Listy t. IV - We wspólnocie z Królem

We wspólnocie z Królem

25 listopada 1972

Uroczyste obchody święta Chrystusa Króla jeszcze raz gromadzą nas w radości wspólnoty z Nim oraz między nami; wspólnoty, której głębokość mierzy się stopniem więzi łączących nas z Chrystusem. Jedna i druga są tajemnicą wiary, przeżywaną w naszej ludzkiej rzeczywistości, w naszej materialności i z naszą wrażliwością; tajemnicą, która wszystko przekracza, gdyż wymyka się ludzkiej zdolności pojmowania. Chcę też powiedzieć, że urzeczywistnia się w tajemnicy jedności i miłości między nami, to, co obserwujemy w misterium eucharystycznym, gdzie rzeczywista obecność Chrystusa jest przysłonięta przez to, co się ukazuje naszym oczom. Obecność jest jednak realna i to dzięki niej nabiera wartości chleb i wino przemienione w ciało i krew Chrystusa, które są przecież dla naszych ludzkich zmysłów nieweryfikowalne, niewidzialne. Podobnie jest z tajemnicą tej wspólnoty, która sprawia, iż gromadzimy się wokół Chrystusa Króla.

Nasza z Nim wspólnota jest wspólnotą realną, my w Nim, a On w nas, także wspólnota między nami jest realna. Nie chodzi tylko o ludzkie więzi miłości, ale o więzi, których źródło jest w Nim mieszkającym w nas. Dlatego też tworzymy z Nim jedno ciało i stajemy się jednością w wielości.
Pragnąłbym, abyśmy te godziny przeżyli w świetle takiej wiary, doświadczając radości ze wspólnego spotkania i czerpiąc z niego żywotne siły, pozwalające nadać naszej konsekracji Bogu /po raz pierwszy, kolejny raz, czy na stałe/ nowy wymiar, głębszy i pełen entuzjazmu.
Nasza wspólnota jest tego rodzaju, że nie zna ludzkich ograniczeń. Dlatego są tu z nami ci, którzy poprzedzili nas w drodze do domu Ojca: od Ettore /pierwszy/ aż do Luigi /ostatni/. W zasadzie powinienem powiedzieć 'dwóch ostatnich', którzy odeszli na przestrzeni roku dzielącego nas od ostatniego święta: Abele i Luigi. Wspomnijmy ich w tym miejscu, lecz nie tylko w ludzkiej pamięci, ale poczujmy ich wspólnotę z nami, gdyż bardziej od nas są zjednoczeni z Królem, z Jezusem, którego królewskość świętujemy dzisiaj.

We wspólnocie z nami, choć odlegli w przestrzeni są: w Rzymie wspólnota środkowo-południowa wraz z większością wspólnoty z Veneto i oni gromadzą się w tym samym czasie, co my, w łączności z nami pomimo dzielącej nas odległości. Bóg będąc spoiwem tej wspólnoty jest równocześnie z nami i z nimi. A jeszcze dalej są nasi braci z Afryki: trzech z Kongo i dwóch z Zambii. W napisanym do nas liście czytamy: „Zbliża się święto Chrystusa Króla i chcemy was zapewnić o naszej łączności w modlitwie".
We wspólnocie z nami pozostają też dwie osoby, których nie ma tu z nami, choć chcielibyśmy, aby były. Antonio, który poprosił o czas na przemyślenie swego powołania oraz jeden z dwu Aspirantów, którzy dzisiejszej nocy miał złożyć śluby, także on poprosił o czas do namysłu. Z nimi również odczuwamy wspólnotę, gdyż jestem pewien, że w tym czasie, w którym jesteśmy tu zgromadzeni, oni są myślami przy nas i w łączności z nami. Sądzę, że obecność tej duchowej wspólnoty pomoże im lepiej pojąć wolę Bożą w stosunku do nich i ją wypełnić.

W łączności z nami są także chorzy, którzy nie mogli dziś przybyć oraz ci, którzy nie mogli pozostawić swych chorych bliskich i przyjadą w niedziele rano. Naprawdę wierzę, że poczucie łączącej nas, w tym momencie, tajemnicy wspólnoty przysłuży się nam i że nie jest to tylko uczucie ludzkiej sympatii, ale coś znacznie głębszego; że jest to rzeczywistość, którą można pojąć tylko wiarą i dzięki niej wszystko nabiera innych kształtów opromienione Boskim światłem.

