Każdy grzesznik jest święty

Stanowisko Lewitów polegało na tym, że obok potomków Aarona służyli w domu Pańskim, na dziedzińcach, w komnatach, przy oczyszczaniu wszystkiego, co poświęcone, i pełnili służbę w domu Pańskim (l Krn 23, 28).

Dawid powierzył Lewitom zadanie oczyszczania tego, co poświęcone. Jeśli to, co było święte, wymagało oczyszczenia, oznaczało, że musiało być nieczyste, splamione. W Biblii nie ma w ogóle mowy o oczyszczaniu czegoś, co nie jest święte. Według biblijnych redaktorów, tylko to, co święte, może być oczyszczone.

Każdy człowiek jest święty, gdyż jest obrazem Boga, i grzech nie pozbawia go świętości, lecz plami go, bezcześci, pozbawia blasku, brudzi sumienie. Grzech świętego nie sprawia, że święty przestaje być świętym. Sprawia natomiast, że święty człowiek potrzebuje oczyszczenia. O ile bardziej wstydliwe i gorszące jest zło popełniane przez świętego. Łatwiej przebaczamy grzeszącemu, który nie uchodził nigdy w naszych oczach za osobę święta. Jakże trudno przyjąć nam do wiadomości, że... i tu możemy wymienić nasz największy autorytet moralny... popełnił grzech.

A przecież w oczach Boga każdy z nas jest święty. Jeśli to sobie uświadomimy, jakże będzie nam wstyd z powodu najmniejszego grzechu. Ponadto powołaniem każdego chrześcijanina jest nie tylko życie w niesplamionej świętości, ale także oczyszczanie w oczach innych tego wszystkiego, co Bóg stworzył jako święte. Człowiek poprzez swoje nieposłuszeństwo zszargał świętość świata stworzonego, uczynił ją mało czytelną. Teraz zadaniem chrześcijanina jest uświęcanie świata, błogosławienie mu, porządkowanie go i ciągłe wskazywanie na jego nieprzemijającą świętość.

„Największym cudem, jakiego doświadczyłam w życiu - opowiada Agnieszka - był moment, gdy ujrzałam Chrystusa w mojej córce - narkomance. Dzisiaj potrafię, oczywiście dzięki Bożej łasce, dostrzec Go w awanturującym się pijanym mężczyźnie, w antyklerykalnym działaczu partyjnym, w prostytutce i kloszardzie. Święte jest wszystko przez sam fakt istnienia, ale jakże wielki żal ściska serce, gdy świętość się tak poniewiera i nie ma kto pochylić się, przytulić, wykąpać, wywabić krwawe plamy, wyprasować pomięte życie. Dlaczego kapłani zajmują się tylko przyzwoitymi grzesznikami, a tak niewiele czasu mają dla nieprzyzwoitych świętych?"

Według Jerzego „być świętym" a „być znakiem świętości" to dwie różne rzeczy. Jezus utożsamia się z ludźmi żyjącymi na marginesie, ale jednocześnie wzywa ich do wiary, do porzucenia grzesznego życia i świadczenia o wspaniałomyślności Boga, który wybiera na świadków tych, którymi świat wzgardził. Bez wiary człowiek nie może być znakiem świętości, nawet jeśli się jest dobrym człowiekiem.

POKUTA I CO DALEJ

Gdy franciszkanie zorganizowali w Gdyni spotkanie na temat spowiedzi, liczba osób, jaka przyszła, przekroczyła wszelkie oczekiwania. Nie myślałem, że jest to temat tak bardzo na czasie. Oprócz zainteresowania tym, z czego się spowiadać, uczestnicy pytali, jak pracować nad sobą, aby nie powracać wciąż do tych samych grzechów. Najkrótsza możliwa odpowiedź brzmi: pracuj nad sobą, a nie nad grzechami.

