Świadectwo ks. Giovanni Giudici

Już wcześniej, w homilii, powiedziałem wam, co myślę i co zachowałem w sercu ze znajomości z profesorem Lazzati. Teraz więc podzielę się z wami tylko krótką refleksją i osobistym świadectwem. Będą one dotyczyć okoliczności, w jakich poznałem prof. Lazzatiego.

W 1954 r. kiedy byłem jeszcze bardzo młodym człowiekiem, profesor Lazzati przyjechał do Varese aby wygłosić wykład dla absolwentów katolickich. W tamtych latach ojciec mój był przewodniczącym zrzeszenia katolickich absolwentów. Profesor więc kolację jadł u nas w domu i właśnie wtedy widziałem go po raz pierwszy. Z wykładu, który wówczas wygłosił, po sześćdziesięciu latach pamiętam jeden zasadniczy fragment, który wywarł na mnie duże wrażenie. Nie przypominam już sobie dokładnie, co było tematem samego wykładu, ale Lazzati porównał w nim życie chrześcijanina do wiosny w przyrodzie. Ukazał, że podobny do odradzającej się do nowego życia przyrody z jej fascynującą harmonią, jest przypadek tych, którzy przyjmują chrześcijaństwo i podążają wyznaczoną przez niego drogą. Widzicie, pamiętam jeszcze ten fragment ponieważ - moim zdaniem - słowa te naznaczyły moje życie i sprawiły, że nie raz powracałem do tej myśli w moim życiu jako chrześcijanina, który dąży do osiągnięcia pełni dojrzałości duchowej, ludzkiej a także obywatelskiej.

Sądzę, że miałem wielkie szczęście, kiedy udało mi się zaprosić go na moją prymicyjną mszę świętą. Wiecie, że w tamtych czasach (nie sądzę aby nadal zachowywane były takie trochę szczególne zwyczaje) istniała funkcja świadka przyjęcia święceń kapłańskich uczestniczącego również we mszy świętej prymicyjnej. I prof. Lazzati przyjechał z tej właśnie okazji. 

W latach późniejszych mogłem obserwować prace Instytutu, prowadząc w pierwszych latach kapłaństwa rozważania dla aspirantów. Wówczas dostrzegłem jeszcze jeden ważny aspekt postaci Lazzatiego - jego prostotę. Przez trzy, czy cztery lata odprawiania przez mnie mszy świętych i wygłaszania homilii widziałem jak Profesor słucha mnie, modli się i jak inspiruje go to, co powiedziałem. Wyczuwając w nim uważnego i otwartego ducha, byłem tym uderzony. Zawsze też wielkie wrażenie wywierały na mnie jego skromność, surowość i powściągliwość, a także sympatia, jaką wzbudzał. Pracując z aspirantami miałem okazję wiele czasu spędzić tutaj, w Pustelni. Ja celebrowałem msze święte, a profesor Lazzati nauczał. Kilka razy poszliśmy wspólnie na przechadzkę. Będąc świadkiem jego powściągliwości, jego sposobu patrzenia na rzeczy, na jedzenie, na poszczególne osoby, byłem pod wielkim wrażeniem.

Naturalnie, kiedy dzisiaj zastanawiam się, co ma jeszcze do powiedzenia współczesnym ów mężczyzna, wywodzący się z lombardzkiego mieszczaństwa, żyjący w czasach faszyzmu aż po epokę globalizacji, który - jak widać to na fotografiach - ubierał się, postępował i mówił, jak człowiek swoich czasów i kondycji, to myślę, że żywe pozostają dwie istotne kwestie. Pierwsza z nich to kwestia siły, siły, której nam potrzeba, bo - jak wspomniałem również w homilii - chrześcijanin idzie na wojnę. To nie jest ktoś, kto podąża tylko drogą po płaskim. Chrześcijanin to ktoś, kto idzie na bój. Oczywiście jest to wojna wewnętrzna, duchowa, która zobowiązuje do powściągliwości, do powagi, do zaangażowania. Wydaje mi się że ten właśnie aspekt wykracza poza granice czasu, wykracza poza określoną przestrzeń, w której Lazzati żył wśród nas. Myślę, że to bardzo ważne przesłanie na dzisiaj. Właśnie dlatego, że tworzymy chrześcijańską wspólnotę w tak trudnych, pełnych sprzeczności czasach. Właśnie dlatego przesiąknięte pogodną powściągliwością podejście do życia Lazzatiego może stać się naszym wspólnym dziedzictwem, dziedzictwem wszystkich ochrzczonych. I wydaje mi się, że Lazzati ukazuje to bardzo jasno. 

Inny aspekt postaci profesora to aspekt nadziei. Zawsze wyczuwałem w Lazzatim - jak słyszeliśmy to również w tym pięknym jego komentarzu - człowieka, który patrzy na rzeczywistość przekonany, że wszystko dokonało się w pozytywnym sensie tego stwierdzenia. Pasja, śmierć i zmartwychwstanie Jezusa doprowadziły do pełni nowego stworzenia. I to, co usłyszałem owego wieczora w Varese tak wiele lat temu to właśnie były słowa nadziei. Ten aspekt wydaje mi się bardzo ważny dla nas jako wspólnoty chrześcijan, wspólnoty ochrzczonych którzy wiedzą, że dokonało się zbawienie. Powinniśmy dostrzegać w nas i wokół nas znaki, które o tym świadczą i starać się, aby nadzieja płynąca z Ewangelii była przez nas praktykowana na co dzień. 
Dziękuję wam i życzę owocnej kontynuacji tego spotkania.

"Comunicare" 10/2009