Pozostając w głębi duchowej wspólnoty z Chrystusem i między sobą chcemy towarzyszyć tym, którzy składają dziś śluby wieczyste /jeden jest obecny wśród nas, a drugi w Rzymie/, czy swoje pierwsze śluby /jeden z Aspirantów/. Chciałbym, abyśmy z tej okazji wprowadzili drobną zmianę w naszej ceremonii, która wydaje mi się współgrać z tym, o czym mówię. W poprzednich latach wzywaliśmy zainteresowanego do wystąpienia do przodu, a on odpowiadał 'Deo gratias'. Chciałbym wprowadzić pewną innowację: wezwany miałby mówić „jestem tu, jestem gotów", a wspólnota odpowiadałaby „Deo gratias" . Myślę, że włączenie, na pełnych prawach, do wspólnoty jest darem Boga, dlatego też wspólnota, wzbogacona tym darem, powinna wyrazić swoją radość głośnym Deo gratias. Następnie chciałbym, aby trzy osoby, które rozpoczną Aspiranturę przedstawiły się zaznaczając, tym samym, swą obecność wśród nas.
W tym duchu wspólnoty przygotujmy się do uroczystości konsekracji Bogu nas wszystkich. Swoją konsekrację odnowią także osoby, które wiele lat temu złożyły już śluby wieczyste, ale każdego roku, w święto Chrystusa Króla, odnawiają w swoim sercu wolę konsekracji. Powtarzamy każdego dnia bądź kilka razy dziennie: „Przyjdź królestwo twoje, bądź wola Twoja", te dwa wezwania są ze sobą ściśle związane, ponieważ królestwo Boże przychodzi poprzez czynienie woli Bożej. Nie ma innego sposobu na przyjście królestwa, gdyż tworzy się ono poprzez ustanowienie pośród ludzi woli Boga. Wola Boga jest zbawieniem i radością dla wszystkich. Konsekracja Bogu to akt przyjęcia w sercu oraz całym naszym jestestwem woli Boga za swoją jedyną wolę. Konsekwencją tego jest nasze zaangażowanie w usuwanie, dzień po dniu, wszelkich przeszkód stojących na drodze woli Boga. Chcemy usuwać te przeszkody blokujące w nas pełnię woli Bożej poprzez zobowiązanie do trzech ślubów: ubóstwa, czystości i posłuszeństwa. Przeszkody te nie pozwalają, aby wola Boża całkowicie nami owładnęła, aby stała się naszą wolą i upodobniła nas do Niego, aby nasze serce biło jak serce Boga; nie pozwalając, abyśmy byli ludźmi jednej miłości i
właśnie z tego powodu zdolni do kochania wszystkich i wszystkiego tak, jak kocha Bóg. Taki jest właśnie głęboki sens konsekracji: związanie się z Bogiem pragnieniem zjednoczenia się z Nim usuwając to wszystko, co się temu przeciwstawia.
Przedstawione wyżej rozumowanie ma sens jedynie w wymiarze wiary, jeśli umiemy w naszych sercach powiedzieć za Janem: „Myśmy poznali i uwierzyli miłości" /1J 4, 16/. Miłości Tego, który pierwszy nas umiłował, który od zawsze nas miłuje, gdyż nie ma w Nim przed i po, i wzywa nas do całkowitego oddania w miłości.

Nasze powołanie zakorzenione jest w wierze i wiara ma nas uzdolnić do odkrywania w realiach codzienności tajemnicy Bożej obecności, która pragnie zbawiać, odkupić całą rzeczywistość, aby ją porządkować zgodnie z Bożą wolą. Zadanie to powinno być powierzone ludziom, którzy są jednym sercem i jednym umysłem z Bogiem, których ręce są rękami Boga wyciągniętymi nad światem po to, by nim kierować po myśli Boga.
Dlatego też w kierunku Kościoła, gdzie w trakcie eucharystycznej ofiary dokona się akt konsekracji, idziemy z zapaloną świecą, która symbolizuje światło wiary i pragnienie jej pogłębienia. Prosimy o wiarę, która pozwoli nam wniknąć w to, co było kulminacją misterium miłości, w którym zostaliśmy pierwsi ukochani, czyli w miłość aż po śmierć na krzyżu.

