Rozwój Instytutu jest obowiązkiem (Emilio Tresalti)

Zapytałem znajomego, przewodniczącego generalnego instytutu kapłańskiego: "Co księża z waszego instytutu sądzą o świeckich instytutach męskich?" On odpowiedział: "Nic nie sądzą. Dlaczego? "Ponieważ ich nie znają; albo, być może, niektórzy wiedzą, że istnieją, ale są abstrakcją, nigdy ich nie widzieli, nie znali nigdy osoby świeckiej żyjącej w świecie życiem całkowicie poświęconym Bogu, osoby świeckiej należącej do instytutu świeckiego".

Zapytałem innych zagranicznych przyjaciół: "Jak to się dzieje, że w waszym kraju nie ma świeckich instytutów męskich?" Oni odpowiedzieli: "Nie znamy ich, nie ma wśród nas nikogo, kto prowadziłby takie życie; właściwie to dlaczego ktoś z was nie przyjedzie i nie zapozna nas z tym tak konkretnie?"

Czy te odpowiedzi nie dają wam do myślenia? Mnie, tak.

Pomyślmy o nas jako o Instytucie lub, jeśli chcecie, jako o grupie: mamy wspólne powołanie, mamy wspólną misję (powołanie i misja nigdy nie są rozdzielone w historii zbawienia) jest to powołanie osoby świeckiej, powołanej do porządkowania rzeczywistości doczesnej według zamysłu Boga, która chce doprowadzić swoje zobowiązanie chrzcielne do jego skrajnych konsekwencji, używając w sposób stały środków pozwalającej jej na całkowitą i radykalną konsekrację Panu.

W 1952 r. arcybiskup Mediolanu, kardynał Schuster, erygował kanonicznie w swojej diecezji Instytut Świeckich Milites Christi Regis. Co uczynił tym dekretem? Powiedział do tej grupy świeckich: ja, pasterz Kościoła Bożego w Mediolanie, mówię wam: jesteście na dobrej drodze, jesteście w pełni zgodni z duchem Ewangelii, ale powierzam wam misję, za którą jesteście i musicie czuć się odpowiedzialni wobec Kościoła w Mediolanie.

W 1963 r. Paweł VI zatwierdził Instytut dekretem pochwalnym, nadając mu tym samym rangę prawa papieskiego. Co oznacza, innymi słowy: ja, Paweł, który jestem pasterzem Kościoła Bożego rozsianego po całej ziemi, potwierdzam, że jesteś na dobrej drodze, a ponadto powierzam wam misję, za którą jesteście odpowiedzialni już nie przed Kościołem w Mediolanie, ale przed całym Kościołem; otwieram wam drzwi wszystkich Kościołów, a wręcz czynię was odpowiedzialnymi za misję konsekrowanego laikatu we wszystkich Kościołach.

Kilka lat później, przyjmując nas przy okazji naszej rzymskiej pielgrzymki, powiedział nam: "Podejdźcie do swojego powołania w sposób ekstremalny". Wydaje mi się, że słowa te powinny być interpretowane w dwóch kierunkach:

1) w sensie indywidualnym, osobistym, tzn. pogłębienie naszego chrztu, naszego zaangażowania w rady ewangeliczne, dla coraz bardziej świadomej i żywej obecności w świecie (nie ma potrzeby się tu nad tym rozwodzić);

2) w sensie zbiorowym lub wspólnotowym, to znaczy, aby zakorzenić, pogłębić i rozszerzyć naszą obecność w Kościele, "...aż do skrajnych konsekwencji".

Jest więc tak, że gdy rozglądam się w moim środowisku pracy, gdy czytam gazety, gdy słucham innych, gdy podróżuję po świecie, widzę, czuję potrzeby świata i Kościoła, czy to wyrażone, czy przemilczane, i mówię: rozwój Instytutu jest obowiązkiem, jest zobowiązaniem, które wypływa z naszego powołania i stanowi integralną część misji powierzonej nam przez Chrystusa, jako jednostkom lub jako grupie, za pośrednictwem pasterzy, których ustanowił On w swoim Kościele.

Rozwijanie się to nie jest luksus dla Instytutu, nie jest to rodzaj triumfalizmu, nie wynika z "ducha zespołowego", ale jest to spowodowane tym, że jesteśmy powołani i musimy odpowiedzieć na to wezwanie. I nie wystarczy myśleć o Włoszech, trzeba wyjść na zewnątrz: inne kultury, inne sytuacje wymagają obecności naszego powołania. Nie wystarczy pojechać do Afryki, aby bezpośrednio pomóc krajom rozwijającym się; nie wystarczy pojechać do Ameryki Łacińskiej z tego samego powodu. Wszystko to jest dobre, świetne, trzeba tego więcej. Ale Kościół musi być obecny we wszystkich swoich częściach składowych, wszędzie, aby w pełni odpowiedzieć na swoje powołanie i misję; mówimy na przykład, że Kościół nie jest w pełni osadzony, jeśli brakuje życia kontemplacyjnego, tak samo jak musimy powiedzieć, że Kościół nie jest całkowicie i w pełni osadzony, jeśli brakuje tego życia konsekrowanego wśród świeckich; a kto, jeśli nie my, ma ponosić i ponosi za to odpowiedzialność przed Kościołem i przed światem? Jestem przekonany, że instytuty świeckie są łaską dla świata i dla dzisiejszego Kościoła; ale zauważamy ogromny brak męskich instytutów świeckich; z pewnością spoczywa na nas ogromna odpowiedzialność w tym względzie.

I dlatego musimy iść wszędzie, z bardzo konkretnym celem: aby Instytut wszędzie powstawał, rozwijał się i wzrastał, aby przynosił owoce, jakich Pan od nas oczekuje po obdarzeniu nas talentami, których nie wolno nam zakopywać.

Nie mam na myśli jakiegoś triumfalistycznego prozelityzmu, ale, uwaga, palący, niecierpiący zwłoki obowiązek, przed którym nie powinniśmy i nie możemy się uchylać.

I nie jest to tylko zadanie dla Przewodniczącego czy Rady, aby rozsyłać, jest to zadanie dla nas, dla każdego z nas, aby prosić o bycia wysłanym w tym celu, ryzykując, jako ludzie świeccy, którymi jesteśmy, pokładając ufność w pomocy duchowej, którą Instytut ma nam dać, a nie w bezpieczeństwie materialnym: warto.

Ktoś mógłby mi powiedzieć: ale ty, który piszesz te wszystkie rzeczy, co robisz? Przyjaciele, jestem gotów, mówię to publicznie, jeśli Przewodniczący sobie tego zażyczy. Ale ja odpowiadam: ty, który to czytasz, co robisz? Ty też powiedz, że jesteś gotowy, pod warunkiem, że Odpowiedzialni nie znajdą żadnych przeciwwskazań, w takim przypadku ofiaruj Panu cierpienie, że nie możesz być posłanym.

Komentarze