Świadectwo Daniele Cappelletti

Tydzień temu obchodziliśmy niedzielę Pięćdziesiątnicy. Jeżeli dobrze pamiętam, chociaż nie jestem wielkim specjalistą od liturgii, tego samego dnia obchodziliśmy również święto Nawiedzenia Najświętszej Maryi Panny. Jak mi się wydaje Matka Boża jest protektorką Instytutu Chrystusa Króla. Następnego dnia, 1 czerwca przypada dzień św. Justyna męczennika.

Kiedy przyjechałem do Pustelni, ogarnęła mnie fala wspomnień związanych z życiem i nauczaniem, jakiego Lazzati udzielał młodym. I nie będzie przesadą, jeśli powiem, że wspomnienia te obudziły we mnie pewien niepokój i troskę o dzisiejszą młodzież. Pisze do mnie wielu profesorów, którzy z racji swojej pracy mają do czynienia z młodzieżą. I widać wyraźnie brak Lazzatiego na przykład w tym, co odnosi się do powołań i wychowania humanistycznego tych chłopców. Wcześniej mons. Ferrari zastanawiał się, dlaczego nie potrafimy stawiać dokładnej diagnozy. Ja z pewnością tego nie umiem. Będę więc mówił tak, jak mi serce dyktuje. Nie znamy terapii, ale jedna rzecz jest pewna: młodzi, którzy przyjeżdżali do Pustelni wiedzieli, że wezwanie Lazzatiego to rzecz poważna.

Jeden z wielu przykładów: nawet o północy (a są tu tacy, którzy mogą o tym zaświadczyć) przed pokojem Lazzatiego stała kolejka. Profesor wracał do pokoju zmęczony, ale my, młodzi staliśmy w kolejce, czekając na niego. Pewnego razu wszedłem jako ostatni do jego pokoju. Zanim drzwi się za mną zamknęły Emilio Binda zwrócił mi uwagę, abym nie nadużywał dobroci Lazzatiego i jego gotowości do wysłuchania mnie. Przyszedłem, bo musiałem powiedzieć mu o niektórych sprawach. Była pierwsza w nocy, ale profesor był gotów mnie wysłuchać. Jeśli się nie mylę, wstawał chyba o czwartej, czy wpół do piątej. Podczas rozmowy profesor zapytał mnie o jednego z młodych: „Dlaczego on do mnie nigdy nie przyjdzie?” Nie wiem, czy taka jest i wasza opinia, ale ja sądzę, że po prostu brakuje osób, które naprawdę kochały by młodzież i potrafiłyby jej to okazać.

I ostatnia rzecz, odnosząca się do św. Justyna męczennika. To nie przypadek, że kard. Carlo Maria Martini podczas pogrzebu Lazzatiego zacytował, jeśli dobrze pamiętam, spośród wszystkich Ojców Kościoła, tego właśnie świętego na pierwszym miejscu. Lazzati pisał, że św. Justyn poznawszy prawdę Chrystusa był pod jej wpływem, ale czuł też potrzebę konfrontacji z innymi ludźmi poszukującymi okruchów prawdy, słynnych znaków Logos i ziaren Ducha Świętego. Tym jednak, co uderzyło mnie w słowach Lazzatiego, których nie udało mi się odnaleźć, było to, że św. Justyn wniósł te odkrycia do chrześcijańskiej wspólnoty. Życzę więc nam wszystkim, zwłaszcza dziś, gdy integryzm, obawy, niepewność i paraliż duchowy dominują również wśród chrześcijan, abyśmy - postępując według tych słów Lazzatiego - potrafili realizować je i dostosowywać do naszych czasów. 

"Comunicare" 10/2009