Przemówienie podczas nabożeństwa żałobnego za Emilio Tresaltiego (Ivan Netto)

Mam przyjemność zabrać głos podczas tej uroczystości, aby uczcić pamięć Emilio Tresaltiego, który był jedną z najbliższych i najdroższych osób w moim życiu; na zawsze pozostanie w moim sercu. Był dla mnie wzorem, przykładem zarówno w życiu duchowym, jak i zawodowym, bo obaj byliśmy lekarzami. Ponadto przez wiele lat był moim Odpowiedzialnym w Instytucie. Widziałem w nim doskonałą harmonię między życiem duchowym i zawodowym.

Poznałem go w 1987 r., kiedy wstąpiłem do Instytutu Świeckiego "Cristo Re" jako kandydat, trzydzieści cztery lata temu, miałem wtedy 29 lat. Zawsze utrzymywałem z nim kontakt, aż do jego smutnego odejścia miesiąc temu. Dla mnie była to ziemska twarz profesora Giuseppe Lazzatiego. Żył i oddychał duchem Konstytucji, które zawsze nosił przy sobie, nawet podczas swoich licznych podróży.

Instytuty świeckie były zupełnie nieznane w Indiach, kiedy do nich dołączyłem. Moi rodzice dowiedzieli się, co to takiego, podczas kolacji z nim. Gdy go poznali, wyrazili zgodę, abym wstąpił do Instytutu. Gdyby nie on, pewnie wylądowałabym gdzie indziej.

Był apostołem dla instytutów świeckich, a także dla naszego Instytutu. Podróżował do każdego zakątka świata, aby znaleźć nowych członków dla Instytutu.

Był to człowiek o dalekosiężnej wizji! Inaczej postrzegał rzeczywistość. Był on założycielem, a następnie konsultantem Azjatyckiej Konferencji Instytutów Świeckich (Asian Conference of Secular Institutes), podczas mojej kadencji jako Przewodniczącego. Podstawowym założeniem było organizowanie spotkania ACSI co dwa lata w Bangkoku, ponieważ jest to miejsce łatwo dostępne dla wszystkich. Tresalti pomógł nam zrozumieć i zastosować w praktyce fakt, że celem ACSI jest pomoc instytutom świeckim w rozwoju w Azji, tak aby dotrzeć do wszystkich krajów azjatyckich, nawet tych najbardziej nieosiągalnych. Tak więc w trakcie mojej kadencji zorganizowałem spotkanie na Filipinach i w Seulu. Obecnie instytuty świeckie rozrastają się i organizują spotkania w całej Azji.

Tresalti zawsze z wielką pasją angażował się w rozwój Instytutu na całym świecie. Ilekroć przyjeżdżał do Indii na spotkanie studyjne, rekolekcje lub uroczystość ślubów, organizował osobiste spotkanie z kardynałem, arcybiskupem lub miejscowym biskupem, co nie zawsze było łatwym zadaniem. Spotykał się z nimi i opowiadał im o powołaniu instytutów świeckich. W ten sposób, z biegiem lat, instytuty świeckie dały się poznać hierarchii kościelnej i całemu światu.

Był bardzo "technologiczny" jak na swój wiek. Wykorzystał technologię do rozpowszechniania ogólnie instytutów świeckich, a naszego w szczególności. Używałem telefonu satelitarnego, aby realizować zadania Instytutu i utrzymywać kontakt z różnymi strefami i Wspólnotami. W tamtych czasach nie było telefonów komórkowych ani różnych usług wideokonferencyjnych, takich jak dzisiaj.

Indie to kraj, w którym żyje wielu biednych ludzi. Początkowo myślałem, że będę żył w ubóstwie w stylu Matki Teresy. Zaniepokoił mnie fakt, że podróżowanie kosztuje, myśląc o wielu Hindusach, którzy potrzebują pomocy finansowej. W związku z tym pamiętam, że kiedyś powiedział mi stanowczo: "Żyjemy ubóstwem Jezusa, a nie Judasza". Aby wykonywać dzieło Jezusa i budować Kościół i świat, nie miał wątpliwości, że trzeba do tego wykorzystywać nasze fundusze. Później się o tym przekonałem. Gdybym trzymał się swoich początkowych pomysłów, nie byłbym w stanie nic zrobić.