Ćwiczenie woli. Aby być znakiem świętości, trzeba ćwiczyć silną wolę. Nie wystarczy wyspowiadać się z zaniedbań i wyrządzonych ludziom świństw, a potem odprawić pokutę i zadośćuczynić tym, których się skrzywdziło. Wyćwiczona wola zapobiega kolejnym upadkom. Jednym ze sposobów wzmacniania własnej woli jest metoda opóźnionej gratyfikacji. Polega ona na tym, że to co najsmaczniejsze, najbardziej atrakcyjne, przynoszące nam satysfakcję, zostawiamy na koniec. Najpierw to, co gorzkie, uciążliwe, a potem miła, przyjemna niespodzianka. Wstrzymywanie się od potraw mięsnych, gdy zdecydowanie wolisz jeść ryby, nie przyniesie takich efektów jak odwlekanie w czasie czegoś, co da ci przyjemność.

Akceptacja odpowiedzialności. W oczyszczaniu naszego serca może nam także pomóc świadomość, że to my jesteśmy odpowiedzialni za to, jak postrzegamy świat i ludzi. Uprzykrzająca mi życie sąsiadka lub złośliwy przełożony, to nie ich, lecz moje problemy i mogą być rozwiązane wyłącznie przeze mnie. Nie zmienię sąsiadki, ale moja postawa wobec niej może się zmienić. Mój stosunek do drugiego człowieka to całkowicie moja odpowiedzialność. Wielokrotnie byłem świadkiem, jak ludzie uchodzący za dobrych chrześcijan nie mogli opanować złości, oglądając w telewizji wypowiedź jakiegoś polityka. A najbardziej zadziwiające jest to, że osoba, na widok której stajemy się agresywni, nie musi wcale się odzywać, aby z naszej strony posypały się komentarze w stylu: „komuch, złodziej, bandyta". To, co dzieje się z nami, to nasz problem, a nie osoby występującej na ekranie. Jeśli będziemy bardziej świadomi naszej odpowiedzialności za to, jak reagujemy na postawy innych, mniej będzie w nas zła, a więcej życzliwości i kultury.

Spojrzenie prawdzie w oczy. Nie zdajemy sobie sprawy, jakie oddziaływanie na innych mają nasze postawy i nie dopuszczamy do siebie myśli, że to właśnie one są przyczyną złych relacji. Wejrzenie w siebie i otwartość na wysłuchanie osoby, która ma do nas żal, to pierwsze kroki w kierunku pojednania. Do tego potrzeba odwagi i silnej woli, która panują nad emocjami. Należy pamiętać, że wola nie stanie się silna sama z siebie. Trzeba wystawiać ją na próby. Próbować słuchać bez komentowania, bez bronienia się. Jeśli za pierwszym razem nie uda nam się utrzymać emocji pod kontrolą, spróbujmy innym razem. Nie musimy zgadzać się z tym, co myśli o nas ktoś inny i jak nas ocenia, ale wysłuchanie go i podziękowanie mu za to, co powiedział, przyniesie nam duchową korzyść. A o tym, co usłyszeliśmy, porozmawiajmy z Bogiem.

Otwartość na zmiany. Czy naprawdę chcę się zmienić i jestem gotowy na trud walki ze swoimi przyzwyczajeniami, stereotypami...? Czy potrafię podjąć decyzję, która zrewolucjonizuje moje życie? W otwieraniu się na zmiany niezbędne jest takie pogłębianie wiary, które pomoże nam odróżnić to, co stałe i niezmienne, od tego, co jest tylko formą naszej pobożności, abyśmy nie skupiali się na dyrdymałach tylko na Chrystusie. Zbytnie przywiązanie do praktyk religijnych może zniewalać, zamykać na łaskę Bożą, prowadzić do wypaczonego obrazu Boga. Bezmyślne odmawianie modlitw spłyca pobożność. Sprawia, że modlitwa staje się ucieczką od rzeczywistości. Przykładem nieumiejętności rozróżniania między tym, co istotne, a tym, co tylko zewnętrzne, mogą być spory typu: „komunia na rękę czy do ust". A jakie to ma znaczenie? Dzieli ludzi i zdarza się, że nawet liturgię zamienia w pyskówkę.

W: W. Żmudziński SJ, Niebo jest w nas, Ośrodek Odnowy w Duchu Świętym, Łódź 2011.

Komentarze