Świadectwo Amilcare Risi

Wiedząc, że nie jestem tego godzien, z pewnym niepokojem przyjąłem zaproszenie, z jakim zwrócił się do mnie mój przyjaciel Luciano Caimi. Zaproponował mi, abym podzielił się wrażeniami, jakie znajomość z Lazzatim, najpierw pośrednia, a potem osobiste częste kontakty, we mnie wzbudziły. Uważam, że ile by nie powiedzieć o Lazzatim, biorąc pod uwagę bogactwo i złożoność jego osobowości, będzie zawsze umniejszeniem jego postaci. Spotykałem się osobiście i często z Lazzatim od 1965 do 1967 r. jako członek diecezjalnej rady Akcji Katolickiej, której on przewodniczył i jako odpowiedzialny za mniejsze ośrodki duszpasterskie, a także za przygotowanie protokołów z posiedzeń rady.

Było to w trudnym okresie przemian w Kościele i w społeczeństwie, którym podlegała także sama Akcja Katolicka. Zmiany te doprowadziły w 1969 r. do przyjęcia nowego Statutu AK i do zniesienia czterech wyodrębnionych w ramach ruchu struktur. Skutki Soboru w rzeczywistości eklezjalnej często miały charakter przełomowy, nie zawsze jednak przynosząc pozytywne skutki w zakresie duszpasterskim i wychowawczym. W rzeczywistości eklezjalnej zaczęły bowiem być widoczne pierwsze objawy nietolerancji wobec tego, co miało charakter instytucjonalny. Później przybrały one formę kontestacji. Na szczeblu diecezjalnym natomiast Akcja Katolicka doświadczała procesu przechodzenia młodzieży z GIAC (Gioventù Italiana Azione Cattolica - Akcji Katolickiej młodzieży włoskiej) do GS (Gioventù studentesca - ruch młodzieży studenckiej) co doprowadziło do powstania ruchu Komunia i Wyzwolenie i utworzenia, poczynając od 1971 r. nowego stowarzyszenia młodzieży w strukturach Akcji Katolickiej. Mam powody, by uważać, że mianowanie Lazzatiego przewodniczącym diecezjalnej Akcji Katolickiej nie było przypadkowe. Lazzati umiał pokierować stowarzyszeniem w trudnych chwilach, jako nauczyciel i świadek, zaś jego charyzmat pozwolił stawić czoła charakterystycznym dla tego okresu podziałom, doprowadzając nie tylko do odnowy stowarzyszenia, ale sprzyjając stabilizacji duszpasterstwa diecezjalnego w obliczu wspomnianych wydarzeń. W tej tak skomplikowanej sytuacji uderzający był sposób zachowania Lazzatiego, jego styl i jego stosunek do innych, zawsze naznaczony prostotą i pokorą, które nie wykluczały jednak stanowczości w kwestii wyznawanych wartości i respektowania wskazówek duszpasterskich hierarchii kościelnej. Podczas posiedzeń rady nie brakowało ostrych sporów, a niektóre wystąpienia, mimo powierzchownej dość motywacji, charakteryzował przede wszystkim prowokacyjny ton. Lazzati, uczestnicząc w dyskusji, nigdy nie nawiązywał do swojej kultury, do swojego zawodu, do swojej historii osobistej. Jego osoba, jego osobiste doświadczenia nie były argumentem w dyskusji, chociaż przecież mógłby postępować inaczej. Styl Lazzatiego charakteryzowała umiejętność słuchania wszystkich, nawet tych, których opinie były sprzeczne z jego przekonaniem i wskazówkami. Podczas bardzo ożywionych dyskusji na posiedzeniach rady diecezjalnej Lazzati potrafił oddzielić poglądy od osób, wobec których był zawsze otwarty na dialog i konfrontację. Również jego sposób ubierania się (mogę to złożyć na karb jego pokory, a w szczególności niewielkiego znaczenia jakie przypisywał swojej osobie) był charakterystyczny. Zwykle Lazzati ubierał się w sposób godny: nie był zaniedbany, ale też i nie był zbyt elegancki. Kiedy natomiast pełnił ważne funkcje o znaczeniu publicznym, jego ubranie zmieniało się, stawało się lepsze. Stwierdziłem ten fakt przy różnych okazjach i mam powody by sądzić, że odmienny strój wynikał z szacunku, jakim darzył pełnioną przez siebie funkcję, nie zaś własną osobę, która, kiedy zaangażowany był tylko we własnym imieniu, nie była przedmiotem żadnej szczególnej uwagi. Jeszcze jeden aspekt osobowości Lazzatiego, który mnie uderzył, to jego wiara. Można było domyślać się głębi jego religijnych przekonań, kiedy poruszał tematy związane z wymiarem transcendentnym życia, nie ograniczając się tylko do relacjonowania pojęć. Charyzmat Lazzatiego przy tym pozwalał mu mówić rzeczy najtrudniejsze w sposób zrozumiały dla wszystkich. Uczestniczył w doświadczeniu życia, pozostając w głębokiej więzi z Jezusem. I właśnie owo osobiste doświadczenie Boga przydawało autorytetu jego wypowiedziom i uwidaczniając jego silne pragnienie, aby innym przekazać Jezusa. Życie Łaski, plan Boży odnośnie człowieka, uświęcenie świata - to tylko niektóre aspekty przeżywania przez Lazzatiego wiary. Cała jego egzystencja była nakierowana na budowanie Królestwa Bożego, na wychowanie, ewangelizację, służbę Kościołowi i światu, na prowadzone z wielkim zaangażowaniem poszukiwanie miejsca wiernych świeckich w świecie. W jego wystąpieniach można było dostrzec charakterystyczną bogatą osobowość człowieka wiary, zaangażowanego w budowanie Królestwa Bożego.