Misterium miłości osiąga tutaj swój najwyższy i najgłębszy wyraz i trzeba umieć przyjąć to prawo jako nieodłączny element tajemnicy chrześcijaństwa i tajemnicy naszej konsekracji. Konsekracja, która nie hartuje się w cieniu krzyża, najprawdopodobniej nie odnajdzie swej właściwej drogi. Dlatego też, aby wyrazić głębokie znaczenie tej rzeczywistości, w akcie konsekracji jest nam wręczany krucyfiks, a towarzyszą temu słowa Pawła: „nie będę się chlubił z czego innego, jak tylko z krzyża Chrystusa" /Ga 6,14/. Łatwo się wypowiada te słowa, ale już życie nimi nie jest takie łatwe, zwłaszcza wtedy, gdy krzyż nie przychodzi pod postacią męczeństwa, ale jest upokorzeniem przeżywanym w cichości, czy niepowodzeniem, które uniemożliwia ci zrealizowanie jakiegoś dobra, a wydaje ci się, że właśnie po to się konsekrowałeś. Może to być krzyż bycia w cieniu, krzyż pogardy, bądź krzyż odsunięcia. Mamy być przygotowani na to, żeby nie chlubić się z niczego innego, jak tylko z krzyża. Chrystusa, gdyż jest to właściwy środek do zrozumienia prawdziwego znaczenia Błogosławieństw: „błogosławieni, którzy płaczą", „błogosławieni, którzy się smucą", „błogosławieni, którzy cierpią prześladowania dla sprawiedliwości" /Mt 5, 3-10/.

W ten sposób uczynimy nasze powołanie żyzną glebą, ale nie na nasz sposób, lecz na sposób Boży, a w Bożej logice sukcesu czy niepowodzenia nie mierzy się miarą naszych wysiłków, ale tym, co Bóg 'wydobywa', w tajemnicy swego odkupienia, także z naszych działań.

Myślę, że właśnie w tym mieści się głęboki sens naszego aktu konsekracji. Ma on napełnić nową wartością wykraczającą poza granicę wyznaczoną upływem czasu, całą naszą rzeczywistość, wszystkie nasze czyny, pracę naszych rąk i umysłu, nasze siły, nasze możliwości w poszczególnych obszarach naszej działalności. A jeśli nawet rezultaty naszych działań nie będą widoczne w czasie, to z pewnością ujawnią się poza czasem, tam gdzie misterium obecności pierwiastka Boskiego w ludzkim objawi się w całej pełni, widocznej w rzeczywistości Królestwa bez końca, które stanowi ostateczny cel naszej konsekracji; królestwa, które, choć nie jest z tego świata, to na tym świecie rozpoczyna się jego budowanie.

A teraz, z duszą napełnioną taką wizją i z sercem czuwającym, z otwartością na ogarniającą nas łaskę i miłość Bożą, wyjdziemy do Niego i złożymy Mu w darze naszą skromną rzeczywistość, aby Pan wydobył z niej wszelkie moce przekraczające nasze niewielkie siły i aby uczynił z nas narzędzia służące do budowy Królestwa Bożego. Dowodem na pozytywną rolę pamięci jest chrześcijańskie pojmowanie rzeczy minionych polegające na uaktualnianiu, nadawaniu nowych, żywych treści przeszłym zdarzeniom.
Mając to na uwadze, musimy być zawsze świadomi, że stanowimy egzystencjalną syntezę miedzy przeszłością a teraźniejszością, skierowaną ku przyszłości; która, między innymi, za naszą przyczyną będzie odmienna od tego, co było i co jest. Nigdy jednak nie będzie oderwana od przeszłości i teraźniejszości. Rozważania te prowadzą nas do zgłębiania tajemnicy więzi międzypokoleniowych /chcemy tego czy nie/ oraz tajemnicy dziejów, które są historią zbawienia.

Kilka miesięcy temu, z pewnością nie po to, aby uciec w przeszłość, zaproponowaliśmy profesorowi Lazzatiemu, aby uporządkował swoje listy adresowane, na przestrzeni lat, do członków Instytutu. Jesteśmy przekonani, że wraz z innymi jego tekstami będą one stanowiły cenny materiał do poznania korzeni naszej tożsamości jako członków.