji odrzucenia, gdyż świat nie chce słyszeć o krzyżu, nie chce nawet widzieć, jak ktoś krzyż przeżywa. Ale właśnie dlatego, tam gdzie będziemy, chcemy być nowym stworzeniem, a poprzez nasze umieranie dla siebie zakwasimy rzeczywistość, w której Pan nas umieścił. Poprosimy też Pana, gdyż tylko on może to uczynić, aby nasza ofiara złączona z Jego ofiarą mogła stać się dla świata powodem zmartwychwstania i nowości życia.

Z tą refleksją paschalną w sercu, pełną radości, chcemy udać się na ceremonię konsekracji. Będziemy postępować według ustalonego rytu i postaramy się uchwycić całe bogactwo w nim zawarte, począwszy od świec wręczanych składającym śluby wieczyste i tym, którzy je składają po raz pierwszy, a skończywszy na wręczeniu krzyża oraz tekstu Konstytucji. Krzyż zawiera w sobie pełnię misterium Chrystusa, a tekst Konstytucji wyraża sens i znaczenie naszego bycia razem, aby razem umrzeć, zmartwychwstać i żyć w radości Pana.