Najbardziej uderzające u Lazzatiego było dla mnie radykalne przeżywanie przez niego wiary: bezinteresowne zaangażowanie i pokorne, uporczywe kontynuowanie powierzonego mu zadania, przekonanie do wizji Kościoła soborowego, którą promował z wielką pasją, oraz zgodne z nauką soborową i z hierarchią Kościoła poszukiwanie miejsca wiernych świeckich w Kościele i w świecie. Fascynująca była również jego gorąco upragniona synowska relacja komunii z Kościołem. Świadomość, że przekaz ewangeliczny wymaga zdecydowanego radykalizmu zmuszała go do poszukiwania w Kościele jak najściślejszej spójności. A kiedy czasem nie udawało mu się tego osiągnąć, cierpiał z tego powodu dotkliwie. Prywatnie, miałem czasami okazję być świadkiem, jak okazywał to cierpienie, które nigdy nie wyglądało na krytykę, a raczej na podkreślenie jakiejś wady ukochanej osoby, którą na osobności, dyskretnie starał się korygować. Nadzwyczajna była również jego umiejętność wyczuwania i odczytywania głębokich przemian zachodzących w Kościele i w społeczeństwie. Ożywiał ją przy tym ewangeliczny niepokój, by nieść wszystkim, a w szczególności tym, którzy są daleko, dobrą nowinę.

Ten człowiek, tak bogaty wewnętrznie, ten uczony mający złożone doświadczenia życiowe, wynikające z przyjmowania na siebie odpowiedzialności w sytuacjach trudnych i delikatnych, ten człowiek, który cytował po łacinie pisma Ojców Kościoła, równocześnie potrafił powiedzieć ci najgłębszą prawdę w sposób rozbrajający swoją szczerością.

Osobiście jeden fakt wywarł na mnie wielkie wrażenie. Wracając pewnego razu ze spotkania w jednej z miejscowości należących do naszej diecezji, zatrzymaliśmy się przy kościele na krótki odpoczynek. Weszliśmy też do środka świątyni. Wewnątrz, pamiętam dokładnie, cztery starsze kobiety odmawiały różaniec. Przez chwilę modliliśmy się wraz z nimi, a po wyjściu z kościoła Lazzati wziął mnie pod ramię i powiedział: „Widzisz, Risi, w modlitwie tych czterech kobiet jest wielka siła Kościoła”.

Zakończę to moje krótkie świadectwo stwierdzeniem dwóch faktów: uważam za łaskę, że znałem i mogłem mieć kontakt z Lazzatim. Uważam też, że jest święty i nie waham się prosić go o wstawiennictwo.