Był świetnym komunikatorem, z wielkim szacunkiem dla ludzi i ich kultur. Pamiętam, że ponownie czytałem niektóre z jego przemówień, które wygłaszał w Somalii, kraju, w którym spędził długi czas z dala od Włoch. Bardzo go kochali. Miał przyjaciół na całym świecie. Kiedyś zapytałem go, który kraj uważa za najlepszy. Powiedział: "Każdy kraj jest wyjątkowy, nie ma jednego kraju, który można nazwać najlepszym. Wiem, że bardzo kochał Indie i Hindusów i kiedyś powiedział mi, że myśli o przeprowadzce do Indii, kiedy przejdzie na emeryturę. Później jednak zmienił zdanie. Lubił indyjskie ubrania, „kurta” (spodnie i długie koszule) i „khadi” (wizytowe marynarki ze stójką).

Był człowiekiem "świeckiej modlitwy". Zauważyłem, że nie miał on stylu "pobożnego laika", zawsze siedzącego w pierwszym rzędzie kościoła, był raczej laikiem pogrążonym w swoich świeckich obowiązkach. Szczególnie umiłował Pismo Święte i codzienną Eucharystię. Było to widoczne, gdy wnosił swój duchowy wkład.

Uwielbiał czytać i miał bardzo bogatą osobistą biblioteczkę. Posiadał głęboką wiedzę na temat aspektów duchowych, powołaniowych i świeckich. Uwielbiałem ściągać materiały z jego laptopa... za jego zgodą, oczywiście. Większość moich prezentacji na temat instytutów świeckich opiera się na jego notatkach, które zebrałem podczas rekolekcji lub sesji formacyjnych, zwłaszcza tych dotyczących życia prof. Lazzatiego.

Dodam osobistą refleksję: był troskliwym i uważnym Odpowiedzialnym. Dzięki jego wsparciu i zachęcie byłem w stanie pozostać mocno zakotwiczony w moim powołaniu w bardzo trudnych czasach. Z wielką cierpliwością wysłuchiwał wszystkich kwestii, które najbardziej mnie nurtowały i starał się pomóc mi rozeznać Boży plan dla mnie. Jedno z najbardziej wnikliwych zdań, które powiedział do mnie, jako nowego aspiranta, brzmiało: „nigdy nie jesteś sam, Bóg zawsze jest z tobą”. Jego e-maile były również krótkie, ale bardzo treściwe. Gdy wysłałem mu moją prośbę o śluby wieczyste, odpowiedział mi: „Pamiętaj, wieczyste znaczy na zawsze. Niech Bóg doprowadzi w Tobie swoje dzieło do końca”.

Dla mnie był on naprawdę wzorem do naśladowania. Utrzymywałem z nim kontakt przez Skype, aż do miesiąca poprzedzającego jego przejście do lepszego życia. Pokazał mi wszystkie leki, które brał itd. Powiedział mi również, że jego pamięć nie jest już tak dobra. Kiedy zapytałem go, czy mnie jeszcze pamięta, wykrzyknął: "Oczywiście!" Było mi bardzo miło.

Powiedzieli mi, że ma chorobę Alzeihmera, więc przygotowywałam się do ostatecznego pożegnania. Myślę, że Pan przygarnął go we właściwym czasie. Byłoby bardzo smutno widzieć go przykutego do łóżka, itd. W ostatnich latach pokazał mi, jak starzeć się z wdziękiem, w towarzystwie Pana.

Na zakończenie składam kondolencje i modlę się za jego rodzinę oraz wszystkich nas, którzy kochali go w Instytucie. Gdyby żył, powiedziałby nam: "Żyj swoim powołaniem...żyj świeckością...nie płacz...wkrótce się spotkamy". Dla mnie jest on wciąż żywy w Instytucie i w nas wszystkich, którzy mieliśmy go za formatora: rozmawiam z nim o ważnych sprawach i słucham jego wrażeń. Emilio będziesz żył na zawsze w naszych sercach, odpoczywaj w wiecznym pokoju Chrystusa i módl się za nami, tak jak my modlimy się za Ciebie!

Komentarze