Listy t. III - Wartość rzeczywistości doczesnej

Wartość rzeczywistości doczesnej

l listopada 1970

... W naszych rozmowach często pojawiają się stwierdzenia, które należałoby od razu właściwie interpretować, aby nie stało się tak, że niewłaściwie zrozumiane wypaczą sens chrześcijańskiej wizji rzeczywistości.
Weźmy pod lupę stwierdzenie dotyczące wartości rzeczywistości doczesnej, czyli spraw i aktywności ludzkich. Mówi się, że mają one wartość same w sobie. Prawdziwość tego stwierdzenia zależy od zastosowanej przez nas interpretacji.
Wobec tego, pojawia się konieczność poprawnego stosowania pewnych sądów wartościujących, jeśli nie chcemy wejść na grząski grunt błędnych interpretacji.
Wychodząc od sposobu, w jaki zostało sformułowane stwierdzenie /ma wartość samą w sobie/ możemy wywnioskować, że poruszamy się w sferze sądów wartościujących. Sąd wartościujący wyraża tutaj pewien związek: między sprawami bądź aktywnościami, o których mowa, i ich celem. Im bardziej widać, że sprawy, bądź aktywności, dążą do osiągnięcia własnego celu, tym większą mają wartość. Na przykład, pióro, którym piszę ma wartość, o ile pisze; tym większą ma wartość, im lepiej pisze. Tym właśnie jest wartość pióra. Mogłoby też mieć wartość z innych powodów: gdyby było ze złota, jego wartość byłaby wartością tegoż minerału, nawet gdyby nie nadawało się do pisania. Gdyby było pamiątką po drogiej nam osobie, miałoby wartość sentymentalną, nawet gdyby nie nadawało się do pisania. Ale jako pióro ma wartość, o ile pisze i to pisze dobrze. Związek z celem jest zatem miarą wartości danej rzeczy czy aktywności. W tym znaczeniu można powiedzieć, że jakaś rzecz ma wartość samą w sobie, o ile jest rozpatrywana w swym własnym środowisku i w odniesieniu do swojego celu. Ale ocena może się zmienić, kiedy rzecz a w szczególności aktywność, jest rozpatrywana w szerszym kontekście i w perspektywie celu, który jest większy od niej samej. Stwierdzenie to staje się klarowne w odniesieniu do człowieka i jego aktywności, zwłaszcza wtedy, kiedy mamy do czynienia z chrześcijańską koncepcją człowieka, w której jest on przyporządkowany celowi transcendentnemu, określającemu wartość spraw i aktywności.

W tym przypadku cel ostateczny ogarnia całego człowieka, a w konsekwencji każdą jego aktywność, i jeśli chcemy wyrazić całościowy sąd wartościujący, to całkowita wartość każdej aktywności może zostać oceniona jedynie w odniesieniu do tego celu. Oczywiście, nie chodzi tu o to, że cel ostateczny ma anulować cel własny jakiejś konkretnej rzeczy czy aktywności, ale cel własny w perspektywie celu ostatecznego, staje się celem pośrednim. Chodzi zatem o to, żeby cel ostateczny bądź uwypuklił pośredni, tak aby z nim współgrał, bądź wykazał jego bezużyteczność czy szkodliwość, jeśli nie współgra z celem ostatecznym lub się mu przeciwstawia. W pierwszym przypadku cel pośredni powinien być realny. Jeśli jednak koncepcja celu pośredniego nie zakłada odniesienia do celu ostatecznego, czyli sam staje się celem ostatecznym, wtedy, nawet gdy zostanie w pełni zrealizowany, nie pociąga za sobą realizacji celu ostatecznego, lub może być dla niego przeszkodą.

Odwołam się znów do znanego nam przykładu. Pióro może pisać doskonale i mieć wartość, jako pióro. W rękach przeciętnego lub bezwartościowego pisarza stanie się narzędziem dzieł mało znaczących i sama w sobie wartość pióra nie osiągnie celu ostatecznego, którym w tym przypadku może być napisanie dzieła wybitnego. Pozostańmy w sferze sądów artystycznych, jak choćby ten: sztuka dla sztuki. A jeśli pójdziemy dalej i zapytamy pisarza o wartość ostateczną obejmującą sztukę i moralność, możemy oczekiwać dwu rozwiązań: w pierwszym pisarz posługując się doskonałym piórem, tworzy dzieło przeciętne /iluż takich mamy dzisiaj?/, a w drugim wartość dzieł pisarza jest tak wielka, że również jego pióro jest wychwalane, jakby to ono współtworzyło tę wartość. Ale można to też osiągnąć natrudziwszy się nieco, z piórem, które wśród piór nie grzeszy doskonałością. Przytoczyłem te przykłady, abyśmy lepiej zrozumieli, iż chrześcijańska obecność w świecie ma sens, kiedy oceniamy sytuację i na tej podstawie podejmujemy działania, mając zawsze przed oczyma cel ostateczny, który nadaje wartość celowi pośredniemu. Dotyczy to wszystkich ludzkich aktywności i tylko w ten sposób cel pośredni zyskuje pełną swą wartość. W związku z tym, stwierdzenie, od którego wyszliśmy /że aktywności ludzkie mają wartość same w sobie/ okazuje się uprawnione. Ale jeśli jakaś aktywność, której wyznaczamy cel pośredni, przypisuje sobie cel ostateczny, wypacza się i traci swą wartość.

Zadaniem chrześcijan jest niedopuszczenie do takiej sytuacji używając całej swojej inteligencji i nie dając się zbić z tropu z powodu niewielkich sukcesów lub ich braku, bo przecież istnieje grzech pierworodny, którego istotą jest stawianie się na miejscu Boga. Nie możemy o tym zapominać.
Ostatnio znalazłem w prasie taką wypowiedź: „nie zamierzam wrzucać do jednego worka sacrum i profanum, chcę rygorystycznie trzymać się świeckości. Nie sądzę, aby istniała polityka chrześcijańska czy socjologia chrześcijańska, ale mocno wierzę, że jeśli łączność z Chrystusem jest dla naszego życia sprawą zasadniczą, to musi warunkować każdy nasz wybór w sprawach nie tyle rozwiązań technicznych, ile dotyczących obrony człowieczeństwa". Jeśli nie istnieje polityka czy socjologia chrześcijańska, to znaczy, iż cel ostateczny nie ma wpływu na wybory doczesne, w jaki zatem sposób „warunkuje nasze wybory..." tam, gdzie chodzi o obronę człowieczeństwa? To właśnie świadomość istnienia celu ostatecznego chroni wybory doczesne przed niedopasowaniem do Boskiego planu. Nie umniejsza to w żaden sposób świeckości.
Zadaniem chrześcijan jest więc wypełnianie tego zamysłu, a jeśli jest to zadanie chrześcijan, to i nasze. Mamy być pośród świata zaczynem, a poprzez nasze zaangażowanie w sprawy świeckie „głosimy śmierć Chrystusa, wyznajemy Jego zmartwychwstanie oczekując Jego przyjścia w chwale".